Изменить стиль страницы

– Więc jednak konwergencja – zauważył Anzelm.

– W tak szerokim jej znaczeniu, każdy proces historyczny posiada charakter konwergencyjny. – Wzruszyła ramionami. – A pamiętajmy, że ta strategia posiadała i ciemne strony. Kilkaset takich „maszynowych inwestorów" działających równocześnie na jednym rynku -a wkrótce stało się jasne, iż w gruncie rzeczy istnieje tylko jeden rynek – stanowiło samodetonującą się bombę ekonomiczną: funkcjonując bezrefleksyjnie i podług sztywnych algorytmów, były ślepe na pośrednie konsekwencje swych poczynań i co rusz powodowały „lawiny decyzyjne", zgubne dla wszystkich. Wyglądało to w sposób następujący.

Tu Kleist wywołała na ścianie przykładowy zapis „lawiny". Miejsca wprzęgnięcia się programów zaznaczone były na lecących w dół wykresach czerwonymi piktogramami. Wersja animowana, trójwymiarowa, ukazywała "współpracę" kilku programów.

– Program najbardziej asekuranckiego z inwestorów -mówiła generał, wskazując kolejno odpowiednie fragmenty zobrazowania – a zazwyczaj był to fundusz emerytalny, rozpoznawał sytuację jako niebezpieczną – bo akurat na tym dokładnie poziomie ustawiono mu próg czujności -i pozbywał się papierów, jego zdaniem, zdaniem jego twórców, niepewnych. To naturalnie wzbudzało niepokój kilku innych programów. Jeśli skumulowane wahnięcie kursów przekroczyło analogiczny próg u któregoś z nich, wówczas i on się dołączał do zrzutu, a jeżeli przy tym był to program zaplanowany „z większym gestem", mógł się zachować bardziej agresywnie i pójść „na trend". Spadek kursu się powiększał i rzutował na kursy firm pokrewnych, bo programy prewencyjnie wyprzedawały blokowo. Wystarczyło parę takich zazębień skutków działań jednego programu z założeniami kolejnego, by giełda ni z tego, ni z owego, w przeciągu minut, spadła w najgłębszą otchłań bessy. Ludzcy maklerzy mogli tylko przyglądać się i kląć.

– Czemu nie wyłączyli tego wszystkiego w cholerę?

– To nie było żadne wyjście – Kleist pokręciła głową. -Kto by się na coś takiego porwał, uzyskałby jedynie tyle, że najpóźniej i z największą stratą zeszedłby z dołujących Przedsiębiorstw. I w rzeczy samej, według tego scenariusza doszło do kilku poważnych załamań giełdowych. Jednak po upowszechnieniu komputerów opartych o fuzzy logic, sieci konekcyjnych, PDP i post-PDP, heurystyk adaptatywnych, nieporównanie bardziej elastycznych i zdolnych do nauki na błędach – zagrożenie z tej strony wyraźnie zmalało. Bezpośrednią konsekwencję powyższego stanowi również całkowite wykluczenie z ekonomicznych gier ludzi.

– Więc co wy tu właściwie robicie?

– W boju parkietowym uczestniczą wyłącznie maszyny. Nam pozostaje rola programatorów i określaczy strategii ogólnych, nadzorców, kontrolerów i sztabowców.

– Odpadliśmy, bo jesteśmy wolniejsi?

