— Czyżbyś coś zauważył? — przerwała nerwową ciszę.

Geolog skinął głową i wskazując na ekran sytuacyjny, odpowiedział pytaniem:

— Czy widzisz tę jaśniejszą, postrzępioną warstwę przed nami?

Proxima _10.jpg

Rysunek 12. Planowana i rzeczywista droga Dżdżownicy — na mapie okolic Ciemnej Plamy

— A więc to już?

— Nie zapominaj, że ciała o jednolitej, zwartej strukturze są bardziej przenikliwe dla naszego podziemnego radaru niż sypkie.

— Wiem o tym, ale myślałam, że to jakaś zwykła warstwa skalna… O! Patrz! — gwałtownie przerwała rozpoczęte zdanie.

Przez ekran przesunęło się teraz równocześnie kilka większych i mniejszych brył bazaltu.

— Będzie ich coraz więcej — odrzekł spokojnie geolog, manewrując dalej statkiem.

Dżdżownica powoli przyjmowała znów położenie poziome. Widoczna na ekranach^ sytuacyjnych warstwa bazaltu nabierała ostrości. Suzy nie miała już wątpliwości, iż jest to cienka płyta zestawiona z graniastosłupów. W miarę jak statek zbliżał się do krawędzi płyty, coraz większe jej partie, przeważnie nadkruszone działaniem lodowca, zajmowały powierzchnię górnego ekranu sytuacyjnego. Radar ultradźwiękowy kreślił podobny do negatywu obraz przestrzenny warstw otaczających statek.

Igor stał się nad podziw rozmowny.

— Już w tej chwili można wysunąć szereg wniosków. Przyjrzyj się uważnie warstwom otaczającym płytę. Górna warstwa to po prostu piasek i żwir oraz większe kamienie naniesione przez wodę i częściowo lodowiec. Dolna dzieli się na kilka równo ułożonych warstw materiału skalnego o różnym składzie mineralnym i różnej ziarnistości. Jeśli się nie mylę, ta płyta bazaltowa była czymś w rodzaju wybrukowanego placu czy ulicy. Ciekawe, jaki teren pokrywa ona obecnie w porównaniu ze stanem pierwotnym?

— Jak dotąd, końca nie widać — stwierdziła Suzy patrząc na ekran. Jasna plama zakryła już blisko jedną trzecią jego powierzchni. Wkrótce

czerwona kreseczka wyobrażająca statek miała zetknąć się z postrzępioną

krawędzią płyty bazaltowej.

— Czy możesz już choć w przybliżeniu określić, kiedy zbudowano tę płytę? — podjęła Suzy. — Mogłabym zbadać też wiek bazaltowych cegiełek.

— W tej chwili nie ma na to czasu. Zajmiesz się tym później. Oczywiście nie potrafię na oko określić, kiedy powstała płyta, ale jasne, że budowla ta wyprzedza znacznie ostatnie zlodowacenie.

Na ekranie podziemnego oka ukazało się nagle kilkanaście czarnych brył, bezładnie rozrzuconych, poziomo przez środek pola widzenia. Liczba ich szybko rosła i po chwili jednolita, czarna warstwa przecinała ekran. Igor zmniejszył prędkość do 4 cm/s, potem do l cm/s, wreszcie zatrzymał statek. W milczeniu badał układ i budowę poszczególnych warstw, manipulując gałką podziemnego oka, to znów pobierając próbki.

W końcu polecił Suzy, aby przygotowała dwie sporządzone uprzednio mapy terenu. Na mapach tych mieli wykreślić położenie płyty bazaltowej i jedną z nich wraz z próbkami przesłać sondą iglicową na powierzchnię.

Znów zagrał silnik. Igor wyprowadził Dżdżownicę tuż ponad bazaltową warstwę i przekazał stery fizyczce. Zajęty całkowicie obserwacją ekranów i obliczeniami, tylko od czasu do czasu wydawał krótkie polecenia dotyczące zmiany kierunku lub prędkości.

Podobny teraz do prawdziwej dżdżownicy, statek sunął wolno, niemal ocierając się dnem o bazaltowe graniastosłupy ułożone równo, jeden przy drugim, przez tych, którzy kiedyś, przed wiekami, zamieszkiwali tę niegościnną planetę.

— B-2! Halo! B-2! Zina! Jaro! Czy nas słyszycie? Jak tam odbiór?

— Bardzo dobry! Gdzie jesteście?

— Na głębokości 1123 metrów pod powierzchnią lodowca. Według mapy IV w kwadracie F9. Zboczyliśmy z kursu blisko 5 kilometrów na północo-zachód.

— Dlaczego tak długo nie dawaliście znaku życia? Co się stało?

— Nie było czasu — odrzekła Suzy. — Zresztą czternaście godzin to jeszcze nie tak długo.

— Tym bardziej że nowiny są warte czekania… — dorzucił Igor.

— Ogromnie jestem ciekawa — rozległ się głos Ziny. — Może naprawdę znaleźliście w lodzie urpiańskiego mamuta?

— Coś znacznie ciekawszego!

— Co? Mów wreszcie!

