Изменить стиль страницы

Górale nie są wymowni. Ale sławili ją w swoich podaniach przez setki lat. Rzeźbili w drewnie te swoje figurki. Stawiali w miasteczkach i na rozstajach, żeby upamiętnić dziewczynę z obcego kraju. Bo górale może naprawdę nie są wymowni. Ale są bardzo pamiętliwi. Na dobre i na złe. Tym razem poszło „na dobre”. I nie zapomniano jej tego. Nigdy.

„Jeśli coś robisz, zrób to dobrze! Jak Annamea!” – wtłaczano uczniom do głowy długo, długo później – w bardzo odległej epoce.

* * *

Sirius i Zaan przeszli do historii. Aczkolwiek pewnie nie tak, jakby chcieli. W każdym mieście, po obaleniu władzy Zakonu, zaczęto kuć pomniki pod tytułem: „Tyranobójcy”. Z reguły przedstawiały trzech gołych mężczyzn i jedną nagą kobietę. Wszyscy z obnażonymi mieczami w dłoni. Ci ludzie to Sirius, Zaan, Biafra i Achaja. Wspaniałe osiągnięcia rzeźby z końca antyku. Podziwiane setki lat później. Dlaczego występowali na golasa? Do tego przyszli badacze nie doszli. Taki był po prostu styl ówczesnych przedstawień.

Niemniej obywatele różnych państw, wiele wieków później składali kwiaty pod tymi pomnikami w różnych miastach. „Tyranobójcy” – to było coś. Każdy miał swojego tyrana, ale niewielu chciało pójść na niego z mieczem. Więc kwiatki były symbolem sympatii, a nie współszaleństwa. Łatwiej dać kwiatek, niż pójść z butelką benzyny na czołg. A sumienie czyste.

Kilkaset lat później pewien poeta potrzebował natchnienia, by napisać poemat o zmianie porządku świata. Najbardziej pasowali mu jednak młodzi wiekiem „spiskowcy”, bo chciał w to jeszcze włożyć historię miłosną, więc spłodził dzieło o nazwie „Sirius i Achaja”. Obydwoje stali się więc symbolami kochanków uwikłanych w politykę na dalsze kilkaset lat. Oczywiście w przepięknej pieśni Sirius dożył „nocy sztyletów”, podczas której zadźgano Achaję i wypił truciznę, łkając nad jej grobem. Piękne. Rzecz, która stała się symbolem nie do obalenia przez trzeźwiejszych historyków. Później nazwano to poematem miłosnym wszech czasów.

* * *

Chłopczyk, który tkwił ukryty wśród gałęzi drzewa podczas masakry na schodach stolicy Troy i był świadkiem mordowania Rady Królewskiej, też napisał przepiękny wiersz. Rękopis dotrwał do następnej epoki i na jego podstawie nakręcono dość słynny film. Tym razem Orion, Sirius i Zaan występowali w roli oprawców. Tak w historii bywa – raz na wozie, raz pod wozem. Normalne.

* * *

Pośmiertny żywot Zaana był jeszcze bardziej ciekawy. Nikt nigdy nie odkrył, że był oszustem. Może poza jednym badaczem, a raczej pisarzem. Historyk amator dotarł do jedynego zachowanego dokumentu, świadczącego, że był w Keddelwach w chwili, kiedy zabito rycerza Zakonu. Wysnuł zupełnie fantastyczną hipotezę, która tak naprawdę opisywała to, co przeżył Zaan. I napisał powieść. Książkę, którą opluto, wygwizdano, darto na akademickich podwórkach i palono.

Bo przecież Zaan był wielki. Dokładnie tak jak przewidział pałacowy matematyk, przyszli badacze odkryli jego świetnie zabezpieczone papiery. I przeczytali „Niezwykłe życie mędrca Zaana, czyli rzecz o tym, jak świat stał się inny”. Byłego świątynnego skrybę nazywano, zgodnie z jego własnymi słowami, „tym, co wstrzymał słońce, ruszył ziemię”. Naprawdę uwierzono w ten idiotyzm. Opis powstrzymania zarazy uznano za początek nowoczesnej nauki. Jak mówił kolejny poeta: „Śmierć kroczyła ulicami miasta, a Zaan powiedział jej: stój!”. Po raz pierwszy w historii.

