11 II
W brzuchu rozpycha mi się czas. Puchnie, rośnie. Kilka miesięcy temu był skulony w embrion. Na – sionko czasu. Kołysane każdym moim oddechem.
Patrzę na głęboko śpiącego Piotra. Ma urodziny. Ułożyłam mu na poduszce prezenty i wychodzę cicho na poranną mszę do świętego Jacka. O czwartej wracamy do Szwecji.
Nadaję Siostrzeńcowi w Łodzi SMS: KTO RANO WSTAJE TEMU PAN BOG DAJE. PODPISANE PAN BOG.
Mały wrócił z porannej mszy i odpisuje jako jedyny w domu umiejący posługiwać się komórką:
– CIOCIA TO TY? Odpisuję:
KTO RANO WSTAJE TEMU PAN BOG W DUPĘ DAJE. NADAL PAN BOG – sądzę, że po tym nie ma wątpliwości, kto jest nadawcą. Natychmiast telefon:
– Ciocia, ty czy nie ty? Bo… – nie kończy, Mama wyrywa mu słuchawkę:
– Już?! Komplikacje? – Co już?
– Nie rodzisz? – do telefonu dorwała się spanikowana Siostra. – My tu z nerwów umieramy, że ty rano…
– I potem komplikacje?
– Jezu, to był żart. Do głowy mi nie przyszło…
– Myśleliśmy, że wcześniak – są trochę rozczarowani? – Ty też byłaś dwa miesiące przed terminem…
Grafik skończył okładkę. Niezła. Plakat. Zmysłowe ciało z jedną okrągłą, drugą zaostrzoną piersią, pikującą w widza. Białawe ciało larwy, zrzucającej z siebie krwawy kokon. Zakryta kontuszem, wyrywająca się Nike albo niewolnica. Ciekawe, co spieprzą w druku.
Samolot krąży pół godziny nad Sztokholmem – śnieżyca. Pietuszka wyjmuje prezenty z pudełek.
– Pod oczy? – pyta niepewnie.
– Pod oczy.
– Po myciu, przed goleniem – wyjmuje kosmetyki z innego pudełka. Niełatwo mu rozbić tę klasyczną rzeźbę męskiego ciała na części. Monolit piękna. To kobiety dzielą się na podroby: krem do oczu, ust, biustu, nóg, pupy, dłoni.
Najbardziej ucieszył się z pudełka melatoniny. Przyda mu się po nocnych dyżurach. Gdzie tam… prezent jest prezent. Od razu męski krem pod oczy i połyka tabletkę, prosząc stewardesę o szklankę wody.
– Buju, buju – przemawiam do brzucha. – Śpij, Półeczko, śpij. Nie bój się.
Samolot już dawno powinien wylądować, chociażby w niebie.