Wyraz niepewności pojawił się na twarzy Zoe.

— Mówiłaś, że Nym… Gdzie ja właściwie jestem?

— Na Sel. Przywieźli cię dwa dni temu.

— Mary została na Nokcie?

— Nie. Badania przerwaliśmy. Wszyscy z waszej grupy są tu, w bazie.

— Przerwaliśmy… A więc tak… jak chciałam…

— Chciałaś, aby przerwano badania? — zdziwiła się Ingrid. — Dlaczego? Zoe poruszyła się niespokojnie.

— To nie można tak… Te pociski… Sondy głębinowe… Nie wolno… Nie rozumiesz, mamo? Tam mogą być Oni…

— Oni?

— Skąd wiemy, jak oni wyglądają? Może nie potrafimy ich dostrzec? Mamo! Ja widziałam… Naprawdę widziałam błyski… — wypieki pojawiły się na twarzy dziewczyny.

Ingrid chciała coś powiedzieć, ale Zoja dała jej znak ręką, aby nie przedłużała rozmowy. Rosnące podniecenie mogło źle wpłynąć na chorą.

— Nie przejmuj się niczym — powiedziała lekarka łagodnie. — Badania na Nokcie zostały zawieszone. Jak poczujesz się lepiej, opowiesz nam o wszystkich swoich wątpliwościach. Teraz staraj się o tym nie myśleć. Przede wszystkim musisz jak najprędzej wrócić do zdrowia.

Zoe kiwnęła potakująco głową.

— Tak, tak… Muszę być zdrowa! Tak chciałabym widzieć i chodzić… Co z moją nogą?

— Will przygotowuje program regeneracyjny… Wszystko będzie dobrze.

— Kiedy będę mogła chodzić?

— Tak ci się śpieszy? — zaśmiała się trochę sztucznie Ingrid.

— Musisz być cierpliwa — dorzuciła Zoja. — Myślę, że za parę miesięcy będziesz spacerować po Temie.

— Po,Temie? Czy ojciec już rozpoczął badania?

— Jeszcze nie. Ale już niedługo… Allan nie może się doczekać. Kazał ci powiedzieć, że pierwszy kwiat, jaki zerwie na Temie, jeśli oczywiście rosną tam kwiaty, zachowa dla ciebie!

Zoe uśmiechnęła się, potem nagle spoważniała.

— Powiedz mu… że… że… nie powinien… że niech niczego nie zrywa… nie niszczy…

— Ależ dziecko — Ingrid ujęła córkę za rękę — Allan jako botanik…

— Nie… nie… — przerwała gwałtownie — Nie wolno! Bo może Oni… — zacisnęła kurczowo palce na dłoni matki. Ingrid przesłała rozpaczliwe spojrzenie Zoi.

— Obiecałaś mi — podjęła lekarka — że nie będziesz się niczym przejmować. Na pewno znajdzie się sposób, aby wilk były syty i owca cała — dorzuciła siląc się na dowcip. Jednocześnie sięgnęła do przycisku usypiacza.

— Poproście ojca, aby tu przyszedł… — wyszeptała chora. — Niech zakaże Alowi… Niech mu powie… Że Oni… Oni… — przymknęła powieki. „Oddech jej stał się równy, miarowy.

— Zasnęła — stwierdziła lekarka wstając.

Ingrid patrzyła na córkę i czuła, jak łzy cisną się jej do oczu.

Kalina wsunął dłonie w rękawice manipulatora i pochyliwszy się, oparł obie ręce na błyszczącej srebrzyście obręcz}. Czuł pod palcami chłodną, gładką, jakby wypolerowaną powierzchnię.

— Ustaw go w płaszczyźnie prostopadłej do stołu! — rozkazał Engelstern unosząc głowę znad pulpitu zdalnego sterowania przyrządami laboratoryjnymi.

Wład uchwycił mocniej pierścień i podniósł go w górę. Wydawał się tak lekki, jakby cienką, plastikową powłokę wypełniał gaz nośny. Ilekroć manipulował pierścieniem, zawsze odczuwał takie wrażenie, chociaż zdawał sobie przecież sprawę, że to tylko przejaw słabego grawitacyjnego pola księżyca Urpy. Co prawda tu, w kabinie manipulacyjnej, we wnętrzu Astrobolidu, sztuczne ciążenie zbliżone było do ziemskiego, jednak oddalone stąd siedem kilometrów rzeczywiste laboratorium, w którym umieszczono pierścień, działało w naturalnych warunkach na powierzchni Selu.

— Teraz obracaj torus, jakby to była antena kierunkowa. Wolniej! Jeszcze wolniej! — komenderował Nym, śledząc wskazania przyrządów.

Szmer rozsuwanych drzwi zakłócił chwilową ciszę. Wład spojrzał niechętnie, ale stwierdziwszy, że to Zina, skinął jej głową na powitanie, wskazując wzrokiem miejsce pod ścianą.

— Może przeszkadzam… — rozpoczęła Zina niepewnie.

