Изменить стиль страницы

Czuła się jak na haju, jak gdyby najadła się jakiejś niepożądanej i zapewne nielegalnej substancji. Wpatrzona w latarnię za szybą, zastygła w bezruchu, podczas gdy jej mózg pracował na pełnych obrotach.

Mama – klik – siostra – klik – Mimmi – klik – Holger Palmgren. Evil Fingers. I Armanski. Praca. Harriet Vanger. Klik. Adwokat Nils Bjurman. Klik. Każdy zasrany szczegół. Niedający się zapomnieć, nawet gdyby próbowała.

Zastanawiała się, czy Bjurman kiedykolwiek jeszcze odważy się rozebrać przed kobietą, a jeżeli tak, to jak wytłumaczy swój tatuaż na brzuchu. I jak uda mu się zataić ten napis podczas następnej wizyty u lekarza.

I Mikael Blomkvist. Klik.

Uważała, że to dobry człowiek, być może z – chwilami zbyt widocznym – kompleksem Dzielnego Brata. Ale co gorsza był nieznośnie naiwny, jeżeli chodzi o niektóre podstawowe kwestie moralne. Z natury pobłażliwy, zbyt łatwo wybaczał, tłumacząc ludzkie zachowania psychologicznymi wymówkami. I nigdy nie był w stanie pojąć, że największe drapieżniki na świecie rozumieją tylko jeden język. Myśląc o Mikaelu, odczuwała niemal uciążliwy instynkt opiekuńczy.

Nie pamiętała, kiedy zasnęła, ale obudziła się o dziesiątej rano z kręczem karku. Jej oparta o ścianę głowa znajdowała się zdecydowanie poza sofą.

Zataczając się, przeszła do sypialni, gdzie znów zapadła w sen.

TO BYŁ NIEWĄTPLIWIE reportaż ich życia. Po raz pierwszy od półtora roku Erika Berger czuła się szczęśliwa tak, jak czuć się może tylko redaktor pisma z medialną bombą w zanadrzu. Wprowadzała właśnie z Mikaelem ostatnie poprawki do tekstu, gdy zadzwonił jego telefon.

– Zapomniałam powiedzieć, że Wennerstróma zaczyna niepokoić twoje pisanie i zamówił szczotki następnego numeru – usłyszał głos Lisbeth.

– Skąd wiesz… Ech, nieważne. Jakieś info o tym, jak zamierza to rozegrać?

– Nie. Wystarczy logicznie pomyśleć.

Mikael zastanawiał się przez chwilę.

– Drukarnia! – wykrzyknął. Erika podniosła brwi.

– Jeżeli nie macie przecieków w redakcji, to nie ma wielu innych możliwości. O ile któryś z jego najemnych bandziorów nie planuje odwiedzić was w nocy.

Mikael zwrócił się do Eriki:

– Zamów inną drukarnię dla tego numeru. Natychmiast. I zadzwoń do Dragana Armanskiego, w przyszłym tygodniu będziemy potrzebować nocnych strażników.

– Dzięki, Sally – odezwał się znów do Lisbeth.

– Ile to będzie warte?

– O co ci chodzi?

– Ile warte jest takie ostrzeżenie?

– Co chcesz?

– Chcę o tym porozmawiać nad filiżanką kawy. Teraz.

SPOTKALI SIĘ w Kaffebar na Hornsgatan. Gdy Mikael zajął miejsce obok Lisbeth, wyglądała tak poważnie, że poczuł niepokój. Jak zwykle nie owijała w bawełnę.

– Potrzebuję pożyczyć pieniądze.

Mikael zaprezentował jeden ze swoich najgłupszych uśmiechów i zaczął szukać portfela.

– Nie ma sprawy. Ile?

– Sto dwadzieścia tysięcy koron.

– Ups! Nie mam tyle przy sobie – powiedział, chowając portfel.

– Nie żartuję. Potrzebuję pożyczyć sto dwadzieścia tysięcy na – powiedzmy – sześć tygodni. Chcę wykorzystać szansę na pewną inwestycję, ale nie mam się do kogo zwrócić. Na twoim koncie jest mniej więcej sto czterdzieści tysięcy. Dostaniesz je z powrotem.

Mikael nie skomentował faktu, że Lisbeth obeszła zabezpieczenia banku i sprawdziła stan jego konta. Korzystał z usług elektronicznych, odpowiedź byłaby oczywista.

– Nie musisz ode mnie pożyczać – odpowiedział. – Jeszcze nie rozmawialiśmy o twoim honorarium, ale przekroczy z nawiązką sumę, którą chcesz pożyczyć.

– Co za honorarium?

– Sally, zainkasuję wkrótce masakrycznie wysokie honorarium, będę się rozliczał z Henrikiem na przełomie grudnia i stycznia. Bez ciebie byłbym martwy, a „Millennium" popadłoby w ruinę. Chcę się z tobą podzielić wynagrodzeniem. Fifty-fifty.

Lisbeth przyjrzała mu się badawczo. Na jej czole pojawiła się zmarszczka. Mikael zaczął się przyzwyczajać do niemych pauz dziewczyny. W końcu pokręciła głową.

