— Więc kiedyś, przed tysiącami lat, Urpa mogła być światem podobnym do ziemskiego? Może nawet…

— Jak wysoki stopień rozwoju osiągnęło tu życie, trudno na razie powiedzieć. Za mało materiałów zebraliśmy. Tyle że mamy już niezbity dowód istnienia na Urpie zwierząt zbliżonych stopniem rozwoju do gadów czy ptaków.

— Jeśli istniały tu istoty na poziomie Temidów… — .wtrącił Brabec.

— Zginęły również wraz z całym światem roślin i zwierząt.

— A Temianie?

— Wiemy o nich bardzo niewiele. Tak niewiele, że chwilami wydają mi się gośćmi z innego układu planetarnego. Może jakaś próba kolonizacji Temy… Chociaż… ile dziesiątków lat trzeba było grzebać w ziemi, aby odnaleźć pełny łańcuch form pośrednich między światem zwierząt a człowiekiem. Badania nasze trwają jeszcze zbyt krótko.

— Chyba nie wierzysz, aby Temianie wymordowali się wzajemnie? — spytała Zina.

— Dotąd zbyt mało wiemy o Układzie Proximy. Sądzę jednak, że gdyby podobna cywilizacja istniała na Urpie w okresie nadejścia zlodowacenia, powinna była do dziś utrzymać się przy życiu. Dlatego raczej wykluczam możliwość odkrycia śladów wysokiej cywilizacji na tej planecie.

Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Wreszcie przerwał ją głos Ziny:

— Mówiłeś jeszcze o jakimś ważnym odkryciu?

— Tak. Chodzi o pewien zagadkowy fakt — zaczął tajemniczo. — Są dane, że nie tylko Nokta, ale i Urpa przeżyła przed dwoma tysiącami lat wzrost temperatury. Nagrzewanie było tu jednak znacznie mniej intensywne, a za to długotrwałe i jakby powtarzające się w regularnych odstępach czasu. Już podczas wstępnych sondowań i próbnego zanurzania Dżdżownicy zwróciło to moją uwagę. Są ślady dość intensywnego topnienia lodowca na pewnej określonej głębokości w zewnętrznej warstwie. Tajanie odbywało się z nieregularnymi przerwami. Spływająca woda osadzała w zagłębieniach i szczelinach pyły, układając je warstwami. Dzisiejsze wyniki badań całkowicie potwierdziły moje domysły: lód topił się w równych odstępach czasu. Trudno dociec, czy były to zmiany dzienne, czy roczne, ale niewątpliwie proces ten miał charakter cykliczny. A przecież — jak wynika z badań promieniotwórczości — odbyło się to prawie przed dwoma tysiącami lat, już w okresie, gdy życie powinno zamrzeć na tej planecie.

— Na innych planetach, poza Noktą, nie stwierdziliśmy jednak wzrostu temperatury — wtrąciła Suzy. — Nawet na Sel, choć jest ona satelitą Urpy.

— Właśnie. Dlatego musimy jeszcze dokładnie zbadać powierzchniową warstwę. Oczywiście zasadniczego planu nie zmieniamy — mniej więcej za dwadzieścia dni wyjdziemy na powierzchnię w pobliżu Ciemnej Plamy. Zboczymy jednak nieco na północ, do długiego wąwozu. Pozwoli nam to, nie zmniejszając głębokości, zbadać jeszcze jedną warstwę powierzchniową. A teraz powiedzcie mi, jaki stopień geotermiczny wykazała sonda numer 12 poniżej 500 metrów.

Przez chwilę panowała cisza, po czym rozległ się głos Brabca:

— Jeden stopień Celsjusza na 19 metrów. Brwi Igora ściągnęły się.

— Dziękuję. W porządku — powiedział beznamiętnie, ale Suzy wyczuła, że spokój jego jest tylko pozorny.

Spojrzała odruchowo na termometr, gdzie świecące cyfry wskazywały 202 kelwiny.

— Za chwilę ruszamy — odezwał się Igor. — Będziecie teraz z nami w stałej łączności. Oczywiście — uśmiechnął się — odpowiadamy na każde pytanie, ale tylko w wolnych chwilach. A teraz, Suzy, chodźmy coś przekąsić.

Przeszli do małego pomieszczenia między kabiną kierowniczą a laboratorium. W ścianach znajdowało się kilka przezroczystych zbiorników z owocowym płynem, duża szafka ze skondensowaną żywnością oraz podręczna apteczka. Przełknąwszy odżywczą pastylkę Igor nalał sobie pomarańczowego płynu do szklanki. Wypił kilka łyków i odsunąwszy szklankę od ust rzekł z powagą:

— Nie chciałem cię niepotrzebnie niepokoić, ale obawiam się, że obszar ten jest obszarem sejsmicznym. Stosunkowo niedawno nastąpiło tu trzęsienie ziemi.

— Ten uskok w lodzie? — przypomniało się Suzy.

