— Właśnie tak! — podchwyciła Zoe.

— Inna sprawa… — Daisy spojrzała na Nyma i zawahała się. — Inna sprawa — powtórzyła — jak pomyślę, że mogliby kierować moimi uczuciami i myślami, robi mi się zimno. Z drugiej jednak strony już sam fakt, że sobie to uświadamiam, trochę mnie pociesza. Chyba można to traktować jako dowód, że nie jest ze mną tak źle. Myślę, że… — rozpoczęła i urwała.

— Co chciałaś powiedzieć? — zapytała po dłuższej chwili oczekiwania Zoe.

— Już nic. Niech teraz Nym powie, co o tym naprawdę sądzi. Mówiłeś o jakiejś hipotezie.

— Mam wątpliwości, czy wam się spodoba — zastrzegł astrofizyk. — Ale po kolei: przede wszystkim powiem wam, co mi się nie podoba w hipotezie Allana i w ogóle w waszych tezach. Zbyt antropomorfizujecie ten obcy rozum.

— Pałace temiańskie świadczą… — wtrąciła Daisy, lecz Nym nie dał jej dokończyć.

— Nie chodzi mi o Temidów i Temian. Być może w jakimś stopniu przypominają ludzi wyglądem i trybem życia, chociaż to jeszcze chyba nie jest dowodem podobieństwa psychicznego, mentalności, zasad rozumowania, etyki, kultury w pełnym tego słowa znaczeniu, a nie tylko twórczości wynalazczej, naukowej czy artystycznej. Z historii wiemy, że ludzie, istoty tego samego gatunku, tworzyli bardzo odmienne struktury społeczno-kulturowe. Jeśli mówiłem o obcym rozumie, to nie miałem na myśli ani Temidów, którym chyba daleko jeszcze do poziomu umysłowego neandertalczyka, ani też Temian, o których nie wiemy ani skąd przybyli, ani co się z nimi stało. Moim zdaniem, jedyne konkretne, rzeczywiste przejawy aktualnej działalności wyższej inteligencji w Układzie Proximy to Torus Karlsone, beznapędowy manewr Robota I i „cud temiański”. Tego nie da się wytłumaczyć ani wadliwymi wskazaniami przyrządów, ani sugestią czy halucynacją, ani też działaniem nieznanych sił natury. To mnie przekonało, że macie rację twierdząc, że w Układzie Proximy działają istoty rozumne na wyższym od nas poziomie rozwoju technicznego. Ale wcale to nie oznacza, że istotami tymi są budowniczowie miast temiańskich. Równie, a może bardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza, że są to istoty przybyłe do Układu Proximy z zewnątrz, z innych rejonów kosmosu, a ich pojawienie się ma jakiś związek z zagładą cywilizacji Temian.

— Myślisz, że te torusy mogły wymordować Temian? — zapytała Daisy i spojrzała niepewnie na Zoe, która ze skamieniałą twarzą słuchała wywodów astrofizyka.

— Nie wiem. Ale i tę możliwość trzeba brać pod uwagę. Jeśli ten Rozum potrafi czynić genetyczne cuda…

— Dlaczego jednak nie zniszczył Temidów? Dlaczego nie atakuje nas?

— Nie wiem. Może Temidzi są im do czegoś potrzebni, a my nie stanowimy niebezpieczeństwa? Czy zresztą tego rodzaju pytania mają jakiś sens? Byłby to przecież rozum całkowicie różny od naszego, o sposobie myślenia i motywacjach całkowicie nam obcych i niezrozumiałych. Nie wolno nam antropo-morfizować… — spojrzał na Zoe. — To są, rzecz jasna, tylko hipotezy, w które nie bardzo sam wierzę — począł się zastrzegać, widząc jak silne wrażenie wywierają jego słowa na dziewczynie. — Nie można też wykluczyć, że te pierścienie i wirujące pyły to tylko zwiadowcy i obserwatorzy, działający nie tylko tu, ale także w innych układach planetarnych zgodnie z programem opracowanym w jakichś odległych obszarach Galaktyki. Wszystko to brzmi jak fantastyczno-naukowa bajka, ale cóż my właściwie wiemy o wszechświecie?

— Czy myślisz, że to, co widziałeś w Układzie Słonecznym przed 133 laty…

— To tylko hipoteza — powtórzył astrofizyk. — Próbuję powiązać w niej różne zdarzenia, ale nie wiem, czy to ma sens. Wasz eksperyment być może zresztą rozstrzygnie od razu niektóre kwestie. Jeśli się na przykład okaże, że źródło zakłóceń zlokalizowane zostało na Primie, w okolicach którejś z gwiazd Tolimana, na jakichś podczerwonych karłach, czy może w jądrze Galaktyki…

Zoe podniosła się z fotela i podeszła dość pewnym krokiem do dużej świetlnej mapy nieba.

— Prima i Toliman są tu — wskazała prawidłowo położenie obiektów. — A tu chyba jądro Galaktyki. Pokaż mi, gdzie są te podczerwone karły! Nym stanął obok mapy.

