— Wszyscy troje widzieliście jednak smugę… — nie ustępował Dean. — Zresztą Wład ma nawet zapis z pantoskopu… To nie było złudzenie!

— Myślę jednak, że ten pierścień… — rozpoczęła Mary.

— Co to? — przerwała Daisy.

Wszystkie głowy zwróciły się ku drzwiom gabinetu lekarskiego, zza których dochodził teraz wyraźny, jękliwy dźwięk.

W rozwartych drzwiach ukazała się blada, zmieniona twarz Włada.

— Co się stało?

Ruchem ręki wskazał bez słowa na tablicę kierowniczą medautomatu, skąd wydobywał się ów jęczący dźwięk.

Ponad rzędem oscylografów migotała ostrzegawczo pomarańczowa lampka.

— Co oznacza ta lampka? — zapytał Hans.

— Automat sygnalizuje, że jest bezsilny. Lada moment nastąpi szok. Mary i Wład zaczęli gorączkowo przeglądać taśmę z instrukcjami. Upłynęła dłuższa chwila. Na czole Mary ukazały się krople potu.

— Nie wiem… Nie wiem zupełnie…

— Chyba tylko to — Wład wskazał palcem szereg cyfr.

— A jeśli?…

— Nie mamy wyjścia. Tu każda chwila może znaczyć^ wiele. Jeśli nastąpi wstrząs i wdadzą się komplikacje, nie damy sobie rady. Musimy zyskać na czasie, aby wysłać dane na Sel. Kora, Will i Zoja muszą postawić diagnozę i przekazać nam właściwy program. Trzeba teraz zastosować hipotermię.

Podszedł do pulpitu sterowniczego i podyktował cyfrowe rozkazy. Mary sprawdziła zgodność z instrukcją i po chwili na pulpicie zapaliły się dwa żółte światełka.

Wszyscy pięcioro patrzyli teraz z napięciem na pomarańczową lampkę, która z wolna zaczęła przygasać. Również alarmowy sygnał ucichł, aż wreszcie umilkł całkowicie.

Mary otarła wierzchem dłoni pot z czoła.

Po trzech godzinach od wysłania danych nadeszła z Sel odpowiedź. Wład miał wyruszyć niezwłocznie Bolidem w drogę do centralnej bazy.

— Myślę, że będziesz mógł wystartować za dwie godziny — powiedział Hans wysłuchawszy komunikatu. — W ciągu godziny powinniśmy załadować wszystko co trzeba na prom i odlecieć. Potem poczekasz tylko, aż wylądujemy, i możesz ruszyć…

— Pierścień pozostanie na orbicie?

— Oczywiście. Trzeba tylko ściągnąć w jego pobliże któreś z laboratoriów orbitalnych. Będziemy go badać zdalnie z bazy na Nokcie. Rzecz jasna, że z analizami chemicznymi i prześwietleniami poczekamy do twego powrotu.

— Za dwa tygodnie powinienem tu już być. Zostawię tylko Zoe i wracam. Będziemy zresztą w kontakcie radiowym. O co ci chodzi. Mary? — Wład zwrócił się nagle do kierowniczki zespołu, która, zwykle spokojna i opanowana, teraz przysłuchiwała się rozmowie ze wzrastającym rozdrażnieniem.

— Wszystko to nie tak! — odparła krótko.

— Co „nie tak”? — zdziwił się Hans.

— Wracamy na Sel wszyscy!

— Boisz się, że bez statku-bazy… ^

— Nie o to chodzi — przerwała mu w pół zdania. — Na razie koniec z badaniami Nokty. Dean i Daisy polecą zaraz promem. Przywiozą wszystkie materiały i zebrane próbki. Ty, Wład, z Hansem zastanowicie się, jak i gdzie załadować pierścień. Przecież go tu nie zostawimy.

Hans patrzył z osłupieniem na żonę.

— Nic nie rozumiem — wyjąkał wreszcie. — Dlaczego?! Co za pomysł przerywać badania?!

— Decyzji nie zmienię!

— Co za dyktatorskie metody… — próbował zakpić Wład.

— Chcesz głosowania? — zapytała zaczepnie. — Dobrze! Ale nie teraz! Hans nigdy jeszcze nie widział Mary w takim stanie.

— Ale to zbyt ważna decyzja, aby ją podejmować bez dyskusji… — usiłował występować w roli mediatora.

— Dobrze. Będziemy dyskutować. Ale dopiero w drodze. Teraz czasu jest zbyt mało. Jeśli się okaże, że nie miałam racji, możecie wrócić za dwa tygodnie i kontynuować badania.

— Powiedz chociaż, o co chodzi. Dlaczego ta nagła zmiana?

— Rzeczywiście… zmiana. Czy nie rozumiecie, że nic tu po nas? Ze Zoe miała rację? Tracimy tylko czas.

— Ależ przecież dopiero zaczęliśmy ostrzeliwanie. Mieliśmy rozpocząć sondaż iglicowy i pobór próbek z wnętrza planety…

— Właśnie! Ostrzeliwanie i sondaż iglicowy.' Czy nie poczynamy sobie zbyt brutalnie?

