Изменить стиль страницы

Wytarł spocone ręce o spodnie. Pistolet leżał na podłodze obok niego, ale Sara nie miała najmniejszych szans, żeby się uwolnić i go chwycić. Była unieruchomiona na fotelu.

– Naprawdę ją kochałem – powtórzył cicho. Wpatrywała się w pistolet, jakby samą siłą woli mogła go podnieść z podłogi. Próbując zapanować nad drżeniem głosu, odezwała się:

– Powiedziałeś jednak, że już jej nie obchodzisz.

– Nie wiem, co poszło nie tak. – Uśmiechnął się smutno. – A co ci podpowiada w głębi serca, że kochasz Jeffreya?

– Trudno powiedzieć – odparła, nie mogąc oderwać wzroku od pistoletu. Zmusiła się w końcu, żeby spojrzeć na Roberta. – Proszę. Nie zostawiaj mnie tak. Nie zniosę tego. Naprawdę nie zniosę.

– Nic ci nie będzie.

– Proszę… Błagam…

– Powiedz mi, co sprawia, że kochasz Jeffreya – powtórzył, jakby był to element przetargowy. – Skąd wiesz, że to miłość?

– To trudno zdefiniować.

– Postaraj się – powiedział łagodnie.

Przyszło jej na myśl, że próbuje się w ten sposób uspokoić, by łatwiej zrealizować do końca swój plan.

– Nie wiem – mruknęła. – Robert…

– Przecież coś musi być – odrzekł z naciskiem, siląc się na uśmiech, jak gdyby byli Bogu ducha winnymi ludźmi, a tylko przypadek sprawił, że znaleźli się w takich okolicznościach. – Nie powiesz mi, że wszystko jest zasługą jego wspaniałego poczucia humoru albo ujmującej osobowości.

Zastanowiła się wreszcie nad odpowiedzią, usiłując wymyślić taką, która skłoni go, by ją rozwiązał i puścił wolno. Ale nic nie przychodziło jej do głowy.

– Naprawdę nie wiesz?

Przypomniała sobie niedawną rozmowę z gospodynią.

– Decydują o tym drobiazgi. To samo Neli mówiła o swoim związku z Oposem. Zwyczajne drobiazgi.

– Poważnie?

– Tak – odparła, próbując sięgnąć pamięcią głębiej do tamtej rozmowy, aby opanować narastającą panikę.

Własny głos wydawał jej się dziwnie stłumiony, jakby rozchodził się pod wodą. – Mówiła, że kocha go za to, że zawsze wraca punktualnie do domu i nie wstydzi się robić dla niej zakupów w supermarkecie.

Robert uśmiechnął się smutno, wstając z podłogi.

– Może i ja powinienem był robić zakupy dla Jessie. Miała przeczucie, że z tego, co powiedział, wypływa jakiś ważny wniosek, tylko nie potrafiła go jeszcze zdefiniować. Za wszelką cenę pragnęła przeciągnąć rozmowę.

– Na pewno kiedyś robiłeś.

Oderwał jeszcze jeden długi kawałek taśmy izolacyjnej, pomagając sobie zębami, ale rolka spadła mu przy tym na podłogę.

– Nie, nigdy – odparł, oklejając taśmą jej klatkę piersiową i przytwierdzając do oparcia fotela. – Zawsze powtarzała, że lubi robić zakupy, bo ma w ten sposób poczucie, że się o mnie troszczy.

– Naprawdę nigdy nie wychodziłeś do sklepu? – zdziwiła się Sara, gdy nagle przypomniała sobie, co usłyszała od Jeffreya poprzedniego wieczoru. Serce zabiło jej mocniej, a jednocześnie poczuła przypływ spokoju.

Robert zaczął się rozglądać za rolką taśmy.

– Cholera – syknął, klękając, żeby zajrzeć pod łóżko. Skrzywił się i przycisnął rękę do rany w brzuchu. – Potoczyła się pod tapczan – mruknął, zapierając się o jego brzeg i próbując do niej sięgnąć.

– Naprawdę nigdy nie wychodziłeś do sklepu? – powtórzyła Sara, przyglądając mu się uważnie. Widok jego rozczapierzonych palców na brzegu materaca przypomniał jej rozmazany krwawy ślad na podłodze w jego sypialni.

