Изменить стиль страницы

– Dzisiaj pojedziesz do domu z Joem – powiedziałam do niego. – Będziesz tam bezpieczny.

Mama postawiła na stole kurczaka, pieczywo, surówkę z czerwonej kapusty i brokuły. Nikt nawet nie tknąłby brokułów, ale mama i tak je gotowała, bo są zdrowe.

Joe wszedł i usiadł koło mnie przy stole.

– Jak dzisiaj poszło? – zapytała babcia. – Złapałeś jakichś morderców?

– Dzisiaj nie, ale mam pewne nadzieje na jutro.

– Czyżby? – zainteresowałam się.

– W zasadzie nie, niezupełnie.

– Jak ci poszło z Komandosem? Morelli nałożył sobie łyżkę surówki z czerwonej kapusty.

– Tak jak się spodziewałem.

– Mnie powiedział, żebym się odczepiła. Ty też tego chcesz?

– Tak, ale jestem na tyle przebiegły, żeby ci tego nie mówić. To podziałałoby na ciebie jak płachta na byka. -Wziął kawałek kurczaka. – Wypowiedziałaś mu wojnę?

– Coś w tym rodzaju. Odrzuciłam jego propozycję umieszczenia mnie w bezpiecznym miejscu.

– Czy jest aż tak źle, że musisz się ukrywać?

– Nie wiem. Być może.

Morelli położył rękę na oparciu mojego krzesła.

– Mój dom jest bezpieczny. Mogłabyś się wprowadzić do mnie i Boba. A poza tym masz u mnie dług, no wiesz.

– Chcesz od razu zatelefonować na giełdę, żeby im powiedzieć, że twoje akcje wzrosły?

– Im szybciej, tym lepiej.

Telefon w kuchni zadzwonił i babcia poszła odebrać.

– To do Stephanie! – krzyknęła. – Lula.

– Próbuję skontaktować się z tobą przez całe popołudnie. W ogóle nie można cię złapać. Masz wyłączoną komórkę, nie odpowiadasz na pager. Czy coś z twoim page-rem jest nie tak?

– Nie stać mnie i na komórkę, i na pager, więc wybrałam komórkę. O co chodzi?

– Znaleźli Cynthię Lotte w tym porsche i była martwa. Mówię ci, nikt by mnie nie zmusił, żeby wsiąść do tego auta. Wsiadasz i wynoszą cię nogami do przodu.

– Kiedy to się stało? Skąd o tym wiesz?

– Znaleźli ją dzisiaj po południu na parkingu przy Trzeciej. Usłyszałyśmy o tym z Connie w wiadomościach policyjnych w radiu. W dodatku mam dla ciebie nowego zbiega. Yinnie był maksymalnie wkurzony, bo byłaś poza zasięgiem, a nie ma nikogo, kto wziąłby tę sprawę.

– A co z Joyce? A Frankie Defrances?

– Joyce też jest poza zasięgiem. Jej pager nie odpowiada. A Frankie miał właśnie operację przepukliny.

– Przyjadę do biura jutro z samego rana.

– Nie ma mowy. Yinnie mówi, że musisz dorwać tego kolesia dziś wieczór, zanim odleci. Wie dokładnie, gdzie on jest. Dał mi papiery.

– Za ile?

– Umowa jest na sto tysięcy. Yinnie odpali ci dziesięć procent.

Serce, tylko spokojnie, żadnych palpitacji.

– Przyjadę po ciebie za jakieś dwadzieścia minut. Wróciłam do stołu, zapakowałam dwa kawałki kurczaka w serwetkę i wrzuciłam do torebki.

– Muszę iść – powiedziałam. – Mam złapać zbiega. Morelli nie wyglądał na zbyt uszczęśliwionego.

– Zobaczymy się później?

– Możliwe. Poza spłatą długu muszę z tobą pogadać o Cynthii Lotte.

– Wiedziałem, że w końcu do tego dojdziesz.

Lula czekała już na zewnątrz, kiedy dotarłam do jej domu.- Mam papiery – powiedziała. – I nie jest tak źle. Nazywa się Hwood Steiger i jest oskarżony o handel narkotykami. Próbował robić denaturat w garażu swojej matki, ale w całej okolicy unosiły się opary. Pewnie któryś z sąsiadów zadzwonił na policję. W każdym razie jego matka zastawiła dom, żeby wpłacić kaucję, i teraz boi się, że Elwood zrobi sobie wycieczkę do Meksyku. W piątek nie stawił się w sądzie, a matka znalazła bilety na samolot w szufladzie ze skarpetkami. Więc doniosła na niego Vin-niemu.

– Gdzie mamy go szukać?

– Według jego mamy jest jednym z tych fanatyków Gwiezdnych wojen. Dzisiaj wieczór odbywa się coś w rodzaju maratonu Gwiezdnych wojen. Podała mi adres.

Zerknęłam na adres i wydałam z siebie jęk. To był dom Dougiego.

– Znam kolesia, który tam mieszka – powiedziałam. -Dougie Kruper.

Lula stuknęła się w głowę.

– Wiedziałam, że to jakieś znajome nazwisko.