– Nie chcę twoich pieniędzy.

– Ale…

– Nie chcę od ciebie ani jednej korony.

Nagle uśmiechnęła się swoim krzywym uśmiechem.

– No chyba że dostanę je w formie urodzinowego prezentu.

– Właśnie sobie uświadomiłem, że nigdy mi nie powiedziałaś, kiedy masz urodziny.

– Jesteś dziennikarzem. Dowiedz się.

– Szczerze mówiąc, Salander, zupełnie poważnie planuję podzielić się z tobą pieniędzmi.

– Ja też mówię poważnie. Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy. Chcę pożyczyć sto dwadzieścia tysięcy i potrzebuję ich na jutro.

Mikael siedział bez słowa.

Nawet nie zapytała, ile wyniesie jej część.

– Sally pójdę dzisiaj z tobą do banku i pożyczę ci tyle, o ile prosisz. Ale pod koniec roku znowu porozmawiamy o twoim udziale w zysku, okej?

Podniósł rękę.

– No to kiedy masz urodziny?

– W noc Walpurgii – odpowiedziała. – Prawda, że stosownie? Wtedy przemieszczam się z miotłą między nogami.

WYLĄDOWAŁA W ZURYCHU o wpół do ósmej wieczorem i pojechała taksówką do hotelu turystycznego Matterhorn. Zarezerwowała tam wcześniej pokój dla Irene Nesser i okazała w recepcji norweski paszport wydany na to samo nazwisko. Irene Nesser była blondynką o włosach do ramion. Lisbeth kupiła perukę w Sztokholmie, a dziesięć tysięcy koron z pożyczonych od Mikaela pieniędzy wydała na dwa paszporty, które dzięki swoim podejrzanym międzynarodowym kontaktom załatwił dla niej Plague.

Zamknąwszy się w swoim pokoju, zrzuciła z siebie wszystkie ubrania. Położyła się na łóżku i wbiła wzrok w sufit pokoju, który kosztował tysiąc sześćset koron za dobę. Poczuła pustkę. Przepuściła już połowę pożyczonej sumy i mimo że dołożyła swoje oszczędności, co do jednej korony, miała dość napięty budżet. Gdy tylko przestała myśleć, zasnęła prawie natychmiast.

Obudziła się kilka minut po piątej rano. Zaczęła od prysznica, a później przez dłuższą chwilę, przy pomocy pudru w płynie i proszku, maskowała tatuaż na szyi. Następnym punktem na liście rzeczy do zrobienia było zarezerwowanie na wpół do siódmej wizyty u wizażystki, która miała gabinet w foyer zdecydowanie droższego hotelu. Lisbeth kupiła jeszcze jedną perukę; tym razem wybrała jasnego, półdługiego pazia. Następnie zrobiono jej manicure, pokrywając obgryzione paznokcie czerwonymi tipsami, doklejono sztuczne rzęsy, nałożono na twarz jeszcze więcej pudru i w końcu wymalowano usta szminką i inną kleistą mazią. Koszt: osiem tysięcy koron.

Zapłaciła kartą kredytową należącą do Moniki Sohles i potwierdziła swoją tożsamość angielskim paszportem wystawionym na to nazwisko.

Kolejnym przystankiem był położony sto pięćdziesiąt metrów dalej Camille's House of Fashion. Godzinę później Lisbeth wyszła stamtąd ubrana w piaskową spódnicę i pasującą do niej bluzkę, krótką kurtkę i beret. Na nogach miała czarne rajstopy i kozaczki w tym samym kolorze. Wszystko drogie i markowe. Pozwoliwszy ekspedientce dokonać wyboru ubrań, sama wybrała ekskluzywną skórzaną aktówkę i niewielką walizeczkę firmy Samsonite. Zwieńczyła wszystko dyskretnymi kolczykami i prostym złotym łańcuszkiem na szyję, obciążając kartę kredytową czterdziestoma czterema tysiącami koron.

I po raz pierwszy życiu miała biust! Zobaczywszy swój profil w lustrze, zrobiła głęboki wdech. Biust był równie fałszywy jak tożsamość Moniki Sohles; Lisbeth kupiła te lateksowe piersi w kopenhaskim sklepie, którego klientelę stanowili głównie transwestyci.

Czuła się gotowa do walki.

Kilka minut po dziewiątej weszła do stojącego dwie przecznice dalej, znamienitego hotelu Zimmertal, gdzie wcześniej zarezerwowała pokój dla Moniki Sohles. Dała sto koron napiwku chłopcu, który wniósł do pokoju jej nowiutką walizkę, zawierającą trochę starszą torbę podróżną. Apartament był niewielki i kosztował tylko dwadzieścia dwa tysiące za dobę. Lisbeth zapłaciła za jedną noc. Gdy została sama, rozejrzała się dokoła. Z okna miała wspaniały widok na Jezioro Zuryskie, co jednak zupełnie jej nie interesowało. Natomiast przez prawie pięć minut, nie mogąc się nadziwić, oglądała swoje odbicie w lustrze. Wyglądała tak… inaczej.