Tomek się wystraszył?
– Żartuję, żartuję… – Iwona kręci głową.
– Bałem się, jak przyjechałaś. Jesteście teraz…
– …jak siostry? – Trzeba wchodzić mu w słowa, wtedy rozmowa przebiegnie tak, jak ona sobie życzy.
– Można tak powiedzieć. Właściwie chciałem cię prosić, żebyś jej nie mówiła…
Czy on z niej kpi?
– O czym? Tomku, kochanie? O jednej zwariowanej nocy na styropianie? Zachowujesz się doprawdy jak kobieta.
– Nie powinienem był wtedy…
Tomek nie chce żartować. Jego sprawa.
– Owszem, nie powinieneś.
– Już byłem z Martą.
Jakby o tym nie wiedziała!
– Od kiedy wróciłaś, nie mogę…
– Wtedy mogłeś. – Iwona nie może sobie podarować odrobiny kąśliwości. Lekkości. Żeby nie było jej tak ciężko.
– Nie kpij.
Znają. Więc będzie szczera.
– Po co mnie o to prosisz? Nie bój się, nie zniszczę twojego świetlanego małżeństwa.
– Nie chodzi o nas. Damy sobie radę.
O nas. Czyli o niego i o nią, tamtą, Martę. O nas.
– Więc o co chodzi? – Iwona czuje chłód. Jest zmęczona.
– O ciebie. O mnie.
– Słucham?
– Chciałem cię przeprosić.
Znowu! Ten ton! Mój Boże. Niech on już sobie idzie. Albo nie.
– Teraz dopiero mnie wkurzyłeś. Nie odgrywaj roli skruszonego małżonka. Ja umieram. Nie zasługuję na coś tak plugawego… Zrobiłeś to tak dobrze prawie dwadzieścia lat temu, że możesz sobie podarować powtórkę.
Zraniła go. A zaraz go zrani jeszcze bardziej.
– Nie przyszedłem tu po to, żeby cię obrażać.
Iwonko, ja… Iwona podnosi się na łokciu. Jej oczy ciemnieją. Teraz ją wkurzył.
– Nie masz prawa mnie oceniać ani rozgrzeszać.
– Iwonko, przyszedłem cię po prostu zobaczyć. Podziękować ci. Zawsze byłaś ważna dla Marty… Dla nas.
Ciężkie milczenie kładzie się na łóżku. Iwona mruży oczy. Za dużo światła? Przecież jest prawie ciemno… A potem nagle podpiera się, nie może tak rozmawiać, z dołu do góry. Musi go mieć przed oczyma. Nie będzie żartować. Nie.
– A nie pomyślałeś, że nie zgrzeszyłam, śpiąc z tobą? – Słowa nie powinny być tak ostre, powinny być okrągłe. – Wpadło ci do głowy, że mogłam kochać cię całym sercem i że ta noc była dla mnie…
– Kochałem już Martę. – Tomasz mówi to z bólem.
– Jednak nie na tyle mocno, żeby móc się oprzeć moim wdziękom.
Może i nie chciała być tak bardzo sarkastyczna, ale tak wyszło.
– Nie trywializuj, błagam.
Teraz dopiero się zdenerwowała.
– Słyszysz, co mówię? Trudno ci to przyjąć do wiadomości? To takie niewygodne, prawda? I co teraz, Tomeczku?
– Nie wiem, co powiedzieć.
Prawie go nie usłyszała. Prawie.
– Nic. Wynoś się.
Tomek się podnosi, patrzy na nią, oczy ma takie jak kiedyś. Jak mogła nie zauważyć tego cholernego smutku? Wyjdzie bez słowa, bo co tu można powiedzieć? Nic.
Iwona zaciska zęby. Ucisk przechodzi z gardła do brzucha. Żeby tylko nie zaczęło burczeć. Niepokój już wziął ją we władanie. On pójdzie. Już jest przy drzwiach. Plecy ma nieco bardziej przygarbione niż wtedy, kiedy odchodził, dwadzieścia lat temu. Ale się odwraca, napotyka jej przestraszony wzrok, nie zdążyła nic z nim zrobić. Wraca, siada, przysuwa krzesło, za blisko. Iwona przymyka oczy i słucha głosu, który niegdyś kochała.