Nagroda naukowa imienia Zaana była najbardziej prestiżowa. Każdy z pracowników licznych uczelni chciał ją mieć. Ale nie było to łatwe. Trzeba było naprawdę się wykazać.

Słusznie więc sam przewidział: „wszystkie życzenia się spełniają”. Choć perfidnie. Naprawdę przecież powstrzymał zarazę. Ale teorię heliocentryczną po prostu ukradł. Nikt nigdy nie dowiedział się o jego oszustwie, które powinno przejść do historii szaleństwa i zająć w niej pierwsze miejsce. Poza jednym pisarzem, którego za to wygwizdano.

Niemniej, jeśli istnieje życie pozagrobowe, powinien być szczęśliwy. Jego imię zapamiętano. Powtarzano je przez wieki.

Nie było już skrybów świątynnych, na których pamięci tak mu zależało. Ale każdy w miarę wykształcony człowiek znał jego imię. Przez tysiąclecia.

Nikt też nie wiedział, że był żołnierzem, choć na cywilnym froncie. Że wygrał w grze, w której szanse były mniejsze niż urodzenie słonia przez lwicę.

* * *

Sama Achaja wyszła za Księcia Oriona. On natychmiast, po „zupełnie naturalnej” śmierci króla, objął władanie w Troy. Jej dostał się tron w Arkach. Matka Biafry abdykowała i to wcale nie dlatego, że czuła oddech Miki na plecach. Była po prostu rozsądną kobietą.

Orion i Achaja stworzyli najpotężniejsze małżeństwo na świecie. Zasadniczo wszystko działo się tak, jak chcieli. A może dokładniej: tak jak chciał Biafra. Cały świat musiał się podporządkować. Trudno opisać rozkwit, który nastąpił później. Rozkwit ekonomiczny. Bogactwo. Sztuka, handel. Ale… choć nikt z ówczesnych ludzi tego nie widział – to jednak rozkwit i błogostan zabijał coś, czego nikt z tych czasów nie potrafiłby nawet określić słowami. A chodziło o „matkę wynalazków”. Inwencję. Rozwój nauki, którą powinna rodzić paląca potrzeba.

Orion zmarł dwa lata później. Tym razem naprawdę z zupełnie naturalnych powodów. Były pomysły, żeby wydać Achaję za którąś z jego córek, ale upadły, bo żeglarze odkryli nowy ląd, obfity w bogactwa i bardzo potrzebne stało się władanie nad cieśninami Księstwa Linnoy. Trudno. Akcja militarna się nie opłacała, więc Achaję wydano za młodego księcia. Chłopak miał wtedy siedem lat. Achaja, chcąc pocałować „pana młodego” w świątyni, musiała kucnąć, bo dziecko było za małe. Arnne i Harmeen po prosty wyły ze śmiechu i musiano je wyprowadzić. Cieśniny przejęto chwilę później zupełnie oficjalnie, dokładnie w momencie, kiedy Biafra tworzył jeden monstrualny organizm państwowy składający się z Arkach, Troy i „kraju Syrinx”, jak zwano resztki Cesarstwa. Zajęło to prawie rok i dopiero potem Mika mógł wyeliminować młodego księcia. Linnoy też stało się częścią ogromnego państwa.

Nareszcie doszło do spełnienia się marzeń Achai. Wyszła za Biafrę. On został cesarzem, ona cesarzową.

To były najpiękniejsze lata jej życia. Kochała go! Naprawdę go kochała!

