— Co to było za przesunięcie? — Suzy od chwili, gdy zwróciła uwagę geologa na linię rozgraniczającą dwie płaszczyzny, wyczuwała wyraźnie jakieś napięcie. Czyżby Igor ukrywał coś przed nią?

— Uskok — odrzekł krótko.

— Uskok w lodowcu?

— Nastąpiło pęknięcie i przesunięcie większych mas lodu. Igor wyjaśnił pozornie naturalnym tonem. A jednak…

— Jaka może być tego przyczyna?

— Zobaczymy… — odparł wymijająco.

Wiedziała, że na razie niczego więcej od niego się nie dowie. Tymczasem statek zbliżał się coraz bardziej do dna lodowca.

Mimo niedużej prędkości ciemniejsze i jaśniejsze warstwy lodu zmieniały się teraz znacznie częściej. Wkrótce Igor przesunął rączkę steru kierunkowego. Dżdżownica zmieniła położenie, zataczając szeroki łuk, aby tuż pod samą powierzchnią gruntu przejść niemal do pozycji poziomej.

W tej chwili statek przedzierał się jeszcze przez lód. Suzy raz po raz kierowała wzrok na ekran sytuacyjny, to znów śledziła z napięciem obraz zmieniający się w polu widzenia podziemnego oka.

Dawna powierzchnia globu była coraz bliżej. Kabina kierownicza wróciła niemal do normalnego położenia. Jeszcze cztery, jeszcze dwa, jeszcze półtora metra dzieliło dolne gąsienice statku od dna lodowca. '-

Na dole ekranu podziemnego oka ukazał się ciemny pas, wędrujący wolno w górę. Już zakrył trzecią część fluoryzującej tafli… Mimo że ekran sytuacyjny, w przeciwieństwie do podziemnego oka, nie dawał zbyt wyraźnego obrazu, można było zauważyć, że statek począł wgryzać się w łagodne zbocze jakiegoś niewielkiego wzgórza…

Na okrągłej tarczy podziemnego oka mieniły się teraz jak w kalejdoskopie czerwone, stwardniałe grudki gliny wśród żółtawych, lessowych warstw gleby. Błyskały cienkie żyłki wody, zakrzepłej w gruncie, to znów czerniały rozrzucone z rzadka kamienie.

Nagle… Suzy w pierwszej chwili nie zrozumiała, co się właściwie stało.

Pamiętała tylko, że na granicy lodu i gleby zamajaczył na chwilę jakiś cień, złożony z postrzępionych, cienkich nitek.

Ukazał się i znikł.

Ale w tej samej chwili przytłumiony szum silnika ucichł.

Spojrzała na Igora. Trzymał rękę na dźwigni ruchu.

A więc to on zatrzymał statek.

Teraz ujął palcami pokrętło kierownicze podziemnego oka, zmieniając odległość „przekroju”.

Na ekranie pojawił się znów tajemniczy cień.

Suzy nie miała już wątpliwości: była to roślina. Roślina zamknięta w krysztale lodu.

Igor ujął w dłonie drążki kierownicze zespołu narzędzi służących do wydobywania znalezisk. Po kilku minutach wokół rośliny pojawił się czarny pierścień, otoczony delikatną siatką pęknięć w kryształach lodu. Suzy wstrzymała oddech. Dotychczas znała tego rodzaju pracę tylko z opisów technicznych.

Roślina ujęta w czarny pierścień drgnęła i wraz z nim zrobiła półobrót, potem skurczyła się i znikła. Na jej miejscu pozostała biała, okrągła plama, jaśniejsza od otaczającego lodu.

Igor nacisnął dźwignię ruchu. Ekran podziemnego oka ożył. Dżdżownica pogrążała się coraz głębiej w grunt. Znów na granicy lodu i gleby zamajaczyły jakieś kępki niskiej polarnej roślinności, potem wąska warstewka mchów czy porostów.

Igor nie zatrzymywał już jednak statku, zwiększając tylko obszar pobieranych próbek.

W dole ekranu, w warstwie brunatnoszarego piasku zmieszanego ze żwirem i gliną, ukazywały się raz po raz większe głazy — znak przechodzącego tu kiedyś lodowca górskiego. Wkrótce warstwa lodu i gleby zniknęła z pola widzenia: kierowany wprawną ręką geologa statek zaczął schodzić pod niedużym kątem na większą głębokość.

Coraz to nowe formacje skalne przesuwały się wolno na ekranie. Przedarłszy się przez czarne, gruboziarniste piaskowce, potem żółtobrunatne, zbite wapienie i ciemne, zwięzłe łupki — Dżdżownica natrafiła na grubsze pokłady kalcytu.[25] Tu Igor oddał pilotowanie Suzy, a sam przeszedł do laboratorium, aby dokonać wstępnych badań pobranych dotychczas próbek.

Prowadzenie Dżdżownicy nie było zadaniem trudnym, gdyż ograniczało się do kontroli położenia oraz obserwacji ekranu podziemnego oka.

Po dwudziestu minutach na ekranie sytuacyjnym ukazała się nowa, ciemniejsza warstwa.

