Изменить стиль страницы

– A czemu nie?

– No to co cię wstrzymuje?

Mayfed wzruszyła ramionami. Oparła nogę na parapecie, podciągając swoją koronkową suknię nad kolano. Mierzyła krótko.

– Mayfed – powiedziała Annamea. – Traf gnojka.

– Się robi, pani pułkownik.

Strzał padł dosłownie chwilę potem. Postać we wzorzystej szacie poszybowała w dół, wzbudzając panikę wśród towarzyszących jej, ledwie widocznych sylwetek.

– Mayfed, kurwa – szepnął Biafra. – Masz ode mnie folwark i pięć wsi!

– Tak jest, panie generale – szeregowy zaczęła ładować swój karabin. – Dziękuję, panie generale!

– Dzięki, Mayfed – szepnęła Annamea oszołomiona.

– No nie ma sprawy, pani pułkownik – szeregowy stanęła na powrót w szeregu. – Ja tam zawsze miałam dryg do strzelania z czegokolwiek. Jak z procy przypierniczyłam koledze w dzieciństwie, to go dziesięć dni medyki leczyły, a matka mnie sprała, aż się zsikałam. Taki dryg mam do tego normalnie.

– No! – potwierdziła Shha. – Wszystko jedno z czego… Mayfed zawsze trafi. Eeeee… pamiętam, jakeśmy w kulki grały, to na Mayfed można było postawić życie przeciwko jednemu brązowemu.

– No – mruknęła Zarrakh. – Tylko z chłopakami jej się nie udaje. Noż kurde, dość ładna przecież, a tu nic.

Annamea podeszła do szeregowej wyprężonej już w pozycji na baczność.

– Uda ci się kiedyś, siostrzyczko – powiedziała. – Wierzę, że ci się kiedyś uda.

– No nie ma sprawy, pani pułkownik – powtórzyła Mayfed. – Pieprzę ich wszystkich. Mam Zarrakh. Jej też nie idzie w życiu – uśmiechnęła się nieśmiało. – Takie my dwie nieudacznice. Na jaki szlag rodzili takie głupie pindy jak my?

Po policzkach Annamei popłynęły łzy.

– Jesteście… – powiedziała cicho. – Jesteście najlepszymi ludźmi, jakich spotkałam w życiu – przygryzła wargę. – A wielu spotkałam. Możecie mi wierzyć…

Przerwały im gromkie okrzyki z przedmurza pałacu:

– Tu czołówki Armii Troy! Nie strzelać, sojusznicy! Nie strzelać!

– Tu Armia Arkach! – ryknęła Harmeen. – Możecie przejść.

– Nie strzelać! Nie strzelać! Tu czołówki Armii Troy!

– Yyyyyyyeeeeeeeaaaaaaaaa!!! – zawyła Lanni. – Mamy Luan na rożnie! Ahhaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!

– Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! Troyyyyyyyyyyyyyyy! – cały oddział zaczął krzyczeć nagle. – Troyyyyyyyyyyyyyyy!

– Cześć dziewczyny! – czyjś ryk wzniósł się ponad ogólny wrzask sojuszniczych oddziałów. – Słyszeliśmy, że Arkach dało popalić Luaaaaaaan!

– Yyyyyyyyyyyyyyyyyaaaaaaaaaaaaaaaa!!!

Umorusani szturmowcy Troy ukazali się na schodach.

– Ja cię pierdolę! – jakiś setnik ukląkł na zdobionej posadzce. – Serce Imperium!

– Kurwa, ludzie… Uwierzycie w coś takiego??? – wył jeden z szeregowców.

– Zabiłyśmy cesarza – darła się Lanni.

– Czekaj, czekaj… Ciiiii… co? – kilku ludzi wokół usiłowało uciszyć resztę.

– Zabiłyśmy cesarza – powtarzała Lanni.

– Ja cię… Dziewczyny zapierdoliły cesarza! No popatrz… i w Arkach jakiś żołnierz się zdarzył z głową na karku.

– Uuuuuuuuuuuu… A wino macie?

– A bierz se, co chcesz, ślicznotko.

– Zdobyłem Syrinx! – krzyczał jakiś rekrut z Troy. – Zdobyłem Syrinx!!! We wsi nie uwierzą, że byłem w pałacu.

