Na tapczanie Sławki siedziała jakaś obca dziewczyna i też ryczała, tyle że bezgłośnie.

Eulalia na wszelki wypadek sprawdziła pokój Kuby – nikogo w nim nie było, leżały tylko zwalone na kupę bambetle należące do Bliźniaków.

Za jej plecami wciąż rozlegał się głos Balbiny, wzywającej gromko do zrobienia porządku. Samo wezwanie wydało się Eulalii sensowne, ale ten głos ją rozpraszał.

– Mamo, przepraszam, daj mi szansę. Sławka, Kuba, proszę mi zreferować sprawę, tylko bez komentarza, same fakty. Które z was?…

– Ja – zdecydowała się Sławka po krótkiej wymianie spojrzeń z bratem. – Mamo, pamiętasz Paulinę, prawda?

– Paulinę?

– No, Paulinę, Polę Lubecką z naszej klasy! Pola, nie wyj już!

Na to subtelne polecenie dziewczyna w pokoiku Sławki podniosła zapuchnięte oczy i Eulalia poznała koleżankę swoich dzieci.

– Witaj, Paulinko – powiedziała uprzejmie. – Nie poznałam cię. Obcięłaś włosy. Może chciałabyś się umyć?

– Zaraz, mama. Bo może po co ona ma się myć, jeżeli zaraz będzie znowu beczeć. – Kuba zawsze wykazywał zmysł praktyczny. – A będzie beczeć, jeżeli jej nie pomożemy.

– No to postaramy się pomóc. W czym problem?

Pola Lubecka znowu zaczęła szlochać. Bliźniaki znowu spojrzały po sobie. Tym razem zaczął Kuba.

– Paulinę rodzice wyrzucili z domu – powiedział po prostu.

– Chryste Panie! Kiedy? Dlaczego?

– Dzisiaj. Trzy godziny temu. Wyrzucili ją, bo poszła za naszą radą i powiedziała im wszystko.

– Kuba! Mów jak człowiek!

– Pola jest w ciąży – przejęła narrację Sławka. – Jest w ciąży i w dodatku nie zdała na studia, bo tak naprawdę to w ogóle nie zdawała nigdzie, ale rodzicom przedtem bała się przyznać i mówiła, że zdała na politechnikę. Poza tym jej rodzice myśleli, że ona jest z nami…

Znowu przerwała, ale Eulalia już mniej więcej wiedziała wszystko. Głupia smarkata ma to dziecko nie wiadomo z kim, pewnie z jakimś żonatym łobuzem, który ją teraz puścił kantem, rodzice też ją puścili kantem, chyba naprawdę trzeba jej będzie jakoś pomóc. Boże, czy ona, Eulalia, ma przechowalnię osób z problemami?

– Dobrze. Na razie wiem, ile trzeba. Paulinko, oczywiście możesz zostać u nas, jak dojdziesz do siebie, zastanowimy się, co dalej. Na razie idź do łazienki, bo mamy tylko jedną porządną, wykąp się, weź sobie moją piankę relaksującą do kąpieli. Ręczniki są w szafce. No już, nic nie mów, tylko idź. Kolację zjemy razem, nie siedź tam za długo.

Sławka natychmiast przepchnęła szlochającą Połę do łazienki, co było o tyle konieczne, że na drodze stała Balbina, której Pola najwyraźniej bała się śmiertelnie.

Nie zwracając uwagi na prychanie matki, Eulalia kontynuowała przesłuchanie.

– Teraz chcę wiedzieć, kto zrobił krzywdę Marysi?

– Nikt jej nie zrobił krzywdy – Kuba zajął pozycję obronną. – Jako najmłodsza i najmniejsza może spokojnie spać w bokówce. Sławka będzie spała u mnie, ja na kanapie na dole. Sławka też mogłaby w bokówce, ale chce być bliżej Poli, a poza tym dlaczego Marysia musi mieć najlepiej?

Eulalia nie znalazła odpowiedzi na te logiczne argumenty, natomiast Balbina znalazła ją natychmiast.

– Bo Marysia jest dzieckiem! Dziecko musi mieć najlepiej! Właśnie dlatego, że jest dzieckiem!

– A co to za powód? – zaciekawił się szczerze Kuba. Ale jego babka nie była w nastroju do dyskusji światopoglądowych.

– Jak świat światem, dorośli oddawali wszystko dzieciom – zagrzmiała. – Dorośli mogą jeść suchy chleb, a dziecku nie może braknąć niczego! Niczego, powiadam!

– Bardzo niewychowawcze podejście – usiłował dyskutować Kuba, ale Eulalia trzepnęła go przez łeb i zrozumiał, iż dyskusję należy odłożyć na kiedy indziej.

– Mamo, bardzo cię proszę – powiedziała Eulalia stanowczo. – Nie będziemy dzisiaj już o niczym dyskutować. Marysia może spać w bokówce i nic złego jej się tam nie stanie…

Z bokówki dobiegł ryk o wzmożonej sile rażenia.

– Nawiasem mówiąc – Sławka wychynęła z łazienki – Marysia szpetnie mi porysowała moją ukochaną tapetę, nie wiem, czy uda mi się ją odmyć. Wcale nie chcę, żeby zajmowała mój pokój, do póki nie dorośnie.

