Kiedy wjeżdżała na swoją posesję, na chodniku stał już zielony peugeot, a gbur wysiadał z niego i zamykał drzwi.

Ukłonił jej się z daleka. Miała wrażenie, że był to ukłon szalenie oficjalny.

Nadszedł pierwszy dzień szkoły i oczywiście Helenka zażądała, aby Eulalia zaplanowała swoje telewizyjne zajęcia w sposób umożliwiający odwożenie Marysi na lekcje i przywożenie jej na domowy obiadzik.

– Rozumiesz sama, moja droga – powiedziała z wdziękiem – że nie miałoby sensu żadne inne rozwiązanie. Ty przecież i tak musisz być w mieście codziennie, więc po prostu wstaniesz wcześniej i wcześniej wyjedziesz. A potem wcześniej wrócisz. Same korzyści dla ciebie.

Eulalia, która nienawidziła wczesnego wstawania, przypomniała sobie swój wieczorny seans psychoterapeutyczny i odmówiła świadczeń.

– Zapomnij. Zapomnij o mnie, o moim samochodzie i o tym, że ja w ogóle mam jakikolwiek budzik w domu.

– Ja cię mogę budzić… Chociaż to oczywiście bez sensu, skoro i tak musisz wstać. A jak już wstaniesz, możesz od razu zrobić dwa śniadania, dla siebie i dla Marysi. Ty jesz śniadania, prawda?

– Prawda. Około dziewiątej rano. Nie wcześniej. Helenko, ja mówię najzupełniej serio. I niech to do ciebie dotrze. Nie będę wstawała wcześniej. Nie będę robiła śniadań Marysi. Nie będę jej woziła. Masz samochód, to go używaj. Prawo jazdy też masz. Wolno ci poruszać się po drogach publicznych.

To ostatnie powiedziała z zamierzoną złośliwością, pamiętając, jakie były w rodzinie palpitacje, kiedy Helenka zdawała egzamin na prawo jazdy i jaką kwotę musiał Atanazy wybulić w charakterze łapówki, aby jego żona dostała upragniony kwit.

.Helenka skrzywiła się, nie za mocno, żeby nie nabyć czasem jakich nowych zmarszczek.

– Nie, Eulalio, ty jesteś niemożliwa. Przecież wiesz, że ja nie lubię jeździć po mieście w godzinach szczytu… Nie jestem takim wprawnym kierowcą jak ty! – Zatrzepotała artystycznie rzęsami, co na Eulalii nie zrobiło żadnego wrażenia, być może dlatego, że nie była w dostatecznym stopniu mężczyzną. – Poza tym ja będę doglądać remontu.

Grzegorz kazał być asertywną.

– Jeśli nie będziesz jeździła, to się nigdy nie wprawisz – powiedziała bezlitośnie. – Ja bym ci nawet radziła wjeżdżanie w największy tłok. Bardzo szybko złapiesz bluesa. A w ogóle to jest twoje dziecko. I twój remont. Zrób sobie grafik. Powieś na drzwiach plan lekcji Marysi i się dostosuj. I nie zapomnij o jej licznych zajęciach pozalekcyjnych.

Oburzona Helenka prychnęła i poszła – prawdopodobnie poskarżyć się Balbinie. Eulalia pozostała przy stole, przy którym piły popołudniową kawę, i zamyśliła się.

Asertywność jej wyszła. Jeszcze trzeba będzie pokonać Balbinę. Ale spokojnie. Jesteśmy na dobrej drodze. Teraz należy pomyśleć o romansie.

Tylko z kim?

Dolała sobie kawy i zrobiła pospieszny remanent.

Rzeczywiście, ze swoimi niezliczonymi znajomościami prawdziwych przyjaciół ma niewielu. A już takich, z którymi dałoby się romansować… Szkoda słów.

W pracy głównie małolaty, przeważnie żonaci, zresztą zasadę, że nie romansuje się z kolegami, uważała zawsze za niezwykle rozsądną.

Grzegorz… Może by jednak?

Grzegorz jest jak brat, to by było kazirodztwo.

Podczas jednej takiej konferencji prasowej bardzo się nią zainteresował gość z biura prasowego wojewody. Ale on, zdaje się, pije jak smok, poza tym używa ohydnej wody toaletowej. A w ogóle ona prawie nie zna faceta, więc o czym my mówimy?

Ostatni nabytek w dziedzinie towarzyskiej – GOPR. Same chłopy. Za młodzi. Żonaci. A jak nie za młodzi, to tym bardziej żonaci.

Gbur.

No nie! To już sobie pomyślała wyłącznie z rozpędu. Skojarzył jej się z GOPR – em. Były ratownik… Gburowaty w zasadzie monotematycznie, poza tym wygląda na to, że w porządku. Maniery posiada. Prezencję również. Nie wiadomo wprawdzie, co ma w środku, ale wszyscy znajomi wyrażają się o nim wyłącznie pozytywnie.

Nie, nie ma o czym mówić. Narobił jej afrontów, potem ona jemu narobiła afrontów… Ten most jest raczej spalony.

