– Zdrowie – powiedział Clip.
Łyknął whisky. Calvin Johnson nie podniósł szklanki do ust. Myron, posłuszny zaleceniu na puszce, potrząsnął yoo – hoo.
– O ile się nie mylę, jesteś prawnikiem.
– Tak, członkiem palestry, ale prawem zajmuję się rzadko.
– I agentem sportowym.
– Tak.
Nie ufam agentom – rzekł Clip.
– Ja również.
– Większość z nich to krwiopijcy, pijawki.
– Nasza branża woli słowo poprawniejsze politycznie: pasożyty.
Clip Arnstein wychylił się z fotela i wbił spojrzenie w Myrona.
– Skąd mam wiedzieć, czy mogę ci ufać? – spytał.
– Widzi pan tę twarz? – Myron wskazał na siebie. Pała uczciwością.
Clip nie uśmiechnął się. Wychylił się jeszcze mocniej.
– To, co teraz powiem, musi pozostać między nami.
– Zgoda.
– Dajesz słowo, że nie wyjdzie to poza tę lożę?
– Tak.
Clip zawahał się, zerknął na Calvina Johnsona, poprawił się w fotelu.
– Znasz oczywiście Grega Downinga – powiedział. Oczywiście, że znał. Razem dorastali. Odkąd jako szóstoklasiści zaczęli występować w rozgrywkach szkolnej ligi w mieście odległym niecałe dwadzieścia mil stąd, z miejsca stali się rywalami. Gdy zaczęli naukę w liceum, rodzina Grega przeniosła się do sąsiedniej miejscowości Essex Fells, bo jego ojciec nie życzył sobie, żeby syn dzielił się koszykarską sławą z Myronem. Od tej chwili ich rywalizacja nabrała rumieńców. W szkole średniej zmierzyli się w ośmiu meczach, obaj wygrali po cztery. Potem, jako najbardziej utalentowanych młodych koszykarzy stanu New Jersey, przyjęto ich na uczelnie, których silne drużyny koszykówki od dawna z sobą rywalizowały – Myrona na Uniwersytet Duke’a, Grega na Uniwersytet Stanowy; Karoliny Północnej.
Ich osobista rywalizacja rozgorzała na dobre.
Na studiach obaj trafili dwukrotnie na okładkę „Sports Illustrated”. Ich drużyny dwukrotnie wygrały rozgrywki ACC (Konferencji Wybrzeża Atlantyckiego), ale Myron zdobył akademickie mistrzostwo kraju. Obu wybrano do akademickiej drużyny gwiazd jako najlepszych obrońców. Do końca studiów zagrali przeciw sobie dwanaście razy. Drużyna Uniwersytetu Duke’a wygrała pod wodzą Myrona osiem spotkań. Podczas zaciągu do NBA obu zakwalifikowano w pierwszej rundzie.
Ich osobista rywalizacja skończyła się katastrofą.
Koszykarską karierę Myrona przekreśliło zderzenie z wielkim Burtem Wessonem. Greg Downing miał więcej szczęścia i stał się czołowym obrońcą NBA. Podczas dziesięciu lat gry w drużynie New Jersey Dragons Greg osiem razy był nominowany do drużyny gwiazd. Dwukrotnie okazał się najlepszy w kwalifikacji rzutów za trzy punkty, czterokrotnie w wykonywaniu rzutów osobistych i raz w liczbie asyst. Trzy razy trafiał na okładkę magazynu „Sports Illustrated” i zdobył mistrzostwo NBA.
– Znam – potwierdził Myron.
– Często ze sobą rozmawiacie? – spytał Clip Arnstein.
– Nie.
– Kiedy rozmawialiście ostatnio?
– Nie pamiętam.
– W ciągu kilku ubiegłych dni?
– Nie rozmawiamy od dziesięciu lat.
– Ach tak. – Clip znowu łyknął whisky. Calvin nie tknął swojej. – Ale słyszałeś o jego kontuzji.
– Coś z kostką. Wypadki chodzą po ludziach. Zaszył się, żeby się wylizać.
Clip skinął głową.
– Tak powiedzieliśmy mediom. Ale prawda jest inna.
– Aha.
– Greg nie jest kontuzjowany. Zniknął.
– Zniknął? – spytał sondująco Myron.
– Tak.
Clip pociągnął łyk. Myron również, co nie jest łatwe w przypadku yoo – hoo.
– Dawno? – spytał.
– Pięć dni temu.
Myron spojrzał na Calvina. Calvin zachował spokojną minę, ale taką już miał twarz. Będąc czynnym zawodnikiem, nosił przydomek „Mrożonka”, bo nigdy nie zdradzał swoich uczuć Jak widać, zasługiwał na to miano.
– Kiedy mówi pan, że Greg zniknął… – zaczął Myron.
– Zawieruszył się, rozpłynął, przepadł! – przerwał mi Clip. – Bez śladu, kamień w wodę! Jak zwał, tak zwał.
– Zawiadomiliście policję?
– Nie.
– Dlaczego?
Clip znowu machnął ręką.
