Coraz to nowe przypominały mu się Szymona zagrania i niefajne posunięcia, które do decyzji zaprowadziły go tego kolegi złego morderstwa, tak więc w czasie teraźniejszym jest sylwester i Stanisław w Okrzei ulicę skręca, ale jeszcze parę dni temu co było? Może to dziwne się wydać, ale był czas przeszły grudnia siódmy dwudziesty niemiłych zdarzeń kumulacja, skurwysyństwa festiwal, orkiestra i procesja. Na Woronicza Stachu jechał metrem, dlatego metrem, bo na taksę nie miał pieniędzy w środkach komunikacji miejskiej musiał przepychać się z plebsem, kosmetyków tanich smród osobistej pozory higieny zarazki, średniowiecze, o siedzące miejsce fizyczna walka, w twarz czyjeś chuchnięcie, okrutna życia prozajka, owszem lubił bardzo osoby biedne, lubił nędzę, ale raczej platonowską taką nędzy ideę, w tym mnóstwo jest poezji, ale nie jak stoją obok ciebie, jeżdżą z tobą jednym metrem, lubił nędzę, ale nie wszędzie i nie wszyscy naraz, Szymon nakręcił mu ten niby występ w programie całym, „pójdziesz tam i sam, to wyniki polepszy sprzedaży i jakaś gotówka przy okazji się trafi”, choć Stachu nie był dobry w te klocki i popytu od podaży odróżnić nigdy nie potrafił, ale jechał tym metrem dalej, Mokotowskie Pola i Politechnika stacja. Narastały w duszy przeczucia najgorsze, psuje nozdrza czyichś smród zębów niezdrowych, z gitarą pokrowiec ściskał mocno, jak od jedynych drzwi klamkę urwaną w dłoni, ale chodziła za nim myśl ciągle, że o wzięciu jakiejś większej torby kompletnie zapomniał albo reklamówki jakiejś chociaż, teraz cale nagranie będzie sobie pluł w brodę, odbierając jako osobistą potwarz niemożliwość kateringu zagrabienia do domu, no zapomniał kompletnie był popatrz, a tu to, śmo, paluszki, dwulitrowa kola, tyle dobrych resztek zostawionych, ktoś kanapkę bierze i zostawia nadgryzioną, zajebałby tak marnację powodującego kutafona, trzeba zjeść do końca jak coś wziąłeś ze wspólnego stołu, a jak nie masz ochoty to dla innych osób zostaw bardziej głodnych, takim skurwielom powinni cementem pozalewać żołądki. To jedno, przyjechał tam na Woronicza i się rozgląda, dwa że jakieś balony dekoracje jakieś z prądów świecących, noworoczny to chyba jakiś program, z krepiny napis utworzony „witamy nowy rok” i „rok piąty dwa tysiące”, jaką tu by teraz piosenkę więc zaprezentować, Warever you go czy Yo’a never I always, która bardziej jest sylwestrowa, noworoczna, treści Stach nie rozumie za bardzo, więc ocenia po melodii, ale w tej drugiej z wymówieniem refrenu słów ma problemy i kłopoty jak tam były słowa? Przypomnieć musiałby sobie, niedobrze, ale co to, oto się z nim chce zapoznać program prowadząca Małgorzata Mosznal, i co to, cynicznym śmiechem wybucha na widok z gitarą pokrowca w Staszka dłoniach: „ależ panie Staszku, cenimy pana utwory tak owszem, ale to nie jest o gitarach raczej taki program” i „niech pan to sobie tam odłoży powiem, żeby popilnował panu tą zabaweczkę nasz dźwiękowiec”. Stachu przeciera ze zdziwienia oczy „mówił Szymon, że to miał być taki występ, koncert”. „Ale jakiego Szymona?”- jest absolutnie zdziwiona jego słowami prowadząca, jakby w ogóle nie było w kalendarzu takiego imiona, i szybkim krokiem odchodzi, bo musi ćwiczyć oklaski komputerowo symulowanej publiczności.

No to Stachu zobacz, mała zaskoczka, ale ty nic po sobie nie pokaż, ty spokojnie, ty jesteś spokojny ktoś chce cię do gry swej chujowej wciągnąć, ale ty nic po sobie nie daj poznać, bo twoje serce rytmem bije miłości, lubisz ciebie, lubisz siebie, czytałeś Ziemią leczenie dr. Sancho Perez i dasz się im w chuja zrobić, bo jesteś dobry Szwecja duchowym jest twoim przylądkiem, a twoje serce bije rytmem miłości, rację mam, mówię dobrze?