– Nie tylko. Chociaż rzeczywiście, szybkość dyskwalifikuje człowieka już na starcie. Ale komputery tej generacji są „świadome" również istnienia innych komputerów inwestorów i biorą w swych decyzjach pod uwagę ich programy. Zmagania wspięły się tym samym na wyższy poziom, owe wnuki programów eksperckich rywalizują bowiem ze sobą już na „metagiełdzie", gdzie dokonywane wybory zależą nie od rzeczywistych notowań i faktycznych posunięć adwersarzy, lecz ogółu stanów i zdarzeń możliwych, a każde z nich ważone jest odpowiednim prawdopodobieństwem i wartością oczekiwaną. Na tym etapie ludzcy analitycy giełdowi sami z siebie już nawet post factum nie są w stanie zrozumieć i wytłumaczyć poczynań komputerów. Przykładowo – Kleist wyciągnęła zapis jakiejś starej sesji i przewinęła analizę – znajdują w listingu pozycję ewidentnie chybioną, zakup jakichś dołujących akcji i sprzedaż ich z wielką stratą. Logika gry na pierwszym poziomie giełdy mówi jasno, iż jest to błąd. Jednak gdy gra toczy się na poziomie drugim, zmienia się perspektywa oceny i nie szacuje się strat i zysków z danych posunięć wobec ich zaniechania (to znaczy: „gdyby nie kupował, bylibyśmy do przodu"), lecz wobec rozkładu prawdopodobnych konsekwencji zaniechań („gdyby nie kupował, Etand najprawdopodobniej zszedłby z KSCF, ruszyłoby czerwone w City i stracilibyśmy sto dwadzieścia mega"). Jedynym wówczas właściwym sposobem analizy jest analiza całościowa. A żaden człowiek nie obejmie jedną myślą wszystkich ruchów na światowym parkiecie.

Ponownie zmieniła wyświetlane wykresy.

– Drugą różnicę pomiędzy konfliktami ekonomicznymi współczesności i początku dwudziestego wieku stanowi stopień ścisłości powiązań gospodarczych w najwyżej rozwiniętych społeczeństwach tych czasów oraz wrażliwości owych społeczeństw na drgnięcia wskazówki ekonomicznego barometru. Chyba nie muszę przekonywać o różnicy?

Hunta z pewnością nie musiała. Niewiele go to wszystko interesowało i najchętniej przerwałby generał pod byle pretekstem, ale wolał jej do siebie w ten sposób nie zrażać: potrafił rozpoznać, gdy ktoś jest naprawdę zakochany w swojej pracy. Na dodatek, decydując się na ów wykład, Kleist sama uwięziła się w formie: jeśli wysłuchają go do końca, ona po prostu nie będzie już w stanie odmówić im przysługi. Rodzaj handlu wymiennego: wy pozwolicie się zatruć moimi ideami, ja wam użyczę Bunkra. Więc cierpiał Hunt w milczeniu.

– I dopiero wiedząc to wszystko, można próbować zrozumieć toczące się od kilkudziesięciu lat już pod tą nazwą Wojny Ekonomiczne. – Doktor Kleist upiła ze szklanki bezbarwny napój. – No więc przydałoby się zapoznać was z podstawami – westchnęła. – W końcu macie przecież wypracować jakąś supercwaną metodę zwycięstwa w Wojnach, nie zaszkodziłoby, gdybyście wiedzieli, czym to sieje.

A więc to był dopiero wstęp! Hunt jęknął w duchu. Jeśli wyciągnie kolejne wykresy, mogę mimo wszystko nie wytrzymać…

– Ograniczę się naprawdę do podstaw, bo bez przygotowania infoekonomicznego i tak nie zrozumielibyście wiele – stwierdziła, najwyraźniej czytając z twarzy Nicholasa.

Ale Preslawny nie byłby sobą, gdyby odpuścił. Zasypał ją dziesiątkami pytań, gęsto naszpikowanych terminologią rodem z „The Wall Street Journal". Generał miała mord w oczach, podobnie Hunt. Była to wszelako jedna z metod Anzelmowego podrywu: poprzez irytację. Preslawny hołdował tradycji flirtu interaktywnego, twierdził, że to dodaje dreszczyku emocji, ta niepewność: pozwie, czy nie pozwie? Teoria, którą głosił, nakazywała po pierwsze wytrącić kobietę ze stanu obojętności wobec podrywacza. Potem, utrzymywał Anzelm, już tylko krok od nienawiści do fascynacji. Hunt uważał taką rosyjską ruletkę za aberrację psychiczną. Powtarzał Preslawny'emu, że powinien się leczyć, póki nie jest za późno.

W sumie chyba się jednak Anzelm przysłużył, bo zanim tych dwoje skończyło się kłócić, była już ciemna noc i generał na krótkie: – To kiedy możemy się instalować? -Nicholasa mogła tylko podać termin. Hunt jednak nie pochwalał takich metod: to niepotrzebne stawianie sprawy na ostrzu noża; gdyby Kleist była w innym nastroju, bardzo łatwo mogłaby się obsunąć w atraktor zimnej złości i skończyłoby się na śledztwie JAG.

