Изменить стиль страницы

Utkwiła spojrzenie w wylocie lufy pistoletu, mając nadzieję, że się nie myli.

– Nie jest naładowany.

Robert z głośnym brzękiem pociągnął do siebie pokrywę zamka.

– Teraz już jest.

Nadal nie mogła się ruszyć z miejsca.

– Co zamierzasz?

– Nic – odrzekł. – Chcę cię tylko związać.

Serce podeszło jej do gardła. Nie mogła do tego dopuścić. Chybaby oszalała, gdyby dała się skrępować. Usiłowała wziąć głębszy oddech, ale i z tym miała kłopoty. Traciła panowanie nad sobą.

– Muszę zacząć od początku – wyjaśnił, chociaż wcale o to nie prosiła. Znowu machnął pistoletem w stronę fotela i rzekł: – Odsuń się od drzwi, Saro, bo cię zastrzelę.

– Dlaczego? – zapytała, próbując się odwołać do jego logiki, świadoma jednak, że zapewne taki sam widok miał przed oczami Luke Swan, zanim kula roztrzaskała mu czaszkę.

– Nie chcę cię skrzywdzić – powiedział, jakby to miało ją uspokoić, mimo że wciąż mierzył do niej z pistoletu. – Boję się, że natychmiast powiadomisz Jeffreya, a on mnie odnajdzie.

Poczuła, jak drżą jej ręce. Miała świadomość, że grozi jej hiperwentylacja, jeśli zaraz nie zapanuje nad oddechem.

– Przecież ja nawet nie wiem, gdzie on jest.

– Ale na pewno niedługo wróci – rzekł, pochylając się znowu nad szufladą komody, ale nie przestawał do niej mierzyć. Wyciągnął niewielką skrzynkę z narzędziami. – Na pewno nie zostawi cię tutaj. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby się tak zaangażował.

Kątem oka oszacowała odległość dzielącą ją od drzwi sypialni. Robert był bardzo sprawny fizycznie, musiałaby popędzić, ile sił w nogach. Oczywiście nie miała szans uciec przed kulą, ale musiała podjąć ryzyko. Zrobiła maleńki kroczek, przesuwając się o parę centymetrów wzdłuż ściany.

Robert jedną ręką z trzaskiem otworzył skrzynkę. Obejrzał się i patrząc na nią, po omacku wyciągał ze środka rolkę srebrzystej taśmy izolacyjnej.

Otworzyła szeroko usta, ale nie była już w stanie zaczerpnąć powietrza. Napastnik z Atlanty zakneblował ją dokładnie taką samą taśmą, żeby była cicho, kiedy ją gwałcił. Tylko dlatego wszystko odbyło się w przerażającej ciszy.

– Żałuję, że nie mam czegoś bardziej stosownego – rzekł Robert. – Ta taśma dość mocno trzyma, będzie bolało podczas odrywania.

– Proszę – jęknęła roztrzęsionym głosem. – Lepiej zamknij mnie w szafie.

– I tak byś tam krzyczała.

– Nie będę – obiecała, a kolana zaczęły jej tak silnie dygotać, jakby miała się lada moment przewrócić. – Przysięgam, że nie będę. – Łzy pociekły jej po twarzy na samą myśl, że za chwilę ta przerażająca taśma dotknie jej skóry. Jakimś cudem zdołała przesunąć się jeszcze o krok w stronę drzwi. Wyciągnęła ręce do Roberta i powtórzyła błagalnie: – Obiecuję, że będę cicho. Nie pisnę ani słówka.

To, że była na granicy utraty panowania nad sobą, chyba jeszcze bardziej go uspokoiło. Odezwał się spokojnie i rzeczowo:

– Naprawdę nie mogę ci zaufać. Chlipnęła głośno.

– Proszę, Robert. Wszystko, tylko nie to. Błagam…

– Przestań…

Rzuciła się nagle do wyjścia i wypadła na korytarz. Robert poderwał się na nogi i skoczył za nią, lecz zdołał ją jedynie musnąć palcami, gdy skręcała do wyjścia. Nie obejrzała się nawet, tylko bez namysłu dała nura do saloniku. Sięgała już do klamki frontowych drzwi, kiedy złapał ją wpół i pchnął na stolik do kawy. Piłkarskie pamiątki Oposa posypały się ze ścian, kiedy blat rozpękł się równo na pół pod ich wspólnym ciężarem. Impet upadku zaparł Sarze dech w piersi, poczuła, jakby jej płuca stanęły w ogniu.

