I tak, pewnej nocy, na jednej z dzikich plaż… Nie, to wcale nie było na plaży. Najpierw jednak musiałam znaleźć sobie jakiś okaz hiszpańskiego ciała płci męskiej. Później jakoś się do niego zbliżyć. Stwierdzić, czy da się z nim skomunikować w językach przeze mnie używanych. Jeśli nie, to… pozostało już tylko dobranie się do niego!

Pewnego dnia nastały ku temu sprzyjające okoliczności. Działo się to wszystko nie w jakiejś wielkiej kultowej barcelońskiej lub ibizowej dyskotece, gdzie prędzej można spotkać naszych wszędobylskich ziomali czy też opitych Sangrią młodych Deutchlandów, niż prawdziwych Hiszpanów. Nie działo się to w dużym mieście, bo korzystając z uprzejmości znajomych mieszkających od lat w Hiszpanii, postanowiliśmy dać im się zaprosić na fiestę w jednym z podbarcelońskich miasteczek. Tam darmowe jedzonko, bardzo tanie napoje, gratis do nich, za mrugnięcie oczkiem procentowa dolewka trunku. To połączone z głośną muzyką i gorącą ponad 30stopniową nocą powoduje, że dość szybko wrze słowiańska krew. No i wreszcie Go ujrzałam. Ciemnowłosy, ciemnooki, dobrze wysmażony jak na Hiszpana przystało. Był z kolegami, ale co chwilę się im gubił porywany przez kolejne "chicki". Teraz wystarczyło tylko stać się jedną z takich anonimowych "chic", "chick", czy jak to spolszczyć?

Przypadkiem zaczęłam tańczyć w jego pobliżu, później w bliższym pobliżu, by po chwili czuć już jego ręce na swym ciele. Ciele okrywanym zwiewną sukienką pod którą, by rwanie było ułatwione byłam topless w najskromniejszymi downless, jakie posiadam w swojej szafie.

Naprawdę fajnym doświadczeniem jest zrobywanie kogoś, z kim kontakt słowny jest ograniczony jedynie do zrozumiałego przez obie strony "OK". Słownik gestów, samiczo- samczych zachowań, itp. Ale ten mój Hiszpan nie był gorącokrwistym rumakiem, który sam rzucałby się na swą klacz:-) A nawet nie rzucał, a doprowadził do sprzyjających warunków do takiego się na siebie wzajemnego rzucania. To ja musiałam wyciągnąć go z głównego placu miasta przez wąskie uliczki na mniej uczęszczany skwerek. Wyobraźcie sobie, co musiał koleś myśleć, gdy był prowadzony przez gadającą w nierozumianym przez niego języku młodszą od siebie kobietę. Nie wiem, od ilu lat można w Hiszpanii uprawiać legalnei sex, ale na pewno nie wyglądałam na taką, przez którą mógłby być posądzony o pedofilię.

Wreszcie znalazł się opustoszały skwerek. W nim opustoszałe ławki. A na nich nasze zmęczone tańcem i spacerem ciała. Było grubo po 3ciej w nocy. Odgłosy fiesty dochodziły ale stłumione odległością, za to mnie przestało cokolwiek tłumić. Zielony parkan osłaniający skwerek dawał nam pewną dyskrecję. Teraz pozostało tylko dać sobie wolne pole do działania…

Siedząc obok siebie na ławce, kończąc niesione przez całą drogę piwo, zaczęłam go całować. Dobrze wiem, że ciężko jest zdrowemu "potencjalnie" facetowi opanować się, gdy jego język jest zwinnie drażniony i lizany przez kobiecy język. Że nie może on opanować swych rąk, by te nie zaczęły penetrować ciała właścicielki owego języka.

Tak samo chyba jest na całym świecie, bo w kraju oddalonym od Wawy o 2500km facet robił dokładnie to, co chciałam, by robił. Gdy nie napotkał pod moją sukienką stanika był wyraźnie ucieszony tym, że ma ułatwione zadanie. Gdy nie przestając go całować usiadłam mu na kolanach, jego ręce przeszły do mej pupy. Promile krążyły w nim bardziej, niż we mnie, więc jego erekcję poczułam o wiele później, niż dzieje się to z penisami facetów które napełniają się bezpromilową krwią.