Idąc przez pusty parking, Hunt postukiwał gniewnie laseczką.

– Ciebie zabrać gdziekolwiek…! – syczał na Preslawny'ego. – Słoń w składzie porcelany! U nierzeźbionych żartowałbyś pewnie o kondomach! Nie wystarczą ci te odszkodowania, które już wiszą na twojej pensji? Chcesz skończyć na socjalnym? Weź ty się wreszcie…

– Patrz, kogo diabli przynieśli.

Rzucała się w oczy, bo to była jedyna na całym parkingu limuzyna obok tej Zespołu. Wysiadał z niej właśnie mężczyzna o włosach koloru rdzy, w świetle zarzecznych laserów widzieli go wyraźnie mimo sporej odległości.

– Bronstein.

– Zauważ – mruknął Hunt, wsiadając do samochodu -jego też nie wpuściła do wewnętrznego.

Z terminem konferencji było już gorzej. Z jednej strony – musiała się ona odbyć wystarczająco szybko, by wywiedzione z jej wniosków ewentualne zalecenia móc wprowadzić w życie, zanim po Wojnach Monadalnych nie będzie już co zbierać (Schatzu mówił o trzech-czterech miesiącach na ostateczne ustalenie nowej równowagi sił). Z drugiej zaś – Hunt musiał dać zaproszonym czas na dokonanie zmian w ich własnych harmonogramach, na przygotowanie wiarygodnych legend, a części z nich – także na zapoznanie się z dostarczonymi przez wojskowych kurierów wcale grubymi opracowaniami o dotychczasowej teorii i praktyce eksploracji myślni (wszystko wyłącznie na papierze!).

Ostatecznie stanęło na następnym weekendzie. Konferencja miała trwać trzy dni – zacznie się w czwartek wieczorem, skończy w niedzielę. Uczestnicy zostaną zakwaterowani wewnątrz Bunkra, w pokojach przeznaczonych dla wizytujących VIP-ów i cywilnych analityków. Zabezpieczeniem całości, zarówno przed sneakerami obcych wywiadów, jak i miejscowych mediów, zajmą się: z ramienia sekcji Fortzhausera – McFly (już z nową twarzą) oraz nowojorski oddział Secret Service, która teoretycznie razem z FBI odpowiadała za ochronę tajemnic Korpusu. W praktyce EDC dysponował własną komórką kontrwywiadowczą i McFly zajął się wszystkim z pomocą ludzi z Bunkra. Hunt po raz kolejny odniósł to dobrze znane zawodowym biurokratom wrażenie: że oto firmuje własnym nazwiskiem działania, nad którymi bezpośrednią kontrolę zdać musiał komu innemu. Przerażające, przerażające uczucie. Sam bowiem więcej czasu poświęcał drugiemu przedsięwzięciu zaanonsowanemu na zwołanym przez Bronsteina zebraniu: wykorzystaniu Krasnowowego sukcesu z estepem. Estep (STP – Stymulator Telepatii) w teorii pojawił się już w pierwszych pracach Vassone, jako sztuczny rekonfigurant DNA do postaci wzorcowego DNA niskiej immunologii umysłu. Vassone wyteoretyzowała go z faktu, iż bez wątpienia istnieje genetyczny wyróżnik ludzi ponadprzeciętnie podatnych na dookolne fluktuacje myślni, ponieważ na podstawie wydostanych za pozwoleniem Hunta z maszyn NSA DNAM Amerykanów udało się jej odnaleźć trzech następnych telepatów. Jej zalecenia były wobec tego następujące: wyizolować całość genów odpowiedzialnych; sporządzić bezpieczny wzorzec uniwersalny; skonstruować na jego bazie odpowiedni rekonfigurator ludzkiego DNA. Za to zabrał się z miejsca Krasnow. Wszystko wskazywało, że w końcu odniósł sukces. W dostarczonym do Centrali przez wojskowego kuriera pojemniku znajdował się tuzin szczepionek.