Изменить стиль страницы

– Clip tam był?

– Tak.

– A pozostali?

– Przyszli wszyscy. Ale plan był inny. Liz umówiła się z Downingiem w barze w śródmieściu. Tam mieli dopełnić transakcji.

– W Szwajcarskiej Chacie?

– Tak.

– Czy Greg przyszedł też do jej mieszkania?

– Owszem, później. Najpierw przyjechał Clip Arnstein. Myron przypomniał sobie ostrzeżenie Wina względem Clipa.

„Za bardzo go lubisz. Nie jesteś obiektywny”.

– Ile miał zapłacić Clip? – spytał.

– Trzydzieści tysięcy.

– Policja znalazła w jej mieszkaniu tylko dziesięć. Banknoty zrabowane z banku.

Cole wzruszył ramionami.

– Albo stary jej nie zapłacił, albo pieniądze wziął morderca. A może to Clip Amstein ją zabił – dodał po krótkim namyśle. – Ale to przecież staruszek, prawda?

Myron nie odpowiedział.

– Długo był w środku? – spytał.

– Dziesięć, piętnaście minut.

– Kto przyszedł następny?

– Greg Downing. Pamiętam, że miał torbę na pasku. Domyśliłem się, że były w niej pieniądze. Wszedł i szybko wyszedł, najwyżej po minucie. Wyszedł z torbą. I właśnie wtedy zacząłem się martwić.

– Mógł ją zabić – rzekł Myron. – Kijem baseballowym można zabić bardzo szybko.

– Ale on nie wszedł z kijem baseballowym – odparł Cole. – Do torby by go nie zmieścił. Kij trzymała w mieszkaniu Liz. Dla ochrony, nie znosiła broni.

Myron wiedział, że w mieszkaniu Liz Gorman nie znaleziono narzędzia zbrodni. Co znaczyło, że morderca zabił ofiarę jej własnym kijem. Czy podobna, żeby Greg w tak krótkim czasie wszedł na górę, znalazł kij baseballowy, zabił nim i uciekł?

Wątpliwe.

– A co z Emily?

– Przyszła ostatnia.

– Jak długo była w środku?

– Pięć minut. Mniej więcej.

Wystarczająco długo, żeby zebrać dowody do podrzucenia.

– Widziałeś jeszcze kogoś, kto wchodził i wychodził z tego domu?

– Oczywiście. Mieszka tam sporo studentów.

– A zatem można założyć, że kiedy przyjechał Greg Downing, Liz już nie żyła, tak?

– Tak.

– Stąd pytanie: pamiętasz, kto poza Clipem Arnsteinem wchodził tam pomiędzy jej powrotem ze Szwajcarskiej Chaty i przybyciem Grega?

Cole myślał chwilę.

– Głównie studenci. I bardzo wysoki mężczyzna…

– Jak wysoki?

– Nie wiem. Bardzo.

– Ja mam ponad metr dziewięćdziesiąt. Był wyższy ode mnie?

– Tak, myślę, że tak.

– Czarny?

– Nie wiem. Stałem po drugiej stronie słabo oświetlonej ulicy. Aż tak uważnie się nie przyglądałem. Może był czarny. Ale wątpię, czy to on zamordował.

– Dlaczego?

– Obserwowałem dom do rana. Nie wyszedł z niego. Może tam mieszka, a przynajmniej u kogoś nocował. Wątpię, czy pozostałby tam tyle czasu, gdyby zabił.

Trudno się było z tym spierać. Myron próbował przetworzyć to, co usłyszał od Cole’a, beznamiętnie jak komputer, ale wnet przeciążył sobie obwody.

– Kogo jeszcze zapamiętałeś? Kto ci się rzucił w oczy? – spytał.

Cole znowu się zamyślił, wędrując oczami bez celu.

– Kobieta – odparł. – Weszła tam niedługo przed Gregiem. Przypominam sobie, że wyszła, zanim się pojawił.

– Jak wyglądała?

– Nie pamiętam.

– Blondynka, brunetka? Cole pokręcił głową.

– Zapamiętałem ją tylko z powodu długiego płaszcza. Studenci chodzą w wiatrówkach, bluzach albo czymś podobnym. Pomyślałem, że wygląda jak dorosła.

– Coś niosła? Czy ona…

– Przepraszam, Myron. Na mnie pora. – Cole wstał i spojrzał na Myrona pustym, zagubionym wzrokiem. – Powodzenia w znalezieniu tego skurwysyna. Liz była dobra. Nikogo nie skrzywdziła. Żadne z nas nie skrzywdziło nikogo.

– Dlaczego zadzwoniłeś do mnie wczoraj wieczorem? – spytał Myron. – Co mi chciałeś sprzedać?

Cole uśmiechnął się smutno i ruszył. Nim doszedł do drzwi, zatrzymał się i odwrócił.

