Изменить стиль страницы

A teraz Stolle szuka Komandosa, ostatniego człowieka, który widział Ramosa żywego… Nie licząc gościa, który go zabił. I Stolle myśli, że Komandos ma coś, co należy do niego. Czy Stolle’owi chodzi o dywan? Trudno w to uwierzyć. To musi być jakiś piekielny dywan.

· Jestem prawie pewien, że to nie były halucynacje -oświadczył Księżyc.

· To byłyby naprawdę dziwne halucynacje – powiedziałam.

· Ale nie takie dziwne, jak wtedy, kiedy myślałem, że zamieniłem się w gigantyczną kulę gumy do żucia. Coś przerażającego, facetka. Miałem tylko małe ręce i nogi, a cała reszta była z gumy do żucia. Nie miałem nawet twarzy. Cały byłem jakiś przeżuty, wiesz. -Księżyc bezwiednie się wzdrygnął. – To była zła faza, facetka.

Drzwi wejściowe otworzyły się i wszedł Morelli. Popatrzył na Księżyca i Dougiego, a potem spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi.

· Cześć, koleś – powitał go Księżyc. – Kopę lat. Jak leci, facet?

· Nie narzekam – odparł Morelli.

Dougie, który nie był nawet w połowie tak zadżumiony jak Księżyc, na widok Morellego zerwał się na równe nogi i niechcący nadepnął na Boba. Bob niespodziewanie za-skowyczał, zatopił Wy w nodze Dougiego i odgryzł mu kawałek spodni.

Babcia Mazurowa otworzyła drzwi swego pokoju i wyjrzała.

· Co tu się dzieje? – zapytała. – Czy coś przegapiłam?

Dougster nerwowo przestępował z nogi na nogę, gotów dać dyla w stronę drzwi przy najbliższej okazji. Nie czuł się komfortowo w obecności zastępcy szeryfa. Brakowało mu wielu talentów, potrzebnych do tego, żeby być dobrym przestępcą.

Morelli podniósł ręce do góry na znak rezygnacji.

· Poddaję się.

Zatrzymałam go. Cmoknął mnie w usta i zamierzał odejść.

· Hej, poczekaj – powiedziałam. – Muszę z tobą pogadać. – Spojrzałam na Księżyca. – Sam na sam.

· Jasne – zrozumiał Księżyc. – Nie ma sprawy. Doceniamy mądre rady na temat narkotyków. Będziemy musieli poszukać innego zatrudnienia dla Dougstera.

· Wracam do łóżka – oznajmiła babcia, kiedy Księżyc i Dougie wyszli. – Nie zapowiada się nic interesującego. Wolałam noc, kiedy leżałaś na podłodze z tym łowcą nagród.

Morelli spojrzał na mnie takim samym wzrokiem, jakim Desi spogląda na Lucy, kiedy ta zrobi coś niewyobrażalnie głupiego.

· To długa historia – powiedziałam.

· Nie wątpię.

· Na pewno nie chcesz teraz wysłuchiwać całej tej nudnej opowieści.

· Wygląda na to, że może być całkiem zabawna. Czy jest o tym, jak przecięto twój łańcuch u drzwi?

· Nie, to zrobił Morris Munson.

· Pracowita noc.

Westchnęłam i rzuciłam się na kanapę. Morelli usiadł naprzeciw mnie w fotelu.

· Słucham.

· Wiesz coś na temat dywanów?

· Wiem, że leżą na podłodze.

Opowiedziałam mu historię o dywanie za milion dolarów.

· Może to nie dywan był wart milion dolarów – zasugerował Morelli. – Może coś było w tym dywanie.

· Na przykład?

Morelli spojrzał na mnie znacząco.

Zaczęłam gjośno myśleć.

· Co jest na tyle małe, żeby się zmieścić w dywanie? Narkotyki?

· Widziałem fragment kasety wideo z pożaru w biurze Ramosa – powiedział Morelli. – Homer Ramos miał ze sobą sportową torbę, kiedy przechodził obok ukrytej kamery tej nocy, gdy szedł na spotkanie z Komandosem. A Komandos niósł tę torbę, kiedy stamtąd wychodził. Mówi się, że Arturo Stolle stracił kupę pieniędzy i chce pogadać na ten temat z Komandosem. Co o tym sądzisz?

· Myślę, że może Stolle dał Ramosowi narkotyki. Ramos przekazał narkotyki dalej, żeby je podzielono i rozprowadzono, i został z torbą pieniędzy, których część albo całość należała do Stolle’a. Potem coś zaszło między Komandosem a Homerem Ramosem i Komandos zabrał torbę.

· Jeśli tak właśnie było, to prawdopodobnie była to działalność uboczna Homera – powiedział Morelli. -Narkotyki, wymuszanie haraczy i kradzież samochodów to domena przestępczości zorganizowanej. Rodzina Ra-mosów zajmuje się handlem bronią. Alexander Ramos zawsze tego przestrzegał.