— O, tu. W konstelacji Panny — powiedział wskazując palcem jakiś niewidoczny punkt między dwiema jaśniejszymi gwiazdami. — Drugi obiekt znajduje się w okolicach Krzyża Południa — przesunął rękę w dół. — Trzeci w Feniksie, między gwiazdami Achernar i Fomalhaut. W końcu na północnej półkuli…

Dźwięk^dzwonka nie pozwolił mu dokończyć.

— Zaczyna się! — ucieszyła się Zoe.

Wróciła szybko do ustawionych w podkowę tablic kontrolnych i usiadła w fotelu. Prawą rękę oparła o klawiaturę, lewą błądziła po czworokątnej płycie plastycznego ekranu.

— Idę do obserwatorium. Nie zapomnijcie dać mi znać — powiedział Nym kierując się ku drzwiom.

Zoe zdawała się nie słyszeć słów astrofizyka. Twarz jej wyrażała skupienie i napięcie.

Daisy zajęła miejsce obok mapy nieba, przy niedużym pulpicie. Jej zadaniem było utrzymywanie łączności ze stanowiskami na Sel i Temie. W tej chwili nie miała jeszcze nic do roboty. Niewielkie ekrany sygnalizowały tylko pogotowie obserwacyjne.

W okienku chronometru cyfry zmieniały się szybko. Od stołu kierowniczego dobiegały urywane, krótkie piski i dzwonki o różnych tonach i sile. Chwilami przypominało to bezmyślne bębnienie — po klawiszach fortepianu. Czasami wśród tych dźwięków nagle wyrywał się i gasł jakiś rytmiczny stukot.

Prawa ręka Zoe biegała po tablicy rozdzielczej, naciskając coraz to inne guziki.

Daisy znów spojrzała na chronometr: minęło już osiem minut od schwytania pierwszych zakłóceń.

— Uwaga, Daisy! — odezwała się Zoe. — Trzecie stanowisko. Sprawdź, jaki obszar nieba ono obejmuje w tej chwili, i podaj dane Nymowi. Niestety… Nie jestem pewna, czy to naprawdę okolice plus 30° i 161'. Jednak… nie daję sobie rady…

Opanowała się zaciskając wargi.

— Trzecie stanowisko? — Daisy spojrzała na mapę nieba. — Jesteś przewrażliwiona. Określiłaś dobrze. To są okolice Korony Północnej i Herkulesa.

Połączyła się z obserwatorium, polecając Nymowi szukać w promieniu 45° od Korony Północnej.

— Jeszcze nie było meldunku od Kory — wtrąciła Zoe. W tej samej chwili rozległ się sygnał i na ekranie wideofonu pojawiła się twarz Renego.

— Zoe! Wstępny meldunek. Na stanowiskach VIII i X widać wyraźne zmiany w zachowaniu się zwierząt. Szczególnie silne podniecenie u psów. Odchylenie parametrów fizjologicznych nieznaczne, głównie pH. Gwałtowny wzrost jonizacji powietrza, zwłaszcza na stanowisku VIII. Zakłócenia radiowe najsilniej zaznaczają się w pasmach 18 i 38 metrów. Namiar źródła zakłóceń nie dał jednoznacznego wyniku. Stanowisko VIII — plus 10° i 271', a więc niemal dokładnie w zenicie nad stacją. Stanowisko X — minus 64° i 41’ w początkach pomiaru, potem powolny ruch w kierunku północnym. To na razie wszystko. Jakie meldunki ze stanowiska na Sel?

— Zakłócenia radiowe bardzo słabe. Jedynie w pobliżu bazy silniejsze. Charakterystyczna rytmiczność trzasków. Położenie źródła — plus 32° i 161', a więc jeszcze inne niż wasze. Na stanowiskach II i V jeszcze inne wyniki, a na III, IV i VI — niemal zupełna cisza. Danych biologicznych jeszcze nie otrzymałam, ale na I, II i V coś tam mają.

— Dziękuję. Wyłączam się! Twarz zoologa zniknęła z ekranu.

— Dziewiętnasta minuta — oznajmiła Zoe. Daisy podeszła do pulpitu.

— Długo jeszcze?

— Wszystkie poprzednie zakłócenia trwały ponad 25 minut.

— Co sądzisz o tych rozbieżnościach w namiarach? To nie mogą być tylko błędy.

— Ciszej! Znów zaczynają się trzaski!

Zoe wzmocniła odbiór i Daisy usłyszała narastające dudnienie, podobne do rytmicznych uderzeń pięścią w metalowe drzwi.

— Więc Dean i Wład twierdzą, że to neutrino z Tolimana B? — Nym zapytał w taki sposób, jakby podejrzewał, że się przesłyszał.

— Z Tolimana B — potwierdziła Zoe. — Przez ponad dziesięć minut liczba zarejestrowanych cząstek wzrosła ponad tysiąc razy. Powiedz, co to znaczy? I jak to pasuje do twojej hipotezy? A przede wszystkim siadaj, bo nie lubię, jak ktoś kręci się po sali. —