Dziewczyna pracowała w milczeniu. Czasami tylko zerkała znad ściegu ku matce, ale myślami była zupełnie gdzie indziej – przy synu Crescenza. Chłopak zaczepił ją wczoraj u studni i zaprosił na zabawę przed oberżą. Jeszcze zeszłej jesieni żaden chłopiec z Vicolo delle Tessitrici nie oglądał się za rudowłosą córką hafciarki. Jednak przez zimę Arachne wystrzeliła w górę jak młody pęd i nabrała kształtów. Miała prawie czternaście lat. Stosowny wiek, aby włożyć długą suknię i tańczyć aż do późnej nocy na placu oświetlonym setką lampionów, a może nawet pozwolić się ukradkiem pocałować synowi strzecharza.

Zastanawiała się, czy zdoła namówić Yanniego, aby wybrał się z nią na zabawę. Bo była pewna, że matka nie puści jej samej ani tym bardziej w towarzystwie jednego z tych czarnowłosych urwisów, jak Despina zwykła nazywać potomstwo sąsiadów. Ale Yanni na pewno ulegnie prośbom. Ostatecznie Arachne była jego małą siostrzyczką.

Podskoczyła na dźwięk otwieranych drzwi. Yanni stał na progu. Policzki miał zaczerwienione od wina i pokryte kilkudniowym zarostem, tunikę brudną i poszarpaną na boku. Przemierzył warsztat kilkoma szybkimi krokami i wyrwał coś matce z dłoni.

– Znowu to robisz? – zapytał ze złością, unosząc płaski, oprawny w skórę przedmiot. – Czy chcesz, żeby nas wszystkich ukamienowano przez twoją głupotę?

– Oddaj. – Despina wyciągnęła w górę ręce, ale Yanni odtrącił je bez trudu. – Oddaj – powtórzyła z błaganiem w głosie. – To tylko brewiarz. Nic więcej nie zostało mi po waszym ojcu.

Arachne ze zdumienia upuściła robótkę. Yanni trzymał w dłoni księgę, kodeks magów, pełen zaklęć i tajemnych znaków.

– Nie obchodzi mnie, co to jest – syknął przez zaciśnięte zęby. – I strażnicy też nie będą o nic pytać, kiedy powloką nas wszystkich do lochów pod Torre dei Falconi. Wystarczy, że cię przyłapią na zakazanych sztukach.

– Nie jestem…

– Wszystko jedno, kim jesteś – przerwał brutalnie chłopak. – Łamiesz rozkaz księcia.

– Nie dbam o barbarzyńskie zakazy Severa. – Despina podniosła się, a na jej twarzy wystąpiły czerwone plamy. – Kiedy się urodziłeś, wpisałam do tej księgi twoje imię, a twój ojciec odczytał modlitwę do Jedynego, aby twoje życie było długie i szczęśliwe. Podobnie jak wcześniej zrobił jego ojciec i jak kiedyś ty uczynisz dla swojego pierworodnego. W tej księdze nie ma ani odrobiny magii, tylko pamięć i modlitwa. I nie pozwolę jej odebrać wyłącznie, dlatego, że Severo lęka się, aby kiedyś nie urodziła się druga Sirocco.

– Nie rozumiesz, matko – Yanni potrząsnął głową, ale gniew zniknął z jego głosu – że nie będą cię słuchać? Być może książę zechce okazać litość, bo urodziłaś się z dala od Brionii i nie ma w tym twojej winy, że nauczono cię zakazanych znaków. Wyklują ci oczy, jak córce kapitana z Centocchio. Zeszłej jesieni pochwycono ją nad księgą i ukarano, choć jej kraj leży nad ujściem Fiume Bianco, gdzie nie sięga władza Severa. Wszyscy mówili, że sama jest sobie winna. Nawet ludzie jej ojca. Bo w Brionii panuje prawo Severa i każdy, kto postawi stopę na jego ziemi, musi go przestrzegać. I nikt nie będzie litował się nad stregą.

– Nie jestem wiedźmą! – Despina wyrwała mu księgę i przycisnęła ją mocno do piersi.

Arachne wodziła pomiędzy nimi przestraszonym spojrzeniem. Zdarzało się, że Yanni drwił z matki, z jej ciężkich sukni o obcym kroju i dziwacznych zwyczajów. Nigdy jednak nie spierali się równie gwałtownie.

– Przejrzyj na oczy, matko – powiedział ze znużeniem Yanni. – Ludzie już teraz gadają, że jesteś stregą. Tak samo jak stara Gallinetta, która mieszka pod cmentarnym murem. Straszą dzieci twoim urocznym okiem. Nocami zakradają się pod nasze okna, aby zobaczyć, jak przywabiasz demony. Jesteś obca i nigdy nie dopuściłaś ich do siebie, więc tylko czekają na powód. Jeśli musisz zatrzymać tę księgę, schowaj ją głęboko w kufrze i strzeż jej jak źrenicy oka, bo inaczej sprowadzisz na nas wszystkich zgubę. A przede wszystkim na nią. – Pokazał na Arachne, która wciąż kuliła się na niskim stołeczku. – Jak myślisz, co się z nią wówczas stanie?

