Jeśli chodzi o rozwój inteligencji, mamy tu dwie strony medalu. Chyba przede wszystkim właśnie brakowi drapieżników trzeba przypisać poważny wzrost liczebności Temidów od początku istnienia Pięciokątów. A przecież zbyt mała populacja tak izolowanej społeczności byłaby dotkliwym hamulcem postępu. Pozostawienie jednego gatunku drapieżcy, przed którym gospodarze muszą stale się bronić — dobitnie świadczy, iż Temianie bynajmniej nie podchodzili bezkrytycznie do tych spraw. Wydaje się, że niczego nie puszczali na żywioł.

Tema, 15 października 2536

Chyba jednak zbyt pochopnie odmówiłam Temidom zdolności tworzenia mitów o zdarzeniach odległych w czasie. Co prawda, niemal wszyscy skupiają swe zainteresowania na sprawach bieżących, z trudem rozumieją, o co chodzi, gdy pytać ich o minione wydarzenia, nawet jeśli jest to przeszłość niezbyt odległa, a w języku ich nie ma wyraźnie zaznaczonej formy czasu przeszłego (ani przyszłego), okazuje się jednak, iż w tej regule są wyjątki. Szukając kontaktów z „obserwatorami nieba”, trafiłam na starucha kapłana (albo staruchę — bo to dwupłciowiec), na wpół już ślepego, lecz bardzo „rozmownego” i wyjątkowo dobrze zorientowanego w „mitologii”. Z tego, co od niego usłyszałam, wynika, że zna on szerszą, jakby pogłębioną wersję mitu o trzech braciach-bo-gach. Nie jest to, jak na razie, obraz na tyle zwarty i zrozumiały, aby można było pokusić się o wnioski. Próby rekonstrukcji mogłyby łatwo przerodzić się w konstruowanie „mitologii” przeze mnie. Napotkałam jednak szereg niewątpliwie nowych elementów godnych zastanowienia. Na przykład Te-mid ten używa słowa „rodzice rodziców”, i to nie w sensie „babka i dziadek”, lecz współplemieńców, którzy spotykali „boga-nieboga”. Być może chodzi tu o jakiś wyższy stopień „wtajemniczenia”? Muszę być jednak bardzo ostrożna z tłumaczeniem opowieści tego starca na język naszych pojęć.

Moje podejrzenie, że istnieje jakaś forma „wtajemniczenia”, nie jest zupełnie bezpodstawne. Udało mi się bowiem stwierdzić, że nie tylko mój „rozmówca” i jego brat rodzony, ale także rodzice byli „obserwatorami”. Muszę zaznaczyć, iż cała rodzina należy do dwupłciowców. W takim przypadku bracia rodzeni są to nie tylko dzieci tych samych rodziców, lecz i dzieci poczęte przez wzajemne zapłodnienie obu partnerów. Temid rodzi (a właściwie wyrasta mu na zewnątrz środkowej, najlepiej chronionej części tułowia) jedno dziecko, złączone z nim do chwili, gdy będzie już zdolne do nauki samodzielnego chodzenia i zjadania pokarmów, zdobywanych początkowo przez rodziców, a potem samodzielnie. Dzieci dwupłciowców są więc jak gdyby bliźniętami. U jednopłciowców rodzi tylko jeden osobnik (można go nazwać żeńskim), podobnie jak u ludzi. Małżeństwa dwupłciowców z jediiopłciowcami zdarzają się wcale nierzadko — w ich wyniku rodzi oczywiście tylko jeden z osobników, ale jak się okazało, są one z reguły płodniejsze. Rodzą się z nich osobniki jedno-i dwupłciowe. Rozkład procentowy tych trzech płci jest obecnie przedmiotem badań prowadzonych przez Renego we wszystkich czterech oazach ciepła.

Wracając do głównego tematu muszę stwierdzić, iż sprawa „obserwatorów nieba” była dla mnie o tyle intrygująca, że wskazywała na pewne zalążkowe formy rozwarstwienia w społeczeństwie Temidów, opartego na podziale funkcji i przekazywaniu jej potomkom. Mogłoby to z pewnością sprzyja'ć gromadzeniu wiedzy w jednej rodzinie i ewentualnemu jej strzeżeniu, a więc pierwocinom „wtajemniczenia”.

Od starego Temida dowiedziałam się, że również „rodzice rodziców rodziców” (co, jak się okazało, nie oznacza pradziadków, lecz przodków) zajmowali się tym samym i oni właśnie dostąpili zaszczytu spotykania się z „bo-giem-niebogiem”. Oczywiście nie mówił tego w czasie przeszłym (bo nie potrafił), lecz tak jakby działo się to obecnie, twierdząc jednocześnie, że „rodzice rodziców rodziców” nie żyją. Zaczęłam podejrzewać, iż być może wśród „obserwatorów” istnieje jakaś forma wiary w życie pozagrobowe, ale było to nieporozumienie lingwistyczne. Okazało się jednak nieporozumieniem twórczym.