– Nie chcę, żeby ktokolwiek został ranny, kiedy tam wejdziemy – ostrzegłam.

– Mhm.

– Nie wkroczymy tam jak bandziory z bronią w ręku.

– Mhm.

– W ogóle nie użyjemy broni.

– Przecież słyszę.

Spojrzałam na kieszeń w jej kurtce.

– Masz tam spluwę?

– Do licha, jasne.

– A w spodniach?

– Glocka.

– Futerał na rewolwer przy kostce u nogi?

– Tylko mięczaki noszą futerały przy kostce – obruszyła się Lula.

– Chcę, żebyś zostawiła broń w samochodzie.

– Ale to są przecież gwiezdni wojownicy. Mogą nas wziąć w ogień wulkanicznej lawy.

– W samochodzie! – krzyknęłam.

– Rany, po co aż tak ostro! – Lula wyjrzała przez okno. – Wygląda na to, że u Krupera impreza się kręci.

Przed domem stało kilka samochodów, a z okien biła łuna świateł. Drzwi wejściowe były otwarte, a na werandzie stał Księżyc. Zostawiłyśmy samochód parę domów dalej i wróciłyśmy do Księżyca.

– Cześć, facetka – powiedział na mój widok. – Witamy w „Trekaramie".

– Co tu się dzieje?

– Dougie otworzył nowy interes. „Trekarama". Sami to wymyśliliśmy. Dougster jest mistrzem gwiezdnych wojen. To wzbudza grozę, facetka. Interes na miarę nowego tysiąclecia. Będzie duży, wiesz? Mamy zamiar wprowadzić karty wstępu.

– Co to, u diabła, jest ta „Trekarama"?

– To klub rozrywkowy, facetka. Świątynia. To miejsce kultu wszystkich kobiet i mężczyzn, którzy doszli tam, gdzie nigdy przedtem nikt nie dotarł.

– Co to znaczy przedtem?

Księżyc znieruchomiał i utkwił wzrok w przestrzeni.

– Przed tym wszystkim.

– O kurna.

– Wstęp kosztuje pięć dolców – poinformował Księżyc.

Dałam mu dziesięć i przecisnęłyśmy się przez tłum przy drzwiach.

– Nigdy nie widziałam tylu czubków w jednym miejscu – powiedziała Lula. – Z wyjątkiem tego Klingona, tam, przy schodach. Ten ostatecznie mógłby być.

Rozejrzałyśmy się po pokoju, szukając Steigera i próbując rozpoznać go na podstawie zdjęcia z dokumentacji. Problem polegał na tym, że część gwiezdnych wojowników była przebrana za swoich ulubionych bohaterów z Gwiezdnych wojen.

Dougie podbiegł do nas.

– Witam w „Trekaramie". W rogu są zakąski i napoje serwowane przez Romulana, a za dziesięć minut zaczynamy pokaz filmu. Zakąski są naprawdę dobre. Pochodzą z likwidacji magazynu.

W wolnym tłumaczeniu: kradzione towary, które gniły w jakimś ukryciu, bo on zamknął interes.

Lula postukała Dougiego w głowę.

– Halo, jest tam kto? Czy wyglądamy jak para szurniętych gwiezdnych wojowników?

– No cóż…

– My tylko się rozglądamy – uspokoiłam Dougiego.

– Jak turyści?

– Może oprowadzi mnie ten Klingon – zaproponowała Lula. – Jest całkiem niezły.

rozdział 13

Weszłyśmy z Lula dalej do pokoju, przeciskając się przez tłum i szukając Elwooda. Miał dziewiętnaście lat. Był mojego wzrostu i szczupły. Blond włosy w kolorze piasku. Oskarżony po raz drugi. Nie chciałam go wystraszyć. Chciałam po cichu wyprowadzić go na zewnątrz i zapiąć mu kajdanki.

– Hej – powiedziała Lula. – Widzisz tego małego kolesia w przebraniu kapitana Kirka? Co o tym myślisz? Spojrzałam w drugi kąt pokoju.

– Wygląda na to, że to on – powiedziałam. Przecisnęłyśmy się w tamtym kierunku i stanęłyśmy obok niego.

– Mam tutaj randkę z nieznajomym – zagadnęłam. -Mówił, że będzie przebrany za oficera. – Wyciągnęłam rękę. – Jestem Stephanie Plum.

Podał mi rękę.

– Elwood Steiger. Bingo.

– Jezu, ale tu duszno – powiedziałam. – Wyjdę na zewnątrz, żeby trochę odetchnąć. Idziesz ze mną?

Rozejrzał się wokół, zdenerwowany, czy aby czegoś nie przegapi.

– Nie wiem. Raczej nie. Powiedzieli, że zaraz będą wyświetlać filmy.

Lekcja pierwsza: nie ma sensu podchodzić do gwiezdnego wojownika, kiedy zaczyna się film. Miałam dwa wyjścia. Mogłam użyć siły albo czekać, aż sam zdecyduje się wyjść. Gdyby został do końca i opuścił pomieszczenie razem z całym tym tłumem, mogłyby być kłopoty. Podszedł do nas Księżyc.