– Wiedziałem, że mnie kochałaś. I dlatego przyszedłem cię przeprosić. Bo ja kochałem Martę. To nie ty byłaś nieuczciwa, tylko ja. Ciąży mi to. Mogę nie mieć okazji porozmawiać z tobą. Nie przerywaj mi, błagam. Może to trudniejsze, niż myślałem. Wiedziałem, że ty myślałaś, że czujesz, że mnie kochasz, ale… Żałuję…
I wtedy Iwona mu przerywa:
– Ty durniu! Żaden facet nie ma na tyle uzwojonego mózgu, żeby po tylu latach żałować czegokolwiek. Że myślałam, że czuję? Ja nie myślałam, ja czułam!
– Tym bardziej mi przykro. – Głos mu lekko drży.
– Dziękuję. Myślałeś, że to wystarczy? – Iwona uspokaja się.
– Chciałem po prostu to powiedzieć.
– No, to już powiedziałeś.
Po co on siedzi? Już po wszystkim. To wcale nie było takie straszne.
– Iwona?
Śmieszna ta pościel. Wcale nie jest twarzowa, a ona w tym świetle pewnie wygląda jak trup. Ale pasuje do dywanika przed łóżkiem. Takie bazgroły. Esy-floresy. Iwona podnosi głowę.
– Tak?
– Naprawdę przepraszam. I naprawdę chciałem ci podziękować. Za wszystko, za te wszystkie lata. Za pomoc. Nawet za tę hiszpańską muchę. Chciałem cię tylko zobaczyć.
– No to zobaczyłeś. – Jej głos sztywnieje wbrew czemuś miękkiemu w środku brzucha.
– Tak. Trzymaj się.
Wyjdzie. Już teraz wyjdzie. Więc:
– Trzymaj się.
– Tak.
I wtedy to miękkie ze środka wydostaje się. Brzmi rozpaczliwie.
– Dlaczego? Dlaczego nie ja? Dlaczego ona?
O Boże, dlaczego o to zapytała? Iwona zamyka oczy. Nie, niech nie odpowiada. Ale on odpowiada.
– Bo ją kocham.
Teraz decyzja należy do niej.
– Dziękuję ci – mówi cicho.
– Nie rozumiem…
On patrzy na nią i nie rozumie. Co tu jest do rozumienia?
– Dziękuję ci… bo mogłeś powiedzieć tyle innych nieprawdziwych rzeczy. Więc dziękuję ci, choć nie było mi łatwo…
Tomek i te jego spojrzenia. Takie jak dwadzieścia lat temu. Teraz pójdzie.
– Możesz zostać jeszcze chwilę? – Iwona chce go zatrzymać.
– Z przyjemnością. – Tomasz uśmiecha się nieśmiało. – Jeśli to nie sprawi ci przykrości.
– Z przyjemnością nie sprawi mi to przykrości. – Iwona podnosi rękę do włosów. Ma odrosty, włosy straciły blask, wiąże je z tyłu, mniej widać, w jakim są stanie. – Fatalnie wyglądam, prawda?
– Nieprawda. – I tak wygląda, jakby to, co mówił, mówił szczerze. – Iwonka?
– No?
– To dla mnie ważne spotkanie. Cieszę się, że w końcu możemy tak pogadać.
– Jak?
– Od serca.
Od serca? To przecież nie jest od serca, co on sobie myśli. Nic nie zrozumiał? Iwona znowu czuje ciężar w brzuchu, taki zły ciężar, ciężar, który już przeszkadza. Co właściwie ma do stracenia? Nic. Teraz. Powie mu. Niech go zaboli, tak jak ją bolało.
– Od serca? Wiesz, że wyjechałam przez ciebie?
– Przeze mnie?
On jest naprawdę zdziwiony.
– Tak. I kiedy, kiedy rano… no wiesz…
– Pamiętam aż za dobrze…
– Więc przez ciebie… Dopiero potem okazało się, że jestem – Iwona robi przerwę, nabiera powietrza w płuca, podejmuje jeszcze raz decyzję -…że jestem w ciąży. – Patrzy na Tomasza, ale Tomasz już na nią nie patrzy. – Tomek? Czy ty mnie słyszysz?
– Tak.
– Byłam w ciąży. Z tobą. – Już nie można się wycofać.
– Ze mną?
W głosie Tomka nie ma zdziwienia, jest tylko niedowierzanie.
