Twarz geologa przybrała wyraz ogromnego zdziwienia.

— Jak to możliwe? Może głębokościomierz uszkodzony? Nie, to nonsens! Przecież i ekran sytuacyjny potwierdza, że się cofamy!

— Tak. Cofamy się. Mimo że szybkościomierz wskazuje 9 cm/s.

— Zwiększ prędkość — rozkazał Igor.

Strzałka szybkościomierza przesunęła się do 20 cm/s. Cofająca się wolno na ekranie sytuacyjnym czerwona kreseczka statku ruszyła znów w górę. Ale nie trwało to długo. Uczeni odczuli wyraźnie, jak statek się zakołysał i znów wolniutko zaczął opadać ku widocznej jeszcze w dole warstwie fioletowonie-bieskiej.

— Przekaż mi na chwilę stery — zwrócił się Igor do Suzy i sięgnął po drążki kierownicze.

Geolog wyłączył silnik. Statek szybko przemieszczał się w dół. Igor znów włączył motor, powoli zwiększając prędkość, potem ją zmniejszając. Dżdżownica posuwała się naprzód, to cofała, to znów wznosiła się w górę, jakby walcząc przeciw spychającemu ją prądowi jakiejś podziemnej rzeki.

Geolog manipulował tak kilka minut dźwignią prędkości oraz sterami, nie zmieniając kierunku ruchu. Tajemnicza siła nie ustawała jednak w próbach wyrzucenia statku z półpłynnej warstwy.

Dżdżownica przybrała pozycję pionową. Igor gwałtownym ruchem przesunął dźwignię ruchu aż do końca. Statek poderwał się w gorę. Szum silnika przeszedł w ogłuszający ryk.

Szybkościomierz wskazywał 130 cm/s.

Czerwona kreseczka na ekranie sytuacyjnym prędko wznosiła się teraz w górę. Igor raz po raz naciskał guzik pobieracza próbek.

Niespodziewanie zza krawędzi ekranu wysunęła się nowa warstwa i dążyła naprzeciw czerwonej kresce wyobrażającej statek. Tajemniczy prąd zdawał się słabnąć. Istotnie, przed samą nową warstwą zniknął zupełnie. Czyżby prądy powstawały i krążyły tylko wewnątrz brunatnej warstwy?

Przechodząc do następnej, tym razem czerwonawej warstwy, znów zmniejszyli prędkość. Warstwa ta przypominała gęstą oliwę i Igor wyłączył zupełnie narzędzia kruszące, przechodząc na pompowanie. Szybki przepływ niezwykłej cieczy przez rurę transportera działał jak silnik odrzutowy.

Zdążyli się jednak oddalić od poprzedniej warstwy zaledwie o 70 metrów, a już ciekła dotąd substancja zaczęła gwałtownie krzepnąć. Nim Igor i Suzy mogli zrozumieć, co się stało, ciecz wokół statku przybrała konsystencję asfaltu, a w końcu zakrzepłego gipsu.

Transporter stanął. Igor sięgnął do tablicy rozdzielczej i położył dłoń na przełączniku aparatury kruszącej. Już miał nacisnąć guzik, gdy niespodziewanie Suzy przechyliła się w fotelu i powstrzymała go za ramię.

— Poczekaj jeszcze!

Na ekranie sytuacyjnym można było zauważyć bez trudu, jak wokół statku narasta coraz grubsza warstwa zakrzepłej skały. Po kilku minutach Dżdżownicę otaczała skorupa, podobna kształtem do kokona gąsienicy jedwabnika.

— Te skały zachowują się jak żywa substancja. Oczywiście ta możliwość jest zupełnie wykluczona, ale czy nie uważasz, że mogą tu działać… — Suzy spojrzała pytająco na Igora.

— Może… Zróbmy eksperyment.

Nacisnął przełącznik, uruchamiając narzędzia kruszące. Przesunął dźwignię ruchu. Znów rozległ się przytłumiony szum silnika. Statek powoli wgryzał się w ściankę otoczki. Ale w miarę jak czub Dżdżownicy sięgał powierzchni kokona, w miejscu tym narastała nowa warstwa krzepnącej substancji. Dopiero przy znacznej intensywności kruszenia udało się statkowi wydostać z pułapki.

Wznosili się teraz szybko w górę, pozostawiając poza sobą czerwone skrzepy niezwykłej substancji.

— A gdyby tak zobaczyć, co się stanie, jeśli… — odezwała się naraz Suzy.

— Jeśli nie zniszczymy otoczki?. — Właśnie.

— Spróbujmy — zgodził się Igor i wyłączył silnik.

Po kilku minutach Dżdżownicę pokrył nowy kokon. Zmniejszywszy odległość pola widzenia, obserwowali teraz uważnie jego narastanie na ekranie podziemnego oka. Proces krystalizacji przebiegał równomiernie, ale jakby w kilku fazach. Jednocześnie Suzy zwróciła uwagę na występujące wahania w przewodnictwie elektrycznym otaczającej ich cieczy, co niewątpliwie wiązało się z okresowym wzrostem jonizacji i powstawaniem kryształów.

