Изменить стиль страницы

22 XI

Wstaję o czwartej rano Joszka odwozi mnie na lotnisko i jedzie na pogrzeb do Transylwanii. Kiedy w knajpie balowaliśmy nocą, umarła jego babcia.

Podaję na odprawie bilet.

– Sztokholm – Budapeszt, zgadza się, ale nie powrotny.

– Jak to? – robi mi się słabo. Bilet kupowali Węgrzy. Nie mam już na telefon, ostatnie forinty dałam żebrakowi. Nie brałam karty Visa w obawie przed własnym roztargnieniem.

– Tu jest napisane Budapeszt – Sztokholm – pokazuję niepewnie.

– Bez powrotu – paniusia wie lepiej.

Nie ruszam się z miejsca. Trwam w banieczce pewności, oddzielającej od wątpiącego we mnie świata.

– Sprawdzę – leniwie wstaje i wkręca bilet w maszynkę. – A nie, powrotny też – ogłasza zdziwiona.

Otwierają się przede mną niebiosa, skrzydlaty anioł Malewi (My Levi?) przenosi mnie do czekającego Pietuszki.