Изменить стиль страницы

Coraz częściej dawały się słyszeć radosne okrzyki pracujących pod ziemią ludzi, a za każdym razem któryś z nich wybiegał i z tryumfem pokazywał duże jak pięść lub nawet znacznie większe kawały złota.

Pewnego razu do.Pitta, siedzącego w namiocie, przybiegł Rynka i krzyknął:

– Kapitanie, tubylcy porzucają roboty i odjeżdżają… Pitt podążył ku galeriom i ujrzał tłum Samojedów w pośpiechu opuszczających roboty i kierujących się ku obozowi. Zastąpił im drogę i z pomocą Rynki i tłumacza zaczął wypytywać o przyczynę popłochu.

– Patrz! – rzekł jeden z Samojedów. – Patrz, tam na górze… Pitt przyjrzał się uważnie. Na szczycie góry podnoszącej się nad doliną ujrzał wyniosłą postać ludzką. Stojący człowiek trzymał ręce wzniesione nad głową i potrząsał grzechotką, wydającą głuche, warczące dźwięki;

– Kto jest ten człowiek? – zapytał Pitt.

– Jest to potężny szaman, czarownik szczepu Tawga – szepnął tłumacz-Samojed.

– Kapitanie – mruknął stojący w pobliżu Morris Foster – pozwólcie skończyć z tym diabłem! Poszlę mu kulę, tylko jedną, i będzie natychmiast po wszystkim, bo strzelę celnie, jak do dzikiego zwierza…

– Nie! – rzeki stanowczym głosem Pitt. – Do ludzi się nie strzela jak do dzikich zwierząt, mister Foster! Niech pan to sobie zapamięta na cały czas współpracy z dowództwem

„Witezia"!

– Czego się tak oburzył Biały Kapitan? – pytał samego siebie zdziwiony Foster. – Cóż szczególnego wpakować trochę niklu jakiemuś tam Tawdze czy jak się on nazywa? Nie rozumiem…

Pitt tymczasem kazał przyprowadzić do siebie jednego z książąt samojedzkich i wypytywał go o wypadki.

– Czarownik obszedł dziś wszystkich ludzi opowiadając, że ten szczyt należy do naszego głównego boga Numy, który gniewny jest za porwanie mu skarbów. Pod groźbą zemsty Numy szaman kazał tubylcom porzucić białych ludzi i odjechać na stare koczowiska -objaśnił książę.

– Bardzo mądrze mówił czarownik Tawga – odpowiedział Pitt, a otaczający go ludzie ze zdumieniem spojrzeli na niego. – Mądry jest czarownik, lecz Numa mądrzejszy od niego, tak jak niebo jest czystsze od ziemi. Zwołaj, książę, wszystkich twoich ludzi, chcę mówić do nich!

Wkrótce Pitt stal na odłamie niedawno wysadzonej skały, a tłum tubylców otoczył go. Wszyscy czekali, co powie biały człowiek.

– Ludzie Sameednam, Tawga i Tunguz! – zaczął Pitt, którego słowa powtarzał tłumacz w ojczystej mowie. – Wielki Numa, potężny i miłościwy, narzucający wolę swoją wszystkim ludom, pokarał was – synów północnej zorzy. Gdzie płodność waszych żon? Znika lud

Sameednam, a choroby różne trapią go. Wielki Numa pokarał was za to, że piliście ognistą wodę, wodę szatana, i za nią oddawaliście plon waszej ciężkiej pracy i surowego życia.

Numa zjawił mi się w dalekiej ziemi i rzekł: „Idź do kraju Sameednam, pokaż ludowi jego skarby, zebrane przeze mnie, naucz go pracy, zaprowadź sprawiedliwych białych ludzi, którzy stale będą dostarczali proch, haki na ryby, strzelby, herbatę, tabakę, cukier, tkaniny i piękne, błyszczące naczynia; którzy będą walczyli z chorobami i śmiercią mego ludu i założą na jego ziemi wielkie, bogate miasto, gdzie zawsze będą towary i pożywienie, gdzie powstaną szkoły, w których synowie i córki mego ludu będą się uczyli, aby się stać równymi białym braciom!"

I oto przyszliśmy i zaczęliśmy wspólną pracę – ciągnął, podnosząc głos Biały Kapitan. -Już możecie się nie obawiać zimy, bo damy wam wszystko dla walki z chłodem, głodem i chorobami. Wy chcecie zburzyć nasze dzieło, bo ślepy i głuchy czarownik Tawga, który nie widział z bliska Numy i nie słyszał jego głosu, namówił was, żebyście powstali przeciwko woli wielkiego boga. Niech przyjdzie tu szaman, a ujrzycie, że jest kłamcą, że chce przyprowadzić tu złych białych ludzi, którzy wodą ognistą zrujnują was i doprowadzą do zguby. Niech przyjdzie tu czarownik!

Mowa Pitta podziałała na tubylców. Kilku młodych Samojedów pobiegło po szamana. Przyprowadzono go i postawiono obok Pitta.

– Człowieku! – rzekł do niego Hardful. – Oto stoimy obok siebie w obliczu Wielkiego Numy. Jeżeli mówiłeś prawdę, powtórz za mną słowa klątwy: „Numo sprawiedliwy, jeżeli głosiłem twoją wolę, zostaw mnie przy życiu – jeżeli słowa moje były kłamliwe, zrzuć na mnie. zwisającą nade mną skałę!"

