Изменить стиль страницы

Lecz jeśli wam nie g’myśli cudze obyczaje,

Niechaj karta występom, nie personom łaje!

Chcecie li chwalić kogo, chwalcież, ale skromnie,

By pochlebstwa jakiego nie uznano po mnie.

To też wiedzcie, że drudzy swej się chwały wstydzą

Podobno, że chwalnego w sobie nic nie widzą.

Do fraszek

Fraszki, za wszeteczne was ludzie poczytają

I dlatego was pewnie uwałaszyć mają.

A tak ja upominam: Nie mówcie plugawie,

Byście potym nie były z wałachy na trawie;

Ale mówcie przykładem mego Mikołajca:

„Co to niesiesz?” — „Gospodze, z odpuszczeniem: jajca18.”

Do gospodarza

Rad się widzę u ciebie, gospodarzu miły!

Ale wypić tak wiele nie mej słabej siły;

A gdy mi każesz pełnić sobie albo komu,

Jakobyś rzekł: „Nie chcę cię mieć długo w tym domu.”

Do gościa

Bądź ptaka, bądź zająca szukasz po tym boru,

Gościu, słuchaj mej rady, stąp mało do dworu;

Pewniejsza tu zwierzyna, gdzie pełne piwnice

Albo gdzie pszczoły noszą miód za okiennice.

Do Hanny

Na palcu masz dyjament, w sercu twardy krzemień,

Pierścień mi, Hanno, dajesz, już i serce przemień!

Do Jadwigi

Wróć mi serce, Jadwigo, wróć mi, prze Boga,

A nie bądź przeciwko mnie tak barzo sroga,

Bo po prawdzie z samego serca krom ciała

Nie baczę, żebyś jaki pożytek miała;

A ja trudno mam być żyw, jesliże muszę

Stracić lepszą część siebie, a owszem, duszę.

Przeto uczyń tak dobrze: albo wróć moje,

Albo mi na to miejsce daj serce swoje!

Do Jana

Janie, mój drużba,

Jeslić się służba

Dobrze nie płaci,

Nie jużci traci

Cnota swe myto;

Ale sowito19 Bóg zwykł nagradzać

Temu, kto zdradzać

Nie zwykł nikogo.

Przeto choć srogo

Szczęście się z tobą

Obchodzi, sobą

Nic nie trwóż, ale

Trwaj rowien20 skale,

Której nie mogą

Nawiętszą trwogą

Poruszyć wały21,

Kiedy powstały

Na morzu wielkim.

Także we wszelkim

Nieszczęściu i ty

Bądź niepożyty,

A trwaj statecznie,

Bo nie już wiecznie

Fortuna służy,

Komu podruży22,

Ani porzuci,

Kogo zasmuci.

Do Jędrzeja23

A cóż radzisz, Jędrzeju? (Wszak mogę w twe uszy

Beśpiecznie wszytko włożyć, co mi serce kruszy.)

I sam już baczyć możesz, że moje posługi

U tej paniej nieważne, które zna czas długi

I stateczne, i wierne; a kiedy by chciała

Prawdę mówić, rychlej z nich cześć niż lekkość miała.

Jakiem ja dary dawał? Jakiem rymy składał24?

A dziś mię wstyd: bom więcej, niż było, przykładał.

Równałem często jej płeć ku rumianej zarzy,

A ona kramną barwę25 nosiła na twarzy.

Chwaliłem jej niegodne chwały obyczaje,

Więc mi też mą nieprawdę fałszem dziś oddaje.

Przeto póki gniew świeży w mym sercu panuje,

Póki człowiek swą krzywdę i wzgardzenie czuje,

Ratuj mię, jako możesz, a wyrwi z niewoli!

Nie wiesz, jako niewdzięczna miłość w sercu boli.

Do Jędrzeja26

Który mój nieprzyjaciel i człowiek tak srogi

Trzymał cię po te czasy, Jędrzeju mój drogi,

Kiedym cię ja nabarziej, smutny, potrzebował,

Abyś mię był w mym ciężkim frasunku ratował?

Serce mi bowiem żarły troski nieuspione,

Jakie nie leda komu mogą być zwierzone.

By mi cię wżdy na koniec odesłał był cało,

Nie tak by mię nieszczęście moje frasowało;

Ale cię na żal więtszy tak do mnie wyprawił,

Że i serce, i duszę przy sobie zostawił.