— Już przeszkodziłaś! — burknął od pulpitu Nym. — Wład! Możesz położyć! Robimy przerwę.

Zina przesłała mu chłodne spojrzenie.

— Nie jesteś zbyt gościnny…

— Przeciwnie. Przerywam pracę, aby przyjąć gościa. Słucham uprzejmie!

— Zoe prosiła, abym zdała jej dokładną relację z waszych badań.

— Jak się dziś czuje?

— Wygląda świetnie. Rozpoczęła dziś nową serię ćwiczeń gimnastycznych. Regeneracja stopy przebiega niezwykle szybko…

— A wzrok?

— Na razie bez zmian. Ale wierzy, że będzie widziała. I bardzo interesuje się pierścieniem. Jak wam idzie? Macie coś nowego?

— Nic szczególnego…

— Na bodźce chemiczne i mechaniczne nie reaguje. Również otoczenie gazowe o różnym składzie i ciśnieniu, podgrzewanie i oziębianie nie wywiera żadnego dostrzegalnego wpływu na zmiany w natężeniu promieniowania-korpuskularnego i elektromagnetycznego — pośpieszył z wyjaśnieniem Wład. — Nie widać żadnych prawidłowości, mimo iż emisja rejestrowana jest w sposób ciągły już od przeszło sześćdziesięciu godzin i wyniki pomiarów są na bieżąco przekazywane analizatorowi.

— A teraz co robicie?

— Próbujemy oddziaływać promieniowaniem elektromagnetycznym różnych częstotliwości. Na razie też bez rezultatu.

Zina podeszła bliżej holowizyjnego obrazu i w zamyśleniu wodziła dłonią poprzez pierścień, jakby chciała go pochwycić.

— Gzy emisja elektromagnetyczna ma postać widmową, czy też są to fale o wąskim zakresie częstotliwości? — zapytała po chwili.

— Na razie próbujemy kolejno różnych częstotliwości, działając wiązką monochromatyczną.

— A emisja radiowa pierścienia jest również monochromatyczna?

— Nie. To jest z reguły widmo, od fal submilimetrowych do wielokilometrowych. Rozkład energetyczny zmienia się jednak nieustannie…

— A jakbyście tak spróbowali… — Zina urwała i spojrzała na Nyma, przysłuchującego się z chmurną miną rozmowie. — Przepraszam, że się wtrącam, ale.-..

— Myślisz, że lepiej byłoby stosować emisję widmową? — podchwycił Wład. — Będziemy to robić, jeśli nie da efektów działanie wiązką monochromatyczną. Ale to żmudna robota. Kombinacji może być nieskończenie wiele… Jaki zastosować rozkład energetyczny, jak go zmieniać? Bo przecież i to może być ważne…

— Macie wzorzec!

Wład spojrzał na Zinę niepewnie.

— Wzorzec?

— To niegłupi pomysł! — powiedział nagle Nym i usiadł na powrót przy pulpicie. — Niegłupi… — kiwnął głową, nie wiadomo czy na znak uznania dla Ziny, czy po prostu wtórując swym myślom.

— Ale ze mnie… — westchnął Wład. — To jasne! Można przecież powtarzać to, co on nadaje… Nym zaczął manipulować przyciskami i pokrętłami.

— Ustaw pierścień pionowo!

Wład wykonał polecenie. Zina stanęła za plecami Nyma, aby śledzić wraz z nim wskazania przyrządów.

Upłynęło kilka minut w zupełnej ciszy. Wład zaczął się coraz bardziej niecierpliwić.

— No i co?

— Nic. Nadal nieregularne zmiany w natężeniu promieniowania korpusku-larnego i rozkładzie energetycznym widma elektromagnetycznego.” Temperatura bez zmian…

— No, a to? — zapytała Zina, wskazując na jeden z ekranów.

— Zanik emisji cząstek alfa i beta występuje dość często — wyjaśnił Nym. — O! Znowu wzrasta!

— Właściwie czego oczekujemy? Jakiej reakcji? Może on reaguje, a my bierzemy to za przypadkowe zmiany w emisji, bo nie wiemy, co jest prawidłowością, a co nie?

Engelstern uśmiechnął się ironicznie.

— Masz zupełną rację. Ale to tym ostrzej godzi w twoją metodę… Jeśli działamy wybranymi przez nas bodźcami — możemy mieć chociaż nadzieję, iż powtarzając je wykryjemy jakieś prawidłowości w reakcjach. Gdy wzorcem jest ciąg zmian, które wydają nam się lub są rzeczywiście przypadkowe, jak możemy wykryć jakąś prawidłowość?

— Chyba… masz rację — powiedziała Zina z żalem. — To nie ma sensu…

— Przerywamy? — zapytał Wład.

— Poczekaj. Jeszcze trochę… Może statystycznie da się coś wykryć. Chociaż… mówiąc szczerze… — nie dokończył Nym.

— Czy… Czy coś nowego? — zainteresowała się Zina.