Изменить стиль страницы

21 XI

Wieczór autorski w księgarni. Środkowoeuropejskie twarze – zmasakrowane przez historię, inteligentne. Swojskie. Niewytresowane cywilizacją. Można się po nich spodziewać wyszlifowanego uśmiechu albo kłów.

Sensowne pytania z sali i od prowadzących wieczór. Bez tej głupawej polskiej agresji, poczucia wyższości, kasującego rozmowę. Pozwalającego co najwyżej na knebel riposty.

Zostaję węgrofilem? Hungarofilem? W knajpie, gdzie Joszka sprosił młodych pisarzy i krytyków, powrót do przeszłości. Nostalgiczne Węgry, tęskniące za wspaniałością Austro – Węgier, wywołują wspomnienia – dla mnie studiów w galicyjskim Krakowie. Kawiarnianych nasiadówek, pomysłów, entuzjazmu. Gdy towarzystwo nie rozlazło się jeszcze na prawicę i lewicę, nie zatkało poczucia humoru forsą.

Janos – młody, zabawny wydawca i poeta, skręcający notorycznie z wierszy w powieść historyczną. Kimś takim mógł być Tekieli, gdyby nie okopał się w „prawdziwej historii Trójcy Świętej”.

Joszka planuje wydanie Namiętnika. Tłumaczymy mu z Lajosem „nieprzetłumaczalność” tytułu. Wolne żarty, nie ma waluty nie dającej się zamienić na dolary i nie ma nieprzekładalnych słów. Z kombinacji węgierskich skojarzeń „Namiętność” i „Pamiętnik” wychodzą „Manewry miłosne”. Genialne, ale już było, podobnie jak piąty kieliszek wina. Słowiańsko jasnowłosy Janos przysuwa się i nieśmiało pyta, czy naprawdę jestem w ciąży.

– Da – rozmawiamy po rosyjsku.

– Wyobraźcie sobie węgierskiego jasnowidza z lat pięćdziesiątych – przygaduje Lajos. – Widzi w nowym tysiącleciu Polkę i Węgra, gadających w wolnym Budapeszcie po sowiecku, zawał serca.

– Jak to jest nosić w sobie człowieka? Musi być niesamowite, nie mógłbym się przyzwyczaić – Janos zajada sałatkę i usiłuje wczuć się w rolę ciężarnego z pełnym żołądkiem tego czegoś, obcego.

– Myślisz, że ja mogę? Też nie rozumiem, czasem czuję, ale nie rozumiem. Co z tego, że jestem kobietą i to powinno być naturalne, wymoszczone hormonami. Równie dobrze ty mógłbyś być w ciąży i pytałabym cię, jak to jest.

– Przerażająca jest oczywistość tajemnicy.

– Strasznoje.