A dalej było tylko więcej i gorzej, Staszek by oponował, ale myślał, że to tylko śni mu się jakiś senny koszmar, więc nie zareagował, gdy w wirujących ciągach potwarze, za potwarzą potwarz, śliny bladej salwy w twarz, myślał że to tylko koszmar- „A ja za twoimi piosenkami jestem Stan szalona!” – mówi Małgorzata Mosznal, prowadząca czyszcząc mikrofon paznokciem. – „Stan- chyba mówić tak do ciebie można? To Wareyer yon go to ja znam na pamięć nawet słowa, w pewien sposób identyfikować się z nimi jestem skłonna, hey boy however you and me always, no say no, no say yes”, słucham tego w domu, w samochodzie, ćwiczę przy tym aerobik, grill w ogrodzie robię. Szczerze, to wszyscy byli przeciwko, żebyś tu występował, o homoseksualny twój charakter chodzi to wprost powiem, producent mi mówi Małgocha, niech skonam, nie dawaj mitu tylko tego pseudoartysty tego gejomasona”, ale tu słowo tu pięć słów tu trzy słowa, tu z fundacji dotacja Pro Homo i nie chcę się chwalić, ale udało mi się ten projekt chory bo chory ale przeforsować!”

A dalej było tylko gorzej i gorzej, wykonała jakiś gest poufały w kierunku jego jąder, mrugając raz jedną raz drugą raz powiek obojgiem: „Ale powiedz szczerze Stan, z tym że jesteś homo, to chyba na rzecz promocji tak ściemnione, ale jak jest z tym masonem? Czy rzeczywiście jest bez tej skórki twój, że tak powiem, członek?”

Zszokowany jest Stanisław wypadków niedelikatnym tak przebiegiem i rozwojem, wstydzi się, wypieki ma wiśniowe, czytelnik może wyobraża sobie, że on sam jeśli chodzi o jego osobę na insynuacje takie od razu by zareagował, dekoracje zerwał i podeptał, prowadzącą zgwałcił i czymś leżącym w pobliżu zamordował, to się tak zdaje każdemu wyłącznie, tak spontaniczny tak groźny wobec oszczerstwa się zdaje sobie człowiek, a gdy przychodzi ta chwila, tylko stoi stoi stoi we wstrząsie, psychologiczną bronią obezwładniony ze złamanymi grabkami i wiaderkiem szczyny czyjejś pełnym w dłoni i ślina blada mu cieknie z ust dziwnie uchylonych, o Boże.

Tak właśnie Stachu teraz stoi siłą argumentów porażony Małgorzaty Mosznal, która rajstopy w uniesieniu sobie podciąga, on jest jak zwierzę, które szmer usłyszało cichy lecz niepokojąco siebie obok, po głowie chodzą jak armia wesz swędzących podejrzenia niejasne pełne nagłych obaw, później jeszcze powróci ten wątek, ponieważ nie były one nieuzasadnione. No i Stachu od razu by odpiął mikrofon i stamtąd poszedł, gdyby tylko nie był tak głodny gdyby na kateringu nie liczył zjedzenie i wzięcie jeszcze do domu. „Moje serce bije rytmem miłości” – powtarza wciąż sobie, żeby trochę się uspokoić. „A ten nasz program to nowy jest program”- wyjaśnia Małgorzata Mosznal – „dla telewizyjnej jedynki o opiniach obiektywnych i słusznych poglądach. Kilka pytań, twoja na nie odpowiedź, zaraz dostaniesz kartkę i wszystkiego się dowiesz, ale teraz charakteryzacja, a katering po programie potem”. A on jest tak strasznie głodny! Ale nierealna aprowizacja, albowiem teraz charakteryzacja, żeby nie świeciła się tafacja, racja, no ale coś tu nie styka, coś jest dziwnie, jakaś kicha, za krótkie rzęsy on ma”- mówi jedna babina, druga już mu sztuczne dopina, („kto to jest? – szepczą o nim, „to jakiś niby Stanisław”). W ogóle przyzwyczaił się, że robią w programach ten makijaż, te gipsy różne, aby nie szedł poblask potem od ryja, ale jeszcze nie widział, aby go na starą pudernicę zrobili, jakieś kolorki, jakieś błyszczyki i cekiny on tu czegoś nie kmini, i dlaczego koszulkę i spodnie mu zabrali. „Tego pan mieć nie może, bo to jest ogólnopolska gala”, i jakieś obcisłe wciskają na niego łachy metaliczne spodnie i kubraczek z falistej blachy „bardziej kobieco!” – krzyczy reżyser, który spod ziemi się zjawił, „ejże” – mówi Stanisław – „ale ale!”, gdy go rozbierają, ale już nie ma swojego ubrania, w jakiejś cynfolii poowijany cały i tak zobaczą go jego fani, walczy ze sobą, żeby się nie rozpłakać, jak z wąsami wygląda jakaś lalka, Mończyka Czarka kalka, lecz nie ma na to czasu, bo oto już pojawia się prowadząca Mosznal Małgorzata: „tu Staszek dla ciebie jest kartka z tym, które będzie zadane ci pytanie, a pod spodem jest odpowiedź, której musisz się szybko nauczyć na pamięć, przynajmniej treść i główny przekaz, najwyżej dopowiesz własnymi słowami, i szybko się naucz, bo zaraz zaczynamy już nagranie”.