Изменить стиль страницы

Rozdział XI

Cassandra drgnęła odzyskując świadomość. Pochylała się nad nią uśmiechnięta twarz laborantki, powtarzającej głośno już po raz trzeci: – Doktor Cassidy!

– Ależ pani twardo śpi – powiedziała spostrzegłszy, że Cassi otwarła w końcu oczy.

Cassi zastanawiała się, dlaczego wciąż czuje się półprzytomna – potem przypomniała sobie, że wzięła drugą pigułkę nasenną.

– Muszę od pani pobrać krew – usprawiedliwiała się laborantka.

– W porządku – odparła obojętnie Cassi. Podała laborantce lewe ramię, pamiętając, że przez następne kilka dni kto inny będzie jej wstrzykiwał insulinę.

I rzeczywiście, kilka minut później pojawiła się pielęgniarka z kroplówką i butelką D5W, zawierającą dziesięć jednostek insuliny. Podłączyła kroplówkę do lewego ramienia Cassi i podała jej przedoperacyjny środek wzmacniający.

– To pani dobrze zrobi – powiedziała. – Proszę się teraz odprężyć. Zaraz tu będą po panią.

Podczas transportu do windy Cassi odczuwała dziwną obojętność, jakby to wszystko, co się działo, jej nie dotyczyło. Kiedy znalazła się w pokoju obok sali operacyjnej, miała już tylko połowiczną świadomość faktu, że jest w samym centrum uwagi otaczających ją lekarzy i pielęgniarek. Początkowo nawet nie poznała Thomasa; dopiero gdy pochylił się i pocałował ją, powiedziała mu – w każdym bądź razie tak jej się przynajmniej zdawało – że wygląda śmiesznie w roboczym stroju chirurga.

– Wszystko będzie dobrze – mówił uspokajająco, głaszcząc jej rękę. – Cieszę się, że zdecydowałaś się na operację – to była rozsądna decyzja.

Po lewej stronie Cassi pojawił się doktor Obermeyer. – Powierzam żonę twojej opiece! – doszło jeszcze do jej uszu. Potem już stopniowo zapadała w sen. Pamiętała jeszcze moment wwożenia do sali operacyjnej – nie czuła najmniejszego strachu przed tym, co ją czekało.

– Chcę jeszcze dać pani coś, żeby pani zupełnie zasnęła – powiedział anestezjolog. – Ja już śpię – szepnęła, śledząc wzrokiem spływające do jej żył krople. Po chwili już twardo spała.

Zespół operacyjny działał szybko i sprawnie. O ósmej zero pięć mięśnie oka zostały izolowane i opasane taśmami. Kiedy oko zostało unieruchomione, doktor Obermeyer wykonał cięcia w twardówce i wprowadził tnące i ssące instrumenty. Przy pomocy specjalnego mikroskopu poprzez rogówkę i źrenicę zajrzał do zakrwawionej szklistki. O ósmej czterdzieści pięć zaczął oglądać siatkówkę. O dziewiątej piętnaście odkrył źródło krwawienia, którym okazał się węzeł dodatkowego naczynia krwionośnego, wychodzącego z tarczy nerwu wzrokowego. Doktor troskliwie spowodował koagulację i uniedrożnienie. Był bardzo zadowolony, gdyż teraz miał pewność, że nie tylko usunął przyczynę schorzenia, ale także uniemożliwił jego nawrót. Cassi naprawdę miała szczęście.

Thomas zakończył swój jedyny tego dnia bypass wieńcowy – pozostałe dwa odwołał. Na szczęście operacja przebiegała stosunkowo gładko, chociaż znowu miał trudności z przyszyciem anastomozy. Jednak tym razem dotrwał do końca; za to gdy tylko przekazał pacjenta Larry'emu Owenowi, natychmiast poszedł się przebrać w "cywilne" ubranie. Zwykle czekał, aż Larry zakończy zszywanie i przekaże pacjenta pod opiekę pielęgniarek, ale tego ranka nie mógł wytrzymać na miejscu. Przed wyjściem ze szpitala wstąpił jeszcze na salę operacyjną, żeby upewnić się, że zabieg przebiega normalnie.