– A mi nie uwierzą, że całowali mnie żołnierze obcego królestwa – Harmeen usiłowała wyrwać się z licznych ramion sojuszniczych sił. – Psiamać, puść małpo. Jestem oficerem!

– Przestań mnie całować, świnio – Lanni też była zagrożona. – Tfu! Nie w usta! Jestem porucznikiem… Tylko nie w usta!

Inne dziewczyny zignorowały swoje stopnie. Oprócz Achai, do której nikt nie podszedł. Jej sława nie ominęła szeregów Troy. Każdy ją rozpoznał i każdy… trzymał się przynajmniej na odległość kilku kroków.

Dziewczyna podeszła do Mereditha. Uśmiechnęła się jakoś tak smutno.

– Może ty mi przynajmniej dasz buzi – szepnęła. – Po starej znajomości, co?

Ale schamiała. Meredith pocałował ją w czoło. Pachniała prochem i całkiem niezłymi pachnidłami. Nie bał się jej oczu, ale czuł bijącą od niej moc. To już nie była dziewczynka, którą ktokolwiek z ludzi na świecie mógł zmusić, żeby stała na oficjalnej uczcie. Miała tak strasznie prostacki akcent. W Arkach pewnie uchodziła za perfekcyjnie wykształconą. W rodzinnym Troy jednak nawet służba syczałaby zgorszona, widząc liczne błędy w jej przydechach. Wyglądała właściwie jak chłopak, smagły, umięśniony, nieprawdopodobnie sprawny chłopak. Była kobietą, owszem, to się czuło, ale… rozmawiała jak mężczyzna. Było w niej coś dziwnego. Coś, co sprawiało, że jednocześnie chciało się ją pocałować i… uciekać daleko.

– Witam okupacyjne armie – ponad ogólny krzyk wybiły się czyjeś słowa. Straszne, choć niezbyt głośne. Słowa zwiastujące rychłą śmierć. Dokładnie… Dokładnie tak. To było jakby sama śmierć mówiła. Krzyk ucichł nagle.

Samotna, trzęsąca się w gorączce postać stała oparta o ścianę.

– To Nolaan! – pierwszy rozpoznał go Biafra. – Achaja! Osłoń mnie natychmiast!

Annamea skrzywiła się lekko. Orion, Sirius i Zaan, którzy właśnie pojawili się na schodach wraz z drugą linią atakujących wojsk, nie zdążywszy nawet przywitać się z sojuszniczym dowództwem, odruchowo zerknęli za siebie.

– Achajaaaaaaaaaaaa!!! – ryknął Biafra tak głośno, że można było podejrzewać zerwanie strun głosowych. – Stań z przodu!

Księżniczka wysunęła się naprzód zdezorientowana. Wyjęła swój miecz. Nolaan… O kurwa!

„Książątko z prowincji” zerknęło na nią niezbyt przytomnie tymi swoimi malutkimi oczkami.

– Spadaj, koleżanko – Nolaan oderwał się od ściany i niepewnym krokiem ruszył naprzód. – Do ciebie nic nie mam.

– Jak mi tylko tkniesz Biafrę, to… – przełknęła ślinę.

– A kto to jest Biafra? – popatrzył szczerze zdziwiony. – Srał go pies.

Nolaan pożeglował w stronę Annamei.

– Szybko zmieniasz barwy, ladacznico.

Nałożnica uśmiechnęła się lekko.

– Problem w tym, że nigdy ich nie zmieniam. Od bardzo dawna jestem żołnierzem Armii Arkach – popatrzyła mu prosto w oczy. Mała, bezbronna wobec mistrza, wobec szermierza natchnionego.

– „Ostatnia wierna, zawsze wierna…” – zakpił. – Chcesz być naprawdę „ostatnia”?

– Bo widzisz – dziewczyna podeszła bliżej, prawie go dotykając. Wiedziała, co to strach, ale trochę za dużo go już w życiu odczuła, żeby cokolwiek okazać. – Jeśliby tylko amfiteatry dopuszczały aktorów kobiety, to byłabym najlepsza.

– Zabiję cię, donosicielska suko.

– Zabij mnie. No proszę, zabij mnie teraz.

– Sądzisz, że ci ludzie cię ochronią? Że pomoże ci ta dupa Hekkego? – wskazał na Achaję.

