Изменить стиль страницы

Cynthia trzymała gościa za głowę, mając nadzieję, że zadziała system dźwigni.

· Noga zaczepiła mu się o lewarek – zauważyła. -Ktoś musiał go kopnąć w stopę.

· Nie patrz na mnie – zdenerwowała się Lula. – Na widok trupów przechodzą mnie ciarki. Nigdy nie tykam żadnych nieboszczyków.

Cynthia chwyciła nieboszczyka za płaszcz i pociągnęła.

· Nie uda się. Nie uda mi się wyciągnąć tego idioty z mojego samochodu.

· Może jakbyś go naoliwiła? – zastanowiła się Lula.

· Może jakbyście mi pomogły – odpaliła Cynthia. -Obejdź wóz z drugiej strony i pchnij faceta w tyłek, a Stephanie pomoże mi go ciągnąć.

· Pod warunkiem, że tylko nogą – powiedziała Lula. -Myślę, że tyle mogę zrobić.

Cynthia chwyciła trupa za głowę, ja za połę koszuli, a Lula wypchnęła go jednym porządnym kopniakiem.

Natychmiast go puściłyśmy i zrobiłyśmy krok do tyłu.

· Jak myślisz, kto go zabił? – zapytałam, w zasadzie nie oczekując odpowiedzi.

· Homer, z pewnością – odparła Cynthia. Pokręciłam głową.

· Za świeży trup, żeby to mogła być robota Homera.

· Hannibal?

· Nie sądzę, żeby Hannibal zostawił ciało we własnym garażu.

· Dobra, nie obchodzi mnie, kto go zabił – oświadczyła Cynthia. – Mam swój wóz i jadę do domu.

Martwy gość leżał na podłodze jak kłoda, z dziwacznie powyginanymi nogami, zmierzwionymi włosami i rozchełstaną koszulą.

· A co z nim? – zapytałam. – Nie możemy go tak zostawić. Ta pozycja jest taka… niewygodna.

· To przez nogi – wyjaśniła Lula. – Zastygł w pozycji siedzącej. – Wzięła krzesło ogrodowe ze sterty na końcu garażu i postawiła je obok trupa. – Jeśli posadzimy go na krześle, to będzie wyglądał bardziej naturalnie, jakby czekał na podwiezienie czy coś takiego.

Podniosłyśmy go, posadziłyśmy na krześle i odeszłyśmy dalej, żeby mu się przyjrzeć. Jak tylko odeszłyśmy, spadł z krzesła. Trzask, prosto na twarz.

– Dobrze, że nie żyje – orzekła Lula. – Bo inaczej cholernie by go zabolało.

Dźwignęłyśmy faceta z powrotem na krzesło, ale tym razem przywiązałyśmy go sznurem. Miał trochę zgnieciony nos i jedno oko otworzyło się wskutek wstrząsu przy upadku, więc to było otwarte, a drugie zamknięte, ale poza tym trup nie wyglądał najgorzej. Znowu cofnęłyśmy się i stanęłyśmy w miejscu.

– Spadam stąd – oświadczyła Cynthia. – Otworzyła wszystkie okna w samochodzie, nacisnęła przycisk otwierania garażu, wycofała wóz i odjechała w górę ulicy.

Drzwi od garażu zjechały w dół i zostałyśmy z Lula sam na sam z trupem.

Lula przestępowała z nogi na nogę.

– Może powinnyśmy zmówić jakąś modlitwę za zmarłych? Lubię okazać należną cześć nieboszczykom.

– Myślę, że powinnyśmy stąd wiać.

– Amen – podsumowała Lula i przeżegnała się.

– Myślałam, że jesteś baptystką.

– Tak, ale u nas nie ma żadnych specjalnych gestów na takie okazje.

Opuściłyśmy garaż, wyjrzałyśmy przez tylne okno, żeby się upewnić, że nikogo nie ma w pobliżu, i wybiegłyśmy przez drzwi od werandy. Zamknęłyśmy za sobą bramkę i ruszyłyśmy ścieżką rowerową do samochodu.

– Nie wiem jak ty – powiedziała Lula – ale ja mam zamiar iść do domu i stać pod prysznicem parę godzin, a potem spłukać się cloroxem.

To był niezły pomysł. Tym bardziej że prysznic będzie pretekstem do odwleczenia spotkania z Morellim. Co ja mu powiem? „Wiesz co, Joe, włamałam się dzisiaj do domu Hannibala Ramosa i znalazłam tam trupa. Potem zatarłam ślady na miejscu zbrodni, pomogłam pewnej kobiecie usunąć dowody i uciekłam. Więc jeśli po dziesięciu latach spędzonych w więzieniu nadal będę dla ciebie atrakcyjna…". Nie mówiąc już o tym, że Komandos po raz drugi wychodził z miejsca, w którym popełniono zabójstwo.

Zanim dotarłam do domu, zarejestrowałam u siebie wszystkie oznaki złego nastroju. Pojechałam do Hannibala, szukając informacji. Teraz wiedziałam więcej, niż chciałabym wiedzieć, i nie miałam pojęcia, co to wszystko znaczy. Zostawiłam wiadomość Komandosowi i zrobiłam sobie obiad, który na skutek mojego stanu rozkojarzenia składał się wyłącznie z oliwek. Znowu.

