– Nie będę jej tego uczył. Sama odgadnie – uspokajał Ave, oganiając się od owada. Przyłapał się na tym, że macha rękami bardzo delikatnie, by nie uszkodzić mu skrzydełek.

– Ta Wiedza należy tylko do was, i tak ma pozostać. Nawet my, Czarne, tego nie wiemy. Gdyby ludzie ją posiedli, losy Ziemi potoczyłyby się inaczej, choć niekoniecznie lepiej. Nie zdradzaj Tajemnic Nieba – zabrzęczał Vea, przysiadając na czole Avego.

“Dlaczego on jest taki pewny, że go teraz nie zabije? Wystarczyłby jeden ruch ręki…”, pomyślał Ave, lecz nie drgnął. “Vea wie, że od chwili, gdy uwierzyłem, że jest moim bratem, nie mógłbym zrobić mu krzywdy. Za to on, mimo że od początku miał świadomość naszego braterstwa, okaleczył mnie. Na tym polega różnica między nami. On w imię celu, który chce osiągnąć, zrobi wszystko i tu, na Ziemi, uczy tego jej mieszkańców. A ja…”

– …a ty, braciszku, pozostawiając anielskie pióro ludzkiej Istocie, działasz przeciw prawom ustanowionym przez Światłość – dokończył Vea. – Odbierz jej swoją własność lub przynajmniej nie pomagaj. Rozproszysz się w Mroku, lecz może ktoś na Drabinie wspomni twoje imię, imię Anioła pełnego pokory i odpowiedzialności. Bunt nie przystoi tobie, lecz mnie. Pamiętaj też, że w każdej sławie zawsze jest trochę niesławy…

Ave milczał.

Wieczorem tego samego dnia Ewa ustrzegła Annę od oparzenia się wrzątkiem.

– Raz! – zawołała triumfująco, łapiąc kubek z gorącą herbatą, który przewrócił się na niesionej przez matkę tacy.

– Co raz? – spytała zdziwiona Anna.

– Mój pierwszy anielski uczynek. Uratowałam cię od bólu. To była bardzo gorąca herbata.

Anna uśmiechnęła się niepewnie. Zaraz potem, dosłownie w chwili przed upadkiem, dziewczynka schwyciła babcię za ramię. Starsza pani potknęła się o zawinięty koniec dywanu i o mało co nie spadła ze schodów.

– Dwa – uśmiechnęła się Ewa z satysfakcją. – Zacznę was podejrzewać, że robicie to specjalnie.

– Co takiego? – spytała zaniepokojona babcia.

– Dajecie mi szansę, bym mogła sprawować nad wami pieczę. Jak Anioł Stróż.

Jan stłumił westchnienie. Wtedy Ewa usunęła spod jego nóg przeszkodę w postaci grubej książki, którą z właściwą sobie beztroską położył na podłodze.

– Mógłbyś się potknąć. Widzisz? Umiem uprzedzać wypadki, a czy nie o to chodzi Aniołom Stróżom?

Następny dzień wydał się niemal stworzony dla kogoś, miał wypełniać anielskie uczynki. Gdy Ewa wybiegła z domu po gazetę, którą właśnie wiózł listonosz jadący na rowerze, zza rogu wyskoczyło auto. Krzyk dziewczynki ostrzegł nieszczęśnika i w ostatniej chwili udało mu się skręcić na trawnik.

– Uratowałaś mi życie – powiedział z ulgą.

– Chyba tak – przyznała Ewa z zadowoleniem. Świat jakby się zmówił, by dostarczać jej okazji do pomagania innym. Idąc do babci, usłyszała rozpaczliwe piski dobiegające ze śmietnika. W jednym z kubłów skomlało czarnobrązowe szczenię, wyrzucone przez właściciela.

“Przecież Pani Sama straciła psa! Chodzi teraz samotnie na spacery i na pewno jest jej smutno”, pomyślała Ewa i pobiegła, tuląc szczeniaka, w stronę domku Pani Samej.

I znowu miała szczęście. Mimo niepogody drzwi werandy były uchylone. Ewa zakradła się, nie pukając, do środka, wsunęła psiaka, sama kryjąc się za krzewem bzu. Szczeniak ruszył nieporadnie w stronę, skąd płynęło ciepło i kojarzący się z jedzeniem zapach domu. Po chwili dziewczynka, po raz pierwszy w życiu, usłyszała głos Pani Samej (“Całkiem ładny, taki śpiewny”, pomyślała odruchowo):

– Skądżeś się tu wziął? Anioł cię zesłał?

“Pewnie, że Anioł”, stwierdziła w duchu zadowolona dziewczynka. – To Anioł, naprawdę Anioł zesłał psa – powtórzyła z uporem sama do siebie i cichutko odeszła. Pani Sama przemawiała właśnie do nowego lokatora, a jej śpiewny głos brzmiał tak czule, jakby mówiła do dziecka. “Jej dziecko byłoby szczęśliwe, gdyby je miała”, pomyślała dziewczynka i pełna satysfakcji pobiegła w stronę domu babci.

– No i co? – powitała ją wyczekująco starsza pani.

