Изменить стиль страницы

ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Niech pan jej nie straszy, szefie. – Cardellini pierwszy zareagował na słowa Juliana. Jego poważne spojrzenie przesunęło się współczująco po twarzy Emeliny. – Nie ma sensu jej denerwować.

– Przy mnie zawsze jest zdenerwowana – odrzekł Julian sucho. – Nie martw się o nią, Joe. Wie, w co się pakuje. I ja też wiem. Może pójdziesz się rozejrzeć po domu Leightona.

– Tak, proszę pana. – Odesłany do swoich obowiązków Joe cicho wysunął się na zewnątrz. Emelina zmrużyła oczy.

– On tylko chciał być miły. Nie musiałeś go potraktować jak… jak służącego!

– Pracuje dla mnie. Za pieniądze jakie dostaje, może od czasu do czasu posłuchać polecenia. To, jak ja go traktuję, nie jest najważniejsze.

– A co jest najważniejsze? – zapytała podejrzliwie.

– To, czy utrzyma swoją wygodną posadę, czy też nie, zależy od tego, jak ty go będziesz traktowała.

Emelina otworzyła usta ze zdumienia.

– Jak ja go będę traktowała? Przecież go dopiero co poznałam!

– Właśnie. A on już wyrywa się w twojej obronie. Trzymaj się od niego z daleka, Emmy, bo go wyrzucę z pracy.

– Dobrze wiesz, że to, co mówisz, jest po prostu śmieszne! Zupełnie zwariowałeś! Co się z tobą dzieje?

– Mam ten mały problem z zaborczością. Chcesz dobrej kawy?

– Nie, dziękuję! Jak pan Cardellini słusznie zauważył, jestem trochę zdenerwowana. I denerwuję się coraz bardziej! – Odwróciła się do niego plecami i podeszła do okna.

Nie słyszała, jak przechodził przez pokój, ale nagle stanął za nią. Gdy wyciągnął rękę i podał jej kubek parującej kawy, wiedziała, że jest to oferta rozejmu i nie mogła powstrzymać uśmiechu, który pojawił się w kącikach jej ust.

– Ze mnie się śmiejesz? – zapytał, przesuwając ustami po jej włosach.

Potrząsnęła głową.

– Po prostu czasami bardzo przypominasz mi Kserkse-sa. Gdy włożyłeś mi w rękę ten kubek kawy, skojarzyło mi się z tym, jak Kserkses wtyka mi nos w dłoń, gdy chce, żebym go pogłaskała. Co ja mam z wami zrobić?

– Pogłaskać. – Przesunął palcami po jej karku. Emelina zadrżała.

– Czy chcesz mnie w ten sposób przeprosić za to, że oskarżyłeś mnie o uwodzenie biednego Joe'ego?

– Może. – Westchnął. – Nie przywykłem do przepraszania, Emmy.

– Spróbuj.

Usłyszała, że wciągnął oddech, po czym powiedział równym tonem:

– Przepraszam, Emmy. Nie powinienem był tak się na ciebie rzucać bez powodu.

– Nie, nie powinieneś – przyznała gładko.

– Po prostu jestem trochę przewrażliwiony na tym punkcie.

– Nie masz prawa! – zawołała, wciąż zwrócona twarzą do okna.

– I ty to mówisz? Po ostatniej nocy? – Nadal przesuwał pieszczotliwie palcami po jej karku.

– To, co zdarzyło się ostatniej nocy, nie daje ci do mnie żadnych praw, Julianie – powiedziała.

– Myślę, że sama nie wierzysz w to, co mówisz, kochanie. Wiesz chyba, że teraz, kiedyjuż jesteś moja, nie mam zamiaru oddać cię żadnemu mężczyźnie – odparł Julian z napięciem. -Ale nie wpadaj w panikę. Nie będę cię popędzać.

– Nawet nie potrafię powiedzieć, jak bardzo jestem ci wdzięczna! – zdobyła się na sarkazm.

– Cieszę się. A teraz, skoro już wyczerpaliśmy temat, proponuję, żebyśmy przeszli do następnego. Chciałem ci dzisiaj zaproponować kolację w restauracji na wybrzeżu. Ale nie mam tu samochodu, więc musielibyśmy pojechać twoim.