Może tak było, z wyjątkiem Trenton, gdzie istniała raczej przestępczość zdezorganizowana. Trenton leżało w połowie drogi między Nowym Jorkiem a Filadelfią. Nikomu nie zależało na Trenton. Tutaj mieszkała głównie grupa kolesi z kadry menedżerskiej średniego szczebla, którzy spędzali czas na uprawianiu nielegalnego hazardu w miejscowych klubach. Dzięki dochodom z hazardu prosperował handel narkotykami. Narkotyki rozprowadzały gangi, których nazwy pochodziły od rodziny Corleone. Gdyby nie było filmów w stylu Ojca chrzestnego i programów telewizyjnych na temat przestępczości, w Trenton pewnie nikt nie wiedziałby, jak to się robi.

Teraz zrozumiałam, dlaczego Alexander Ramos mógj być rozczarowany synem. Jednak nadal pozostawało pytanie, czy był nim aż tak rozczarowany, że mógł go zabić.

Niewykluczone, że znalazłam też odpowiedź na pytanie, dlaczego Arturo Stolle szukał Komandosa.

· Ale to wszystko spekulacje – oświadczył Morelli. -Temat do rozmowy.

· Przecież ty nigdy nie zdradzasz mi informacji policji. Dlaczego mi o tym powiedziałeś?

· Bo to w zasadzie nie są informacje policji. To tylko luźne skojarzenia, które tłuką mi się po głowie. Przez dłuższy czas obserwowałem Stolle’a – bez większego sukcesu. Być może to jest przełom, na który czekałem. Muszę pogadać z Komandosem, ale nie udaje mi się go przekonać, żeby do mnie zadzwonił. Dlatego opowiadam to wszystko tobie, bo liczę, że ty nafaszerujesz tym Komandosa.

Kiwnęłam głową.

· Przekażę mu.

· Tylko żadnych szczegółów przez telefon.

· Zrozumiano. Jak ci poszło z Gilman? Morelli uśmiechnął się pod nosem.

· Pozwól, że zgadnę. Przypadkiem nacisnęłaś przycisk powtarzania numeru telefonu.

· Dobra, przyznaję się. Jestem wścibska.

· Gangi mają jakieś problemy organizacyjne. Zauważyłem wzrost wpływów i wydatków w klubach, więc podzieliłem się moimi obawami z Yitem. A on wysłał Terry, żebym się upewnił, że chłopcy nie magazynują broni atomowej na wypadek trzeciej wojny światowej.

· Widziałam Terry w środę. Dostarczyła jakiś list Han-nibalowi Ramosowi.

· Gangi i handlarze bronią próbują na nowo wyznaczyć granice. Homerowi Ramosowi udało się zburzyć trochę murów, ale teraz, kiedy wypadł z gry, mury trzeba naprawić. – Morelli dotknął nogą mojej stopy. – To jak będzie?

· Z czym?

· Co byś powiedziała na to?

Byłam tak zmęczona, że usta mi zdrętwiały, a jemu zachciało się droczyć ze mną.

· Jasne. Tylko pozwól, że oczy mi trochę odpoczną. Zamknęłam oczy i obudziłam się rano. Morelli zniknął.

· Jestem spóźniona – powiedziała babcia, pędząc z łazienki do kuchni. – Zaspałam. Wszystko przez te nocne wizyty. Tutaj jest prawie jak na Dworcu Centralnym. Za pół godziny mam ostatnią lekcję jazdy. A jutro zdaję egzamin. Miałam nadzieję, że mnie podwieziesz. Tymczasem od rana coś takiego.

· Nie ma sprawy. Mogę cię podwieźć.

· A potem się wyprowadzam. Nie bierz tego do siebie, ale mieszkasz w domu wariatów.

· Dokąd pójdziesz?

· Wracam do twojej matki. Twój ojciec zasłużył sobie na to, żeby mnie znosić.

Była niedziela, a babcia zawsze w niedzielę rano chodziła do kościoła.

· A co z twoją mszą?

· Nie mam czasu na mszę. Dzisiaj Bóg musi się jakoś beze mnie obejść. Poza tym twoja matka będzie reprezentowała naszą rodzinę.

Mama stale reprezentowała naszą rodzinę, ponieważ ojciec nigdy nie chodził do kościoła. Zawsze zostawał w domu i czekał, aż ona przyniesie białą torbę z piekarni. Tak daleko, jak sięgam pamięcią, w każdy niedzielny poranek mama szła do kościoła i w drodze powrotnej wstępowała do piekarni. Co niedziela rano kupowała pączki z konfiturą wiśniową. Nic oprócz pączków z konfiturą. Kruche ciasteczka, canolli i ciastka kawowe były zarezerwowane na dni powszednie. Niedziela była dniem pączków z konfiturą. Jestem katoliczką z urodzenia, ale niedziela pozostanie dla mnie świętem pączków z konfiturą.

Przypięłam smycz do obroży Boba i wyprowadziłam go na spacer. Powietrze było chłodne, a niebo niebieskie. Czuło się, że wiosna jest tuż-tuż. Na parkingu nie było Habiba i Mitchella. Pewnie w niedzielę nie pracują. Nie widziałam też Joyce Bamhardt. Co za ulga.