Ekran podziemnego oka z pomarańczowego stał się żółty. Temperatura przekraczała 1400 stopni. Dżdżownica pogrążała się w żyle ciekłej magmy.

Igor odetchnął ciężko i przetarł czoło wierzchem dłoni. Pochylił się nad dźwigniami kierowniczymi, zmniejszył nieco prędkość statku i zaczął ostrożnie zmieniać kierunek. Dżdżownica znów opadała w dół.

Poruszali się teraz w ośrodku o konsystencji gęstego błota i silnik napędowy pracował znacznie ciszej. Ale ponad jego szum przedzierał się teraz inny, nieprzyjemnie świszczący dźwięk. Zdawał się on potęgować z minuty na minutę.

— Co to tak świszczę? — przerwała milczenie Suzy.

— Aparatura chłodząca jest nieco przeciążona — odrzekł Igor z pozornym spokojem.

— Tysiąc czterysta dziewięćdziesiąt stopni!

— W zasadzie statek wytrzymuje temperaturę do 2000 stopni Celsjusza, ale tylko na krótki okres: 15–20 minut.

Nagle statek zadrżał i zakołysał się tak gwałtownie, że Suzy i Igor chwycili odruchowo za poręcze foteli. Kabina przybrała ukośną pozycję, potem znów bardziej pionową. Jednocześnie temperatura podskoczyła do 1600 stopni.

Szum motoru zagłuszył świst aparatury chłodzącej. Strzałka szybkościomierza przesunęła się z 25 na 50, potem na 80 cm/s. Statek opadał szybko w dół, otoczony ze wszystkich stron roztopioną masą skalną.

Krople potu wystąpiły na czoło Suzy. Spojrzała na termometr. Temperatura powietrza wewnątrz statku podniosła się z 20 na 26 stopni Celsjusza.

Minuty wlokły się wolno. Temperatura przekraczała już 30 stopni. Upał stawał się coraz trudniejszy do zniesienia.

Suzy wpatrywała się teraz w ekrany sytuacyjne, ale nie potrafiła nic z nich wyczytać. Temperatura w sterowni dochodziła do 42 stopni.

— Zdaje się, że już — usłyszała jak przez watę głos Igora. Na ekranach, z boku i w dole, ciemna plama zaczęła mętnieć i przybierać szarą barwę.

Suzy zastygła w oczekiwaniu.

— Uwaga! — geolog raptownie zmniejszył prędkość silnika.

Znów statek zakołysał się. Odczuli nagłą zmianę przyśpieszenia, jak w-chwili hamowania sań.

Igor zwiększył obroty silnika, ale prędkość nie przekraczała teraz 30 cm/s i zmiejszała się nieustannie. Szum motoru coraz wyraźniej przechodził w ryk. To statek wdzierał się w głąb coraz to gęściejszego ośrodka.

1530… 1500… 1450… 1400… 1300… 1200… 1100… 1000… 900… — Suzy śledziła wskazania termometrów zewnętrznych. Również wewnątrz statku temperatura wyraźnie spadała.

Ekran podziemnego oka przybrał już ciemnowiśniowy kolor, potem wrócił niemal do zwykłego wyglądu, przestając świecić.

Wielka plama żyły magmowej pozostała już poza statkiem. Wykres drogi Dżdżownicy wskazywał, że blisko półtora kilometra posuwali się w długim, pionowym kominie, wypełnionym lawą. Od powierzchni planety dzieliło ich 9500 metrów. Ciśnienie przekraczało 3800 atmosfer.

Po 800 metrach poziomej drogi Igor zaczął wznosić Dżdżownicę w górę. Temperatura dotąd utrzymywała się stale blisko 650 stopni Celsjusza — widocznie znajdowali się w okolicach większych zbiorników magmy. Teraz temperatura znów poczynała wolno rosnąć. Wreszcie po trzech godzinach, gdy osiągnęła 730 stopni, Igor przeszedł do ruchu poziomego, wymijając duży pień częściowo zakrzepłej lawy.

Ponownie spróbowali przedrzeć się w górę, ale i tym razem plan spełznął na niczym. Temperatura znów rosła. Przypuszczalnie nad nimi znajdowała się większa intruzja, zbliżona kształtem do lakkolitu.[33]

Postanowiono więc posuwać się poziomo, aż temperatura wróci do przewidzianej wykresem dla tej głębokości, to jest do około 380 stopni.

Przebyli jednak dalsze trzy kilometry drogi, a temperatura utrzymywała się ciągle powyżej 600 stopni.

Igor kazał Suzy położyć się spać. Gdy po godzinie ją obudził, twarz miał poważną i skupioną.

— Przygotuj trzy sondy z najważniejszymi materiałami. Minerały i kry-stalogramy znajdziesz w trzecim pojemniku, ułożone osobno. Suzy spojrzała na wskazania manometrów.

— Różnice w ciśnieniu nie przekraczają dopuszczalnych wartości.

— W tej chwili. Ale już dwukrotnie wystąpiły dość znaczne wahania i wstrząsy.

— Nie zauważyłam.

