– To pióro już wkrótce stanie się zwyczajnym piórem, podobnym do tych z poduszki, a ja będę coraz słabsza – powiedziała z rozpaczą dziewczynka. Pióro tymczasem opadło na jej ramię, jakby rzeczywiście osłabło. “Przypomina mnie”, pomyślała Ewa, chowając je pod ubranie.

– Tata miał rację, a ja powinnam się domyślić. ON wiedział. Ostrzegał mnie, że zastąpienie Anioła jest bardzo trudne. Prawie niemożliwe.

– Prawie, czyli nie całkiem niemożliwe. Trzeba jednak się dowiedzieć, czemu naprawdę służą Anioły. Myślę, że to jednak nie jest tak proste, jak się na ogół sądzi. Wiesz, to pewnie trochę tak jak z komputerem taty. Może być zwykłą maszyną do pisania, lecz pełnię jego możliwości znają tylko informatycy.

– Nigdy nie odgadnę, jaka jest rola Anioła. Nie powinnam więc zatrzymywać tego pióra. Pójdę i mu je oddam – powiedziała z determinacją Ewa, odganiając muchę, która brzęczała koło jej głowy.

– Nie wolno ci! Jak mogłaś coś takiego wymyślić! Ile wysiłku kosztowało nas jego odnalezienie! Bez tego pióra będziemy… będziemy bezradni – dokończyła babcia.

– Wiem. Ale czuję, że powinnam je zwrócić – szepnęła dziewczynka. Natarczywe brzęczenie muchy nie ustawało. Babcia schwyciła gazetę i rzuciła się w pogoń za upartym owadem.

– Nie zabijaj! – zawołała dziewczynka.

– Muchy są szkodnikami. Już dawno powinna spać o tej porze roku! – zdenerwowała się starsza pani.

– Właśnie dlatego jej nie zabijaj. Jest uparta. Ma charakter. I nie jest brzydka, wbrew temu, co wszyscy sądzą o muchach – stwierdziła dziewczynka, patrząc na czarne skrzydełka owada, połyskujące tęczowymi barwami.

– Ona ma charakter, ale ty nie. Za szybko rezygnujesz – powiedziała babcia, patrząc wnuczce prosto w twarz: – Wyżej ceniłam twój upór. Walcz.

– Ale co mam robić? – spytała bezradnie Ewa.

– Idź do NIEGO. Mieszka znowu w ruderze. Widziałam go rano, wracając z zakupów. Po raz pierwszy nie miałam odwagi, by ot, tak, do niego podejść. Ale tylko on, jeśli zechce, powie ci więcej o… jak to właściwie nazwać?… o anielskich obowiązkach… o związku między losem ludzi a istnieniem Aniołów? Wiem tylko, że to nasza jedyna nadzieja… – i starsza pani urwała.

– Dobrze, pójdę. Ale wątpię, czy to pomoże. Jak mogłam wbić sobie do głowy, że człowiek może być Aniołem! jak mogłam sądzić, że Anioły są od tego, by ratować listonosza przed pędzącym autem lub dać szczeniaka sąsiadce? Ależ jestem głupia – złościła się bezradnie Ewa. – Tata miał rację, Anioły, takie piękne, nieziemskie, istniejące od początku świata, muszą być stworzone do innych celów.

Łzy już jej obeschły. Tak, pójdzie do Bezdomnego poprosić o jakieś wskazówki. A jeśli ich nie otrzyma, odda mu pióro.

“Oddam je, bo to, co niebiańskie, musi wrócić do Nieba”, przebiegła jej przez głowę szybka myśl i zaraz uciekła, jakby odfrunęła wraz z upartą muchą, której brzęczenie nagle umilkło.

– Ależ nie! Nie oddam pióra, póki jeszcze raz nie spróbuję – obwieściła głośno jesiennym drzewom, maszerując w stronę rudery.

Półczłowiek uwięziony w Avem miał nadzieję, że mała ludzka Istota zdoła przydać Mocy pióru i wówczas uda mu się ją uratować. Półanioł był przerażony. Dziewczynka nie miała prawa posiadać niczego, co należało do Anioła. To, co niebiańskie, nie może przebywać na Ziemi. Ave powinien użyć resztek sił, by odzyskać swą własność i z pomocą Czarnego zwrócić ją Światłu. A potem musi rozproszyć się w Mroku i nie popełniać już żadnych niezgodnych z anielskimi prawami czynów.

“Grzech Fanuela jest mniejszy niż mój”, myślał Ave. “Fanuel z miłości do ludzkiej Istoty zmienił jej zapis, lecz nie zdradził Nieba. Ludzka Istota nic o tym nie wiedziała. Żyła sobie szczęśliwa, nieświadoma anielskiego uczynku. Ja zaś chcę się posunąć dalej – zamierzam dla tej dziewczynki zmienić cudzy zapis, i w dodatku chcę jej ujawnić sekretną wiedzę…”

Ave wiedział, że ofiarodawczyni drewnianych koralików przyjdzie wkrótce po pomoc, a on musi podjąć decyzję, czy jej udzieli.

