– Jasne, w dalszym ciągu nie wiemy jednak, co to takiego.
– Pewnie to coś związanego z aeronautyką. Zdalnie sterowany samolot czy coś w tym rodzaju.
– Czy ktoś słyszał o takiej broni? – zapytała Dixon. – Nikt?
O’Donnell pokręcił głową.
– Ja, nie – dodała Neagley.
– Zatem mamy do czynienia z jakąś supertajną bronią – rzekła Dixon. – W dystrykcie Kolumbii nikt nie chce o niej rozmawiać, podobnie na Wall Street i w kręgu znajomych Neagley.
Reacher próbował otworzyć pudełko, które okazało się zamknięte naklejką z tytułem biegnącą przez całe górne łączenie. Rozerwał ją paznokciem na małe lepkie kawałki.
– I jak tu się dziwić, że wytwórnie płytowe przeżywają trudności? – powiedział. – Nie ułatwiają czerpania przyjemności z zakupu towaru.
– Co zrobimy? – zapytała Dixon.
– A co było w e-mailu?
– Przecież wiesz.
– O co ci chodzi?
– Co było napisane?
– Mieliśmy znaleźć szósty utwór w drugim albumie Hendriksa.
– I?
– I nic.
– Skądże! Napisał, aby niezwłocznie zadzwonić.
– To śmieszne – powiedziała Neagley. – Skoro nie napisał wiadomości, dlaczego miałby mi powiedzieć przez telefon.
– Nie napisał „zadzwoń do mnie”. W zaszyfrowanej wiadomości liczy się każde słowo.
– Musi chodzić o kogoś innego. Facet wie, że znasz kogoś, kto może ci pomóc.
– Kto ma mi pomóc, skoro on nie może?
– Ktoś, kogo znasz, a on o tym wie. Może chodzi o kogoś z Waszyngtonu, skoro użył nazwy tego miasta, a każde słowo ma znaczenie.
Neagley otworzyła usta, aby zaprzeczyć, lecz słowa uwięzły jej w gardle. Zatrzymała się.
– Jest pewna kobieta – powiedziała. – Diana Bond. Znamy ją oboje. Pracuje w biurze gościa z Kapitolu. Członka senackiej komisji obrony.
– Właśnie o to chodzi. Kim jest ten facet?
Neagley wymieniła znane nazwisko, które najwyraźniej nie cieszyło się powszechną sympatią.
– Masz przyjaciółkę, która pracuje dla tego dupka?
– Diana Bond nie jest moją przyjaciółką.
– Mam nadzieję.
– Ludzie potrzebują pracy, Reacher. Ty jesteś wyjątkiem.
– Dajmy temu spokój. Jej szef podpisuje czeki, więc muszą mu składać sprawozdania. Facet wie, czym jest Little Wing, a zatem ona także wie.
– Nie, jeśli sprawa jest objęta tajemnicą.
– Uwierz mi. Ten gość nie potrafiłby samodzielnie napisać własnego nazwiska. Jeśli on wie, wie również Diana Bond.
– Nie powie mi.
– Powie. Zagrasz ostro. Zadzwonisz i powiesz, że dowiedziałaś się o Little Wing i zamierzasz poinformować prasę, iż źródłem przecieku było biuro jej szefa. Powiesz, że ceną za twoje milczenie jest przekazanie wszystkich informacji, które ma na temat tej broni.
– To chwyt poniżej pasa.
– Raczej polityka. Skoro pracuje dla tego faceta, z pewnością to zrozumie.
– Czy to konieczne? Czy to naprawdę ma jakieś znaczenie?
– Im więcej wiesz, tym więcej masz szczęścia.
– Nie chcę jej w to mieszać.
– Chce tego twój kumpel z Pentagonu – rzekł O’Donnell.
– To tylko domysły Reachera.
– Nie, to coś więcej. Pomyśl o e-mailu, który ci przesłał. Napisał, że szósty utwór jest bardzo dynamiczny. Dziwaczne określenie. Mógł napisać „cudowny” lub „wspaniały”, lecz użył określenia „bardzo dynamiczny”. „B” i „D” jak inicjały Diany Bond.
38
Neagley uparła się, że zadzwoni do Diany Bond pod warunkiem, że nikt nie będzie słuchał. Kiedy wrócili do hotelu, udała się w odległy koniec holu, wykręciła kilka numerów, a następnie przeprowadziła poważną rozmowę. Wróciła po dwudziestu minutach, które wydały się wiecznością. Z lekkim wyrazem zdegustowania na twarzy. Komunikując nieznaczny dyskomfort mową ciała. Nie mogła jednak ukryć podniecenia.
– Potrzebowałam trochę czasu, aby do niej dotrzeć – powiedziała. – Okazuje się, że jest niedaleko stąd. Od kilku dni przebywa w bazie sił powietrznych w Edwards. Mają tam jakąś ważną prezentację.