Próbując wyjaśnić kwestię, gdzie zmarli przodkowie spotykają się z „bo-giem-niebogiem”, dowiedziałam się, że dzieje się to w jakiejś wielkiej „boskiej-nieboskiej grocie”. Pytałam też, czy ci przodkowie widzą nie tylko „boga-nieboga”, ale również trzech braci-bogów (zwłaszcza że byli również „obserwatorami nieba”). Temid wyjaśnił, że „Brat-niebrat” (Proxima) jest. ciężko chory, a „Bracia” (dwa słońca Tolimana) martwią się tym i chcą ratować świat (Temę) i wszystko, co w nim żyje. Ale świat też jest bardzo chory i dlatego Temidzi i wszystko, co żyje, czekają w wielkiej grocie, aż wyzdrowieje.

Rzeczywiście, na pierwszy rzut oka wygląda to na mit o życiu pozagrobowym. Stary Temid twierdzi jednak jednocześnie, że tej groty teraz nie ma. A więc chyba raczej mit ten odbija jakieś dawne wydarzenia, w których uczestniczyli Temidzi i Temianie (ci ostatni być może rzeczywiście przybyli z Tolimana?). Muszę to przedyskutować z Korą, Igorem i Szu.

Tema, 2 listopada 2536

Badania przeprowadzone przez Jaro chemotropem nie rozwiązały zagadki „schronów” w Mieście Temian. Wynika z nich tylko, że podziemia zostały bardzo czysto wysprzątane tuż przed kataklizmem. Być może oczekiwano posiłków wojennych. Rewelacyjnym odkryciem było jednak stwierdzenie, iż mieszkańcy Miasta Temian oddychali powietrzem o zawartości tlenu podobnej do powietrza ziemskiego. Jest to dowodem, że twórcy tych twierdz nie pochodzili z Temy. Być może przybyli w ogóle spoza Układu Proximy.

Tema, 9 grudnia 2536

W jednym z zawalonych korytarzy Miasta Temian Ast dokonała przedwczoraj odkrycia, które może mieć przełomowe znaczenie. Chodzi o nieźle zachowany szkielet istoty wzrostu gibbona, nawet trochę przypominającej pokrojem tę małpę człekokształtną. Osobnik odbiega budową od wszelkich poznanych wyższych przedstawicieli tutejszej fauny (ziemskiej także): posiada mocny ogon, opatrzony na końcu „palcami” chwytnymi, chociaż mógł on pełnić również rolę trzeciej nogi. Przednie kończyny bowiem trzeba uznać za czteropalczaste ręce. Renę przypuszcza, że osobnik ten poruszał się chodem trójnożnym w postawie wyprostowanej.

Niestety, szkielet jest bez głowy. Przypuszczamy, że właśnie tam mieścił się mózg, bo w tułowiu brak odpowiedniej kostnej obudowy, mogącej dobrze chronić ten fundamentalny narząd. Jaskrawo odbiega to od linii rozwojowej całej fauny temiańskiej. Czyżby to właśnie był okrutny przybysz z innych światów, reprezentant najeźdźców bezlitośnie mordujących Temidów?

Nokta, 5 stycznia 2537

Znów przybyłam wraz z Deanem na Noktę. Mary wysunęła hipotezę, że utratę tutejszej atmosfery wywołał wąski strumień fal elektromagnetycznych. Jeśli takie międzyplanetarne działo laserowe umieszczono na planecie X — co jest najprawdopodobniejsze — to musiało wyemitować olbrzymią energię, by odparować zestalone gazy, i to z odległości półtora miliarda kilometrów(?).

Nokta, 30 stycznia 2537

Igor ukończył prace na planetoidach. Wyniki badań, z pewnością skrupulatnych, ostudzają nasz zapał w ferowaniu wniosków — są bowiem sprzeczne. Z jednej strony okazuje się, że na planecie X istniało życie dość bogato zróżnicowane. Równocześnie jednak pobrane z przestrzeni kosmicznej powierzchniowe odłamki tego globu, w postaci meteorytów, świadczą, że nigdy nie otaczała go atmosfera. Jedno kłóci się z drugim.

Może prace na Urpie posuną naprzód te rozważania lub ostatecznie rozwiążą zagadkę. Badania te rozpoczną się w przyszłym miesiącu. Jaro, wrócił już z Temy i wspólnie z Ziną buduje Dżdżownicę — załogowy statek podziemny do podróżowania wewnątrz skalnego płaszcza planety. Pozwoli on wniknąć na kilkanaście kilometrów w głąb. Igor i Suzy przygotowują się do tej pasjonującej przygody.Wstępne sondaże przeprowadzone na Urpie dowiodły, że również tam istniało życie.