– Znasz Grega. Niekonwencjonalny gość. Niedopowiedzenie tysiąclecia.
– Zachowuje się nietypowo. Nie cierpi sławy. Lubi niezależność. Już nam znikał, ale nigdy tuż przed finałami.
– No i?
– Miejmy nadzieję, że to tylko jego kolejny ekscentryczny wyskok – ciągnął Clip. – Greg rzuca jak marzenie, ale spójrzmy prawdzie w oczy: chłopak nie ma wszystkich w domu. Wiesz, co robi po meczach?
Myron zaprzeczył.
– Jeździ po mieście taksówką. Jeździ po Nowym Jorku żółtą taksówką! Mówi, że pozwala mu to zachować więź z szarym człowiekiem. Nie pojawia się publicznie, nie występuje w reklamach. Nie udziela wywiadów. Nie bierze udziału nawet w imprezach charytatywnych. Ubiera się jak postać z seriali z lat siedemdziesiątych. Jest walnięty.
– Właśnie za to kochają go kibice – odparł Myron. – I kupują bilety.
– Owszem, ale to jeszcze bardziej umacnia mnie w przekonaniu, że zawiadamiając policję, możemy zaszkodzić i jemu, i drużynie. Wyobrażasz sobie, jaki cyrk zrobiłyby z tego media?
– Wielki – przyznał Myron.
– Właśnie. Przypuśćmy, że Greg przebywa we French Lick lub w podobnym grajdole, do którego jeździ po sezonie na ryby. Chryste, w życiu byśmy się z tego nie wykaraskali. Z drugiej strony podejrzewam, że coś kombinuje.
– Kombinuje?
– Nie wiem. Tak tylko gadam. Ale na pewno nie chcę skandalu. Nie teraz. Nie przed finałami, rozumiesz?
Choć Myron rozumiał to średnio, postanowił odłożyć temat na później.
– Kto jeszcze o tym wie? – spytał.
– Tylko my trzej.
Ekipa monterów wtoczyła kosze. W magazynie były dwa zapasowe na wypadek, gdyby ktoś przy wsadzie stłukł tablicę w drobny mak jak Darryl Dawkins. Obsługa zaczęła rozstawiać dodatkowe siedzenia. W Meadowlands, podobnie jak w innych halach sportowych, na meczach koszykówki jest więcej miejsc dla widzów niż na meczach hokeja – w tym przypadku o tysiąc. Myron łyknął yoo – hoo, zaczekał, aż spłynie mu po języku do gardła, i zadał oczywiste pytanie:
– A jaka jest w tym wszystkim moja rola? Oddychający głęboko, niemal z trudem, Clip zawahał się.
– Wiem, że spędziłeś kilka lat w FBI – rzekł wreszcie. – Wprawdzie nie znam szczegółów. Nie wiem, co tam zwojowałeś, grunt, że masz doświadczenie. Chcemy, żebyś odszukał Grega. Po cichu.
Myron nie odpowiedział. Jego „tajna” praca dla FBI była, jak widać, najgorzej strzeżoną tajemnicą w Stanach Zjednoczonych. Clip łyknął whisky. Spojrzał na pełną szklankę Calvina, zmierzył go wzrokiem. Calvin wreszcie pociągnął łyk. Clip znów skupił się na Myronie.
– Greg się rozwiódł – ciągnął. – W zasadzie jest samotnikiem. Jego przyjaciele… co ja mówię, znajomi to koledzy z drużyny. Jego grupa wsparcia, jak wolisz. Rodzina. Jeśli ktoś wie, gdzie się podział, jeśli ktoś pomaga mu się ukrywać, to na pewno któryś ze Smoków. Będę z tobą szczery. Koszykarze to urwanie głowy. Rozpieszczone, zepsute primadonny, które myślą, że naszym życiowym celem jest służenie im. Ale łączy ich jedno: władze klubu to dla nich wróg. My przeciwko światu i tym podobne bzdury. Nie powiedzą prawdy nam. Nie powiedzą prawdy dziennikarzom. Z tobą, jako, hm, „pasożytem”, też nie porozmawiają. Co innego z graczem. Tylko tak do nich dotrzesz.
– Mam dołączyć do waszego zespołu, żeby znaleźć Grega? Myron dosłyszał w swoim głosie urazę. Niezamierzoną, ale tamci dwaj też ją dosłyszeli. Poczerwieniał z zakłopotania.
– Mówiłem szczerze. – Clip położył rękę na jego ramieniu. – Byłbyś świetnym koszykarzem. Jednym z najlepszych.
Myron pociągnął duży łyk yoo – hoo. Dość szczypania się, zdecydował.
– Przykro mi, panie Arnstein. Ale nie pomogę panu.
– Słucham?
Na czoło Clipa powrócił mars.
– Mam własne życie. Jestem agentem sportowym. Muszę dbać o klientów. Nie mogę raptem rzucić tego wszystkiego.
– Dostaniesz stawkę minimalną. Dwieście tysięcy dolarów minus coś tam. Finały już za dwa tygodnie. Do tego czasu tak czy siak pozostaniesz w zespole.