— 350 stopni — dokończyła Suzy.

— Dobrze. Nawet za dobrze jak na głębokość 9900 metrów przy tutejszym stopniu geotermicznym.

Sięgnął do drążków sterowych.

— A więc pójdźmy za przykładem naszej warstwy — powiedział z — uśmiechem i przesuwając drążek zawołał: — W górę! Chyba już dość mamy przygód!

W POSZUKIWANIU ŹRÓDŁA

Zoe przesunęła palcami po guzikach. Chciała raz jeszcze upewnić się, czy wszystkie przyrządy są włączone.

Pierwsze, drugie, trzecie, czwarte, piąte, szóste stanowisko — liczyła w myślach. — W porządku.

Do uszu niewidomej dobiegł przytłumiony odgłos kroków na korytarzu. Po lekkim, przyśpieszonym chodzie poznała Daisy.

Zoe odwróciła głowę w kierunku rozsuwanych drzwi i przebiegła palcami po płytce plastycznego ekranu. Przywykła już do tego ruchu. Przez wiele miesięcy ćwiczeń czuła, jak niemal z każdym dniem koniuszki jej palców odkrywały coraz większe bogactwo wrażeń dotykowych i termicznych, przetwarzanych w mózgu w zwarty przestrzenny obraz otaczającego ją świata. I choć był to obraz bardzo ubogi w porównaniu z wrażeniami wzrokowymi, jednak wzbogacała go wyobraźnią, malowała wspomnieniem barw.

Teraz na ekranie dermowizora pod palcami wyraźnie wyczuła czworokąt rozsuniętych drzwi i drobną, poruszającą się postać. Z odległości kilku metrów nie potrafiła jeszcze odróżnić rysów twarzy, ale wyczuwana dotykiem sylwetka i znajomy odgłos kroków sprawiły, że rozpoznała Daisy.

Uśmiechnęła się do przybyłej i spytała nie ukrywając podniecenia:

— No i?…

— Wszystko gotowe — odrzekła Daisy siadając obok Zoe w fotelu. — Przełączyłam już oba zespoły na naszą podcentralę. Przed chwilą nadszedł meldunek od Kory. Zainstalowała dodatkowo czwarte stanowisko z koloniami bakterii. Czuwa tam Zoja. Nadeszła też wiadomość od Deana i Włada. Są gotowi.

— Mamy więc ogółem jedenaście stanowisk — ucieszyła się Zoe. — To powinno wystarczyć.

— Jeśli znów nie nastąpi jakaś zmiana — westchnęła Daisy.

— To nie była żadna zmiana. Po prostu wyszłam z błędnych założeń, że źródłem emisji jest Proxima. Teraz mamy w zasięgu całe niebo i jestem niemal pewna, że nie tylko uda się nam zaobserwować gdzieś zaburzenia, ale również określić położenie ich źródła.

— 'Więc jednak jakieś promieniowanie?

— Tak sądzą Kora i Andrzej. Niekoniecznie muszą to być fale elektromagnetyczne.

— A więc cząstki?

— Bardzo możliwe. Zresztą nośnik to kwestia wtórna.

— Co przez to rozumiesz? Czyżby?…

— Czekaj — przerwała Zoe, ruchem dłoni nakazując milczenie. Chwilę nasłuchiwała.

— Nym idzie — wyjaśniła krótko.

— Nym? — zdziwiła się Daisy.

— Słyszę jego kroki.

Teraz i Daisy usłyszała ciche stąpanie za'drzwiami. Po chwili w progu stanął astrofizyk.

— Nie przeszkadzam? — zapytał niepewnie.

— Ależ nie! — zawołała Zoe. — Na. razie jedyną moją robotą jest czekanie. Jeszcze się nie zaczęło.

— Wobec tego pozwól, że i ja tu coś wtrącę. Otóż dziś rano wpadła mi do głowy pewna hipoteza, która chyba was zainteresuje. Co prawda nie jestem zwolennikiem mnożenia bytów bez wyraźnej potrzeby, ale od wylądowania na Temie namnożyło ich się więcej niż ktokolwiek z nas mógł się spodziewać, więc jeszcze jeden pomysł, choćby nawet okazał się wariacki, nie będzie chyba obrazą dla nauki. A jeśli moja hipoteza znajdzie jakieś konkretniejsze oparcie w wynikach waszych eksperymentów, być może warto będzie rozważyć ponownie sprawę instrukcji nr 4. Dlatego przyszedłem z tym do was…

— Zadziwiasz mnie. Czyżbyś przeszedł na naszą stronę?

— Jestem po stronie prawdy, jak by powiedział Szu. A z tym nie jest wcale najłatwiej. Te same fakty mogą być przecież różnie interpretowane. Rzecz w tym, że instrukcja nr 4 może wymagać przeformułowania, jeśli nie będzie odpowiadać sytuacji. Nie spodziewajcie się jednak zbyt wiele: do swojej hipotezy odnoszę się bardzo sceptycznie i nikła jest szansa, aby się potwierdziła. Niemniej nawet najbardziej niedorzeczne przypuszczenie warte jest rozwagi i sprawdzenia, jeśli to możliwe.