– To był wspaniały, pełen cudów dzień! Nawet sobie nie wyobrażasz, ile dobrego można zrobić w niezwykle krótkim czasie! – zawołała wnuczka i nie tracąc czasu, zaczęła jej o wszystkim opowiadać.

Babcia słuchała w milczeniu. Ją także, podobnie jak Jana i Annę, naszły wątpliwości. Zanim zasnęła minionej nocy, długo wpatrywała się w postać z oleodruku, identycznego z tym, jaki wisiał nad łóżkiem wnuczki. A potem przemówiła szeptem do wizerunku:

– Tak, to chyba dobre dla wyobraźni dziecka. Ale ty jesteś kimś więcej, inaczej niewiele byś się różnił od postaci z bajki. Musisz być bardziej skomplikowany, i myślę, że żaden obraz namalowany ludzką ręką nie odda twej istoty. Dlatego tak niewiele o tobie wiemy.

Tu babci przypomniał się inny cytat ze Swedenborga, który przeczytała w wydrukach Jana:

“Mowa Aniołów jest pełna mądrości, albowiem pochodzi z wewnętrznej ich myśli, a ich wewnętrzną myślą jest mądrość, jak wewnętrzne ich uczucie jest miłością. Miłość i mądrość ich jednoczą się w mowie. Anioły jednym słowem są w stanie wyrazić, czego człowiek tysiącem stów uczynić nie może, a również wyobrażenia ich myśli obejmują takie rzeczy, których człowiek nie pojmuje, tym bardziej nie jest w stanie ich wyrazić. Stąd to pochodzi, że to, co widziano i o czym słyszano w Niebie, nazywa się Niewypowiedzianym, a również takim, którego nigdy ucho nie słyszało, a oko nie widziało…”

Nie, te słowa nie pasują do przesłodzonej postaci z obrazka. Babcia zaczęła pojmować, dlaczego Anna nie lubiła tego oleodruku. Wyczuwała w nim fałsz. To była wizja Anioła przykrojonego do małych ludzkich potrzeb, Anioła “oswojonego”, podobnego pięknemu ptakowi, którego ktoś zamknął w klatce. Tymczasem Anioły, jak słusznie powiedział Jan, nie zostały stworzone po to, by ustrzec człowieka od złamania nogi.

To prawda, że gdy Ewa utraciła swego Anioła Stróża, zaczęły się jej przydarzać różne wypadki: rozbiła głowę, wpadła pod auto, skaleczyła rękę drutem. Gdyby uniknięcie tych ludzkich przypadłości zależało wyłącznie od Aniołów, to wprawdzie miałyby one mnóstwo roboty od rana do wieczora, ale co pozostałoby dla człowieka? Przecież te wszystkie dobre uczynki uzbierane przez jej wnuczkę od wczorajszego wieczoru po dzisiejszy ranek zasługiwały na pochwałę, ale nie były niczym nadzwyczajnym. Mieściły się w zakresie ludzkich możliwości. A czy Anioły istniały po to, by wyręczać ludzi?

Babcia nie miała odwagi wyznać Ewie swych wątpliwości i odebrać jej wiary w sens tego, co robiła. “Może ona wie lepiej niż my, co ma robić? Przecież to ona rozmawiała ze swoim Aniołem…”, pomyślała z nadzieją.

– A co z piórem? – spytała babcia. – Mówiłaś, że będzie nabierać Mocy…

– Mam je tutaj. Chcesz, to je obejrzymy. Na pewno się zmieniło. ON mówił, że się zmieni – powiedziała dziewczynka.

Zamknęły okna i drzwi, zasunęły zasłony i Ewa ostrożnie wyjęła pióro spod dresu. Ciepłe światło rozjaśniło kąt pokoju, w którym stały. Z zapartym tchem wpatrywały się w puszystego gościa. Miał w sobie coś takiego, że przykuwał uwagę, jego niezwykłość nie mogła spowszednieć. Rzeczywiście było trochę inne niż wczoraj.

– Ten blask… – zaczęła niepewnie babcia.

– …jest słabszy? – dokończyła szeptem Ewa.

Położyła pióro na ramieniu i czekała. Powinno frunąć i rozpocząć swój przedziwny taniec. Ale leżało nieruchomo. Dmuchnęła. Puch i złocistobiałe piórka wokół stosiny drgnęły i pióro powoli, jakby niechętnie, uniosło się i rozpoczęło powolny lot po pokoju.

– Nie chce fruwać? – spytała zmieszana babcia.

– Może jest zmęczone? – odpowiedziała dziewczynka, ale w jej głosie wyczuwało się niepokój.

– Zapewne tęskni do swojego Anioła i dlatego jest takie… no, wiesz… – dodała z nadzieją starsza pani.

Ewa wpatrywała się w pióro w milczeniu – i nagle wybuchnęła płaczem. Ona, tak pełna wiary, że może odmienić zły los, w jednej chwili zwątpiła i stała się bezradnym dzieckiem. Babcia objęła ją ramieniem. Jej też chciało się płakać. To wszystko miało wyglądać inaczej! Tak się cieszyły, gdy znalazły pióro i gdy w Bezdomnym odkryły Anioła. Tak były pewne, że pokonają zły los.