Изменить стиль страницы

– Do domu Hannibala?

– Ale ja się tam nie włamałam. Drzwi były otwarte.

– Po co, u diabła, wchodziłaś do domu Hannibala? -wrzeszczał. – O czym myślałaś?

Też się zerwałam i krzyczałam na niego:

– Wykonywałam swoją pracę!

– Włamywanie się i wkraczanie na cudzy teren nie jest twoją pracą.

– Mówiłam ci, że to nie było włamanie. To było tylko wejście.

– Jasne, wielka różnica. Kogo znalazłaś martwego?

– Nie wiem. Jakiegoś gościa, którego trzasnęli w garażu.Morelli poszedł do kuchni i wystukał w pośpiechu jakiś numer.

– Mam anonimowe doniesienie – powiedział. – Wyślijcie może kogoś do domu Hannibala Ramosa przy Fenwood, niech zajrzy do garażu. Tylne drzwi powinny być otwarte. – Odłożył słuchawkę i odwrócił się do mnie. – W porządku, zajmą się tym – poinformował. -Chodźmy na górę.

– Seks, seks, seks – powiedziałam. – Zawsze ci jedno w głowie.

Chociaż właściwie teraz, kiedy odpoczęłam i sprawę trupa miałam już z głowy, orgazm nie był najgorszym pomysłem.

Morelli oparł mnie o ścianę i przylgnął ciałem do mojego.

– Myślę o wielu innych rzeczach oprócz seksu… Tylko nie ostatnio.

Pocałował mnie z języczkiem, a orgazm wydawał się coraz bliżej.

– Jeszcze tylko jedno pytanie w związku z tym trupem – powiedziałam. – Jak długo będą go szukać?

– Jeśli mają jakiś patrol w okolicy, od pięciu do dziesięciu minut.

Istniało duże prawdopodobieństwo, że kiedy znajdą tego kolesia w garażu, zadzwonią po Morellego. A ja nawet w najlepszym wypadku potrzebuję więcej niż pięć minut. Ale zanim dojadą do domu, wejdą od tyłu i dotrą do garażu, minie może około dziesięciu. Gdybym nie traciła czasu na zdejmowanie ubrania i przeszła od razu do rzeczy, może udałoby się zrealizować pełny program.

– A może zrobimy to tutaj? – zaproponowałam Morel-lemu, chwytając go za zamek od lewisów. – Kuchnie są takie podniecające.

– Zaczekaj – powiedział. – Zasłonię okna. Zrzuciłam buty i zdarłam spodnie.

– Szkoda czasu.

Morelli spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

– Nie mam nic przeciwko temu, ale trudno mi jakoś oprzeć się wrażeniu, że to zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.

– Słyszałeś o szybkich daniach? To będzie szybki seks. Objęłam go, a on ledwo złapał oddech.

– Jak szybko chcesz to zrobić? – zapytał. Zadzwonił telefon. Niech to szlag!

Morelli w jednej ręce trzymał słuchawkę, a drugą ściskał mój nadgarstek. Po chwili rozmowy spojrzał na mnie.

– To Costanza. Był w okolicy, więc podjechał, żeby sprawdzić dom Ramosa. Mówi, że muszę tam przyjechać, żeby to osobiście obejrzeć. Mówił coś na temat gościa, który ma kiepską fryzurę i czeka na autobus. A w każdym razie tyle usłyszałem między wybuchami śmiechu.

Wzruszyłam ramionami i rozłożyłam ręce. Tak jakbym chciała powiedzieć, że nie wiem, o czym on, u Ucha, mówi. Dla mnie ten gość wyglądał jak zwyczajny trup.

– Czy chciałabyś mi jeszcze o czymś powiedzieć?

– Tylko w obecności prawnika.

Ogarnęliśmy się, pozbieraliśmy rzeczy i poszliśmy w kierunku drzwi. Bob nadal siedział na kanapie i oglądał Milionerów.

– To dziwne – zauważył Morelli – ale mógłbym przysiąc, że on wie, o co chodzi w tej grze.

– Może powinniśmy mu pozwolić, żeby dalej to oglądał. Morelli zamknął za nami drzwi.

– Posłuchaj, robaczku, spróbuj powiedzieć komuś, że pozwalam oglądać psu Milionerów, a już ja ci pokażę.

Jego wzrok powędrował w kierunku mojego auta, a potem w kierunku auta, które stało za nim.

– Czy to jest Joyce?

– Śledzi mnie.

– Chce, żebym jej dał jakiś mandat?

Cmoknęłam Morellego i pojechałam do sklepu spożywczego, z Joyce na ogonie. Nie miałam zbyt dużo pieniędzy, a moja karta kredytowa była wyczyszczona, więc kupiłam jedynie podstawowe rzeczy: masło orzechowe,chipsy ziemniaczane, chleb, piwo, mleko, ciasteczka i dwa kupony – zdrapki na loterię.

Potem pojechałam do „Home Depot", gdzie kupiłam zasuwę do drzwi wejściowych na miejsce przeciętego łańcucha. Plan był taki, żeby zapłacić piwem za montaż zasuwki mojej złotej rączce i porządnemu kolesiowi, który nazywał się Dillan Rudick.