– Czy to zaproszenie obejmuje również Joe'ego?

– To nie wchodzi w grę. Joe zaraz po założeniu podsłuchu wyjeżdża. Nie wróci, dopóki go nie przywołam.

– A kiedy to nastąpi? – zapytała zaczepnie. -Wtedy, gdy będę miał powody do przypuszczeń, że coś się nagrało na taśmach zainstalowanych w domu Leightona. A teraz przestań mnie prowokować, kochanie. Do dwudziestego ósmego zostały nam jeszcze cztery dni.

– Jeśli sądzisz, że będę się tu kręcić dokoła ciebie, żebyś nie umarł z nudów… – zaczęła, ale on natychmiast jej przerwał. Podszedł o krok bliżej i wyjął kubek z jej dłoni. Pocałunek przywołał wszystkie wspomnienia namiętnej nocy i skutecznie uciszył Emelinę. Gdy Julian odsunął się od niej, oboje mieli przyspieszone oddechy.

– Zapraszam cię tylko na kolację. Nie do łóżka – powiedział.

Julian przebywał z nią prawie bezustannie, ale nie próbował zaciągnąć jej do łóżka. Chodziła z nim i z Kserksesem na długie spacery po plaży, czasami także do wsi na kawę i po pocztę. Wyprawy do wioski przynosiły jej pewną satysfakcję: otwarte spojrzenia i ciche szepty ustały. Najwyraźniej po wiosce rozniosło się, że pan Colter nie ma ochoty być przedmiotem otwartych dociekań. Nikt też nie próbował już więcej ostrzegać Emeliny, że dobiera sobie niewłaściwych przyjaciół.

– Sterroryzowałaś ich, kochanie – zauważył Julian.

– Chcesz powiedzieć, że to ty ich sterroryzowałeś, a ja tylko uświadomiłam im ryzyko, na jakie się narażają. Julianie, czy nie przeszkadza ci, że wszyscy tak o tobie gadają?

– Nieszczególnie. Przyjechałem tu, bo potrzebowałem odpoczynku i samotności. Dzięki podejrzanej reputacji uzyskałem jedno i drugie. Usłyszałem kilka przyciszonych uwag na swój temat, a poza tym nikt mnie nie zaczepiał – odrzekł swobodnie.

– Oprócz mnie – zauważyła Emelina sucho. – Popsułam wszystkie twoje plany dotyczące spokoju i izolacji, prawda?

– Ty – odrzekł miękko – sprawiłaś, że cała ta wycieczka nie była stratą czasu.

Emelina napotkała jego ciepłe spojrzenie i zebrała się na odwagę.

– Julianie, dlaczego właściwie przyjechałeś do Ore-gonu na urlop?

– Próbowałem uciec przed stresami w pracy – odrzekł łagodnie.

Co nie znaczy absolutnie nic, pomyślała, i pospiesznie zmieniła temat.

– Julianie, dzisiaj jest dwudziesty ósmy. Może wieczorem dowiemy się czegoś kompromitującego o Ericu Leightonie.

– Może.

– Brzmi to sceptycznie.

– Kochanie, mówiłem już, że twój plan jest raczej bezsensowny. Widać w nim dużą wyobraźnię, ale…

– Ale myślisz, że nic nam z niego nie przyjdzie? W takim razie po co zawracałeś sobie i Joe'emu głowę z zakładaniem podsłuchu?

– Bo zawsze staram się dotrzymać zobowiązań ze swojej strony. Tak jak i ty – odpowiedział po prostu.

Gdy Julian wieczorem odprowadzał Emelinę, w domu Leightona nadal nie było żadnych oznak życia. Julian pozwolił jej wejść na szczyt urwiska i rozejrzeć się szybko, by mogła się upewnić, że niczego nie przeoczyli.

– Emmy, jeśli cokolwiek zdarzy się dzisiaj w tym domu, będziemy to mieli na taśmie. Masz się nie zbliżać sama do tego miejsca, słyszysz?! – nakazał kategorycznie.

– Słyszę, Julianie – westchnęła.