– Nigdy – zapewnił, siadając przy tapczanie dla zaczerpnięcia tchu. – Cholera, ale boli.

Pomijając fakt, że była unieruchomiona na fotelu, uznała, że powoli zaczyna przejmować kontrolę nad sytuacją.

– Jessie często korzystała z twojej półciężarówki?

– Dziwne pytanie – bąknął. – Owszem. Nie cierpiała jej, ale gdy parkowałem na podjeździe za jej samochodem, łatwiej jej było wziąć mój wóz niż przestawiać oba.

Ukradkiem naprężyła rękę, sprawdzając, jak bardzo ciasne są więzy.

– A więc to nie ty pojechałeś do sklepu w noc zabójstwa, prawda? To Jessie. To ona wzięła twój samochód.

Spuścił głowę, udając, że jest zajęty odmierzaniem kolejnego odcinka taśmy izolacyjnej. Wyczuła instynktownie, że i on ma ochotę kontynuować rozmowę.

– Mówię o tej nocy, kiedy zginął Luke – podjęła ochoczo. – To była niedziela. Czy to Jessie w niedzielę pojechała twoim wozem do sklepu?

Oderwał za długi odcinek i gdy jeden koniec wyśliznął mu się z palców, taśma się skleiła. Próbował ją rozdzielić, ale trzymała mocno.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – burknął.

– To Jessie była w twoim samochodzie – powtórzyła Sara, coraz bardziej pewna siebie. – To ona tamtej nocy pojechała do sklepu. Widziałam w waszej lodówce pełne butle mleka i soku, a za osłoną przeciwsłoneczną półciężarówki tkwiła kartka z listą zakupów, obejmującą między innymi mleko i sok.

Wciąż w zamyśleniu skubał palcami sklejoną taśmę, jakby za nic nie chciał wyrzucić tego kawałka.

– A więc to Jessie pojechała do sklepu i to ona niespodziewanie wróciła do domu. Na samym początku mówiłeś prawdę, tylko zamieniłeś rolami osoby. To Jessie niespodziewanie wróciła do domu, a ty byłeś… – urwała na chwilę, zaskoczona -…ty byłeś w sypialni ze Swanem, nie ona.

Robert zaśmiał się nienaturalnie, zgniatając wreszcie taśmę w kulkę.

Postanowiła naciskać dalej, całkiem już przeświadczona, że poznała jego tajemnicę.

– Klęczałeś na podłodze w sypialni, oparty o brzeg tapczanu.

– Może jeden kawałek wystarczy – mruknął, odkładając rolkę.

– Czy Luke klęczał za tobą, kiedy został zastrzelony?

Po krótkim namyśle oderwał jeszcze krótki kawałek taśmy.

– Chyba jednak będę musiał ci zakleić usta. Znowu obleciał ją strach, ale silniejsze było pragnienie odkrycia prawdy.

– Przecież możesz mi powiedzieć, co się naprawdę stało. To nie ty go zabiłeś. Jestem tego pewna. Czy to Jessie strzelała? Nakryła was w sypialni? Komuś powinieneś wyjawić prawdę. Nie możesz tak zostawić tej sprawy.

Już trzymał taśmę na wysokości jej ust, ale jeszcze się zawahał. Sara wpatrywała się w niego z napięciem, dostrzegłszy, że coś go powstrzymuje przed zakneblowaniem.

Po chwili cofnął się o krok i przysiadł na brzegu tapczanu, najwyraźniej speszony. Zapatrzył się na taśmę, którą trzymał ostrożnie czubkami palców, jakby się bał, że eksploduje mu w rękach.

Nie wiedząc, jak daleko może się posunąć, Sara zapytała ściszonym, miękkim głosem:

– Byłeś ze Swanem tamtej nocy, prawda?

Nadal z uporem wpatrywał się w swoje dłonie, jakby wierzył, że ona weźmie jego milczenie za odpowiedź twierdzącą.

– Czy Jessie wcześniej o tym wiedziała? – Odczekała chwilę, po czym zagadnęła jeszcze ciszej: – Robert?

Ospale pokręcił głową.