– Do diabła! – syknął Robert, ciągnąc ją za pasek spodni w górę.

Na oślep zamachała rękoma i zaczęła szybko przebierać nogami, próbując na nich stanąć, lecz tylko porozrzucała po podłodze odłamki szkła, gdy powlókł ją jak szmacianą lalkę z powrotem do sypialni.

– Proszę… – wymamrotała, wbijając mu paznokcie w wierzch dłoni. Próbowała się czegoś złapać, ciągała rękami po ścianach, zrzucając oprawione w ramki zdjęcia i kwiaty doniczkowe. Zacisnęła palce na klamce, ale szarpnął nią mocniej i jedynie połamała sobie paznokcie.

– Matko Boska… – jęknął, rzucając ją na podłogę, gdy rozorała mu skórę na ramieniu. Próbowała się szybko podnieść, ponaglana histerycznym krzykiem, który rozbrzmiewał jej w głowie, bo przez zaciśnięte gardło nie potrafiła dobyć z siebie głosu. Ręce miała mocno zakrwawione, ale była gotowa dalej się bronić, jeśli zajdzie potrzeba.

– Przestań! – krzyknął, po raz kolejny zwalając ją z nóg. Popełzła więc na czworakach do drzwi, ale znowu schwycił ją i pociągnął z powrotem.

Zdołała wreszcie krzyknąć:

– Puszczaj!

Pchnął ją na podłogę, i to tak silnie, że huknęła głową o deski. Złapał ją skurcz żołądka, a powieki zaczęły nerwowo trzepotać.

– Sara – jęknął przestraszony, dźwigając ją w górę. Oparł jej głowę na swoich kolanach i przemówił spokojnie: – Przestań. Nie chcę cię skrzywdzić.

– Robert… proszę… – wyszeptała, próbując opanować coraz silniejsze nudności. Chciała wstać, ale nagle jakby całkiem opadła z sił. Wszystkie mięśnie miała niczym z waty, nie mogła skupić wzroku na żadnym przedmiocie.

Położył ją delikatnie na podłodze i przyciągnął z kąta sypialni fotel na biegunach.

– Nie chciałem ci zrobić nic złego – powtórzył, podnosząc ją z podłogi. Bezwładnie przelewała mu się przez ręce, gdy sadzał ją na fotelu. Czuła, jak treść żołądkowa podchodzi jej do gardła. Cały pokój wirował przed oczami.

– Tylko nie mdlej – szepnął błagalnie, jakby mógł w ten sposób powstrzymać ją od utraty świadomości. Jeszcze nigdy dotąd nie zemdlała, ale bardzo silne zawroty głowy skłaniały ją do wniosku, że mogła się nabawić jakiegoś poważniejszego urazu.

Zaczęła oddychać głęboko i rytmicznie, chociaż bolały ją żebra. Robert patrzył na nią uważnie, wyczulony na każde poruszenie. Upłynęło jednak parę minut, nim Sara odzyskała stopniowo ostrość widzenia, a skurcz żołądka ustąpił.

– Upadek cię po prostu ogłuszył – powiedział z wyraźną ulgą. Mimo to przytrzymał ją jeszcze na fotelu, jakby się obawiał, że nie zdoła siedzieć o własnych siłach. Po raz ostatni obrzucił ją uważnym spojrzeniem, po czym zaczął odwijać taśmę izolacyjną. Zsunął jej nieco skarpetkę i unieruchomił nogę przy poręczy fotela.

Obserwowała jego poczynania, nie mogąc im w żaden sposób zapobiec.

– Nie mogę iść do więzienia – wyjaśnił. – Myślałem, że jakoś to zniosę, ale się pomyliłem. Nie dam rady spędzić za kratkami jeszcze jednej takiej nocy jak ostatnia.