— Tak — skinął głową. — Możliwe, że nawet nastąpiło to nie dawniej niż rok temu. Musimy się zdecydować, czy będziemy kontynuować badania, czy też powrócimy na powierzchnię.

— I co?

— Trzeba by wówczas rozpocząć poszukiwania innego, spokojniejszego terenu.

— Mówiłeś, że obszar ten jest bardzo dogodny do badań…

— Właśnie — westchnął geolog. — Nie wiem, czy prędko znajdziemy tak korzystne warunki. Ułożenie skał w znacznej części obszaru zgodne,[27] duże złoża wapieni o cechach wapieni numulitowych, a nieco głębiej starsze od nich o blisko 100 milionów lat piaskowce. Niewykluczone, że możemy tu dotrzeć nawet dość płytko do skał ogniowych, na co wskazuje bardzo znaczny przyrost temperatury w miarę zwiększania się głębokości.

— Przecież mamy tu 202 kelwiny, czyli 71 stopni mrozu! Czyżby ten stopień geotermiczny, który ci podał Jaro, odpowiadał tutejszemu terenowi?

— Tak. Ale dotyczy to znacznie większej głębokości. Przemarzanie gruntu sięga tu na kilkaset metrów w głąb planety. Ale wracając do sprawy: poszukiwanie innego, odpowiedniejszego miejsca opóźniłoby poważnie pracę. Nie wiemy jednak, czy wolno nam ryzykować poruszanie się w terenie sejsmicznym. Oczywiście prawdopodobieństwo trzęsienia ziemi w najbliższych dniach jest bardzo małe, ruch statku może jednak przyśpieszyć proces dojrzewania wstrząsu. Z drugiej strony, nasze aparaty określają stan napięcia w skałach i mogą nas ostrzec przed katastrofą. Mówiąc szczerze, nie wiem, co robić…

— A gdybyś był tu sam? — Suzy zajrzała mu głęboko w oczy. Kondratiew spuścił wzrok. Przez kilka sekund obracał w palcach stojącą na półce szklankę, potem spojrzał na Suzy jakoś ciepło.

— Ja? Chyba… nie zrezygnowałbym z dalszych badań.

— Więc nie ma o czym mówić — powiedziała stanowczo. — Ruszamy w dalszą drogę!

BAZALTY…

Jednostajny, usypiający szum silnika umilkł raptownie.

Suzy uniosła głowę i rozejrzała się dokoła. Wyrwana znienacka ze snu, wodziła przez chwilę błędnym wzrokiem po ścianach kabiny, nim uświadomiła sobie, gdzie się znajduje.

Kabina tonęła w półmroku. Tylko ekrany odcinały się jasnymi plamami na tle pogrążonych w cieniu ścian, a kilka lampek kontrolnych mrugało rytmicznie.

— Co się stało?

Cień Igora pochylonego nad ekranem podziemnego oka poruszył się i wyprostował. W słabym blasku bijącym z ekranów ujrzała twarz geologa.

— Zatrzymałem statek — powiedział spokojnie. — Ale jeśli nie śpisz, to spójrz. O, tu! — wskazał na ekran podziemnego oka.

Suzy nacisnęła guzik. Wąski tapczan, na którym spała, przybrał kształt fotela.

Na ekranie rysowała się wyraźnie warstwa żwiru i gliny morenowej pomieszanej z większymi odłamkami skał. Suzy przyglądała się dłuższą chwilę obrazowi, ale nie mogła dostrzec nic niezwykłego.

— Gdzie? O czym mówisz? — zapytała niepewnie.

Geolog wyciągnął rękę i wskazał palcem jeden z większych kamieni. Dopiero teraz Suzy zauważyła, że kamień ten różnił się znacznie kształtem i barwą od innych. Nie był wygładzony tarciem o podłoże skalne i otaczające kamienie, lecz przypominał czarną kostkę o nieco poszczerbionych krawędziach.

— I co?

Igor wzruszył ramionami.

— Nie wiem. Zaraz się przekonamy.

Ujął kierowniczą dźwignię przyrządu służącego do wydobywania okazów i po chwili czarny pierścień wgryzł się w żwir wokół znaleziska.

— Gdzie my teraz jesteśmy? — spytała Suzy. — Czyżby to już był rów tektoniczny?[28]

— Tak. Spałaś trzy godziny, a ponieważ nieco zwiększyłem szybkość, przebyliśmy w tym czasie przeszło kilometr.

Suzy spojrzała na ekran sytuacyjny, potem, zapaliwszy światło, na wykres drogi statku. Przebywali pod ziemią już blisko 40 godzin i czerwona, falista linia oddaliła się znacznie od czarnego punktu, który oznaczał miejsce startu. Podobna linia na drugim wykresie wskazywała, iż znajdowali się 1100 metrów pod powierzchnią planety. Od warstwy lodowej dzieliło ich jednak tylko 30 metrów. Statek podziemny, przebijając się przez rozległy zrąb, na którym stała baza, dotarł do dna długiego rowu tektonicznego, wypełnionego po brzegi przeszło kilometrową warstwą lodowca.