– Wszystko w porządku – zawołał Larry, nie odwracając głowy od pacjenta. – W tej chwili go zszywamy.

– Pięknie. Ja zostałem wezwany do nagłego wypadku.

– Tu kontrolujemy całkowicie sytuację.

Thomas rzadko wychodził ze szpitala w ciągu dnia pracy. Wsiadł do swojego porsche'a i zapalił silnik: warkot samochodu wprawił go w stan podniecenia. Po frustracjach przeżytych w szpitalu samochód dostarczał mu poczucia niezwykłej swobody. Na jezdni czuł się panem sytuacji.

Po krótkiej jeździe Thomas zatrzymał się na terenie niedozwolonym do parkowania, naprzeciwko dużej apteki, ufny że tabliczka MD [2] uchroni go przed mandatem. W aptece podszedł do okienka, w którym realizowano recepty.

Farmaceuta ubrany w tradycyjny uniform z wysokim kołnierzykiem pojawił się natychmiast w okienku:

– Czym mogę służyć? – zapytał.

– Dzwoniłem do was wcześniej w sprawie kilku narkotyków.

– Zgadza się. Przygotowałem je dla pana – farmaceuta wskazał małe kartonowe opakowanie.

– Czy mam wypisać receptę? – zapytał Thomas.

– Nie ma potrzeby. Wystarczy okazanie legitymacji lekarskiej. Thomas wyjął legitymację z portfela; farmaceuta zerknął na nią przelotnie i zapytał: – Czy to już wszystko, czy pan sobie jeszcze czegoś życzy?

Thomas skinął głową potakująco, chowając jednocześnie portfel do kieszeni.

– Rzadko mamy do czynienia z tak dużym zapotrzebowaniem – stwierdził farmaceuta.

– Nie wątpię – odrzekł Thomas biorąc paczuszkę.

Cassandra ocknęła się z narkozy nie mając pojęcia, co się z nią dzieje. Głosy dochodziły z oddali, słyszała je, ale nie mogła zrozumieć. W końcu uświadomiła sobie, że ktoś ją woła.

Spróbowała otworzyć oczy, ale jakoś nie mogła. Nagle ogarnęło ją uczucie paniki, chciała usiąść, ale czyjaś ręka ją powstrzymała.

– Spokojnie, wszystko jest w porządku – odezwał się jakiś głos tuż obok.

Ale ona czuła, że nie wszystko jest w porządku, gdyż nic nie widziała. Co się stało? I wtedy nagle przypomniała sobie narkozę i operację. – Boże! Jestem ślepa! – zawołała podnosząc ręce do oczu. Ktoś przytrzymał jej ręce.

– Spokojnie. Masz na oczach opatrunki.

– Dlaczego opatrunki? – krzyczała.

– Po to, żeby twoje oczy mogły odpocząć – usłyszała spokojną odpowiedź. – Musisz być cierpliwa dzień lub dwa. Operacja przebiegła pomyślnie. Doktor powiedział, że masz szczęście. Doprowadził do koagulacji krwi w kłopotliwym naczyńku, ale żeby krwawienie się nie powtórzyło, trzeba zachować spokój.

Cassi trochę się uspokoiła, ale ciemność, która ją otaczała, była przerażająca. – Czy nie mogłabym choć na małą chwilkę popatrzeć? – prosiła.

– Nie wolno, takie jest polecenie lekarza. Nie wolno nam dotykać twoich opatrunków. Ale mogę na ciebie skierować strumień światła – jestem przekonana, że go dostrzeżesz. Zgoda?

– Oczywiście – odrzekła Cassi. Dlaczego jej o tym nie powiedziano przed operacją? Czuła się oszukana.

– Zaraz wracam – usłyszała głos. Po chwili rozległo się pstryknięcie i światło pojawiło się w oczach Cassi, co najważniejsze – w obu. – Widzę – zawołała podniecona.

– Jasne, że musisz widzieć – odparł głos. – Szybko wracasz do zdrowia. Czy czujesz jakiś ból?