Eulalii przypomniało się, co Marysia mówiła na temat tapety w aniołki pierwszego swojego wieczoru w Podjuchach. Bezguście… tandeta… paskudztwo. Takie tam. Z westchnieniem udała się do bokówki.

– Marysiu – powiedziała półgłosem. – To ja, ciocia. Czy możesz przestać płakać na chwilkę?

– Nie mogę! Nie mogę! Za co mnie to spotykaaaa – wyła Marysia.

Eulalia zastanawiała się, czyby nie zastosować leczniczego klapsa, ale jednak bicie w każdej postaci wydawało jej się nie do przyjęcia.

– Dobrze, jak chcesz. Jeżeli za dwie godziny nie przestaniesz, pojedziemy na pogotowie, dadzą ci jakiś środek na uspokojenie. Nie, mamo, nie możesz tu teraz być, bardzo cię przepraszam. Marysia musi się wypłakać. Pozwól, że zamknę te drzwi. Tato, zabierz mamę!

– Ja chcę do mamyyyy! Ja chcę do babciiiiiii!!!

– Przykro mi, ale to chwilowo niemożliwe. Ewentualnie możesz się do mnie przytulić, chcesz?

– Nie chcę! Ty mnie nienawidzisz!

– A gdzie tam. Jesteś moją bratanicą, nie mogę cię nienawidzić. A teraz słuchaj uważnie, możesz sobie przy tym płakać, tylko słuchaj. Sława z Kubą dobrze rozplanowali… Chcesz chusteczkę do nosa? Lepiej weź, bo ci poduszka przemoknie i będzie ci się źle spało. Jeżeli ta ich koleżanka jest w potrzebie, to należy jej pomóc. Dzisiaj już niewiele wymyślimy, ja jestem zmęczona, wczoraj jechałam czterysta kilometrów i dzisiaj też. Jutro rano będziemy dyskutować.

– Nieeeee… Dziecko ma swoje prawa! Ja nie będę tu spać! Nie będę!

– Maryś, kończymy to gadanie na dzisiaj. Jutro dam ci telefon do rzecznika praw dziecka, zadzwonisz sobie i powiesz, że ciotka cię dręczy. Możesz płakać, tylko po cichu, żebyś nie przeszkadzała spać nam wszystkim. Dobranoc.

Marysia ryknęła raz jeszcze i zamilkła. Eulalia przypuszczała, że rozważa możliwość podkablowania cioci u rzecznika praw dziecka. Nie obeszło jej to zbytnio. Wyszła z bokówki, nie zamykając drzwi, żeby mała nie czuła się samotnie.

Sytuacja była już z grubsza uporządkowana. Pola zwolniła łazienkę, w której teraz taplał się Kuba, gwiżdżąc najnowsze przeboje techno. Rodzice zaszyli się w ciemnościach zajmowanej przez siebie sypialni, a Sławka, dobre dziecko, robiła właśnie herbatę i kanapki.

Eulalia z wdzięcznością przyjęła filiżankę herbaty i tartinkę z różnościami, wypiła łyk, ugryzła kęs, po czym poszła do gabinetu, padła na tapczan i zasnęła jak kłoda.

A wtedy drzwi sypialni rodziców uchyliły się cichutko, wychynęła z nich Balbina w nocnej koszuli, przemknęła do bokówki, za chwilę zaś z bokówki wysunęły się już dwie postacie i udały do sypialni, z której z kolei wyszedł Klemens w piżamie i zrezygnowanym krokiem udał się do bokówki, gdzie czekał na niego niewygodny tapczanik z pościelą w pieski.

Eulalia obudziła się z poczuciem głębokiej krzywdy.

– Która godzina? – zamamrotała. – Ja nie muszę dzisiaj wstawać. Mam wolne. Dajcie mi spokój. Idźcie sobie.

Usiłowała wpełznąć z powrotem pod kołdrę, ale wciąż miała obrzydliwą świadomość, że ktoś koło niej siedzi i czegoś od niej chce. Z najwyższym trudem otworzyła jedno oko.

– Dziecko, dlaczego mnie budzisz? Ja muszę odespać, muszę, no, muszę. Zrób wszystkim jajecznicę na śniadanie. Albo coś. Ale zostaw mnie, proszę.

Jej córka wpatrywała się w nią wielkimi oczami. Eulalia wiedziała już, że nie popuści. Usiadła na łóżku…

– Która godzina?

– Lepiej nie patrz, mamunia, bo mnie zabijesz. Jeszcze wszyscy śpią, ale musimy pogadać. Jak babcia wstanie, to już się nie da.

– Zrób mi kawy.

– Proszę bardzo, kawa dla pani, przewidziałam. Ja cię naprawdę, mamo, przepraszam, ale zrozum.

– Rozumiem.

– Pamiętasz coś z wczorajszego wieczora?

Eulalia jęknęła.

– Niestety, pamiętam. Nie byłam nietrzeźwa, tylko zmęczona, zwracam ci uwagę na tę subtelną różnicę.