Co dziwne, szaleństwo Despiny nie budziło strachu. Tego lata nikt nie nazywał jej stregą, choć coraz więcej czasu spędzała nieruchomo w oknie, spoglądając wypełzłymi oczami prosto w słońce. W Brionii rybacy często nie powracali z morza, a Severo prowadził wojny od wielu lat i mieszkańcy miasta przywykli do rozpaczy matek.

Sąsiedzi zaczęli wieczorami znów zachodzić pod warsztat hafciarki. Kobiety zapraszały Arachne na darcie pierza i wicie kwietnych girland, którymi co niedzielę przystrajano posąg Najwyższego w wielkiej świątyni. Mężczyźni rąbali drewno na opał, pobielili ściany i pomagali dziewczynie w cięższych pracach, a syn Crescenza bywał u niej częściej niż inni. Arachne nie umiała się jednak cieszyć ich życzliwością, skoro zaskarbiła ją dopiero śmierć Yanniego.

W rok później, gdy zaczęły wiać jesienne wichry, wojna skończyła się na dobre. Arachne zrozumiała, że jej brat nie wróci. W jakiś sposób wiedziała o tym, zanim człowiek Severa przyszedł do ich warsztatu z sakiewką srebra, zapłatą za roczną służbę. Wzięła w zimne palce ciężki mieszek z baraniego pęcherza i wysłuchała opowieści o śmierci brata. Nie wiedziała nawet, czy jest prawdziwa, choć ludzie mówili, że mag potrafi zajrzeć w płomień serca każdego ze swoich ludzi. Arachne nie rozumiała jednak, dlaczego Severo miałby przypatrywać się śmierci Yanniego, syna hafciarki. Dopiero w środku nocy, kiedy bezsennie przewracała się na twardym sienniku, pojęła jedną prostą rzecz, którą, na co dzień starała się spychać głęboko w toń pamięci.

Severo musiał przecież znać opowieść o trzech synach Sirocco, uniesionych przez demony wichrów i ukrytych przed wzrokiem Ercole. I być może książę-mag Brionii zdołał dostrzec w rudowłosym synu hafciarki coś więcej niż desperację wyrostka z ubogiej dzielnicy. Tak wiele, że postanowił go zabić. W odległym obcym miejscu, daleko od cyklopich murów Brionii.

Po omacku dźwignęła się z posłania. Podniosła wieko matczynego kufra i wśród gładkich materii odszukała ten jeden przedmiot, który mógł jej pomóc. Magiczną księgę. Metalowe okucia były tak zimne, że niemal parzyły ją w palce. Ostrożnie zapaliła knot w lampce i przewróciła pierwszą kartę. Nic się nie stało. Żaden demon nie wyskoczył z pergaminu, pokrytego rzędami ornamentów, i nie sięgnął ku Arachne pazurami z żywego ognia. Ale też nie zdołała niczego zrozumieć. Daremnie wodziła palcem po stronicach, starając się wśród obcych kształtów rozpoznać własne imię, zaklęte w ciąg magicznych znaków.

– Co robisz?

Arachne poderwała się.

Despina stała tuż za nią i z głową przekrzywioną na ramię przyglądała się córce. Włosy miała rozpuszczone i nieczesane od wielu dni, suknię wymiętą i poszarzałą. Ostatnio nie pozwalała się dotykać nawet Arachne.

– Chciałam odnaleźć moje imię.

Despina roześmiała się ciepłym, niemal dziewczęcym śmiechem i ku zaskoczeniu córki przytuliła ją nieznacznie.

– Nie tutaj, kochanie – powiedziała, po czym usiadła obok na ławie, odsunęła dłoń Arachne i zaczęła przewracać karty. – To modlitwa do Najwyższego. Litania jego imion, z których pierwsze i najpotężniejsze jest Jednością. – Ujęła palec Arachne i delikatnie poprowadziła go po rzędzie ciemnych znaków. – Bóg jest przyczyną, zasadą, substancją i życiem, i wezwaniem, i zmartwychwstaniem, odnową i przemianą. Tak właśnie napisano.

– Nie widzę, mamo – Arachne poskarżyła się jak dziecko.

Despina szeptała jednak dalej do siebie:

– Jest życiem dla żyjących i trwaniem bytów. Zasadą i życiem każdego życia i substancji. Dzięki jego dobroci wszystkie byty istnieją, są powołane do życia i utrzymywane w istnieniu. On przywróci nam Meriga z głębi morza i wyzwoli nas spod mocy czarnoksiężników, którzy wielbią demony i skradli nasze dziedzictwo. Na końcu zaś sprowadzi na powrót Yanniego z obcych krain. – Uśmiechnęła się do siebie. – Tutaj zapisałam jego narodziny. Urodził się w czwartej kwadrze księżyca i miał oczy koloru letniego nieba. A to jego imię. – Przycisnęła palec dziewczyny do czterech znaków, nakreślonych ciemnym atramentem na marginesie księgi. – Spójrz.