– Żadnego – odparła Cassi. Światło zostało wyłączone.

– Wobec tego odpoczywaj. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała – zadzwoń.

Do pogrążonej w ciemnościach Cassi dochodziły głosy krzątających się wokół innych pacjentów pielęgniarek. Domyśliła się, że znajduje się na sali.

Ciekawa była, czy Thomas przyjdzie ją odwiedzić.

O drugiej dziesięć Thomasowi pozostał już tylko jeden pacjent, z którym był umówiony na drugą trzydzieści. Korzystając z krótkiej przerwy między jednym a drugim pacjentem sprawdził, który z chirurgów klatki piersiowej miał tej nocy dyżur. Gdy dowiedział się, że doktor Burges, zadzwonił do niego i wyjaśnił, że tę noc chce spędzić w szpitalu, aby być blisko swojej chorej żony, może więc go z powodzeniem zastąpić. Doktor Burges może mu odwzajemnić przysługę przy najbliższej okazji.

Po skończeniu rozmowy stwierdził, że zostało mu jeszcze piętnaście minut, postanowił więc w tym czasie odwiedzić Cassi. Znajdowała się już w swoim pokoju – leżała spokojnie z grubymi opatrunkami na twarzy, przyklejonymi elastycznymi taśmami. Miała podłączoną kroplówkę do lewego ramienia. Trudno było powiedzieć, czy śpi w tej chwili, czy nie.

Thomas podszedł cicho do łóżka.

– Cassi? – szepnął. – Śpisz?

– Nie – odparła. – To ty, Thomas? Thomas ujął jej rękę. – Jak się czujesz, kochanie?

– Doskonale. Tylko te opatrunki; dlaczego doktor Obermeyer nic mi o nich nie powiedział?

– Rozmawiałem z nim – odrzekł. – Zadzwonił do mnie po operacji i powiedział, że wszystko poszło lepiej, niż tego oczekiwał. Zabieg ograniczył się do jednego naczynia krwionośnego. Zajął się nim, ale ponieważ było dość duże, musiał nałożyć opatrunki.

– Nie czuję się z nimi najlepiej.

– Wyobrażam sobie – powiedział współczująco.

Spędził z nią jeszcze dziesięć minut, a następnie oświadczył, że musi wracać do swojego biura. Pogładził jej rękę i kazał jak najwięcej spać.

Ku swojemu zdumieniu Cassi zasnęła i obudziła się dopiero późnym popołudniem.

– Cassi? – usłyszała jakiś głos.

Cassi drgnęła, zaskoczona jego bliskością.

– To ja, Joan. Przepraszam, jeśli cię obudziłam.

– Nie szkodzi, Joan. Po prostu nie słyszałam jak weszłaś.

– Powiedziano mi, że twoja operacja udała się – rzekła Joan, przysuwając sobie krzesło do łóżka.

– Podobno tak – odparła Cassi. – Poczuję się jednak znacznie lepiej wtedy, kiedy mi zdejmą z oczu te opatrunki.

– Słuchaj, Cassi – odezwała się Joan. – Mam dla ciebie złą wiadomość. Całe popołudnie zastanawiałam się, czy powinnam ci ją przekazać.

– Co takiego? – z niepokojem zapytała Cassi. Natychmiast przyszło jej do głowy, że może któryś z jej pacjentów popełnił samobójstwo. Było to przedmiotem ciągłych obaw na Clarkson 2.

– To jest bardzo zła wiadomość.

– Domyślam się z tonu twojego głosu.

– Czy znajdziesz w sobie dość siły, żeby jej wysłuchać? Czy może wolałabyś poczekać?

– Musisz mi zaraz powiedzieć, o co chodzi – inaczej będę wciąż niespokojna.

– Chodzi o Roberta Seiberta.

Joan zamilkła na chwilę, obserwując z obawą twarz Cassi.

– Co masz mi do powiedzenia o Robercie? – dopytywała się Cassi. – Do licha, Joan, nie trzymaj mnie już dłużej w niepewności. – Przeczuwała w tej chwili najgorsze.

[2] MD – medicine doctor