– Z tobą – potwierdza mocnym głosem Iwona.
– Iwonka… proszę cię… Po co?
Głos ma łagodny, napominający.
– Nie żałujesz? – Iwona czeka, aż on… no właśnie, co on?
– Nie wiem. Nie wierzę. Powiedziałabyś mi.
– Miałam przefaksować ci moją ciążę?
– Daj spokój.
Jest smutny. Więc Iwona podejmuje ostatnią próbę.
– Jak możesz…
– Słuchaj… – Tomek przerywa jej gwałtownie. – To było niepotrzebne, to było niepotrzebne… My nie mamy dzieci…
Jakby nie wiedziała!
– Przecież wiem! I to nie mogła być jej decyzja! Czy to była twoja decyzja, czy to ty zmusiłeś Martę…
– Do niczego nigdy jej nie zmuszałem.
– Ale nie macie dzieci! – Iwona chce teraz wiedzieć wszystko. – Marta mi napisała, że podjęliście taką decyzję!
W oczach Tomka znowu to naiwne zdumienie.
– Tak ci napisała?
– Boże, czy ty mnie w ogóle słuchasz? Nic nie zrobi na tobie wrażenia? Czy mam współczuć Marcie, zamiast jej zazdrościć?
Milczy. Tomek milczy. A potem przerywa milczenie, ale nie tak, jakby ona tego chciała.
– A może nam jest ciężko, że nie mamy dzieci, nie pomyślałaś o tym?
– Czy wam jest ciężko, że nie macie dzieci? Czy byłbyś szczęśliwy, mając NASZE dziecko?
On jej w ogóle nie słucha. Mówi do siebie, w każdym razie bardziej do siebie niż do niej.
– Na początku było ciężko. Marcie było ciężko, ale ja…
– To ty zdecydowałeś? – Iwona jest zaskoczona. – Nic nie mów! To twoja decyzja?
– Niewiele wiesz – mówi Tomasz.
Ale Iwona musi wiedzieć.
– Dlaczego postanowiliście nie mieć dzieci? Tomek! Mówię do ciebie! Już mogę o wszystko pytać, już przekroczyłam wszystkie granice, już nic mi nie będzie policzone na zło albo na dobro, Tomek, ale muszę to wiedzieć. Ty czy ona?
Patrzy na niego i mogłoby jej się zrobić go żal, gdyby nie to, że jeśli to jego decyzja…
– Ale to nie ona, Iwonko, to nie ona zdecydowała.
– Jak mogłeś? – Iwona nie panuje nad sobą. Jest jeszcze gorzej, jest najgorzej. – Jak mogłeś ją do tego zmusić? Ona zawsze była bardziej delikatna, wiedziałeś, że podporządkuje się we wszystkim, jak mogłeś?
Tomek patrzy na nią z niedowierzaniem.
– Iwona! To nie ona… ja jej nie zmuszałem… Ona zdecydowała, że ze mną zostanie… mimo…
Iwona opada na poduszkę. Wszystko jasne.
– Wiedziałam! Wiedziałam, że musiałeś ją zmusić do takiej decyzji. Ona tak bardzo chciała mieć dzieci. Tak nie wolno, macie jeszcze czas. Życie jest takie krótkie…
Tomasz podnosi się i podchodzi do okna. Niewiele zobaczy, jest ciemno. I spod tego okna odzywa się łagodnie:
– Nie naprawiaj naszego życia. Niewiele wiesz. To była jej decyzja. Że zostanie ze mną. Że nie opuści mnie aż do śmierci. Że chociaż cierpię na chroniczne… Jednym słowem moje plemniki są martwe i były martwe zawsze, ona mnie nie opuści…
Iwona nie rozumie, jeszcze nie rozumie, boi się, że nigdy nie będzie rozumiała.
– To ja nie mogę mieć dzieci – powtarza Tomasz.
To nie był dobry pomysł z tą ciążą. Teraz jej głupio, dzieje się coś ważniejszego. Tylko co?
– Dlaczego ja nic nie wiem? Dlaczego ja nic o niej nie wiem? – Iwona mówi to z bólem. Tomasz odwraca się od okna.
– Usłyszałaś, co ja mówię? Cierpię na chroniczne zapalenie…
– Biedna, biedna Marta… – szepcze Iwona i ma ochotę się rozpłakać, choć tego nie zrobi.