Biafra był alkoholikiem, ale ignorowała to. Pili razem. Ich zwykły dzień wyglądał mniej więcej tak: najpierw śniadanie, miłość, potem zaczynali pić. Potem gdzieś w południe, znowu zaczynało im się chcieć spać Więc jakaś drzemka. Potem może obiad. Załatwienie najpilniejszych spraw. Trzymanie się za ręce. Patrzenie na siebie. Picie alkoholu. I było fajnie. Naprawdę – najpiękniejsze lata jej życia. Chwile szczęścia. Radości. Zaspokojenia.

Niestety, Biafra umarł po trzech latach na marskość wątroby.

Achaja została sama władcą całego znanego świata.

„Imperium Biafry”, jak je później nazwano, trwało jednak dalej. Potrzebowało przeciwwagi i ekspansji. Doszło więc do wojny z królestwem Chorych Ludzi, które urastało już do drugiej potęgi ekonomicznej. Imperium i królestwo dzielił Wielki Las. Spalono go w trakcie jednej kampanii trwającej niespełna rok. Rzezie i masakry trwały jeszcze wiele lat, ale nie dotyczyły przecież przytłaczającej liczby obywateli. Rządy Achai historycy porównywali raczej do „złotego wieku”, kiedy rozwijała się sztuka, handel, produkcja, zupełnie nowa polityka i sposób załatwiania spraw.

* * *

Sama Achaja stała się symbolem walki o wolność. Kilkaset lat później jeszcze robotnicy w pewnym mieście szli na samobójczy strajk z jej imieniem wypisanym na transparentach. Pamiętano ją.

Historycy oczywiście też robili swoje. Lesbijka, potwór, sadystyczny morderca, oprawca, niezrównoważona psychicznie. Co innego pisało się w podręcznikach dla dzieci, gdzie była narodowym bohaterem. Co innego pisało się w uczelnianych opracowaniach, gdzie urastała do rangi zboczonej sadystki.

Tak zawsze jest w historii. Problemem jest mizeria źródeł. I trzeba się domyślać. Legenda zrobiła z niej bohaterkę, pod której pomnikami dzieci składały kwiaty w państwowe święta. Historycy zrobili z niej kretynkę sterowaną przez Biafrę, zboczoną, skrzywioną, pogiętą psychicznie.

* * *

Dwa obrazy:

– oficjalny to „Tyranobójca”. Bohater narodowy, twórczyni Złotego Wieku w dziejach świata, mecenas sztuki, „ta, którą sławili poeci”, natchnienie architektów, kobieta, która obaliła reżim Zakonu, dzięki której dzieci nie były już głodne i zyskały nadzieję. I złotymi zgłoskami: ta, która zniosła niewolnictwo! Za jej rządów pojawiło się nawet coś takiego jak edukacja i przytułki dla biednych.

– naukowy: amoralna terrorystka, militarystka, zwolenniczka represyjnych rządów, przeciwnik ekologów (bo spaliła Wielki Las), ewidentna alkoholiczka, zboczona seksualnie, wysyłająca ogromne armie gdzie się dało i w ogóle połamana psychicznie, o czym świadczą nieliczne źródła, które się zachowały.

Który z obrazów jest prawdziwy?

* * *

Kiedyś, podczas tych krótkich lat z Biafrą, była naprawdę szczęśliwa. Miała tego swojego mężczyznę w zasięgu ręki. Mogła mruczeć mu na ramieniu. Miała do kogo się przytulić. Kochała go do szaleństwa. Miała też Shhę. Dotknęła swojego kawałka szczęścia. Choć tak długo musiała na to czekać.

I niech tak zostanie. Bez znaczenia, czy bohater narodowy, czy zboczona terrorystka. Niech mówią, co chcą. Niech psy szczekają. Niech zrobią to, co ona, a jak nie potrafią, to niech szczekają sobie dalej. „Psom szczekać zawsze dozwolone” – jak mówił poseł Cesarstwa po pojedynku z Virionem.

Niech tak zostanie. Kim była? Czy to ważne? Jak mało istotne są słowa.