Zapanowało głuche milczenie i setki oczu spoczęły na czarowniku. Ten jednak nie śmiał powtórzyć słów białego człowieka.

Wtedy Pitt śmiałym i stanowczym głosem powtórzył klątwę i zawołał:

– Widzicie teraz, ludzie Sameednam, Tawga i Tunguz, że szaman jest kłamcą, a moje słowa – prawdą! Powracajcie do pracy i bądźcie spokojni o żony wasze i wasze dzieci!

– Numa przeklnie was! – zaryczał czarownik, lecz tłum, drwiąc z niego, szedł już w stronę szybu.

– Człowieku zły i kłamliwy! – zwrócił się do niego Pitt. – Na statku wydadzą ci mąki, soli i dwie blaszanki prochu, abyś pamiętał, że nie jesteśmy mściwymi ludźmi. Odejdź od nas na zawsze! Bądź zdrów!

Szaman zniknął tego wieczora.

Rum „Witezia" szybko napełniał się woreczkami ze złotem. Roboty szły spokojnym trybem i Rynka, kierujący nimi, nie potrzebował już dużej ilości robotników. Pitt, przywoławszy do siebie wesołego zawsze Ludę, Miguela i Anglika Crewa, posłał ich na czele pięćdziesięciu Samojedów na reniferach w znane tubylcom miejsca na Wybrzeżu Lejtnanta Łaptiewa na poszukiwanie i zbiory bursztynu.

W parę tygodni później zaczęli przybywać jeźdźcy, wioząc w workach kawały żółtej jak miód, stwardniałej na kamień smoły przedpotopowych drzew.

Nareszcie nastał dzień, w którym „Witeź" musiał odpłynąć po nowe towary i dla złożenia w banku zdobytego złota.

– Kapitanie – rzekł Pitt – prowadźcie statek, ja zostanę i będę czekał na was. Zdążycie przybyć przed zimą. Nilsen potrząsnął głową.

– Popłyniecie wy, kapitanie Siwir, a ja tu pozostanę! Jestem właścicielem i szyprem „Witezia" i taka jest moja wola!

– Chciałem, żeby Elza Tornwalsen wypoczęła po bardzo ciężkiej pracy… – szepnął Pitt. -Teraz będzie zmuszona pozostać tu… Tymczasem przed nami. zima polarna, Olafie Nilsen!

– Elza popłynie z wami.,. – także szeptem odpowiedział kapitan. – Tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Może czas rozstrzygnie nasze losy…Ten, kto będzie miał cel oczekiwania, będzie czekał, kto go straci… Zamyślił się i zakończył: -… ten już nie będzie nigdy oczekiwał!

– Kapitanie Nilsen – powiedział Pitt – wszystko pozostanie po dawnemu.

– To źle-mruknął Norweg-lecz dziękuję wam!

„Witeź" nazajutrz przed świtem opuścił Jezioro Tajmyrskie i po północy już się kołysał przy dość silnej dmie na oceanie, trzymając kurs na zachód.

Mikołaj Skalny został znów mechanikiem, mając do pomocy Sanickiego i czterech Eskimosów za palaczy; Falkonet był bosmanem i dowodził czeladzią złożoną z Fostera, Rudego Szczura, Crewa i dziesięciu tubylców.

Elza Tornwalsen rządziła w kuchni okrętowej, a jej pomocnikiem pozostał zwinny i sprawny Lark.

Biały Kapitan prowadził „Witezia" dawną drogą, ostrożny i baczny na wszystko. Szturmy dwa razy miotały szonerem, raz lód zastąpił mu drogę, lecz Pitt spostrzegł ruch białych, martwych pól i pomyślnie ominął je, podchodząc tak blisko do brzegu Azji, że widział bałwany wybiegające na piaszczyste, pustynne łachy.

PRZEKLEŃSTWO CZAROWNIKA

„Witeź" spędził siedem tygodni na morzu i w Vardó. Pitt sprzedał część złota i nie tylko napełnił wszystkie rumy szonera towarami i zapasami, potrzebnymi dla tubylców, lecz namyśliwszy się dobrze, zakontraktował statek handlowy, który miał dostarczyć duży ładunek nabytych przez niego zapasów, obliczonych na dwa lata pracy na Tajmyrze. Wieść o tym, że kapitan „Witezia" złożył do stalowych kas banku dużą ilość złota, lotem błyskawicy rozniosła się po mieście, dzienniki zaś całego świata powtórzyły ją i setki przedsiębiorczych i chciwych ludzi zaczęło przybywać do Vardo dla porozumienia się z Pittem Hardfulem.

Biały Kapitan miał do wyboru różnorodnych ludzi. Ci, co przybywali do niego, trawieni „złotą gorączką" ludzie bez żadnej wiedzy i bez pieniędzy, byli często typami nader energicznymi, i Pitt spisał z nimi umowy jako ze zwykłymi górnikami, otrzymującymi od przedsiębiorstwa „Witezia" utrzymanie, narzędzia pracy i część złota zdobytego przez każdego z nich. Ludzi bogatych, życzących wnieść znaczne kapitały do przedsiębiorstwa, namówił do założenia sklepów i składów handlowych na terenie robót, spodziewając się, że wyrastająca w ten sposób osada stanie się zawiązkiem przyszłego miasta.