To był pierwszy od kilkunastu dni facet, którego miałam okazję zerżnąć. To był właśnie ten facet, którego sobie zaplanowałam już w samolocie. Ciekłam na wyobrażenie tego, co z nim zrobię przez cały spacer, co on doskonale poczuł, gdy jego palec zawędrował tam, skąd cieknę. Coś tam powiedział w tym swoim języku, uśmiechnął się i oblizując palec, którym przed chwilą sprawdzał gotowość mojej szparki do penetracji, odchylił głowę do tyłu, zamknął oczy – jakby dostał właśnie orgazmu. Tę chwilę postanowiłam wykorzytać do sprawdzenia jego męskości… Językiem.

Podobało mu się to na tyle, że coś tam szemrając pod nosem, przytrzymywał moją główkę, gdy chciałam ją unosić, by widzieć jego minę, zachowanie. No, ale że nie jestem Francuzeczką, postanowiłam dać mu się popenetrować. Oczywiście sama musiałam zadbać o to, by penetracja nie skończyła się jakąś niemiłą pamiątką. Faceci z tego co wiem nie lubią prezerwatyw, więc kobieta nakładająca (a dokładniej rozciągająca ją na ich krępowanej właśnie męskości) ustami te kilkanaście cm gumki na ich penisie to taki mały kompromis. Śliczny, dość długi, bajecznie gruby, pozbawiony żyłek penis, zapakowany w truskawkową gumkę wszedł we mnie z łatwością. Nie dlatego, że jestem już "zużyta", ale dlatego, że miałam po prostu cieczkę na niego!

Reszta sposobu w który zaspokoiłam cieczkę pozostanie najmilszym wspomnieniem, które przywiozłam z Hiszpanii. I wiem, że tylko wspomnieniem, a nie ciążą, chorobą weneryczną lub zakaźną. Ciekawe, czy i on będzie mnie tak samo mił wspominał? Na pewno tak:-)

To był mój jedyny raz podczas całego pobytu w Hiszpanii. Spełniłam kolejną swoją fantazję. Pora wracać do szkoły, a w niej pilnie do obowiązków pilnej uczennicy…

PS Loodzie! – opadają mi do Was ręce! Nie potraficie czytać i rozumieć txtu? Pisząc "można zapłacić 7000zł za wycieczkę" czy ja obwieszczam, że właśnie ją wykupiłam? Pisząc kilkanaście dni bez SEXu, czy wychodzi Wam z tego kilka tygodni? Czy miliarder Kulczyk nie ma prawa wylecieć swoim odrzutowcem np. do Bernambuko, gdzie nikt go nie rozpozna i będzie mógł spacerować po plaży bez ochroniarzy? Tak więc kto porwie niczym nie wyróżniającą się na Barcelońskiej ulicy Weronikę?

Prawo jazdy? I co z tego, że go nie mam? Czy Wy nie jeździcie autem jeszcze przed uzyskaniem tego cudownego dokumentu?

IV klasa… Tak, to był błąd, ale nie mój! Bloga piszę ja, ale by zachować moje bezpieczeństwo (min. pełną anonimowość IP), notki wkleja ktoś, komu je przesyłam przez GG. Zna hasło do bloga, pilnuje na nim porządku (kasując np. powtarzające się wpisy). Jako że jest to kolega starszy ode mnie, nie wiedział, że Weronika jest maturzystką będąc w III klasie, więc "skorygował" tę klasę myśląc, że jest to moja późnonocna pomyłka. Później, by nie było afery skasował notkę, kasując tym samym komenty. Ot i cała prawda. Nie znajdziecie żadnego błędu, dowodu mojego kłamstwa, bo NIE KŁAMIĘ! A tu piszecie do mnie monologi waginy, czy w tym przypadku prącia, że Hiszpan jest ciemny, a albinos biały – no cóż za odkrycie!

skomentuj (38)

2004-09-06 21:56:29 ›› Jak wyglądam part II

Na początku prowadzenia tego bloga zasypywana byłam prośbami o moje zdjęcie. Dziś, a dokładniej jutro, przy odbrobinie wyobraźni "czasowej"*, możecie mnie ujrzeć. Jutro TVN zaczyna program "Wyprawa Robinson". Występuje w nim pewna dziewczyna, która gdy występowała w "Rozmowach w toku"** wywołała masowe zasypywanie mnie telefonami od znajomych, czy aby w TV nie występuje właśnie moja starsza siostra?