– Zostałem sam – rzekł. – Glorię Katz postrzelono podczas szturmu na nas. Zmarła trzy miesiące później. Susan Milano zginęła w wypadku samochodowym w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym drugim. Liz i ja trzymaliśmy ich śmierć w tajemnicy. Chcieliśmy, żeby federalni szukali nas czworo, nie dwoje. Uznaliśmy, że pomoże to nam się ukrywać. Jak więc widzisz, z naszej paczki pozostałem tylko ja.

Wyglądał jak śmiertelnie zmęczony ocalony, niepewny, czy zmarli nie mieli więcej szczęścia niż on. Powrócił do Myrona i rozkuł go z kajdanków.

– Idź – powiedział.

Myron wstał, rozcierając przeguby.

– Dziękuję – odparł.

Cole skinął głową.

– Nikomu nie powiem, gdzie jesteś.

– Tak, wiem.

ROZDZIAŁ 35

Myron pomknął do samochodu i zadzwonił do Clipa. Od sekretarki usłyszał, że pana Arnsteina nie ma w tej chwili w biurze. Poprosił więc, żeby połączyła go z Calvinem Johnsonem. Kazała zaczekać, zanim go połączy.

– Cześć, Myron, co się stało? – odezwał się dziesięć sekund później Calvin.

– Gdzie jest Clip?

– Powinien tu być za dwie godziny. A na pewno w porze meczu.

– Gdzie jest teraz?

– Nie wiem.

– Znajdź go – powiedział Myron. – A kiedy znajdziesz, oddzwoń.

– Co się dzieje?

– Po prostu go znajdź.

Myron rozłączył się, otworzył okno i wziął kilka głębokich oddechów. Było tuż po szóstej. Większość graczy z pewnością już się rozgrzewała w hali. Pojechał Riverside Drive i przez most George’a Washingtona. Wystukał numer Leona White’a. Odebrała kobieta.

– Halo?

– Czy pani Fiona White? – spytał zmienionym głosem.

– Przy telefonie.

– Czy chce pani zaprenumerować „Mechanikę Popularną”? Przez ograniczony czas proponujemy ofertę specjalną.

– Nie, dziękuję.

Odłożyła słuchawkę.

Wniosek: obiecująca upojny wieczór Wrzebabka, Fiona White, była w domu. Mógł jej zatem złożyć wizytę.

Z autostrady numer 4 zjechał w Kindermack Road. Pięć minut później dotarł na miejsce. Dom White’ów okazał się pseudomodernistycznym parterowcem z pomarańczowej cegły, z oknami w kształcie rombów. Ta architektoniczna forma była krzykiem mody przez jakieś dwa miesiące w roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym siódmym i zestarzała się tak szybko jak moda na garnitury sportowe. Myron zaparkował na podjeździe. Po obu stronach cementowego chodnika biegły niskie żelazne płotki z wplecionym w nie sztucznym bluszczem. Klasa!

Zadzwonił do drzwi. Otworzyła je Fiona White ubrana w biały trykot i rozpiętą zieloną kwiecistą bluzkę. Kosmyki rozjaśnionych, związanych w rozsypujący się kok włosów spadały jej na oczy i uszy. Popatrzyła na niego i zmarszczyła brwi.

– Tak? – spytała.

– Cześć, Fiona – powiedział. – Jestem Myron Bolitar. Poznaliśmy się u T.C.

– Leona nie ma – odparła, z wciąż zmarszczonymi brwiami.

– Chciałem z tobą porozmawiać.

Westchnęła i skrzyżowała ręce pod wydatnym biustem.

– O czym?

– Mogę wejść?

– Nie. Jestem zajęta.

– Powinniśmy porozmawiać w cztery oczy.

– Rozmawiamy w cztery oczy – powiedziała z nieustępliwą miną. – Czego chcesz?

Myron wzruszył ramionami, uśmiechnął się najczarowniej, jak potrafił, i odkrył, że nic nie wskóra.

– Chcę wiedzieć, co cię łączy z Gregiem Downingiem. Ręce jej opadły. Przeraziła się.

– Słucham?

– Wiem o twoim e – mailu do niego. O Wrzebabce. Miałaś się spotkać z nim w sobotę na… – Myron nakreślił palcami w powietrzu cudzysłów – „najbardziej upojny wieczór, jaki można sobie wyobrazić”. Pamiętasz?

Chciała zamknąć drzwi, ale wstawił w nie nogę.

– Nie mam ci nic do powiedzenia – odparła.

– Nie zamierzam cię demaskować. Ścisnęła mu stopę drzwiami.

– Wynoś się!

– Chcę odnaleźć Grega Downinga.

– Nie wiem, gdzie on jest.

– Mieliście romans?

– Nie. Odejdź.

– Ja widziałem ten e – mail, Fiona.

– Myśl sobie, co chcesz. Nie rozmawiam z tobą.

– Proszę bardzo. – Myron cofnął się i uniósł ręce. – W takim razie pogadam z Leonem.

Poczerwieniała.

– Rób, co chcesz. Nie miałam z nim romansu. Nie widziałam się z nim w zeszłą sobotę. Nie wiem, gdzie jest – wyrecytowała.