Co nie wiem, jeśli czujesz: ale to czuć próżno,

Kiedy serce i dusza od człowieka różno.

Com się tedy nadziewał pociechy od ciebie,

To cię sam cieszyć muszę zapomniawszy siebie,

A lekarstwa inszego nie wiem tej chorobie,

Jeno gdzieś zgubę stracił, tam jedź po nię sobie.

A tego się wystrzegaj, byś chcąc serca dostać

Nie musiał tam na koniec i sam potym zostać.

Do Jędrzeja Patrycego

To nie g’rzeczy, Jędrzeju, że zarazem i ty

Na febrę stękasz, i ja łeb noszę zawity;

Lepszy fortel rodzeni Lakonowie mają,

Co sobie jednej dusze wzajem pożyczają.

Czemu nam też Bóg takiej zgody nie pozwoli,

Aby wżdy jeden cieszył, gdy drugiego boli?

Do Jósta27

Twój mi brat, Jóstcie, powiada o tobie,

Żeś łaskaw na mię; czego życzę sobie,

Bo twoja przyjaźń, którego zwyczaje

U ludzi chwalne, świadectwo mi daje,

Żem dobry człowiek; ani ty miłujesz,

Jedno w kim cnotę i stateczność czujesz.

Przeto żebyś też wiedział serce moje,

Ślę te do ciebie krótkie rymy swoje28,

Które miej jako pewny zakład jaki,

Żem jest i chcę być twój na czas wszelaki.

Do Marcina

Filozofi, co nad nas uszy lepsze mają,

O dziwnie wdzięcznych głosiech29 w niebie powiadają.

Którym ja, jako prostak, we wszem wiarę dawam,

Ale na twej muzyce, Marcinie30, przestawam.

Do Mikołaja Mieleckiego31

Na swe złeś mię upoił, mój dobry starosta,

Bo czegoś snać nie wiedział, toć opowiem sprosta.

Mnimasz ty, że ja tobie kłaniam się dlatego,

Iżeś syn wojewody, nie wiem tam, jakiego.

Albo że się masz dobrze, i złota na tobie

I na tych dosyć widzę, które masz przy sobie.

Fraszka u mnie twe herby i wsi pełne kmieci:

Hańba (mówią Grekowie) bohatyrskie dzieci.

A pieniądze takie są, że je i źli mają,

I co wiedzieć, jako ich drudzy używają.

Ale wiesz, co mię trzyma i garnie ku tobie?

To, iż przodków swych zostać masz za lekkość sobie,

A coć Bóg dał z łaski swej, tym szafujesz bacznie,

Służąc panu i Rzeczy Pospolitej znacznie.

Chudymi nie brakujesz, ale kto cnotliwy,

W jakimkolwiek bądź pierzu, temuś ty chętliwy.

To jest grunt; insze rzeczy, których się chwytają

Ludzie prości, jako dym wiatry roznaszają.

Do Montana

Jako Lais zwierciadło Pafijej oddała,

Kiedy prze lata pierwszej gładkości stradała,

Tak Jan tobie, Montanie, słojki twe oddawa,

Bo co mu po nich, kiedy piżma w nich nie zstawa?

Do nieznajomego

Nie masz, o co stać, bych cię wpisał w swoje karty,

Bo tam statku niewiele, a snąć wszytko żarty,

Ale możesz li wytrwać, gdy będą kpić z ciebie,

Powiedz imię co rychlej, chcę cię mieć u siebie.

Do paniej

Słyszcie, pani! Te fraszki, co teraz czytacie,

Jeśli podlejsze waszych, jeszcze nie wygracie.

Mam ja drugie, co je rad na sztych puszczę z wami,

A moim być na wirzchu, to ujrzycie sami.

Do Petryła

Dawnoć nie stoi owa rzecz, Petryło,

A przedsięć32 igrać z niewiastami miło.

Wyjadłeś wszytki recepty z apteki

Dla tej ociętnej i niestałej deki33.

Wielka część ludzi nie będzie wierzyła,

Że co nie stojąc — przedsię stoi siła3435.

Do Piotra Kłoczowskiego36

Nie chcę cię, Pietrze, do Włoch drugi raz prowadzić.

Trafisz sam; a mnie też czas o sobie poradzić,

Jeśli mi w rewerendzie czy lepiej w sajanie,