Po zakupach pojechałam do domu. Zaparkowałam przed domem, zamknęłam Wielki Błękit i pomachałam Joyce. Joyce wsunęła kciuk między zęby i pożegnała mnie prawdziwie włoskim gestem.

Zatrzymałam się przed drzwiami do mieszkania Dillana w piwnicy i wyjaśniłam, o co mi chodzi. Dillan zabrał swoje pudło z narzędziami i poszliśmy na górę. Był w moim wieku i mieszkał w podziemiach domu jak kret. Naprawdę fajny gość, ale niewiele robił i, o ile mi wiadomo, nie miał przyjaciółki… Więc, jak można się domyślić, pił mnóstwo piwa. A ponieważ nie zarabiał wiele, piwo za darmo było zawsze mile widziane.

Kiedy Dillan zakładał zasuwę, przesłuchałam sekretarkę. Pięć wiadomości dla babci Mazurowej, dla mnie żadnej.

Odpoczywaliśmy z Dillanem, oglądając telewizję, kiedy weszła babcia.

– Ludzie, co za dzień! – wykrzyknęła. – Cały czas jeździłam i prawie zapomniałam, że istnieje to coś do zatrzymywania się. – Popatrzyła z ukosa na Dillana. -A kim jest ten miły młodzieniec?

Przedstawiłam Dillana, a ponieważ była pora obiadowa, więc zrobiłam wszystkim kanapki z masłem orzechowym, udekorowane chipsami. Zjedliśmy je przed telewizorem. Babcia i Dillan wyglądali na całkiem usatysfakcjonowanych, ale ja zaczęłam martwić się o Boba. Wyobraziłam sobie, jak siedzi sam w domu Morellego i nie ma nic do jedzenia oprócz kartonu po pizzie. I kanapy, i łóżka, i zasłon, i dywanu, i ulubionego fotela Joego. Potem wyobraziłam sobie, jak Morelli strzela do Boba, i nie był to przyjemny widok.

Zadzwoniłam do Joego, ale nikt nie odbierał. A niech to. Nie powinnam była zostawiać tam Boba samego. Trzymałam już kluczyki w ręce i wkładałam kurtkę, kiedy przyjechał Morelli, ciągnąc za sobą psa na smyczy.

– Wychodzisz gdzieś? – zapytał, zabierając mi kluczyki i kurtkę.

– Martwiłam się o Boba. Miałam zamiar pojechać do twojego domu i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.

– Myślałem, że może wyjeżdżasz z kraju. Uśmiechnęłam się obłudnie.

Morelli spuścił Boba ze smyczy, przywitał się z babcią i Dillanem i zaciągnął mnie do kuchni.

– Musimy pogadać.

Usłyszałam, jak Dilan zawył, i domyśliłam się, że Bob zawarł z nim znajomość.

– Jestem uzbrojona – ostrzegłam Morellego. – Więc lepiej uważaj. Mam pistolet w torebce. Morelli wziął torebkę i rzucił ją w kąt. O choroba!

– W garażu Hannibala był Macaroni junior – poinformował mnie. – Pracował dla Stolle'a. To przedziwne, że właśnie on był w garażu Hannibala. I z każdą chwilą staje się dziwniejsze.

Skrzywiłam się w duchu.

– Macaroni siedział na krześle ogrodowym.

– To był pomysł Luli – powiedziałam. – Dobra, mój też, ale facet leżał tak niewygodnie na tej cementowej podłodze.

Morelli wybuchnął śmiechem.

– Powinienem cię aresztować za naruszenie miejsca zbrodni, ale to był zdeprawowany skurczybyk i wyglądał strasznie głupkowato.

– Skąd wiesz, że to nie ja go zabiłam?

– Bo nosisz trzydziestkę ósemkę, a jego zastrzelili z dwudziestki dwójki. A poza tym ty nie trafiłabyś pięć razy z rzędu nawet w stodołę. Ten jeden raz, kiedy kogoś zastrzeliłaś, to musiała być interwencja sił wyższych.

Miał rację.- De osób wie, że posadziłam go na krześle ogrodowym?

– Nikt o tym nie wie, ale około setki ludzi się domyśla. Żaden nic nie powie. – Morelli spojrzał na zegarek. -Muszę lecieć. Mam spotkanie dziś wieczór.

– Ale nie z Komandosem, prawda?

– Nie.

– Kłamca.

Morelli wyjął z kieszeni kurtki kajdanki i zanim zorientowałam się, co się dzieje, zostałam przykuta do lodówki.

– Przepraszam, o co tutaj chodzi? – zapytałam.

– Zamierzałaś mnie śledzić. Zostawię klucz na dole, w skrzynce na listy.

I to ma być związek uczuciowy?

– Wychodzę – oznajmiła babcia.

Była w purpurowym kostiumie i białych tenisówkach, miała starannie podkręcone włosy i różową szminkę na ustach. Pod pachą trzymała dużą czarną torebkę ze skóry. Obawiałam się, że schowała w niej rewolwer, aby nastraszyć egzaminatora, jeśli obleje egzamin.