Wreszcie proces narastania otoczki ustał. Igor i Suzy skupili teraz całą uwagę na wskazaniach głębokościomierza. Co się stanie z otoczką i zamkniętym w jej wnętrzu statkiem?

Powoli, ledwie dostrzegalnie, wskazówka poczęła przesuwać się z liczby 5430 na 5440. Spojrzeli na ekrany sytuacyjne, ale były nieczytelne — czerwoną kreseczkę zamkniętą w białej „muszelce” otaczał ze wszystkich stron jednostajnie szary obszar.

— 5450 — wyszeptała Suzy. — A więc opadamy w dół.

— To było do przewidzenia — odezwał się geolog. — W poprzedniej warstwie prądy również usiłowały nas zepchnąć w dół. Ponadto statek nasz jest prawdopodobnie nieco cięższy od wypieranej przezeń cieczy. Zwiększanie się objętości przy krzepnięciu, jak to się dzieje z lodem, należy do rzadkich zjawisk.

— Pójdę i choć pobieżnie zbadam próbki — powiedziała Suzy schodząc z fotela.

Statek zakołysał się lekko. Suzy zatrzymała się na szczeblach drabiny.

— Czyżby i tu działały jakieś prądy? — zauważył geolog.

— Tak to wygląda. Pchnięcie, zdaje się, było poziome. Kondratiew od kilku minut manipulował pokrętłami i przyciskami na tablicy nawigacyjnej. Teraz uniósł dłoń wskazując na ekran.

— Najbliższa stała powierzchnia, od której odbijają się fale ultradźwiękowe, znajduje się w odległości 458 metrów na zachód. Najdalsza — na północo-wschód, w odległości blisko 6 kilometrów. Warstwa ta jest więc ogromnych rozmiarów.

— Czy nie stwierdziłeś poziomych ruchów statku?

— Zaraz zobaczymy — geolog znów pochylił się nad tablicą. — Istotnie — powiedział po chwili. — Nie tylko opadamy, lecz posuwamy się również poziomo w kierunku wschodnim. Spróbuję zmierzyć prędkość, a ty zajmij się próbkami.

W kwadrans później Suzy znalazła się znów na górze.

— Potwierdzają się twoje przewidywania. Statek opada na dno, gdyż jest cięższy od wypieranej cieczy.

— Już nie opada. W tej chwili wznosimy się, i to dość szybko.

— Oczywiście przyczyną jest pionowy ruch cieczy?

— Tak. Niestety, nie udało mi się dotąd stwierdzić, jak szeroki jest ten strumień. Czy badałaś skład chemiczny?

— Bardzo pobieżnie. Jest to jakiś skomplikowany roztwór. Skoncentrowałam się głównie na własnościach fizycznych. Najciekawsze, że nie udało mi się wywołać procesu krystalizacji ani przez obniżenie temperatury czy też podgrzewanie, ani drogą wprowadzania zanieczyszczeń. Dopiero przy przepływie zmiennego prądu elektrycznego nastąpił proces osadzania się kryształów w miejscach styku cieczy z naczyniem. Aby więc doszło do reakcji, konieczne jest wprowadzenie obcego ciała i przepływ prądu. A co ty sądzisz o tych strumieniach?

Geolog zrobił niezdecydowany ruch dłonią.

— Nie wiem nic. A ściślej — nie potrafię wytłumaczyć faktów.

— Mamy tu niewątpliwie do czynienia z ruchem cieczy — zastanawiała się Suzy. — Można by przyjąć, że na skutek różnic w temperaturze otaczających skał występuje zjawisko krążenia ciepłych prądów.

— Tak. Ale dlaczego ruch cieczy występuje dopiero wówczas, gdy nasz statek w niej się znajdzie? Dlaczego im większa była nasza prędkość, tym gwałtowniejszy był prąd? Zresztą wydaje się, że w ogóle poprzedni ośrodek wykazywał nadspodziewanie szybki ruch w porównaniu z dużą lepkością substancji. Powiedzmy, że prądy w cieczy, która nas teraz otacza, istniały stale i po prostu statek nasz dostał się w ich zasięg przypadkowo, opadając na dno własnym ciężarem. Ale tego, co się działo w poprzedniej warstwie, nie potrafię wytłumaczyć. Oczywiście nie ma żywych skał, ale w zjawiskach tych można istotnie doszukiwać się ingerencji żywej istoty.

Oboje myśleli w tej chwili o jednym, ale wszelkie kiełkujące w głowie hipotezy wydawały się zbyt śmiałe.

— Oto i nowa warstwa — przerwała chwilowe milczenie Suzy. Na ekranie sytuacyjnym ukazał się ciemniejszy pas, dążący szybko na spotkanie czerwonej kreseczki. Od powierzchni planety dzieliło statek jeszcze 5 kilometrów.