— Powiedz wreszcie, o co chodzi! — zniecierpliwiła się Daisy. — Po co ta cała retoryka?

— Poczekaj. Najpierw odpowiedzcie mi na parę pytań. Przede wszystkim: czy zakłócenia łączności radiowej zawsze były skorelowane z zaburzeniami w funkcjonowaniu żywych organizmów — zwierząt i ludzi? Zoe uniosła głowę i wyciągniętą ręką dotknęła ramienia Nyma.

— Usiądź tu bliżej — powiedziała wskazując wolne miejsce obok Daisy. — Wiesz przecież, że niedowidzę na większą odległość — uśmiechnęła się blado. — Niestety, nie jestem w stanie odpowiedzieć w sposób kategoryczny na twoje pytanie. Nie było systematycznej rejestracji parametrów bio. W pełni udokumentowany jest tylko 27-dniowy cykl zmian w warunkach łączności radiowej. Oparłam się tu na analizie zapisu przekazów telemetrycznych i rozmów radiotelefonicznych, dokonywanego na Sel automatycznie od dnia wylądowania. Ale te zmiany bywają różne. Może to być kilkugodzinne pogorszenie się odbioru, krótkotrwałe, powtarzające się co kilkanaście minut zakłócenia, gwizdy, szumy, trzaski o różnym nasileniu, a niekiedy całkowity zanik łączności. Dotyczy to przede wszystkim dość szerokiego zakresu fal krótkich, na których pracują nasze nadajniki. Pokażę ci, jak to wygląda — sięgnęła do klawiatury i na ekranie pojawił się wykres. — Niestety, nie mamy takich danych dotyczących funkcjonowania organizmów żywych. System bezpieczeństwa sygnalizuje tylko poważniejsze zaburzenia i w takich przypadkach włącza się zapis. W czasie mojej choroby, Will rejestrował systematycznie niektóre parametry fizjologiczne mego organizmu. Stwierdził wówczas 27-dniowy cykl odchyleń od normy, ale nie były to żadne poważniejsze zaburzenia i wiązał te zmiany z cyklem menstruacyjnym. Teraz, gdy się okazało, że był on skorelowany z cyklem zakłóceń łączności, rozpoczęliśmy stały zapis u wszystkich uczestników eksperymentu i oczywiście zwierząt doświadczalnych. Pierwsza próba dokonana 27 dni temu, była jednak niezbyt udana. Pogorszenie się odbioru nastąpiło zgodnie z przewidywaniami, ale odchylenie od normy parametrów bio wystąpiło tylko u mnie, i to w niewielkim stopniu, u zwierząt zaś i Zoi na stanowisku zainstalowanym w zwierciadle parabolicznym radioteleskopu zwróconego ku Proximie nie było znaczących zmian. Co prawda w tym czasie nie było żadnego rozbłysku. U mnie zaś cykliczność może mieć przyczyny naturalne. Ale czy może być tylko zbiegiem okoliczności fakt, że omdlenie Hansa, pojawienie się pierścienia i to, co widziałam na Nokcie, a także „cud te-miański” i choroba Allana w Mieście Temian odpowiadają datom pogarszania się łączności radiowej? Chyba nie. I dlatego tak bardzo liczymy na wyniki dzisiejszych obserwacji.

— Słyszałem, że zwiększyłyście liczbę stanowisk.

— Do jedenastu. Sześć na Sel, w różnych punktach, tak rozstawione, aby się dublowały dla obszaru całego nieba. Obsługują je Rita, Wiktor, Suń, Mei i Czin. Dalsze cztery stanowiska, obsługiwane przez Korę, Allana, Zoję i ojca, znajdują się na Temie. Ponadto Wład i Dean mają dokonać próby zlokalizowania źródła ewentualnej emisji falowej lub korpuskularnej z labdżeta w drodze na Noktę. Będą wówczas oddaleni od nas ponad 520 milionów kilometrów i od nich wiadomość nadejdzie, rzecz jasna, z blisko półgodzinnym opóźnieniem.

— Wiem. To przecież dla mnie robią mapę neutrinową nieba. Mają niezły zestaw instrumentów. Widzę, że bardzo solidnie przygotowałaś tę operację.

Daisy w zamyśleniu patrzyła na Zoe. Jakże bardzo zmieniła się ona w ostatnich kilkunastu miesiącach. Ile hartu i wytrwałości, a zarazem energii i wewnętrznego optymizmu było w tej dziewczynie. Była w tym z pewnością również wielka zasługa Kory, która potrafiła dowieść jej, że mimo kalectwa może stać się pełnowartościowym członkiem ekspedycji. Niemniej — Zoe raz po raz zaskakiwała wszystkich zarówno swymi umiejętnościami jak i siłą charakteru. To już nie była tamta nieco lekkomyślna i impulsywna dziewczyna, która ważyła się na szaleńczy skok z Bolidu na powierzchnię Nokty. Zoe spoważniała i wysubtelniała. Jej spojrzenie na życie nabrało ostrości i wnikliwości. Zdobywana przez nią w trudzie wiedza stawała się coraz bardziej gruntowna i systematyczna.