Изменить стиль страницы

40

Pół godziny później Mauney zjawił się osobiście. Wszedł do holu zmęczony, taszcząc sfatygowaną skórzaną teczkę. Usiadł i zapytał:

– Kim jest Adrian Mount?

Reacher podniósł głowę. Azhari Mahmoud, Adrian Mount, Alan Mason, Andrew MacBride i Anthony Matthews. Syryjczyk i cztery fałszywe nazwiska, którymi się posługiwał. Mauney nie miał pojęcia, że o tym wiedzą.

– Nie wiem – odparł.

– Jesteś pewien?

– Całkowicie.

Mauney położył teczkę na kolanach, otworzył wieko i wyciągnął kartkę papieru. Podał im. Była zamazana i niewyraźna. Przypominała przefaksowaną kopię jakiegoś dokumentu lub kserokopię faksu. W główce widniał napis „Departament Bezpieczeństwa Krajowego”, nie przypominał jednak oficjalnego nagłówka. Raczej wydruk pliku komputerowego przechwyconego przez hakera. Zapisanego w systemie DOS i zawierającego informację, że facet o nazwisku Adrian Mount zarezerwował w British Airways miejsce na lot z Londynu do Nowego Jorku. Rezerwacja została zrealizowana dwa tygodnie temu, a facet znalazł się w Stanach przed trzema dniami. Przyleciał pierwszą klasą, kupując bilet w jedną stronę. Z Heathrow na JFK. Miejsce 2K. Ostatni nocny lot, drogi bilet zapłacony ważną kartą kredytową. Rezerwację zrobiono za pośrednictwem strony internetowej British Airways, chociaż nie sposób określić, w jakim miejscu na świecie kliknięto przycisk myszki.

– Czy te informacje znajdowały się w jego poczcie? – zapytał Reacher.

– Zostały zapisane w pamięci faksu. Wiadomość nadeszła dwa tygodnie temu. W urządzeniu skończył się papier. Wiemy, że dwa tygodnie temu Sancheza i Orozca nie było w Vegas. A zatem była to odpowiedź na pytanie zadane przynajmniej tydzień wcześniej.

– Jakieś nazwiska?

– Udało się nam odnaleźć pismo zawierające prośbę Sancheza i Orozca. Podobnie jak Franz przesyłali notatki na własny adres. Dokładnie cztery nazwiska. – Mauney wyciągnął z teczki drugą kartkę papieru pokrytą odręcznym zamaszystym pismem Manuela Orozco. „Adrian Mount, Alan Mason, Andrew MacBride, Anthony Matthews. Sprawdzić daty przybycia w DHS”*. * Department of Homeland Security – Departament Bezpieczeństwa Krajowego. Pospieszna, niestarannie sporządzona notatka, chociaż charakter pisma Orozca w ogóle trudno było uznać za schludny.

Cztery nazwiska. Nie pięć. Na liście nie było Azhariego Mahmouda. Reacher odgadł, że Orozco wiedział, iż Mahmoud, kimkolwiek był, posługiwał się sfałszowanym paszportem. Fałszywe nazwiska nie mają sensu, jeśli człowiek ich nie używa.

– DHS – powiedział Mauney. – Chodzi o Departament Bezpieczeństwa Krajowego. Czy wiesz jak trudno cywilowi uzyskać pomoc DHS? Twój kumpel Orozco musiał mieć tam kogoś, kto był mu winien dużą przysługę, lub wydać cholernie dużo na łapówki. Muszę ustalić dlaczego.

– Może chodzi o jakieś interesy w kasynie.

– Możliwe. Tyle że ochroniarze z Vegas nie przejmują się, jeśli w Nowym Jorku wyląduje jakiś zły facet. Pasażerowie przylatujący do Nowego Jorku zwykle wyruszają do kasyna w Atlantic City. To problem kogoś innego.

– Może ze sobą współpracują. Może stworzyli własną sieć. Faceci najpierw jadą do New Jersey, a później do Vegas.

– Możliwe – powtórzył Mauney.

– Czy Adrian Mount faktycznie przyleciał do Nowego Jorku?

Mauney skinął głową.

– W komputerze INS** Imigration and Naturalization Service. zapisano, że przekroczył granicę w czwartym terminalu. Była noc, dlatego terminal siódmy był już zamknięty. Samolot wylądował z opóźnieniem.

– A później?

– Zameldował się w hotelu Madison Avenue.

– I?

– Zniknął. Wszelki ślad po nim zaginął.

– Ale?

– Sięgnęliśmy po kolejne nazwisko. Alan Mason przyleciał do Denver w Kolorado i wynajął pokój w hotelu w centrum miasta.

– I?