– A gdzie ty wtedy będziesz? – spytała znienacka Despina, -Tego dnia, gdy żołnierze Severa przyjdą mnie zabrać do Torre dei Falconi?

Yanni zmienił się na twarzy. Despina miała tę dziwną zdolność, że poprzez wszystkie wypowiadane słowa sięgała prosto do sedna.

– Zaciągnąłem się do armii. – Zadarł brodę i starał się panować nad drżeniem w głosie. – W przyszłym tygodniu odpływamy.

– Nie! – krzyknęła bezwiednie Arachne. Despina bez słowa patrzyła na syna.

– Na co mam tutaj czekać? – zapytał ze złością Yanni.

Dwa dni temu poszedł pod Beluardo dei Gufi, gdzie siedzieli książęcy łapacze. Bał się wrócić do warsztatu i powiedzieć matce o powziętej decyzji. Zaszył się, więc w gospodzie i sumiennie roztrwonił całe srebro wypłacone przy zaciągu. Teraz wino dodawało mu odwagi.

– Aż mistrz Gennaro zapije się do reszty albo utopi w cysternie? – ciągnął coraz bardziej zapalczywie. – Albo aż mnie ktoś nocą pchnie nożem w gospodzie? Ja nie mogę się ukryć za wdowią szatą ani wytyczyć haftem granicy, poza którą nikt nie wejdzie. Nic tu nie mam. Ani rzemiosła, ani przyjaciół, ani szacunku ludzi. Jaka więc tu jest dla mnie przyszłość, matko, oprócz nędzy i marnej śmierci?

Hafciarka wciąż się nie odzywała. Yanni pochylił się nad stołem i zaczaj mówić szybciej, biorąc jej milczenie za zachętę.

– To tylko jedna wyprawa na południe, nie więcej – tłumaczył gorączkowo. – Widziałem w porcie okręty Severa. Na całym Półwyspie nie ma potęgi, która mogłaby stawić im czoło. Wrócę jeszcze tego lata, mamo. Nic mi się nie stanie. Obiecuję.

Wargi Despiny drgnęły nieznacznie, jakby mozolnie próbowała wypowiedzieć jakieś słowa. Arachne dała bratu znak, aby zamilkł. Jednak Yanni tego nie spostrzegł, zajęty własną przemową.

– Muszę im pokazać, ile jestem wart – mówił łamiącym się, chłopięcym głosem. – Że jestem jednym z nich, a nie przybłędą zza morza. Wtedy zaczną nam ufać i wy też będziecie bezpieczne. Nikt nie odważy się was skrzywdzić, jeśli będę walczyć dla Severa. A ja wrócę, zobaczysz, mamo, że wrócę z sakwami pełnymi łupów, złota i drogich kamieni. Będziemy bogaci. Kupię dla was winnicę na południowym zboczu góry, gdzie nie sięga cień cytadeli, i nigdy już nie będziesz musiała wyszywać dla obcych, mamo… – Urwał, wyczerpany.

Arachne słuchała w zdumieniu, nie rozumiejąc, jak Yanni może być tak głupi. Zdarzało się jej z daleka patrzeć na starych żołnierzy. Siedzieli w podcieniach karczem dla najemników czy lupanarów, usuwając w cień kikuty rąk albo pogruchotane nogi. Jeśli ktoś rzucił im kilka miedziaków do glinianej miseczki lub postawił dzban wina, potrafili snuć cudowne opowieści. Mówili o wyprawach w dzikie rubieże Monti Serpillini, gdzie poza Passo dei Lupi polowali na bezgłowych Ambarytów, stregi i inne potwory. Palcem umaczanym w winie kreślili na drewnianych blatach wizerunki mantikor, salamander i wodnych starców z trójzębem w dłoni. Opowiadali o stepach daleko za ujściem Centocchio, gdzie trawy są błękitne, a w rzekach mieszkają przedziwne potwory z baśni, latające ryby i skrzydlate wróżki, które śpią w kielichach kwiatów.

Ale żaden z nich nie dorobił się winnicy na południowym zboczu góry. Nie mieli nic, prócz łachmanów na grzbiecie i cudownych opowieści, które wymieniali na czerwone wino.

– Nie możesz tego zrobić – odezwała się martwym głosem Despina. – Walczyć dla Severa.

– Wiedziałem, że nie zrozumiesz! – wykrzyknął Yanni i odwrócił głowę, ale Arachne zobaczyła, że w oczach ma łzy.

Zaczerpnęła głęboko powietrza. Teraz mu matka powie, pomyślała ze strachem. Powie mu o Sirocco i całej reszcie.

Lecz Despina tylko mocniej zacisnęła palce na magicznej księdze.

– On nie jest nawet twoim księciem – wyszeptała.

Yanni opanował się z wysiłkiem.

– Ale będzie nim, kiedy wsiądę na jego okręt. Wiedziałem, że nie zrozumiesz – dodał gorzko, po czym krętymi schodkami ruszył do swojej izdebki.