– Właśnie dlatego twój znajomy napisał, abyś zadzwoniła do niej jak najszybciej. Wiedział, że jest w Kalifornii. Liczy się każde słowo.
– Co powiedziała? – zapytał Reacher.
– Przyjedzie tu – oznajmiła Neagley. – Chce się z nami spotkać osobiście.
– Naprawdę? – zdziwił się Reacher. – Kiedy?
– Tak szybko, jak zdoła.
– Imponujące.
– Żebyś wiedział. To Little Wing musi być bardzo ważne.
– Masz wyrzuty sumienia z powodu tego telefonu?
Neagley skinęła głową.
– Mam wyrzuty sumienia z powodu wszystkiego.
Poszli do pokoju Neagley i spojrzeli na mapę, aby określić najwcześniejszy możliwy czas przybycia Diany Bond. Baza w Edwards znajdowała się po drugiej stronie pasma San Gabriel, na pustyni Mojave, w odległości ponad stu kilometrów na północny wschód, obok Palmdale i Lancaster, w połowie drogi do Fort Irwin. Oznaczało to dwie godziny oczekiwania, jeśli Berenson wyruszyła natychmiast. Dłużej, jeśli tego nie uczyniła.
– Idę na spacer – oznajmił Reacher.
– Pójdę z tobą – zaproponował O’Donnell.
Ruszyli ponownie w kierunku wschodniej części Sunset, gdzie West Hollywood łączył się z właściwym Hollywood. Było wczesne popołudnie i Reacher czuł, jak słońce przypieka mu niemal łysą głowę. Można było odnieść wrażenie, że promienie zyskiwały na sile, odbijając się od wiszących w powietrzu cząsteczek zanieczyszczeń.
– Powinienem kupić czapkę – powiedział.
– Raczej lepszą koszulę – doradził O’Donnell. – Teraz możesz sobie na nią pozwolić.
– Może to zrobię.
Ujrzeli sklep, który minęli w drodze do Tower Records. Należący do jednej z popularnych sieci. Sklep miał elegancką, gustownie urządzoną wystawę, lecz nie należał do drogich. Sprzedawano w nim bawełniane ubrania, dżinsy, spodnie khaki, koszule i T-shirty. I czapeczki. Ubrania były nowe, lecz wyglądały jak używane, wielokrotnie uprane. Reacher wybrał jedną z czapeczek, niebieską, bez napisu. Nigdy nie kupił niczego z napisem. Zbyt dużo czasu przeżył w mundurze. Przez trzynaście długich lat nosił naszywki z nazwiskiem, plakietki i rozmaite „literki”.
Poluzował pasek z tyłu i przymierzył.
– Co sądzisz? – zapytał przyjaciela.
– Lepiej poszukaj lustra – doradził O’Donnel1.- To, co zobaczę w lustrze, nie ma żadnego znaczenia. To ty śmiejesz się z mojego wyglądu.
– Ładna czapeczka.
Reacher pozostawił ją na głowie i przeszedł na drugą stronę sklepu do niskiego stołu, na którym piętrzył się stos T-shirtów. Na środku stołu umieszczono tors manekina, na który naciągnięto dwie z nich, jedną na drugą, jasno – i ciemnozieloną. Dolna koszulka wystawała u dołu pod rękawami i kołnierzykiem górnej. Łącznie dwie warstwy sprawiały wrażenie grubych i mocnych.
– Co o tym sądzisz? – zapytał Reacher.
– Nieźle się prezentują – ocenił O’Donnell.
– Powinny mieć różny rozmiar?
– Nie.
Reacher wybrał jasno – i ciemnoniebieską w rozmiarze XXL. Zdjął czapeczkę i zaniósł trzy artykuły do kasy. Podziękował za torbę, odgryzł metki i ściągnął starą koszulkę kręglarską. Stał i czekał rozebrany do pasa i owiewany lodowatym powietrzem z klimatyzatora.
– Macie tu kubeł na śmieci? – zapytał. Dziewczyna za ladą pochyliła się i podniosła plastikowy kubeł z workiem. Reacher umieścił w nim starą koszulkę i włożył nowe, jedną na drugą. Ułożył je, podwinął rękawy, aby czuć się wygodnie, i naciągnął czapeczkę na głowę. Wyszli na ulicę i skręcili na wschód.
– Przed czym uciekasz? – zapytał O’Donnell.
– Przed niczym.
– Mogłeś zatrzymać starą koszulkę.
– To śliska sprawa – wyjaśnił Reacher. – Jeśli będę nosił zapasową koszulkę, szybko dołączy do nich druga para spodni. Wkrótce okaże się, że będę potrzebował walizki. Później przyjdzie kolej na dom, samochód i plan oszczędnościowy, i będę musiał wypełniać mnóstwo formularzy.