Ale przysłał jej czerwoną różę.

A ona wyszła z przyjątka, na którym on był gościem.

Ale to Helenka zorganizowała przyjątko, nie ona. Co gorsza, Helenka coś mu tam mówiła o jej, Eulalii, klimakterium.

No to co, że mówiła o jej klimakterium. Grzegorz za to mówił o dojrzałej brzoskwini.

Lepiej zapomnieć o głupich pomysłach Grzegorza i rzucić się w wir pracy twórczej. Słabo płatnej, ale zawsze. A propos płatnej, musi napisać dwa zaległe felietony o życiu kobiet.

– Lalu, jak możesz! Nie spodziewałam się tego po tobie!

Balbina. Cała płonąca świętym oburzeniem. Eulalia postanowiła udać głupią.

– Co się stało, mamo?

– Jak możesz pytać? Nie tak cię wychowywałam, nie tak! W rodzinie należy sobie pomagać, to jest naturalne! Odmówiłaś pomocy Helence, czy jesteś w stanie wytłumaczyć mi, dlaczego?

– Jestem. Po pierwsze zauważ, że pomagam jej cały czas, od mniej więcej dwóch miesięcy…

– A co ty nazywasz pomocą, moja córko? Coś ty takiego zrobiła?

Eulalia trochę się rozzłościła.

– Pomocą nazywam udostępnienie mieszkania i opiekę nad Marysią, chociaż uczciwie mówiąc, to ty się nią raczej opiekujesz… Aleja też, trochę. Od dwóch miesięcy mój dom zmienił się w hotel oraz przechowalnię bagaży i ja nic nie mówię.

– Gdybyś pokazała drzwi tym dwojgu młodych darmozjadów, tej niemoralnie prowadzącej się parze, od razu byłoby luźniej!

– Możliwe, ale ta para akurat mi nie przeszkadza, to są zresztą przyjaciele moich dzieci i dzieci się nimi zajmują…

– A ty się akurat zajmujesz nami! Chyba przesadziłaś tym razem!

Eulalia westchnęła ciężko.

– A jak byś chciała, żebym się wami zajmowała?

– No właśnie Helenka ci podpowiedziała, a ty potraktowałaś ją jak natręta, jak obcą!

– Ależ nie. To znaczy nie jak obcego natręta, tylko jak natręta rodzinnego. Nie będę matkowała Marysi w obecności jej własnej matki, to wykluczone. Helence świetnie zrobi usystematyzowanie obowiązków. Ja wiem, że ona ma teraz nową zabaweczkę w postaci tego remontu…

– To nie jest remont, tylko przeróbka!

– Tej przeróbki. Ale ja mam swoje życie i swoją pracę, jak wiesz, niezbyt unormowaną. Nie mogę dostosowywać swoich zdjęć i montaży do godzin lekcyjnych Marysi. I nie mam zamiaru być prywatnym szoferem. Helenka niech się wprawia w jeżdżeniu swoim samochodem.

– Gdybyś wykazała chociaż trochę dobrej woli, na pewno okazałoby się, że to wszystko możesz doskonale pogodzić.

Eulalia westchnęła, policzyła do dziesięciu i powiedziała łagodnie:

– Ale ja nie chcę okazywać żadnej woli. Nie chcę. Po prostu nie chcę. I niech to będzie dla ciebie wytłumaczenie jedyne i wystarczające. Koniec.

Balbina wstała z krzesła i wyprostowała się, aby bardziej z góry popatrzeć pogardliwie na Eulalię.

– Nie masz żadnych uczuć rodzinnych – oświadczyła z obrzydzeniem i odeszła.

Przy drzwiach odwróciła się jeszcze na chwilkę.

– A zatem przyjmij do wiadomości, że od tej pory ty również nie możesz liczyć na moje świadczenia. Gotuj sobie sama obiady dla siebie i tych swoich wszystkich młodych nicponi!

Eulalia została sama w salonie. Młodzi nicponie. To jej przypomniało, że obiecała zająć się wyduszeniem pieniędzy z uwodziciela Pauliny. Jak on się nazywa? Szermicki. Powinien być w książce telefonicznej, nazwisko nie jest popularne.

Powinien być, ale go nie było. Pewnie sobie zastrzegł, żeby mu studenci nie zawracali głowy w domu. Nie szkodzi. To tylko kwestia czasu, zdobyć jego adres i telefon. Adres ważniejszy. Zaraz… czy on nie ma jakiejś pracowni projektowej? Robert powinien wiedzieć.

– Robercie! – ryknęła bez namysłu. – Robercie, chodź do mnie na dół!

Na podeście schodów pojawił się nieco wystraszony Robert.

– Coś się stało?

– Nic się nie stało. Chodź tutaj. Potrzebuję informacji.

– Ode mnie? – Robert zbiegł z podestu, a Eulalia z przyjemnością zauważyła, że nawet chód mu się zmienił. Ileż to jednak znaczy powierzchowność! Wpływa na wszystko.