Poszłam do łazienki wziąć prysznic i zabrałam ze sobą telefon. Przebrałam się, wysuszyłam włosy, pociągnęłam rzęsy tuszem. Zastanawiałam się nad kreskami, kiedy zadzwonił Komandos.

– Chcę wiedzieć, co jest grane – powiedziałam. -Właśnie znalazłam trupa w garażu Hannibala.

– I co?

– I chcę wiedzieć, kto to jest. I chcę wiedzieć, kto go zabił. I chcę wiedzieć, dlaczego ostatniej nocy wymykałeś się z domu Hannibala.

Po drugiej stronie linii Komandos rzekł z naciskiem:

– Nie musisz na ten temat nic wiedzieć.

– Jasne, że nie muszę. Po prostu wplątałam się w morderstwo.

– Przypadkiem znalazłaś się na miejscu zbrodni. To co innego niż wplątanie się w morderstwo. Dzwoniłaś na policję?

– Nie.

– Byłoby dobrze zadzwonić na policję. Sprawę włamania możesz pominąć.

– Mogę pominąć wiele rzeczy.

– Zadzwoń – powiedział Komandos.

– Jesteś bydlę! – wrzasnęłam w słuchawkę. – Mam powyżej uszu tajemniczego Komandosa! Jednego dnia wpychasz mi łapy pod bluzkę, a następnego mówisz mi, że te wszystkie sprawy to nie mój interes. Nawet nie wiem, gdzie mieszkasz.

– Jeśli o niczym nie wiesz, to nie możesz tego puścić dalej.- Dzięki za zaufanie.

– Cóż, tak to jest – powiedział Komandos.

– I jeszcze jedno. Morelli chce, żebyś do niego zadzwonił. Obserwuje kogoś od dłuższego czasu, a teraz ty masz związek z tym kimś i Morelli uważa, że możesz mu pomóc.

– Później – obiecał Komandos. I wyłączył się.

Świetnie. Jeśli chce, żeby to wyglądało właśnie tak, to po prostu ekstra.

Wściekła poszłam do kuchni, wyjęłam broń z miski na herbatniki, chwyciłam torebkę i poszłam korytarzem, a potem schodami do buicka. Joyce czekała na parkingu, w samochodzie ze zmiażdżonym zderzakiem. Zobaczyła mnie, jak wychodziłam z budynku, i pokazała mi środkowy palec. Odwdzięczyłam się jej tym samym gestem i pojechałam do Morellego. Joyce jechała za mną w odległości jednego samochodu. Nie przeszkadzało mi to. Może sobie za mną jeździć nawet cały dzień. O ile mi było wiadomo, Komandos zaczął działać na własną rękę. Ja postanowiłam opuścić scenę.

Kiedy weszłam, Morelli i Bob siedzieli obok siebie na kanapie i oglądali Milionerów. Na stoliku leżał pusty karton po pizzie, puste pudełko po lodach i kilka zgniecionych puszek po piwie.

– Obiad? – zapytałam.

– Bob był głodny. Nie martw się, nie pił piwa. -Morelli poklepał kanapę. – Tutaj jest miejsce dla ciebie.

Kiedy Morelli występował w roli gliniarza, jego wzrok był jasny i badawczy, rysy twarzy ostre, a blizna, która przecinała mu brew nad prawym okiem, przypominała, że Morelli nigdy nie prowadził bezpiecznego trybu życia. Kiedy natomiast odczuwał pożądanie, jego oczy wyglądały jak roztopiona czekolada, rysy twarzy łagodniały, a blizna sprawiała mylne wrażenie, że może ten facet potrzebuje odrobiny czułości.

Teraz czuł wielkie pożądanie. A ja czułam wielki brak pożądania. Tak naprawdę byłam w bardzo złym humorze. Rzuciłam się na kanapę, popatrzyłam spode łba na pusty kanon po pizzie i przypomniałam sobie swoje oliwki na obiad.

Morelli objął mnie i dotknął nosem mojego karku.

– Nareszcie sami – ucieszył się.

– Muszę ci coś powiedzieć. Joe znieruchomiał.

– Natknęłam się dzisiaj na martwego gościa. Oparł się ciężko o kanapę.

– Mam przyjaciółkę, która znajduje trupy. Dlaczego właśnie ja?

– Mówisz jak moja matka.

– Czuję się jak twoja matka.

– Nie rób tego – burknęłam. – Nie lubię nawet, kiedy moja matka czuje się jak moja matka.

– Przypuszczam, że chcesz mi o wszystkim opowiedzieć.

– Jeśli nie chcesz słuchać, to nie ma sprawy. Mogę zadzwonić na policję. Wyprostował się.

– Jeszcze tego nie zgłosiłaś? A niech to, pozwól, że się domyśle: włamałaś się do czyjegoś domu i przypadkiem natknęłaś się na trupa.

– Do domu Hannibala. Morelli zerwał się na równe nogi.