Potem była ta afera z na fryzjera wydaniem złotych pięćset. Też ma czasem jakieś potrzeby wyglądać jakoś też chce. Tylko połowę włosów jej wyrwał za to na szczęście, ale i tak zrobiła siedem wpisów w odwecie pod pseudonimem „Jan Englert” i „Xynthia_dwadzieścia siedem”, „Wiem od jego znajomych, którzy wiedzą to na pewno” – napisała wtedy – „że Stanisław Retro uprawiał seks z wężem”. Ale chyba trochę przegięła z tym jednak grubym dość argumentem, bo choć nie zdradzał dlaczego, po tym wpisie osłabi i posmutniał nieco, a że go przeczytał wiedziała na pewno. I jeszcze nie mógł od tego jakiegoś Szymona wydobyć tych pieniędzy no i pokłócili się o ten sweter teraz i skąd mogła wiedzieć, że on ma tę niedrożność serca, w każdym razie trochę bała się możliwości jego śmierci, ale również na pewno trochę ją ten fakt śmieszył i trochę łechtało ją to wyobrażenie, bo lubiła sobie wyobrażać Anna Przesik siebie jako filmu smutnego bohaterkę, „it is a widow after Stanislas Retro”- mówił zza ekranu lektor „she is in polonistics interested and she also interesting neolinguistics poetry”, „his boyfrend is dead, Stanislas his name was”, „she is beautiful so and her eyebrows are depilated off”. Ale śmierć okazała się ściemą, minęła chwila i już Stachowi było lepiej, i może całkiem niesłusznie i całkiem niepotrzebnie, może gdyby zdechnął to by się zamknął wreszcie, może by się fajniej potoczył ten sylwester, i znowu głośne byłyby jej wiersze, ale nie, zaraz on jest w formie niż zazwyczaj lepszej, charakterystyczny z zupką chińską trzyma w ręce woreczek, członka własnego przedłużenie, potencji surogat, widać, że trzyma właśnie w dłoniach wszystko, co kiedykolwiek lubił i kochał, że gdyby mógł, to by się z tym dymał, ale trochę mu, bo jest głodny zupki chińskiej dobrej szkoda. Jak kochać go w ogóle mogła kiedykolwiek? Przecież on ma cycki normalnie jak kobieta ten człowiek.

Wtedy jeszcze Stach do Szymona się próbował dodzwonić, a wieczorem mieli zaproszeni przyjść goście, najważniejszych w mediach dziesięć osób, ten tamten i Mak Robert, dziennikarz muzyczny negatywnie napisać mający o zespole Konie, i trochę Stachu zaczął panikować: „no Anka, jak chcesz to wiersz swój jakiś powiedz, posłuchać strasznie mam ochotę wolę!”, bo myślał, że dzięki temu porządek i coś do jedzenia dla gości zrobi. A ją to nic nie obchodzi z czystej złośliwości, co patriarchalna kultura wymaga od niej, sorry ona izolacyjnej taśmy fragmenty przykleja na rękę sobie I wyrywa z niej włosy tym akurat ma teraz chęć się zajmować, zdrad i niszczenia życia koniec. On tylko przez zęby wysyczał: „okej, dobra, policzymy się potem”, i wtedy wieczór zaraz się zrobił, i co się działo, aż opowiadać boli.

Trudną partię tekstu mamy za sobą. W powyższym fragmencie dziewczyna bohatera zdarzeń wersję opowiada swoją. Trudno się w relacji połapać, anglojęzyczne pojawiają się słowa „It’s a widow after Stanislas Retro”- „to po Stanisławie Retro wdowa”. Ta piosenka powstała za z Unii Europejskiej pieniądze. Zawiera praktyczne informacje uprościć jej odbiór maksymalnie mające, aby czytelnik mógł zamiast czytania jej telewizję oglądać, a jednocześnie w publicznym dyskursie biorąc udział od nikogo nie czuć się gorszy czy że coś przed nim zatajono. Jeśli konieczność lektury powoduje u ciebie uczucie trudności i nieprzyjemnej przykrości, to właśnie w tym celu został on stworzony przez wyselekcjonowaną autorkę pozbawioną jakichkolwiek zdolności, a przede wszystkim urody abyś nie miał wątpliwości, czy to książka zła czy dobra, i spokojnie mógł ją odłożyć. Wybierając do napisania jej tak brzydką i głupią osobę, myśleliśmy również o odbiorcach, którzy lektury podczas odczuwają nieprzyjemne uczucie zawiści lub zazdrości, lub nie czytali tej

książki, ale chcieliby coś w tej sprawie zrobić, choćby gest drobny Jeśli więc mimo literackich ogromnych uzdolnień nie zadebiutowałeś ciągle, wpłynięcie na tej talentu pozbawionej autorki losy choćby poprzez parę słów surowych i dosadnych na temat jej brzydoty intymną więź między wami stworzy i sprawi, że w towarzyskiej błyśniesz rozmowie jako oczytany I w poglądach niezależny swoich człowiek.

