Изменить стиль страницы

Jan Kochanowski

Fraszki. Księgi wtóre

Do Anakreonta

Anakreon, zdrajca stary,

Nie masz w swym łotrostwie miary!

Wszytko pijesz, a miłujesz

I mnie przy sobie zepsujesz.

Już cię moje strony znają

I na biesiadach śpiewają;

Dobra myśl nigdy bez ciebie.

A tak, słyszysz li co w niebie,

Śmiej się: bo twe imię dawne

I dziś miedzy ludźmi sławne.

Do Andrzeja Trzecieskiego1

Bógżeć zapłać, Jędrzeju, żeś mię dziś upoił,

Boś we mnie niepotrzebne troski upokoił,

Które mi serce gryzły, jako to być musi,

Gdy człowieka niewdzięczność opętana dusi.

Wiem dobrze, że niedługo ze mną tej rozkoszy,

Bo to wszytko po chwili trzeźwią myśl rozpłoszy,

Ale witaj mi ta noc wolna od frasunku!

Któż wiedział, by tak wiele należało2 w trunku?

Do Anny

Królowi rówien, a jeśli się godzi

Mówić co więcej, i króla przechodzi,

Anno, kto siedząc prawie przeciw tobie,

Przypatruje się coraz twej osobie

I słucha twego śmiechu przyjemnego,

Co wszytkich zmysłów zbawia mię, smutnego,

Bo skoro namniej wzrok skłonię ku tobie,

Słowa nie mogę domacać się w sobie;

Język mi zmilknie, płomień się w mię kradnie,

W uszu mi piszczy, noc przed oczy padnie,

Pot przez mię bije, drżę wszytek i bladnę,

Tylko że martwy przed tobą nie padnę.

Do Anny

Wczora, czekając na twe obietnice

I zabywając niejako tęsknice,

Napisałem ci krom rozmysłu wszego

Ten rym niegładki, skąd byś serca mego

Frasunk poznała i myśl utrapioną,

Anno, twoimi słowy zawiedzioną,

Bom ustawicznie rachował godziny

A szukał twego mieszkania przyczyny3

Chciałem li czytać, tom nic nie rozumiał;

Chciałem li zagrać, tom począć nie umiał.

Na koniec wziąwszy we mdłą rękę piórko

Pisałem: „Ojca prawdziwego córko

Nieprawie słowna!” — a w tym mię sen zmorzył,

Gniew upokoił, nadzieję umorzył.

Do Bartosza

Bartoszu łysy, a z hiszpańską brodą,

Godzien by łaski za swoją urodą;

Ale panienki na cię niełaskawy,

Tak powiadają, żeś nogieć wąchawy;

Co jeśli tak jest, szkodać i urody,

I tej łysiny, i tej czystej brody.

Do boginiej

Bogini, która miłością szafujesz,

A ludzkie serca według swej frasujesz

I cieszysz myśli, jeśli niewdzięczności

I ty nie lubisz w uprzejmej miłości,

Sfolguj mi mało; owa się wyłamię

Z tej niepobożnej niewolej, która mię

Tak sfrasowała, że i zdrowia nie mam,

I o rozumie toż na koniec mniemam.

Już mię nie wracaj ku pierwszej wolności,

Bo nie wiem, bych żyć umiał bez miłości.

Tylko pan inszy niech mi rozkazuje,

Jednaż ta, co jest uprzejmość, nie czuje.

A ja, gdy zbędę jarzma tak ciężkiego,

Na znak twej łaski i ulżenia swego

Postawię palmę złotą w twym kościele,

Która ten napis poniesie na czele:

„Tobie, o można Wenus, jestem dana,

Żeś zbyć pomogła niewdzięcznego pana.”

Do doktora

Arcydoktorem cię zwać każdy może śmiele,

Bo ty nie tylko umiesz zleczyć niemoc w ciele,

Ale i na dobrą myśl masz fortelów wiele:

Wino, lutnią, podwikę; to mi to wesele.

Do doktora

Mówiłem ci, nie noś mi tych fraszek, doktorze,

Które tam czasem słyszysz w biskupiej komorze;

Bo fraszek, jako sam wiesz, mam z potrzebę doma,

Statku tam raczej nabierzesz obiema rękoma!