— Nie rozumiem… Przecież to martwa, pustynna planeta!

— Jesteście tego pewni?

— Myślisz o pierścieniu… To tylko ślad odwiedzin…

— A błyski? Zresztą powiedziałam: podyskutujemy później.

— A co ty o tym sądzisz, Dean?

Astronom siedział w fotelu milczący, z ponurą miną. Zagadnięty przez Włada, spojrzał na niego niepewnie.

— Zgadzam się z Mary — powiedział z determinacją.

— A ty? — Wlad zwrócił się do Daisy. Rozłożyła bezradnie ręce.

— Chyba Zoe miała rację…

— Przewiezienie pierścienia we wnętrzu statku połączone jest z poważnym ryzykiem. — Hans sięgnął do innego argumentu. — A holowanie jest niemożliwe z uwagi na strumień gazów…

— Transportowany był już promem w ołowianej osłonie… — zauważył Dean. —

— Właśnie! — podchwyciła Mary. — Myślę, że twoje obawy są przesadne. Trzeba zresztą zaryzykować. To zbyt cenne znalezisko, aby je zostawić…

— Zoe by nam nie darowała — dorzuciła Daisy.

— Można umieścić ten nieszczęsny pierścień Nibelungów w wyrzutni pocisków i w razie jakiegoś niepokojącego wzrostu reakcji łańcuchowej, po prostu odstrzelić poza statek… — podsunął pojednawczo Wład.

Hans spojrzał na niego z uwagą.

— Powiedziałeś: pierścień Nibelungów… Czyżbyś też, jak Mary, przypuszczał…

— Nie, nie! — zaprzeczył fizyk pośpiesznie. — Pomyślałem tylko, że to rzeczywiście niezwykły skarb, tak cenny, że warto ryzykować… — urwał, kierując wzrok na drzwi kabiny medycznej.

ZWID

Zoe otworzyła jeszcze szerzej oczy, ale otaczająca ją ciemność nie ustępowała. Może pyły zasypały hełm? Próbowała unieść dłoń, aby je odgarnąć, lecz ręka opadła z powrotem, ciężka jak ołów. W tym momencie pod palcami wyczuła miękką tkaninę posłania. Wytężyła słuch. Nie miała już wątpliwości: to, co przed chwilą brała za szum, było szmerem przyciszonej rozmowy. A więc już nie leży sama, bezsilna, wśród lodowatej pustyni. Więc odnaleźli ją! Łzy zaczęły spływać po twarzy Zoe.

Wolno, z ogromnym wysiłkiem przesuwała dłoń po tkaninie. Każde dotknięcie włochatej powierzchni pledu napełniało ją rozrzewnieniem i radością.

— Zoe! — rozległ się nad nią dobrze znany głos,

— Mamo… — wyszeptała z trudem usiłując unieść głowę.

Poczuła delikatny uścisk ciepłej ręki, a potem serdeczny pocałunek w czoło.

Chwyciła palcami dłoń Ingrid i głaskała ją delikatnie, z czułością.

— Mamo… — zaczęła po chwili. — Dlaczego tu tak ciemno?

Odpowiedziała jej jakaś dziwna, przejmująca cisza.

— Przyćmiłyśmy światło, aby cię nie raziło w oczy… — rozległ się głos Zoi Makarowej.

— Ależ ja nic nie widzę!

Przez moment panowało milczenie.

— Nie przejmuj się — powiedziała lekarka. — To minie. Wkrótce powinno minąć…

— Musisz być cierpliwa — dorzuciła Ingrid. Zoe poczuła na wargach dotknięcie szklanki. Przełknęła z trudem parę kropli słodkawego płynu.

— Kiedy będę widzieć? Powiedzcie prawdę!

— Sądzę, że za kilka dni. Czy nie zauważyłaś jakichś zaburzeń wzrokowych przed… — lekarka zawahała się — przed utratą przytomności? — Bała się użyć określenia „śmierć kliniczna”, aby nie wywołać przykrych skojarzeń u chorej. Ale Zoe myślała w tej chwili o czymś innym.

— Czy znaleźliście pierścień? — wyszeptała gorączkowo.

— Tak. Oczywiście — potwierdziła Ingrid… — To rewelacyjne znalezisko. Pierścień Nibelungów!

Zoe uśmiechnęła się blado.

— Pierścień Nibelungów… — powtórzyła cicho. — Czy mogę go zobaczyć? — zapytała po chwili. — To znaczy: czy możecie go tu przynieść? — poprawiła się. — Chciałabym go chociaż dotknąć.

— Musisz być cierpliwa. W tej chwili Nym z Władem przeprowadzają badania…

— I co?

— Na razie domyślamy się tylko, że jest to jakiś złożony układ cybernetyczny, w którym procesy samosterowania, a może nawet samoorganizacji przebiegają przede wszystkim na poziomie nuklearnym.