— Były bardzo słabe. Zarejestrował je tylko sejsmograf, a przede wszystkim aparaty akustyczne. Występują również znaczne wahania przewodnictwa elektrycznego.

— I sądzisz, że za chwilę…

— Nic jeszcze nie sądzę — przerwał spokojnie. — Trzeba jednak zabezpieczyć zbiory. To nasz obowiązek. Materiały muszą wyjść na powierzchnię.

Suzy zeszła z fotela i skierowała się do laboratorium. W drzwiach zatrzymała się jeszcze. Już otwierała usta, aby o coś zapytać geologa, gdy krzyknął rozkazująco:

— Prędzej!

Suzy skoczyła w głąb laboratorium i w tej samej chwili podłoga zakołysała się pod jej stopami. Ogłuszający trzask i zgrzyt wstrząsnął Dżdżownicą. Grad kamieni posypał się na dziewczynę. Padła na podłogę, uderzając o jakiś przedmiot.

Niemal w tym samym momencie nowy wstrząs szarpnął statkiem. Znów posypały się kamienie. Potem zapanowała dzwoniąca w uszach cisza. Suzy ostrożnie uniosła głowę, rozglądając się po laboratorium. Światło paliło się normalnie. Przyrządy również znajdowały się na swoich miejscach. Jedynie podłoga zasypana była odłamkami skał — oczywiście Igor zapomniał zamknąć któryś z pojemników wypełnionych próbkami i zostawił bałagan'ha stoliku laboratoryjnym!

Wytężyła słuch. Silnik nie pracował. Tylko od tylnej części statku dochodziło przytłumione buczenie aparatury chłodzącej.

Teraz uczuła, że coś spływa jej po twarzy. Przetarła ręką czoło i spojrzała na dłoń. Wzdrygnęła się. Dłoń była zakrwawiona. Widocznie padając skaleczyła się w głowę.

Ale czy to w tej chwili ważne — pomyślała. — Jeśli statek jest uszkodzony… Przede wszystkim trzeba sprawdzić, co się stało z Igorem…

Wstała z podłogi i ruszyła z powrotem ku drzwiom.

Igor siedział jak poprzednio w fotelu pilota, śledząc pracę przyrządów kontrolnych. Gdy usłyszał za. sobą kroki, nie odwracając głowy spytał krótko:

— Sondy załadowane?

— Nie zdążyłam…

— Zajmij się tym natychmiast. Szkoda każdej sekundy.

— Czy statek jest uszkodzony?

— Jeszcze nie. Pospiesz się!

Wróciła do laboratorium i otworzyła pojemnik numer 3. Na jego dnie leżało kilkanaście podłużnych puszek termoochronriych, przygotowanych do umieszczenia w sondzie. Widocznie Igor już od kilku dni spodziewał się trzęsienia ziemi, uporządkował zasadnicze materiały i przygotował je do wysłania na powierzchnię w razie katastrofy Dżdżownicy.

Załadowanie iglic zajęło Suzy nie więcej niż kwadrans. Ale te piętnaście minut, kiedy każdy szmer wydawał się zapowiedzią nowych wstrząsów, kosztowało dziewczynę niemało wysiłku woli.

— Wszystko przygotowane — zameldowała wreszcie Igorowi.

— Co ci się stało, Suzy? — dopiero teraz zauważył krew na jej twarzy.

— Skaleczenie. W czasie tych wstrząsów. Nic groźnego…

— Trzeba zrobić opatrunek.

Zeskoczył pośpiesznie z'fotela i otworzywszy umieszczoną w ścianie apteczkę, wyjął butelkę ze środkiem dezynfekcyjnym i plaster opatrunkowy.

— Nachyl się! Tak. Dobrze. A teraz słuchaj — mówił oczyszczając ranę. — Sytuacja nie jest najlepsza, choć statek, jak sądzę, uniknął szczęśliwie większych uszkodzeń. W najbliższych godzinach należy spodziewać się dalszych wstrząsów. Przyrządy stwierdzają istnienie znacznych napięć w skałach. Gorzej, bo odbiorniki akustyczne rejestrują trzaski charakterystyczne dla zbliżającego się trzęsienia ziemi. Miejmy nadzieję, że będą to wstrząsy słabsze niż ten ostatni.

— Dlaczego stoimy w miejscu? Czy nie możemy tak jak przedtem wydostać się z niebezpiecznej strefy?

— Niestety nie. Wówczas układ warstw, jak i struktura mineralna skał, a ponadto bliskość półpłynnej magmy stwarzały poważne szansę wydostania się z zagrożonego terenu. Rozwinięcie jak największej szybkość było konieczne, aby wyprzedzić prędkość osuwania się warstwy skalnej. Teraz mamy do czynienia nie z powolnym przesuwaniem się skał, lecz z gwałtownymi wstrząsami. Wokół otaczają nas pokruszone, olbrzymie bloki granitu. Jeśli w chwili wstrząsu będziemy przekraczać szczelinę między blokami i bloki się przesuną — statek zostanie rozcięty. W tej chwili znajdujemy się wewnątrz bloku, w znacznej odległości od. szczeliny — dodał spostrzegłszy lęk w oczach Suzy.