– Nie wiemy, co było dalej. W dalszym ciągu sprawdzamy.

– Sądzicie, że chodzi o tego samego faceta?

– To oczywiste. Zdradzają to identyczne inicjały.

– Wynikałoby stąd, że ja i przewodniczący Sądu Najwyższego to jedna i ta sama osoba.

– Fakt, zachowujesz się, jakbyś nim był.

– Kim on jest?

– Nie mam pojęcia. Inspektor INS go nie zapamiętał. Ci goście z terminalu czwartego oglądają dziesięć tysięcy twarzy dziennie. Nie zapamiętała go również obsługa hotelowa. Nie rozmawialiśmy jeszcze z ludźmi z Denver. Pewnie oni również go nie pamiętają.

– Nie zrobili mu zdjęcia ci z imigracyjnego?

– Próbujemy je zdobyć.

Reacher wrócił do pierwszego faksu. Informacji z Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego zawierającej szczegóły na temat pasażera.

– To Brytyjczyk – powiedział.

– Niekoniecznie – zauważył Mauney. – Ma przynajmniej jeden brytyjski paszport. To wszystko.

– Co zamierzacie zrobić?

– Zaczniemy śledzić pozostałych z listy. Andrew MacBride lub Anthony Matthews wcześniej czy później gdzieś się pojawią. Wówczas przynajmniej dowiemy się, gdzie go szukać.

– Czego od nas oczekujecie?

– Czy kiedykolwiek słyszeliście te nazwiska?

– Nie.

– Nie macie przyjaciół o inicjałach „A” i „M”?

– Nie przypominam sobie.

– A wrogów?

– Nie sądzę.

– Czy Orozco znał kogoś o tych inicjałach?

– Nie mam pojęcia. Nie rozmawiałem z nim od dziesięciu lat.

– Myliłem się – powiedział Mauney. – W sprawie sznura, którym skrępowano mu ręce i nogi. Poprosiłem jednego z moich ludzi, aby go obejrzał. Ten sznur trudno uznać za zwyczajny. Został wykonany z sizalu, przypuszczalnie w Indiach.

– Gdzie można go dostać?

– Nie można go kupić na terenie Stanów. Musiał przybyć do Ameryki wraz z towarem, który sprowadzono.

– Z czym?

– Ze zwiniętymi dywanami, belami bawełnianego materiału, przedmiotami tego rodzaju.

– Dzięki za informacje.

– Nie ma sprawy. Wyrazy współczucia.

***

Kiedy Mauney wyszedł, wrócili do pokoju Dixon. Bez wyraźnego powodu. Nadal tkwili w martwym punkcie. O’Donnell oczyścił z krwi sprężynowca i obejrzał zdobyczne hardballery w typowy dla siebie drobiazgowy sposób. Pistolety zostały wyprodukowane przez zakłady AMT w pobliskim Irwindale, w Kalifornii. Magazynki były załadowane pociskami kalibru.45. Hardballery były sprawne i znajdowały się w idealnym stanie. Czyste, naoliwione, nieuszkodzone, co wskazywało, że zostały niedawno skradzione. Dealerzy narkotyków zwykle nie przywiązują większej wagi do wyboru broni. Chodziło im wyłącznie o to, aby pistolety stanowiły wierną kopię modelu, który był w sprzedaży od 1911 roku. Magazynek mieścił zaledwie siedem pocisków, co było wystarczające w świecie pełnym sześciostrzałowej broni, lecz nie mogło sprostać nowoczesnym pistoletom na piętnaście i więcej pocisków.

– Gówno – oceniła Neagley.

– Lepsze to od kamieni – odparł O’Donnell.

– Ten pistolet jest za duży na moją dłoń – powiedziała Dixon. – Osobiście wolę glocka dziewiętnaście.

– Ja lubię wszystko, co działa – dodał Reacher.

– Glock ma magazynek na siedemnaście naboi.

– Na jedną głowę wystarczy jeden pocisk. Nigdy nie goniło mnie siedemnasta ludzi.

– Nie można tego jednak wykluczyć.

***

Ciemnowłosy czterdziestolatek posługujący się nazwiskiem MacBride siedział w kolejce podziemnej na lotnisku w Denver. Miał jeszcze trochę czasu, więc jeździł tam i z powrotem pomiędzy głównym terminalem a halą C, przy której znajdowała się stacja końcowa. Słuchał muzyki jugbandowej. Czuł się lekki, uwolniony od ciężaru, swobodny. Miał niewielki bagaż. Żadnej ciężkiej walizki. Tylko jedna zmiana ubrania i teczka. W teczce miał list przewozowy ukryty w książce o twardej oprawie. Klucz do kłódki spoczywał bezpiecznie w ukrytej kieszeni.

***