– Nie rozumiem tego.

– Nauczę cię, skarbie. – Matka objęła ją mocniej ramieniem. -Tutaj jest twoje imię. – Przesunęła opuszkę Arachne nieco niżej. -Wybrał je Merigo. Potem wziął cię nocą na brzeg morza i uniósł wysoko ku gwiazdom, aby wszystkie rozpoznały twoje imię. Poniżej zapiszesz kiedyś imiona swoich dzieci, tak samo, jak kiedyś uczyniła moja matka i matka mojej matki. Nauczę cię, kochanie. Powinnam była dawno to uczynić. A teraz mogę nie zdążyć -dodała z zadumą.

– Masz jeszcze wiele czasu, mamo – odpowiedziała przez łzy Arachne.

Despina tylko potrząsnęła głową.

– Nie sądzę, abym była dobrą matką – rzekła cicho. – Ale próbowałam was uchronić. Z całego serca próbowałam was uchronić. A Yanni był taki młody, taki jasny, i nie chciałam, żeby uczynił coś szalonego. I nie udało mi się. Ale dość o tym. – Płynnie nakreśliła jakiś znak na zakurzonym blacie stołu, tuż obok motka żółtej jedwabnej przędzy. – To alfa. Pierwsza litera twojego imienia. Początek i stworzenie świata.

* * *

Despina żyła jeszcze dziewięć miesięcy. Umarła pewnego jesiennego dnia, przy oknie, skąd nieustannie wyglądała Yanniego, i tak cicho, że Arachne spostrzegła to dopiero wieczorem, kiedy miały usiąść do wieczerzy. Kobiety z Vicolo delle Tessitrici zeszły się o zmierzchu, aby umyć Despinę i przygotować do pochówku. Położyły ciało na stole uprzątniętym z nici, płótna, przędzy i barwnych skrawków materii. Arachne trudno było uwierzyć, że ta wysuszona starowinka, której posiwiałe włosy dały się zebrać w jeden chudy warkoczyk, jest naprawdę jej matką. Ale kiedy sąsiadki przygotowały lniany, pogrzebowy całun, powstrzymała je i wyjęła ze skrzynki przy łóżku wielką chustę. Wyszywała ją ukradkiem przez długie, gorące lato i chciała podarować Despinie w wigilię Festa dei Fiori, kiedy kobiety z całego Półwyspu tańczą przed białymi świątyniami Najwyższego i przystrajają jego posągi w girlandy z kwiatów i winne grona.

Gdy Arachne rozwinęła chustę, kobiety odsunęły się od niej z trwogą. Najstarsze wdowy, które przycupnęły na niskich stołeczkach u paleniska i odmawiały modlitwy za duszę zmarłej, przycichły nagle, zmyliły rytm słów. Tylko ogień trzaskał pod kominem.

Chusta była błękitna, w kolorze ultramaryny; na Półwyspie przynależał on jedynie magom i stanowił znak ich mocy. Ale kiedy kobiety spojrzały z bliska, zobaczyły, że płótno, utkane z najcieńszego lnu, pozostawiono białe. To nici były błękitne i pokrywały całe tło gęstym ściegiem, który mienił się i połyskiwał jak letnie morze. Smukłe rybackie łodzie z białego lnu o żaglach wypełnionych wichrem płynęły po nim na zachód. Na odległych wschodnich wyspach kobiety zbierały plon z winorośli i oliwnych drzewek. Chłopcy paśli na skałkach białe, krzyworogie kozy. Brodaci kupcy pędzili drogą osły objuczone ciężkimi koszami. Biły rozkołysane dzwony kościołów. Białe ryby wyskakiwały nad powierzchnię wody. Gdy Arachne nakryła matkę chustą, kobiety z Vicolo delle Tessitrici ujrzały cały wielki świat, który zamykał prostokątny wzór, spleciony z białych kwiatów róż i owoców granatu.

W Brionii nie znano podobnego haftu. Despina pokazała go córce, kiedy Arachne była jeszcze bardzo mała. Nigdy nie zdobiły nim wyprawnych sukni córek patrycjuszy ani obrusów i zasłon sprzedawanych w warsztacie. Dziewczyna wiedziała tylko tyle, że pochodził ze wschodu, z wysp, skąd przed wielu laty jej rodacy uciekli przed kapłanami w wielbłądzich skórach i ich ofiarnymi kołami.

– Stamtąd przypłynęliśmy – wyjaśniła z prostotą.

Jednak sąsiadki milczały, przerażone, jakby nawet patrzenie na zakazany błękit magów mogło sprowadzić nagłą śmierć. Dopiero Cettina, najstarsza w Vicolo delle Tessitrici, podniosła się ze stołeczka przy ogniu. Z trudem przykuśtykała do stołu i ujęła głowę Despiny w kruche, powęźlone palce.