Najstarsze Anioły na Drabinie opowiadały młodym legendę o czasach, gdy na Ziemi pojawiły się pierwsze ludzkie Istoty. Były nagie, słabe, bezradne, przerażone zarówno światem ziemskim, jak i niebieskim. Niektóre z nich na widok skrzydlatych Aniołów traciły z lęku mowę, biły im pokłony i niezdarnie rysowały ich wizerunki na skalnych ścianach. Istoty te, półdzikie i nierozumne, żyły w wiecznym chłodzie, w przerażającym mroku, polowały na siebie i na zwierzęta, których surowe mięso szarpały zębami. I wtedy zstąpił do nich z Nieba litościwy półbóg, aby przynieść im ogień. Tylko ogień mógł odmienić ich życie, lecz właśnie ognia nie wolno było im poznać.

– …bo ogień, z jego Blaskiem, przynależał do Nieba – tłumaczył Barbiel młodym Aniołom. – Podejrzewam, że ludzkie Istoty nigdy w życiu by go nie odkryły. Dzieje mieszkańców Ziemi potoczyłyby się zupełnie inaczej. Nic dziwnego, że Bogowie surowo ukarali swego półboskiego brata. O wiele surowiej, niż Światłość pokarała Fanuela. Ów półbóg, o imieniu Prometeusz, został zrzucony na Ziemię i przykuty do skały, gdzie przez całą Wieczność orły wyrywają wątrobę z jego wnętrza. Za sprawą Nieba wątroba wciąż odrasta i jego cierpienie nie ma końca.

– Czyż nie ma sposobu, by wyzwolić go od tego cierpienia?! A gdyby się pokajał, czy uzyskałby łaskę Światłości? – zaczęły pytać gorączkowo młode Anioły.

Barbiel w odpowiedzi tylko westchnął:

– To krnąbrny półbóg. Może dlatego, że był tylko półbogiem i miał w sobie coś z człowieka. Cierpi niewysłowione męki, a mimo to nie tylko nie chce się kajać, lecz powtarza, że zgrzeszyłby w ten sam sposób po raz wtóry.

Ave nagle sobie uprzytomnił, że po upadku na Ziemię on też jest półczłowiekiem, jak półboski Prometeusz. I może właśnie ta mała cząstka człowieczeństwa przesądza o tym, że gotów jest złamać prawa ustanowione dla Aniołów przez Światłość?

“Cóż ta Ziemia zdolna jest zrobić z Aniołami…!”, zamyślił się, wstrząśnięty odkryciem. “Czarny stoi na straży niebiańskich praw, a ja zamierzam je łamać? Czyż nie powinno być na odwrót?”

“Przyjdź, dziewczynko, pomogę ci, jeśli będziesz zdolna mnie pojąć”, powiedział w przestrzeń bez słów, co jednak słyszalne było dla Vei.

– Grzeszenie to mój przywilej, braciszku – zabrzęczał natrętnie Vea, lecz nie doczekał się odpowiedzi. Więc zamilkł i zmuszony chłodem, przeobraził się w sęk we framudze zabitego deskami okna.

Ave milczał i cierpliwie czekał.

Czarny Ptak zniknął. Anna parokrotnie zarówno w ciągu dnia, jak i nocą wyglądała na drzewo, lecz w pobliżu domu i na łące nigdzie nie było go widać. Ta nieobecność w paradoksalny sposób ją martwiła.

– Przylatywał, by sprowadzić nieszczęście. Zniknął, gdy ono przyszło, widocznie uznał, że żadna siła już mu nie zaradzi. Ani my, ani lekarze, ani nawet Anioł. Ten ptak każe nam się domyślać, że anielskie pióro, bez wiedzy o jego mocy i przeznaczeniu, jest dla nas równie bezwartościowe jak zwykłe pierze z poduszki – powiedziała do Jana.

Jan też tracił powoli wiarę, która przyszła tak nagle za sprawą pełnych pasji angelologów, Swedenborga i niezwykłego anielskiego pióra. Teraz, gdy już odnaleźli rzekomego Anioła i absolutnie nic się nie zmieniło, Janowi wracał chłodny, naukowy sceptycyzm.

– Uwierzyliśmy, że wystarczy dać pióro Bezdomnemu i stanie się cud. Owszem, angelolodzy opowiadają o cudach, które podobno sprawiają Aniołowie. Ale te wszystkie cuda wyglądają mi na zwykłe przypadki. Nie wierzę, by opieka Nieba nad ludźmi sprowadzała się tylko do ratowania ich z opresji! – mówił Jan do żony. – Wysłannicy Nieba muszą pełnić jakąś niepojętą dla ludzi rolę, i jest mało prawdopodobne, by trzynastoletnia dziewczynka była w stanie przeniknąć tajemnicę, której nie rozwiązali najwybitniejsi filozofowie i teolodzy!

Jednak Anna nadal prawie bez zastrzeżeń wierzyła w cudowne anielskie moce. Wierzyła, lub chciała wierzyć, gdyż nie widziała dla Ewy innego ratunku. Ale podobnie jak Jan obawiała się, że zastąpienie Anioła przez człowieka jest niemożliwe. Wyobrażenia ludzi o anielskiej naturze są nazbyt prymitywne i prostackie, jak mówił Jan.