Изменить стиль страницы

– Będziemy dzisiaj z nimi rozmawiali, poznacie ich państwo bliżej, zaczniemy, oczywiście od redaktora naczelnego…

– Trójka, biorę! Czwórka, ostrość! Biorę! Jedynka, daj mi te drzwi!

– Panie redaktorze, czy dzień taki jak dziś to dla pana źródło satysfakcji?

– Oczywiście, pracuję w tym ośrodku już osiem lat, od czterech jako szef, i zdaję sobie doskonale sprawę, jak ważne jest to, że od tylu lat nadajemy…

– Jedynka, uwaga!

– A o tym, że mamy dla kogo nadawać, najlepiej świadczą te tłumy ludzi, którzy przyszli nas dzisiaj odwiedzić…

– Jedynka, biorę. Dwójeczko, przygotuj się, niedługo do was przejdziemy. Czwórka, biorę.

– Największą jednak satysfakcję daje świadomość, że pracuje tu, pod moim kierownictwem, taki wspaniały zespół ludzi…

– Kran, szeroko, jedynka, szeroko! Kran biorę! Jedź do panienek!

– Serdecznie zapraszamy do nas dzisiaj wszystkich szczecinian, przed ekrany, ale i bezpośrednio tu, do telewizji…

– Jedynka, biorę. Czwórka, trzymaj ich dwóch!

– Ela, uważaj, zaraz wchodzisz! Jędrek, kończ!

– Dziękujemy, panie redaktorze, nasze święto dopiero się zaczyna…

– Dwójka, jesteś!

– Ela, jesteś!

– Proszę państwa, sercem każdej telewizji jest zawsze redakcja informacji. Znajdujemy się w newsroomie, to tu jest owe gniazdo os…

– Jedź, dwójka!

– Marta, przygotujcie się!

– Tak, to oczywiste, powinniście być przecież wszędzie…

– Powinniśmy i najczęściej jesteśmy wszędzie tam, gdzie coś ciekawego się dzieje…

– Szóstka, za chwilę wasze wejście. Stój, dwójka!

– Ela, koniec!

– Tak więc sami państwo widzą, że tu nie ma wyznaczonych godzin pracy, dziennikarze tej redakcji zawsze muszą być na posterunku, aby informować mieszkańców miasta, regionu i kraju…

– Marta, uwaga!

– Szóstka, jesteś!

– A tak, proszę państwa, wygląda klasyczna ekipa reporterska z dziennikarzem! Państwo już się orientują, kto jest kto…

– Pokaż ekipę! Szerzej! Kran, trzymaj panienki, od nich pojedziesz po ludziach! Czwórka, ładnie! Trzymaj tak.

– Ten pan z kamerą to oczywiście operator filmowy, do niego przypięty kablem jest dźwiękowiec, za nimi stoi spec od oświetlenia planu i jednocześnie kierowca…

– Szóstka, jedź na Filipa!

– A to dziennikarz informacyjny, który właśnie relacjonuje to, co się u nas dzieje, czyli robi tak zwanego stendapa. I tu najważniejsza jest zimna krew, on nie ma prawa się dać zdekoncentrować, zaraz sprawdzimy, jak też nasz kolega się skoncentrował…

– Szerzej, uważaj, szóstka, co ona robi!

– Bo to jest tak, proszę państwa, że dookoła niego mogą się dziać różne rzeczy, a jemu nie wolno zareagować…

Ryk radości z wielu gardeł wstrząsnął reżyserką. Marta złapała Filipa za tyłek. Na antenie!

– Cisza! – wrzasnął Maciek. – Kran, uwaga!!!

– Kończ, Marta!

– O, drogi kolego, niedobrze, musisz ćwiczyć koncentrację! Tego stendapa musisz, niestety, powtórzyć!… Oddajemy głos do studia!

– Kran! Jedź!

I tak bitą godzinę.

Przez cały czas po budynku chodziły sobie dwudziestoosobowe grupy, prowadzone przez naszych kolegów. Co jakiś czas uzupełniały tłum w przedsionku reżyserki, czyli za szybą, za naszymi plecami. W samej reżyserce oprócz nas przy konsoletach siedzieli już tylko nasi koledzy, a zwłaszcza koleżanki. Co jakiś czas dobiegały nas szepty z tyłu:

– O Jezu, ale nerwówa!

Tak naprawdę nie nerwówa, tylko koncentracja. To, czego zabrakło Filipowi, kiedy piękna Martusia urzeczywistniła swój, jak nam się wydawało, żart z wczorajszej odprawy.

Motory były najpiękniejsze.