Do doktora

Nie mam ci zacz dziękować, mój miły doktorze,

Żeś mię samego z gośćmi zostawił w komorze,

Bom się im żadną miarą nie mógł wykuglować,

Musiałem się, jako bóbr, jajcy odkupować4.

Do doktora5

Nie trzeba mi się wiele dowiadować,

Kędy ty chodzisz, doktorze, miłować,

Bo która z tobą wieczór pobłaznuje,

Każda nazajutrz piżmem zalatuje6

Do doktora

Nie wiem, podobno li to co ku rozumowi

Posyłać (a źle i rzec) fraszki doktorowi,

Chciawszy się też popisać z rozumem u niego.

Za fraszkę prawie stanie mój rozum przy jego.

A tak cię niechaj próżno doktorem nie zowę,

Wypraw’ z tego wątpienia moję prostą głowę!

Do doktora Montana

Pierwszą, wtóra i trzecią, czwartą wieś i piątą,

Szóstą także i siódmą, ósmą i dziewiątą,

Nie wiem, miły doktorze, w której masz krainie,

Jam tylko był w Dziesiątej, która przy Lublinie7.

Do drużby

Zarijadres królewic, jako żyw nie zna wszy,

Tylko piękną Odatę przez sen raz widziawszy,

Miłował ją serdecznie i tak chodził o tym,

Że musiała być jego poślubioną potym8

Toż się i mnie przydało, drużba mój cnotliwy9,

Że nigdy cię nie znawszy, zawżdym był chętliwy

Do twego towarzystwa; a nie mam w pamięci,

Bych cię (co też niemała pobudka do chęci)

I przez sen kiedy widział; ale pismo twoje,

To ciebie oznajmiło i przed oczy moje

Przyniosło, żem cię w głowę lepiej wlepił sobie,

Niżby mi cię był posłał w twej własnej osobie

Wroty sen rogowymi10, gdy poczyna świtać,

A Tytan11 swoje konie w łąkach każe chwytać.

Przeto tego bądź pewien, że cię z tymi liczę,

Którym ja sercem prawym wszego dobra życzę.

A to węzeł jest mocny i nad insze trwały,

Który pięknej Pamięci córki12 zawiązały.

Do dziewki

A co wiedzieć, gdzie chodzisz, moja dziewko śliczna

A mnie tymczasem trapi teskność ustawiczna;

Jakoby słońce zaszło, kiedy nie masz ciebie,

A z tobą i w pół nocy zda się dzień na niebie.

Do dziewki

Daj, czegoć nie ubędzie, byś nawięcej dała;

Daj, czego próżno dawać potym będziesz chciała,

Kiedyć zmarski twarz zorzą, a gładkie zwierciadło

Okaże to na oko, że cię siła spadło.

Już tam służyć nie będą te pieszczone słowa:

„Stachniczku, duszo moja!” — rychlej: „Bądź mi zdrowa,

Maryja, łaski pełna!” — a w ręku pacierze,

Na jakie przy kościele baba pieniądz bierze.

Teraz możesz leliją piękny włos otoczyć,

Teraz możesz zaśpiewać, możesz w tańcu skoczyć;

Po chwili przydzie druga, którą przejdziesz laty,

I rzeczeć: „Weźm ty kądziel; przystojniej mnie z swaty.”

Do Franciszka13

Ani Ulisses, ani Jazon14 młody,

Choć o nich siła starzy nabajali,

Tak wiele ziemie snąć nie objechali,

Jako ty, który od Tybrowej wody15

Szedłeś, Franciszku, przez różne narody,

Aż tam, gdzie nigdy lata nie uznali

I ogniów palić ludzie nie przestali,

Prze mróz gwałtowny i prze wieczne lody.

Więc i w to nie wierz, aby w tej krainie

Medea jaka i Circe nie była16,

Która by ludzi obracała w świnie.

Tak się tu dobrze druga wyćwiczyła,

Żeby tę sarnę, co tak bardzo słynie,

W niedźwiedzia Circę łatwie obróciła.

Do fraszek

Fraszki moje (coście mi dotąd zachowały)17,

Nie chcę, żebyście kogo źle wspominać miały.