Takim kobietom się nie odmawia, chociaż nie zawsze wygrywają…

* – dziewczyna w programie jest o kilka lat starsza ode mnie.

** – program dotyczył dziewczyn Streaptease'rów

skomentuj (10)

2004-09-07 13:22:00 ›› Jadowite wypociny…

Ma rację jeden z ostatnich komentatorów przedostatniej notki. Ma też rację jedna z młodszych koleżanek, która napisała do mnie w e-mailu, że, cytuję:"

Prowadziłam już bloga… Gdy tylko napisałam parę notek, to już sie zaczęło… Każdy się czepiał byle czego… Tego,że dziś pokłóciłam się z chłopakiem, a nie wczoraj… Tego,że wstalam godzinę później, niż powinnam… Powody były różne… I wszystkie bezsensowne… Ale mniejsza z tym… Skończyło się na tym, że skasowałam bloga i zaczęłam żyć z

dala od ludzkiej krytyki…" – mądre słowa młodszej o 2lata ode mnie dziewczyny.

Jadowitych wypocin nie czytam, tak samo jak nie chcę mieć nic wspólnego ze spoconymi facetami. Nie chcę czuć ich nieprzyjemnego zapachu, smaku kwaśnego potu, dotyku lepkiej skóry. Na jad jestem uodporniona.

skomentuj (10)

2004-09-07 18:21:28 ›› Język polski…

Nie dziwię się, że duży odsetek ludzi nie potrafi odczytać rozkładu jazdy komunikacji miejskiej, jeszcze większy rozkładu lotów samolotów, skoro tak prosto napisany blog stawia tyle niewiadomych. Dla jednych moja myśl: "że można wydać siedem tysięcy złotych na wycieczkę" przeobraża się od razu w moją wypowiedź, że właśnie zubożałam o rzeczone 7tys. Dla innych słowa: "czy aby w TV nie występuje właśnie moja starsza siostra" od razu zamieniają się w czyny, a dokładniej moje roczeństwo. To jest taki skrót myślowy, pytanie retoryczne. Nie erotyczne, jak połowie z Was się wyda. Nie o rozmiar penisa czy miseczek stanika.

Taa… strasznie się ujawniłam podając numer mojego anonimowego prepaida – jakby był to jedyny numer, jaki posiadam. Przypisany do mnie imieniem, nazwiskiem i adresem zamieszkania. To samo z e-mailem.

Taa… kolega od notek. Pewnie uśmiecha się teraz, gdy widzi, jaki stał się sławny. Bo to nie można mieć internetowych kolegów? No Wy widać nie macie, bo wszędzie grabicie sobie tylko wrogów.

A po co piszę notki? A czemu nie? Czego jeszcze mi zabronicie? Oglądałam przedwczoraj "Folwark zwierzęcy". Wszystkie zwierzęta są równe. Ale niektóre są równiejsze. Wy, czepiający się najmniejszej popierdółki, jesteście tymi równiejszymi…

skomentuj (36)

2004-09-08 16:10:40 ›› Wygraliście!

Ta notka z pewnością dla wielu będzie ekscytująca. Nadszedł bowiem oto dzień Waszego zwycięstwa!! Możecie świętować – Wasz trud zniechęcenia mnie do prowadzenia bloga nie poszedł na straty. Przekroczyliście już wszystkie granice, gubiąc po drodze człowieczeństwo (zupełnie dziś niemodne), wszelką godność i etykę. No i udało się! Nie mam już wątpliwości, że nie odnajdę żadnej przyjemności w pisaniu tego bloga i rozdawaniu siebie innym!