Изменить стиль страницы

NASTĘPNEGO RANKA Monica Sohles zjadła wczesne śniadanie w swoim pokoju, rozdała hojne napiwki i jeszcze przed siódmą wymeldowała się z hotelu. Przed wyjściem z pokoju poświęciła pięć minut na wytarcie odcisków palców z klamek, mebli, spłuczki w toalecie, słuchawki telefonu i innych przedmiotów, których mogła dotknąć.

Irene Nesser opuściła hotel Matterhorn o wpół do dziewiątej, niedługo po zamówionym poprzedniego dnia budzeniu. Pojechała taksówką na dworzec kolejowy, gdzie w schowku bagażowym zostawiła swoje torby. Kolejne godziny spędziła na wizytach w dziewięciu prywatnych bankach, gdzie spieniężała część prywatnych obligacji z Kajmanów. Do godziny piętnastej zdążyła sprzedać dziesięć procent obligacji i umieścić pieniądze na trzydziestu kontach numerycznych. Resztę papierów wartościowych złożyła w bankowym sejfie.

Irene Nesser powinna oczywiście przyjechać do Zurychu jeszcze niejeden raz, ale to nie było pilne.

O WPÓŁ DO PIĄTEJ po południu wsiadła do taksówki, która zawiozła ją na lotnisko. Już na miejscu bezzwłocznie udała się do toalety. Pociąwszy na drobne kawałki zarówno paszport Moniki Sohles, jak i jej kartę kredytową, spłukała wszystko w ubikacji. Nożyczki wyrzuciła do kosza. Po 11 września 2001 roku wzbudziłaby tylko niezdrowe zainteresowanie, trzymając takie narzędzie w bagażu podręcznym.

Irene Nesser odleciała samolotem Lufthansy, lot GD890, do Oslo, skąd autobusem udała się do centrum miasta. W dworcowej toalecie posegregowała swoje ubrania. Wszystko, co łączyło ją z Monicą Sohles, włożyła do trzech różnych reklamówek, które wkrótce miały spocząć w trzech różnych koszach na śmieci w okolicach dworca. Pustą walizkę Samsonite umieściła w niezamkniętym schowku bagażowym. Złoty łańcuszek i kolczyki były zbyt niepowtarzalną biżuterią i dlatego dokonały żywota w studzience ściekowej.

Po chwili bojaźliwego wahania Irene zdecydowała się zachować sztuczny biust z lateksu.

Walcząc z czasem, jadła w pośpiechu hamburgera w McDonaldzie, jednocześnie przekładając zawartość ekskluzywnej aktówki do swojej torby podróżnej. Wychodząc, zostawiła skórzane cacko pod stołem. Kupiwszy w kiosku kawę latte na wynos, pobiegła na peron, z którego za moment miał odjechać nocny pociąg do Sztokholmu. Zdążyła w ostatniej chwili.

Dopiero gdy zamknęła drzwi przedziału sypialnego, po raz pierwszy od dwóch dni poczuła, jak poziom adrenaliny spada do normalnego poziomu. Otworzyła okno i nie przejmując się zakazem, zapaliła papierosa. Pociąg ospale wytaczał się z dworca w Oslo.

Pijąc kawę małymi łyczkami, przebiegła w pamięci całą swoją listę, by upewnić się, że o niczym nie zapomniała. Nagle ze zmarszczonymi brwiami zaczęła przeszukiwać kieszenie kurtki. Dość długo przyglądała się reklamowemu długopisowi z hotelu Zimmertal, zanim – nagle zwalniając chwyt – pozwoliła mu wypaść przez okno.

Po piętnastu minutach weszła do łóżka i prawie natychmiast zasnęła.

Epilog. Sprawozdanie Komisji Rewizyjnej

Czwartek 27 listopada – wtorek 30 grudnia

NUMER TEMATYCZNY „Millennium" o Hansie-Eriku Wennerstrómie zawierał podpisany przez Mikaela Blomkvista i Erikę Berger czterdziestosześciostronicowy tekst, który wybuchł niczym bomba zegarowa w ostatnim tygodniu listopada. Przez pierwsze godziny media nie wiedziały, jak potraktować ten sensacyjny materiał, ponieważ za podobny tekst rok temu Mikael został oskarżony o zniesławienie i skazany na dwa miesiące więzienia, a poza tym najwyraźniej zwolniono go z pracy. Tak więc dziś dość nisko oceniano jego wiarygodność. Teraz to samo czasopismo powracało z historią napisaną przez tego samego dziennikarza, który występował z jeszcze poważniejszymi zarzutami niż te, za które został skazany. Tekst był częściowo tak absurdalny, że przeczył zdrowemu rozsądkowi. Szwedzkie media wyczekiwały z niedowierzaniem.

Ale wieczorem Ta z TV4 rozpoczęła wiadomości jedenastominutowym streszczeniem zarzutów Blomkvista. Kilka dni wcześniej podczas lunchu z Eriką Berger dostała, wtedy jeszcze nieoficjalne, informacje.