Sylwester. Grudzień cztery dwa tysiące. A koło ósmej mieli przyjść ci goście, i przyszli, ale kolo dziewiątej i dwaj wyłącznie, ze swoją dziewczyną młodszą o połowę, w kwestii alkoholi ciężko doświadczoną już tego wieczoru, przyjechał na kawasaki sto osiem Mak Robert, dziennikarz muzyczny koło pięćdziesiątki dość wpływowy, przeżywający wielki come back na prasy łono dzięki publicznemu przyznaniu się do nadwagi i z otyłością kłopotów Docelowo artykułu autor negatywnego o zespole Konie. Niestety jakiś spłoszony był i nerwowy „Ojej „a gdzie inni goście”- z fałszywym rozbawieniem zawołał już w przedpokoju, zdejmując kowbojki z klamrą złoconą, przeczesując na czarno farbowane włosy imponującej długości w lusterku kieszonkowym i szczerząc zęby o pasującym do włosów kolorze, również czarne, ale za to własne swoje I widząc wiatr po pustym hulający stole, zaledwie po zupkach chińskich parę opakowań plączących się po nim, I ogólnie nieporządek, którym mieszkanie na osiedlu strzeżonym było trącone, majtki z dniami tygodnia na środku porzucone, powiedział „ojej, a tu nieoficjalnie raczej tak, domowo”, a jego dziewczyna młodsza sporo, w serialu aktorka, przechodzącej ulicą osoby odtwórczyni roli, chwiejąc się miarowo czknęła głośno na znak z nim zgody „Parę miało wpaść dość ciekawych myślę osób, poczekamy jeszcze do dziesiątej”- Retro Stanisław znów dobrą minę do gry zrobił wiadomej, i wziął z rąk gości swoich salaterkę z krewetkami z mrożonki, „Gardzę tobą”- rzekła Anna Przesik, gdy w szafce kuchennej ją schował, że przydadzą się na potem jeszcze się przekona ona- tak pomyślał Stachu, a na stole postawił miskę z suchym makaronem, i solniczkę postawił obok, „komu przekąski”- uprzejmości pozory stworzył. Dziwnie trochę spojrzał się Mak Robert, może też dlatego, że zeza miał obu oczu, tymczasem wszystko było coraz jakby gorzej. Może momentem było przełomowym, kiedy próby zdjęcia kozaków przez dziewczynę Roberta okazały się płonne i się nie powiodły mimo prób pomocy, i w miejscu gdzie siedziała dwa ołowiane bajora znaczyć zaczęły podłogę, chociaż imprezy był dopiero początek, więc czy dziwić Stachowi się można, że czarny foliowy worek pod buty jej podłożył, przecież i tak prawie była nieprzytomna i oczu miała otwarte wyłącznie połowę, a to było wszystko niespłacone, i dywan z Ikei, i podłogi, Robert w skarpetach siedział, przynajmniej on kultury miał trochę, ale jakiś nieswój był i jakby unikał oczami jego wzroku, nie palił się do rozmowy to wartość konstans sprawdzał liczby łańcuszków i pierścionków”; to w gry zaczynał grać na telefonie, to bawił się sygnetem z czaszką na palcu złotym, no i ogólnie atmosfera od początku zsiadła siadła jeszcze bardziej od tego incydentu z workiem, a Stachu, aby wszyscy poczuli się swobodnie, powiedział „poznajcie się Robert, to jest Przesik Anna, bezrobotna”, no fakt, trochę chciał jej tym przykrości zrobić, „hmm, parę złotych miałbyś może, to Ania skoczy po jakiś alkohol” – zaraz potem dodał, zdziwił się Mak trochę, ale wyjął portfel, ale wtedy ona „nigdzie nie idę”- zaczęła stawiać opór, więc sam przeklinając poszedł, a był kawałek drogi do Świata Alkohole, a skąd ma on wiedzieć, co oni tam sami robią? No ale dobra, przyniósł cztery wina „Soffia”, niedrogie choć zdaje się markowe i dobre. Wyraźnie cichnie rozmowa jak on wchodzi, jest już po dziesiątej. „To nikt nie przyjdzie nas oprócz?”- spytał Robert znowu, o Maryjo i Boże! Czy zamknąć się wreszcie ten koleś nie może? A jego dziewczyna jakieś czterdzieści lat od niego młodsza czka głośno i rytmicznie jak snu tego złego metronom. „Przyjdą, ale później”- mówi Stachu, bo już nie ma cierpliwości. „To znaczy kiedy?” – pyta Mak. Mówi mu Stachu: „potem”, zbyt nieco gwałtownie, niech będzie wreszcie – myśli – ta dwunasta i niech się ta farsa skończy „No częstujcie się makaronem” – zachęca i posypuje go solą. Anna Przesik pijana jest już dosyć, bo nie wylewa za bez kołnierza sukienki swojej kołnierz, przy czym dziwnie jakoś wygląda, plamy zakwitły na jej dekolcie jak maki pod Monte Cassino czerwone, twarz jak wyprana w wodzie za gorącej, napina się i idą przez nią jakieś prądy jak chmura elektryczna stoją jej włosy tak się rzuca na jej fizjonomię wewnętrznych przemian proces, który właśnie ona przechodzi, nienawiści pełnym śledząc Stacha kroki wzrokiem jak czubkiem noża, jak noża ostrzem za każdym ruchem jego wodzi. „Radio włączymy może” – proponuje pojednawczo Robert, w podbródkach licznych robiąc sobie porządek, ale posunięcie nie jest to dobre, bo jak na złość zespołu Konie wałkowane są przeboje, „Wiele jest opinii, jeszcze więcej poglądów, ktoś ci powie: usuń ciążę, ktoś inny: nie rób tego chłopie”. O Boże, Stachu mówi: „ale chujoza!”, czekając aż Robert go poprze, bo zawsze negatywnie rozmawiali o tym złym i nieutalentowanym zespole, ale o zgrozo, doczekać coś się nie może, o krytyce negatywnej z Maka strony nie ma teraz nawet mowy „Co ty uważam, że całkiem są dobzi” – mówi niby nic Robert i w popłochu się za drzwiami w razie czego rozgląda i ewakuacyjną ewentualną drogą, ale Stachu nic nie daje po sobie poznać, „moje serce bije rytmem miłości”, dzięki jodze całkowity okazuje teraz spokój, chociaż gniew straszny opanowuje go i chęć mordu, „dobzi mówisz… a co słychać u Szymonu?”. „A Szymon dobrze”