Myślałam, że Filip przesadza z ich liczbą, bo ma on taką tendencję, ale naprawdę było ich ze dwieście. Wystartowane przez Krysię, przejechały z rykiem podrasowanych silników, przeważnie bez tłumików, ulicą koło budynku. Michałek rzęził z zachwytu na ich widok. Nie dziwiłam mu się. Były przepiękne! Jednego dzikiego jeźdźca Michałek odpytał, zatrzymując go uprzednio niemal z narażeniem życia, bo metodą rzucenia się pod koła. Trafił mu się napakowany superman z tatuażami wszędzie tam, gdzie wystawał ze skórzanego odzienia (zapewne pod spodem miał ich dużo więcej). Jechał na starym junaku ze szczecińskiej fabryki.

– Kolego! – zachrypiał motocyklista z uczuciem. – Młody jesteś i nie możesz tego motoru pamiętać! To jest junak! Motor szczeciński! I telewizja jest szczecińska! To my życzymy naszej telewizji wszystkiego najlepszego!

Zagrzmiał silnikiem, wystartował i oddalił się dostojnie.

O przewidzianej porze zeszliśmy z anteny. Nie na długo, bo następne wejście miało być za czterdzieści minut. Przebijając się przez gromady zwiedzających, popędziliśmy – Ewa, Maciek i ja – napić się kawy.

Na dole okazało się, że już jest tłok. Próbowaliśmy dopchać się do kanapek, ale z marnym skutkiem. Zwróciliśmy się więc ku wyjściu. Ale stał się cud. Zatrzymały nas nasze koleżanki, pracujące na co dzień w biurze, te same, które tak się dziwiły nerwówie w reżyserce, a które zazwyczaj odnosiły się do nas raczej obojętnie.

– Bez kanapeczki was nie puścimy! Musicie się pokrzepić! Kawy? Herbaty?

Od ręki dostaliśmy wszystko. Zapchaliśmy więc gęby kanapeczkami od zaprzyjaźnionej restauratorki, popiliśmy gorącą kawą i polecieliśmy z powrotem.

W tym właśnie wejściu czekała nas mina w postaci sekwencji w reżyserce. Jędruś miał zwywiadować mnie w towarzystwie inżyniera studia, jak to rozsądnie zasugerował Maciek.

Pierwszych cztery czy pięć rozmów poszło gładko. Podczas tej piątej do reżyserki wleciała ekipa w składzie: operator Paweł, Jędruś i jakiś pomagier dźwiękowy. Paweł podpiął kamerę do stosownego wejścia i ustawił się w gotowości. Szósta rozmowa była nasza.

Jędrek – cały czas na dopalaczach, bo leciutko zaczynaliśmy gonić czas – przedstawił panią redaktorkę programu, pani redaktorka przedstawiła inżyniera studia; potem szybko opowiedziałam o dwóch najważniejszych facetach w czasie trwania tego programu – tu Paweł najpierw podstawił kamerę pod nos Maćkowi, który założył na uszy słuchawki i dokonywał cudów koncentracji, jednocześnie uśmiechając się mile, kiedy była mowa o nim i miksując obrazek od Pawła z czymś tam ze studia; potem Pawełek obrócił się błyskawicznie w stronę Marcina, a my usiłowaliśmy wyjść kamerze z pola widzenia. Cały czas reżyserka pełna była ludzi, których też należało pokazać. Kiedy już przedstawiliśmy Marcina i powiedziałam, do czego nam służy realizator dźwięku (ten nasz dźwięk też on cały czas robił), poprosiłam inżyniera studia, żeby powiedział o całej technicznej reszcie.

I wtedy poczułam, że coś się dzieje niepokojącego.

Mianowicie coś jakby mi ciekło po nogach!

A wciąż byliśmy na antenie!

Boże jedyny, żeby tylko operator nie odszedł od nas z kamerą za daleko! Bo jeszcze to pokaże!

Na szczęście Paweł nie miał miejsca na żadne zamiatanie kamerą po parterach. Szedł po reżyserce i starał się pokazywać to, o czym mówił kolega inżynier.

I Spojrzałam na zegar. Przewalamy! A ja nie mogę Jędrusiowi nic powiedzieć!

Sprawdziłam szybko, gdzie patrzy kamera, pomachałam dramatycznie rękami. Ewa dostrzegła moją panikę. Postukałam wymownie palcem w tarczę zegarka i z ulgą zauważyłam, że Ewa, która siadła na moim miejscu, mówi do mikrofonu. Niemal w tym samym momencie Jędrek, który zawsze był sprawny i szybki, zgrabnie zakończył story o reżyserce i ponownie podszedł do mnie.

– A teraz, proszę, powiedz mi, co właściwie ty tu robisz? Kto to taki: autor programu?

I podstawił mi pod nos mikrofon.

– Autor programu – powiedziałam – to jest człowiek, który program wymyślił. A kiedy ten program leci na żywo, tak jak nasz, i kiedy autor widzi, że prowadzący za długo gada z jednym rozmówcą, mówi mu na ucho: Spadaj, czas ci się skończył!

Jędrek rozłożył ręce, a właściwie tę jedną, bez mikrofonu.

– No cóż, kiedy autorka mówi „spadaj”, to dla prezentera jest to absolutny rozkaz! Spadam zatem!