Brutalny profil komercyjnej stacji TV4 zwyciężył nad telewizją publiczną, która obudziła się dopiero podczas wieczornych wiadomości o dziewiątej. Wtedy też TT nadał pierwszą depeszę, zatytułowaną ostrożnie: „Skazany dziennikarz oskarża finansistę o poważną działalność przestępczą". Treść komunikatu była skróconą wersją telewizyjnego newsa, ale sam fakt, że agencja prasowa podniosła ten temat, pobudził do gorączkowych działań konserwatywny dziennik i kilkanaście innych dużych gazet regionalnych. Czas naglił, trzeba było zdążyć ze zmianą wiadomości na pierwszej stronie, zanim ruszą maszyny drukarskie. Do tej pory bowiem prasa trwała w postanowieniu, by mniej lub bardziej zignorować treści zawarte w „Millennium".

Liberalna gazeta poranna skomentowała bombę we wstępniaku, napisanym przez samego redaktora naczelnego dzień wcześniej. Gdy wieczorne wiadomości z TV4 zapoczątkowały medialne wrzenie, redaktor naczelny gazety bawił na jakimś bankiecie i wydzwaniającego gorączkowo sekretarza redakcji („W tych zarzutach Blomkvista musi być cząstka prawdy") zbył klasycznym już stwierdzeniem: „Bzdury. Gdyby tak było, nasi reporterzy już dawno by to wykryli". W ten sposób naczelny liberalnego dziennika jako jedyny przedstawiciel mediów dokonał totalnej rzezi stwierdzeń Blomkvista i Berger. Wstępniak zawierał takie wyrażenia, jak: „prześladowanie", „przestępcze dziennikarstwo rynsztokowe" oraz „żądanie podjęcia kroków w celu ukrócenia karalnych stwierdzeń na temat zacnych obywateli". Rzeczony redaktor nie zabrał jednak więcej głosu w debacie.

Tej nocy redakcja „Millennium" nie opustoszała. Początkowo miały zostać tylko Erika Berger i nowo zatrudniona Malin Eriksson, na wypadek gdyby ktoś chciał zadać im jakieś pytania. Ale o dziesiątej wieczorem byli tam wszyscy zatrudnieni, a wkrótce dobiło do nich kilku byłych współpracowników i paru stałych freelancerów. O północy Christer Malm odkorkował butelkę wina musującego. Chwilę wcześniej dostał od starego znajomego z popołudniówki wstępną wersję mającego się ukazać następnego dnia artykułu. Gazeta poświęciła aferze Wennerstróma szesnaście stron, a zatytułowała artykuł: „Mafia finansowa". Następnego dnia rozpoczęła się kampania medialna na rzadko spotykaną skalę.

Nowa sekretarz redakcji doszła do wniosku, że będzie się jej w „Millennium" podobać.

W NASTĘPNYM TYGODNIU zadrżała szwedzka giełda. Gdy sprawą zajęła się policja gospodarcza i prokurator, na giełdzie zaczęła się paniczna wyprzedaż. Dwa dni po ujawnieniu przestępczej działalności Wennerstróma afera przeobraziła się w sprawę wagi państwowej, co skłoniło ministra gospodarki do wygłoszenia oświadczenia.

Kampania nie oznaczała, że media bezkrytycznie zaakceptowały stwierdzenia Blomkvista, jego zarzuty były zbyt poważne. Ale tym razem „Millennium" mogło przedstawić dramatycznie przekonujące dowody: korespondencję mailową Wennerstróma i kopie zawartości jego komputera, gdzie czarno na białym widniały zestawienia dotyczące tajemnych zasobów na Kajmanach i w ponad dwudziestu innych krajach, tajemne kontrakty i inne treści, których ostrożniejszy gangster za nic w życiu nie zostawiłby na twardym dysku. Wkrótce stało się jasne, że afera Wennerstróma będzie zdecydowanie największą bombą, jaka wybuchła w szwedzkim świecie finansowym od upadku Kreugera w 1932 roku. O ile oczywiście zarzuty „Millennium" utrzymają się w Sądzie Najwyższym, bo wszyscy byli zgodni co do tego, że prędzej czy później sprawa dotrze do najwyższej instancji. W porównaniu z aferą Wennerstróma bladły wszystkie szemrane interesy banku Gotha czy machlojki spółki inwestycyjnej Trustor. Chodziło o oszustwa na tak dużą skalę, że nikt nawet nie odważył się dociekać, jak wielu czynów przestępczych dopuścił się oskarżony finansista.

Po raz pierwszy w szwedzkiej żurnalistyce gospodarczej użyto takich pojęć, jak: „systematyczna działalność przestępcza", „mafia" i „rządy gangsterów". Wennerstróm i krąg jego najbliższych współpracowników – młodych maklerów giełdowych, współwłaścicieli i ubranych w garnitury Armaniego adwokatów – zostali przedstawieni jak pierwsza z brzegu szajka rabująca banki albo tuzinkowi dilerzy narkotyków.