– Tak bardzo mi na niej zależało – powiedział cicho. – Była jedyną kobietą na świecie, dla której mógłbym być pełnowartościowym mężem. – Odwrócił głowę i zapatrzył się na podwórko za oknem. Sara pomyślała, że wyobraża sobie własne przyjęcia przy rozpalonym grillu i zabawy z synem, którego się nie doczekał. – Miała wyjechać na dłużej – podjął po chwili. – Powiedziała, że jedzie do matki, a potem jeszcze do sklepu nocnego, jak robiła to prawie w każdą niedzielę.

– I co się stało?

– Pokłóciła się z matką. – Westchnął głośno. – Dlatego wróciła do domu wcześniej. Miała nawet czas, żeby pochować zakupy w kuchni. Kiepski ze mnie glina, prawda? W ogóle nie słyszałem, jak wróciła.

– Zaskoczyła was w sypialni?

– Myślała, że jestem jeszcze u Oposa i oglądam mecz w telewizji.

– Zaskoczyła was? – powtórzyła Sara.

– Ukrywałem to starannie, przez tyle lat – wyznał, nie odpowiadając na jej pytanie. Potarł palcami oczy. – Zawarłem z Bogiem umowę. Obiecałem Mu, że nie będę tego więcej robił, jeśli pozwoli Jessie mieć dziecko. – Ręce mu opadły. – Niczego więcej nie potrzebowaliśmy, żeby stworzyć pełną rodzinę. Byłbym naprawdę dobrym ojcem.

Najwyraźniej oczekiwał potwierdzenia, bo znowu odwrócił głowę, gdy Sara się nie odezwała.

– Widocznie Bóg zadecydował, że musiało się tak stać. Może doskonale wiedział, że nie zdołam dotrzymać słowa.

– Bóg z nikim nie zawiera takich umów.

– Masz rację. A już na pewno nie z takimi jak ja.

– To, że jesteś gejem, jeszcze nie czyni z ciebie złego człowieka.

Skrzywił się z niesmakiem, słysząc to słowo.

Sara po raz kolejny odchyliła nogi w bok, żeby sprawdzić, czy ma jakąkolwiek szansę na uwolnienie się z więzów.

– Wszystko, co robiłem, obracało się wniwecz – rzekł i z niewiadomych powodów uśmiechnął się szeroko. – Chyba wiesz, jak to jest, kiedy człowiek zakocha się po raz pierwszy w życiu?

Nie odpowiedziała.

– Dan Phillips… – mruknął. – Boże, jaki on był piękny. Wiem, że według ciebie żaden chłopak nie powinien tak myśleć o innym chłopaku, ale gdy wspomnę te jego niewinne, niebieskie oczy… – Odruchowo zasłonił sobie usta dłonią, ale zaraz ją opuścił i zapytał: – Nie robi ci się niedobrze, gdy tego słuchasz?

– Nie.

– A mnie tak – wyznał. – Julia przyłapała nas za salą gimnastyczną. Do diabła, nigdy nie korzystałem z jej usług. Dan również. Obaj nie mieliśmy jeszcze pojęcia, co robi, gdy spotyka się z chłopakami. – Zaśmiał się gardłowo. – To był nasz pierwszy raz. Pierwszy i ostatni.

– Jak zareagowała?

– Zaczęła wrzeszczeć jak opętana. Nigdy w życiu się tak nie wstydziłem. Potem wymiotowałem przez cały tydzień, gdy tylko sobie przypominałem, jakim wzrokiem na nas popatrzyła. Jakbyśmy byli najgorszymi śmieciami. Bo i byliśmy. Dan od razu uciekł. Wyjechał z miasta. Po prostu nie chciał mnie już nigdy więcej widzieć.

– I dlatego ją zabiłeś?

Spojrzał na nią z bolesną miną, jakby go obraziła.

– Jeśli chcesz tak myśleć, proszę bardzo.

– Chcę znać prawdę. Popatrzył jej prosto w oczy.

– Nie zabiłem jej. Przez jakiś czas myślałem, że zrobił to Jeffrey, ale… – Pokręcił głową. – On też tego nie zrobił. Co najmniej połowa miasta nienawidziła Julii z takiej czy innej przyczyny. Ale Jeffrey nie miał powodu, żeby ją zabijać.