Przytwierdził jej drugą nogę do fotela, który lekko się rozkołysał. Znowu zaczęło jej się zbierać na mdłości, lecz Robert szybko wytłumił bujanie, przysiadł na piętach i popatrzył jej w oczy.

– Chcę, byś przekazała Oposowi, że zwrócę mu całą forsę, jak tylko się urządzę. Mnóstwo wysiłku włożył w ten swój sklep, nie mogę więc dopuścić, by go stracił przez to, że złamałem warunki zwolnienia za kaucją.

Sara poruszyła nogami, żeby sprawdzić więzy, a zarazem przywrócić krążenie w łydkach i stopach.

– Robert, proszę, nie rób tego.

Oderwał następny kawałek taśmy izolacyjnej.

– Połóż ręce na poręczach.

Nawet nie drgnęła. Złapał ją za nadgarstek i ułożył rękę na poręczy.

– Nie zniosę tego – powiedziała, znowu mając wrażenie, że powoli wycieka z niej życie. – Nie zniosę.

Popatrzył na nią z zaciekawieniem, jakby miał przed sobą histeryczkę.

– Nie zakleję ci ust, jeśli mi obiecasz, że nie będziesz krzyczała.

Mimo woli znów wybuchnęła płaczem, tak wdzięczna za to ustępstwo, że była gotowa obiecać mu wszystko, czego tylko sobie zażyczy.

– Nie płacz, proszę – mruknął, sięgając po chusteczkę, żeby wytrzeć jej łzy. Od razu przypomniał jej się Jeffrey, który zawsze nosił przy sobie czystą chusteczkę. I zawsze był dla niej taki delikatny. Na tę myśl zaczęła jeszcze bardziej szlochać.

– Jezu… – szepnął Robert, traktując jej płacz jak swoistą karę dla siebie. – To nie potrwa długo. Przestań się mazać, Saro. Nie stanie ci się żadna krzywda. – Zrobił zdziwioną minę i dodał: – Rozcięłaś sobie brew.

Zamrugała szybko, dopiero teraz zauważywszy, że to krew przesłania jej wzrok.

– Do diabła, tak mi przykro – rzekł, ostrożnie wycierając jej oko. – Naprawdę nie chciałem, żeby coś ci się stało. Nie zamierzałem cię skrzywdzić.

Głośno przełknęła ślinę, czując, że wracają jej siły. Mimo wszystko postanowiła go przekonać, że nie będzie krzyczała i nikogo nie zawiadomi, jeśli tylko zostawi jej nieskrępowane ręce.

Starannie złożył chusteczkę na czworo. Zaczęła się gorączkowo zastanawiać, jak go przechytrzyć, dać do zrozumienia, że nic mu nie grozi z jej strony.

– Powiem Oposowi o pieniądzach – szepnęła. – Co jeszcze? Z kim więcej powinnam rozmawiać w twojej sprawie? Co z Jessie?

Schował chusteczkę do kieszeni i ponownie sięgnął po taśmę izolacyjną.

– Próbowałem napisać do niej list, ale nigdy nie byłem w tym dobry.

– Na pewno będzie chciała wiedzieć, co próbowałeś jej napisać. Powiedz mi, przekażę jej.

– Ja już jej ani trochę nie obchodzę.

– Nieprawda. Wiem, że się mylisz.

Westchnął ciężko i pomógł sobie zębami, by oderwać kawałek taśmy.

Sara aż do krwi przygryzła wargi.

– Starałem się, żeby wszystko było jak najlepiej – powiedział, układając jej drugą rękę na poręczy.

Próbowała ją wyszarpnąć, ale przycisnął silnie. Zapatrzyła się na swoje palce, czując tak otępiającą bezsilność, że omal znów nie zaczęła się dusić.

Robert przysiadł na piętach.

– Widzisz, że wcale nie jest tak źle? – Wyciągnął rękę w kierunku jej ust. – Rozkrwawiłaś sobie wargę.

Odruchowo szarpnęła się do tyłu, a po jego twarzy przemknął grymas żalu, jakby to nie on był za wszystko odpowiedzialny.

– To nie jest tak, jak myślisz – rzekł. – Naprawdę ją kochałem.

– Proszę, uwolnij mnie – szepnęła błagalnie.