Dziewczyna zaczęła wahać się, czy nie zatrzymać statku. Może trzeba będzie zmienić kierunek?

Spojrzała na zegar. Już blisko trzy godziny przebywali pod ziemią. Minąl wyznaczony przez Igora termin nawiązania łączności z bazą. Czyżby geolog zapomniał o tym, że Zina i Jaro czekają?

Położyła dłoń na dźwigni ruchu, gdy naraz za nią rozległy się kroki.

— Próbki bardzo ciekawe. — W głosie geologa wyczuwało się podniecenie. Spojrzał na ekran sytuacyjny i siadając obok Suzy rozkazał: — Wyłącz silnik. Zrobimy małą naradę.

Suzy szybko przesunęła dźwignię i szum motoru ustał. Teraz dopiero spojrzała na geologa. Na kolanach Igora spoczywały dwie przezroczyste rureczki. W jednej znajdowało się kilka łodyżek jakiejś rośliny, w drugiej coś brunatnego, podobnego do ziarnka fasoli lub żwiru.

— Przyjrzyj się dobrze. — Igor podał Suzy rurki i sięgnął do pulpitu. Zapłonęła zielona lampka.

—. Zina! Jaro! — zawołał geolog spoglądając spod oka na Suzy, która przez lupę przyglądała się znaleziskom. W kącikach jego ust błądził zagadkowy uśmiech.

— Jesteśmy! — rozległ się nieco przytłumiony głos Brabca.

— Jak tam odbiór?

— W porządku. Jeszcze dobrze słychać. Jak głęboko jesteście?

— Siedemdziesiąt pięć metrów plus warstwa lodowca. Linia przesyłowa działa nieźle.

— Co nowego? — zabrzmiał głos Ziny.

— Zdaje się, że będzie tu sporo roboty dla Mary i Allana.

— Znaleźliście jakieś skamieniałości?

— Jeszcze nie, ale za to zakonserwowane w lodzie rośliny i… — Igor urwał spoglądając na Suzy.

— I co?

— Czyżby to było… jajko? — wyszeptała niepewnie fizyczka, przyglądając się z uwagą maleńkiej kuleczce,

— W każdym razie coś zbliżonego do jajka, i to z rozwiniętym embrionem.

— Ach, jak wam zazdroszczę! — zawołała Zina.

— Nie martw się. Przyślemy ci to jajko sondą na górę.

— Czy możesz już skonkretyzować jakieś wnioski? — wtrącił Brabec.

— W zasadzie tak, ale na razie bardzo ogólne. Trzeba będzie jeszcze przejść parę razy przez warstwę powierzchniową.

— Wspomniałeś o jakimś odkryciu — rozległ się znów głos Ziny. — Czy już wówczas znalazłeś to jajko?

— Nie. Jajko znaleźliśmy w próbce gleby, wśród resztek jakichś roślin przypominających mchy.

— A więc to jeszcze nie wszystkie rewelacje? — Zina nie ukrywała ciekawości.

— Rośliny, a nawet to jajko trudno nazwać rewelacją. Przecież już wstępne sondowania wykazały, że kiedyś kwitło tu bogate życie. Istnieją co prawda pewne fakty… — zamyślił się na chwilę. — Ale może najpierw spróbuję podsumować ogólne wnioski.

— Jesteś nieznośny. Geolog uśmiechnął się.

— Trochę cierpliwości. Na podstawie zdobytych dziś.materiałów, jak i poprzednich wyników sondowań w różnych punktach globu, można w ogólnych zarysach odtworzyć obraz, że tak powiem, czwartorzędu Urpy. Ściślej — okresu, w którym zamarło życie na tej planecie. W przybliżeniu okres ten rozpoczął się około 800 tysięcy lat temu, przy czym są dane, że następowało po sobie kilka epok lodowych, przedzielonych okresami ocieplenia. Ale przed kilkoma tysiącami lat temperatura dość gwałtownie zaczyna spadać, glacjały[26] stają się znacznie częstsze, a cofanie się lodowców w interglacjałach — jeśli oczywiście można tak nazwać te krótkie, trwające kilka lat okresy ocieplenia — jest w efekcie coraz mniejsze. Jak w tej sytuacji kształtował się i przeobrażał świat roślin i zwierząt, trudno w tej chwili mówić. Zbyt mało mamy danych. Prawdopodobnie jednak znalezione przez nas mchy i drobne krzaczki nie dają właściwego wyobrażenia o życiu, jakie tu kwitło w dawniejszych okresach ociepleń.

Urwał i zamyślił się.

— Klimat całej planety stawał się ze stulecia na stulecie coraz bardziej surowy i zimny — podjął po chwili. — Działanie ogromnych mas lodu zniszczyło życie na wielkich obszarach. Utrzymywało się ono jednak, zwłaszcza w pasie równikowym, do okresu sprzed około 3–4 tysięcy lat. Wówczas to nastąpiło dość gwałtowne obniżenie temperatury. Procent promieniotwórczego węgla w znalezionych roślinach wskazuje, że liczą one nie więcej niż 3 tysiące lat. Niewykluczone zresztą, że w okolicach jakichś ciepłych źródeł życie przetrwało jeszcze kilka wieków.