– Nie. Zabij mnie. Tylko nie jako donosiciela, gnoju! Zabij mnie jako twojego wroga.

Skrzywił się.

– Nie cierpię skamlenia psów, które chcą dołączyć do wilczego stada.

– Byłam trzynastoletnią dziewczynką w Arkach, kiedy moje miasteczko zostało napadnięte przez twoje kochane Luan. Byłam bardzo ładna. Jak mnie złapali, od razu posłali do haremu. A tam… wiesz, co się robi nowym niewolnicom? Toż ona ma służyć w łóżku, a nie odczuwać przyjemność. Wiesz, co czuje trzynastoletnia dziewczynka, jak ją rozkraczają na stole i obcinają łechtaczkę? Wiesz, panie księciu z ostrym mieczem? A jak ci wypalą znak na tyłku? Wiesz? Wiesz, jak to jest? Jak się czuje trzynastoletnie dziecko wśród obcych bite mokrymi szmatami, żeby nie zniszczyć skóry, ale żeby poczuło ból i nauczyło się wymawiać słowa z należytym akcentem? Wiesz, co to jest dosłownie zrzygać się z płaczu??? Wiesz, jak to jest, jak mała dziewczynka wali głową w mur, bo nie może wytrzymać bólu spowodowanego przez pas cnoty? I… i powiem ci jeszcze jedno. Byłam zajebiście ładna – Annamea dowiodła, że zapas wojskowych przekleństw jest jej jednak znany. – Byłam przeznaczona dla najwyższych łóżek w imperium, ale przedtem… W tej całej mojej samotności i zagubieniu przyszła do mnie jedna kobieta. Też niewolnica. Powiedziała, że nie jestem sama, że są inne takie jak ja. Że mogę być kimś nawet w tym całym poniżeniu. Powiedziała, że mogę służyć. Że mogę służyć, jak pies na łańcuchu! Powiedziała, żebym pracowała dla wywiadu Arkach. A ja mało jej w tyłek nie pocałowałam z wdzięczności. Już nie byłam sama, Nolaan. Byłam znowu kimś, malutkim kimś. Malutkim donosicielem, malutkim zdrajcą, malutkim agentem, który miał szeptać słówka do uszu, które mnie słuchały. Słuchały! Bo tu nikt mnie nie słuchał. Grałam dobrze. Grałam miłość do Luan, miłość do cesarza, udawałam orgazmy w jego łóżku, udawałam, że takiego mężczyzny nie ma nigdzie na świecie. Nauczono mnie tego. Zostałam Pierwszą Nałożnicą Cesarstwa. I szeptałam ciche słówka do tych uszek, co chciały mnie słuchać. Byłam w tym dobra. No i tkwiłam w najważniejszym łóżku Luan. Przez cały czas… Awansowałam. Byłam pułkownikiem Armii Arkach, świnio. A nie niewolnicą z obciętą łechtaczką i znakiem wypalonym na tyłku! – Annamea zagryzła wargi. Wskazała na rząd baretek na swoim mundurze. – O! Ta tutaj to chyba za udawany, imperialny orgazm po ostatniej bitwie o Yach. A ta… to chyba za doprowadzenie do imperialnego wzwodu po kłótni z imperialną żoną – roześmiała się.

– Przestań – szepnął Nolaan.

– A zabij mnie. Nie zależy nikomu. Mam tylko nadzieję, że ta „dupa Hekkego” wypruje ci potem flaki!

Nolaan opuścił głowę. Zdrową ręką otarł pot z czoła.

– Przepraszam cię, Annamea – szepnął. – Przepraszam cię.

Gorączka trzęsła nim coraz bardziej. Nie bardzo mógł się skupić.

– Każdy człowiek przecież ma prawo powiedzieć „przepraszam” – potrząsnął głową. – Każdy ma prawo powiedzieć „myliłem się”. No… przykro mi. Nie wiedziałem.

– Wszyscyście „nie wiedzieli”.

– Wybacz, proszę. No dobra… jestem głupi jak but, ale na kolanach proszę o wybaczenie!

– Wybaczam. Przeprosiny zaakceptowane – powiedziała Annamea oficjalnie. – I nic więcej.

Odwróciła się od niego plecami.

– Czy… – spytał jeszcze. – Czy „Annamea” to twoje prawdziwe imię?

– Nie! – warknęła.