– Nie martw się – powiedział z krzywym uśmieszkiem – nic przez to nie stracisz. Siedź w domu do rana. I myśl o mnie – dodał. Pociągnął ją w ramiona i pocałował szybko i mocno. Kserkses trącił ją nosem w rękę, domagając się czułego pożegnania, i po chwili Emelina patrzyła na dwie postacie płci męskiej oddalające się drogą. Czy Julian miał rację? Czy nic się dzisiaj nie stanie? I co wtedy zrobi? Bardzo liczyła na to, że jej plan przyniesie efekty. Jeśli nie, będzie musiała wymyślić jakiś inny sposób ochrony Keitha.

Wyglądało na to, że Julian chętnie poczyniłby dla niej kolejne kroki. Z lekkim dreszczem Emelina opuściła firankę i poszła do łóżka. Będzie się zastanawiać nad innymi możliwościami dopiero wówczas, gdy jej pierwotny plan nie przyniesie żadnych efektów. Nie ma sensu martwić się na zapas. Już i tak ma wobec Juliana wystarczające zobowiązania.

Ta myśl sprawiła, że nie mogła zasnąć przez następne dwie godziny. W końcu zirytowana odrzuciła kołdrę i poszła do kuchni sprawdzić zawartość lodówki.

Księżyc świecił jasno i nie musiała zapalać światła, stała więc w mroku i gryzła krakersa z serem topionym, gdy nagle w pewnej odległości zobaczyła tylne światła samochodu. Ktoś jechał w stronę plaży. Ściśle biorąc, ktoś jechał w stronę domu Erica Leightona. Emelina przełknęła resztę krakersa i poczuła, że w jej żyłach zaczyna płynąć czysta adrenalina. A więc jednak coś się tej nocy miało wydarzyć! Nie myliła się!

Pobiegła do sypialni. W ciemnościach znalazła tenisówki, spodnie i czarny sweter. Zakaz Juliana poszedł w zapomnienie. Emelina wysunęła się z domu i ruszyła w stronę morza.

Na skraju urwiska położyła się na brzuchu i ostrożnie zerknęła na plażę. Miała rację. Samochód, który wcześniej zauważyła, dużym łukiem dojeżdżał właśnie do domu Leightona po żwirowej drodze prowadzącej od dalszego końca plaży. Emelina obserwowała samochód, drżąc z zimna w wilgotnym nocnym powietrzu. Czy Erie Leighton znajdował się w środku?

Auto zatrzymało się na tyłach domu. Człowiek, który z niego wysiadł, w jednej ręce niósł papierową torbę, a w drugiej walizkę. Emelina wpatrywała się w mrok, usiłując sobie przypomnieć, jak dokładnie wyglądał Leighton. To musiał być on. Kto inny mógłby tu przyjechać o tej porze?

Przesunęła się o cal dalej po krawędzi urwiska. Gdy drzwi domu zamknęły się za mężczyzną, wzięła głęboki oddech i chyłkiem przekradła się w dół, na plażę.

Co tam może się dziać? Dlaczego nikogo więcej nie było w pobliżu? Co się znajdowało w tej walizce? Emelina zeszła z urwiska i ukryła się za skalnym nawisem. Na szczęście plaża była nierówna i kamienista. W skałach wzdłuż krawędzi urwiska z łatwością można było znaleźć schronienie.

Nikt więcej jednak nie przyjechał i wyglądało na to, że w domu nic się nie dzieje. Emelina przeczołgała się wzdłuż odkrytego kawałka plaży i dotarła do dużej skały w pobliżu domu. Skuliła się za nią i dla rozgrzewki przesunęła dłońmi po ramionach. Dlaczego, do diabła, nie wzięła żadnej kurtki? Zamarznie, jeśli będzie musiała czekać tu długo.

W tej samej chwili usłyszała za plecami cichy dźwięk i natychmiast zapomniała o chłodzie. Odwróciła się instynktownie, zareagowała jednak zbyt wolno. Twarda dłoń nakryła jej usta i ktoś pociągnął ją na piasek u podnóża skały. Jakiś mężczyzna nakrył ją swym ciałem i unieruchomił.

– Cicho bądź i przestań się szamotać, ty kretynko!

– zazgrzytał wściekle głos Juliana.