— No to słuchajcie — tym razem Igor nie dawał się długo prosić. — Nie tylko planeta X i. Tema, ale również Urpa była kiedyś zamieszkana przez istoty rozumne. Czy tu należy się doszukiwać pierwotnego ogniska życia owych legendarnych Temian, czy też chodzi o próby kolonizacji przez mieszkańców planety X — na odpowiedź jeszcze za wcześnie. W każdym razie odkryliśmy nowe źródło niezwykle interesujących materiałów archeologicznych, które niewątpliwie rzucą nowe światło na przeszłość Układu Proximy.

— Może powiesz wreszcie, coście odkryli? — zniecierpliwił się Brabec.

— Właśnie próbuję się streszczać — Igor mrugnął z uśmiechem do Suzy. — W zasadzie nasz podziemny szlak miał biec prosto od miejsca startu ku Ciemnej Plamie. Pierwsze sześć kilometrów przebyliśmy zgodnie z planem w powierzchniowych warstwach. Następnie weszliśmy do rowu tektonicznego o szerokości około 5 kilometrów, badając pokrywające jego dno najmłodsze osady. Stwierdziliśmy tam przynajmniej trzykrotne działanie większych mas lodu. Na dokładne analizy próbek nie było jeszcze czasu, ale w przybliżeniu, opierając się na analogicznych zjawiskach ziemskich, można powiedzieć, że spośród kilkudziesięciu zlodowaceń, -jakie przeżyła Urpa, trzy ostatnie dotarły aż do tej doliny. Otóż w okresie między pierwszym a drugim zlodowaceniem, w czasie znacznego ocieplenia klimatu, powstała tu, na dnie tej doliny, jakaś budowla, wzniesiona przez istoty cywilizowane, stojące na szczeblu rozwoju technicznego odpowiadającego mniej więcej XIX czy XX wiekowi na Ziemi. Nie chciałbym zresztą zbyt pochopnie wysnuwać wniosków. W każdym razie istoty te opanowały w znacznym stopniu technikę topienia minerałów, produkując w ten sposób to, co można nazwać materiałem budowlanym.

— A więc raczej niższy poziom techniczny od budowli tajemniczych Temian? — wtrącił Brabec.

— Tak sądzę. Ale też przypuszczam, że tutejsze budowle są znacznie starsze od temiańskich.

— Co to za budowle?

— Otóż podejrzewam, że była to wysoka wieża otoczona kilkoma budynkami w kształcie spłaszczonych walców. Trudno zresztą powiedzieć, czy skupisko budowli było tylko jedno, gdyż zbadaliśmy Dżdżow.icą bardzo wąski pas. Trzeba zająć się specjalnie tym terenem. Sądzę, że warto wezwać Szu. Niech przynajmniej da nam wytyczne jako archeolog. Teren jest, jak sądzę, niemnły. Siady budowli znajdują się w kwadracie F8, na wschodnim, łagodnym zboczu doliny. Kilkadziesiąt metrów niżej dno doliny zostało wyrównane i pokryre na przestrzeni przynajmniej kilku kilometrów sześcioboczną kostką bazaltową, podobnie jak na Ziemi brukowano niegdyś place lub układano parkiety. Do czego służył mieszkańcom Urpy ten ogromny płaski plac i czym był on otoczony — trudno odgadnąć.

— No, a wieża? — zapytała Zina.

— Pozostały z niej tylko żałosne szczątki fundamentów. W stosunkowo dobrym stanie znajdują się tylko niektóre fragmenty owego placu. Nawet ta płyta ocalała tylko dzięki splotowi okoliczności. Prawdopodobnie jeszcze przed zakończeniem budowy dolina ta objęta została wielką powodzią. Właściwie przeszło tędy kilka czy kilkanaście powodzi, które w stosunkowo niewielkim stopniu nadgryzały bazaltową płytę, ale za to pokryły ją grubą warstwą mułu. Prawdopodobnie w związku z jakimś okresem bardzo dużych wahań blasku Proximy — powstaniem wielkich opadów śnieżnych, to znów upałów i ulewnych deszczów. W okresie tym plac pokryła 20—35-metrowa warstwa naniesionej powodzią gleby. Widocznie Urpianie — jeśli można ich tak nazwać — nie byli w stanie opanować żywiołu i oddali swe dzieło na jego pastwę. Krótko mówiąc, poziom nowej gleby, na której poczęło się krzewić życie typu polarnego, sięgał w tym czasie powyżej podstaw budowli na wschodnim zboczu. Ale wkrótce nastąpiła nowa katastrofa: spadek temperatury i nadejście wielkiego lodowca. Wypełnił on niemal całą dolinę, zmiótł wieżę i otaczające ją budowle, a nawet miejscami sięgnął do bazaltowej płyty. Na szczęście dla nas lodowiec cofnął się, nim zdążył zniszczyć płytę. Potem do doliny wtargnęły jeszcze raz lody, pogłębiając szczerby w płycie, ale to już był koniec. Po krótkim okresie gwałtownego topienia się lodu wielkie mrozy znów chwyciły, aby już nigdy nie wypuścić tej ziemi ze swych szponów. Co prawda, możemy i tu, podobnie jak na Nokcie, stwierdzić w pewnym okresie cykliczny wzrost temperatury, ale ponieważ jest to dolina, warstwa lodów była tu stosunkowa gruba. Później spływająca z innych okolic woda zwiększyła jeszcze bardziej grubość lodowca.