Изменить стиль страницы

– No, no, no! – zareagował Zubik. – Nie dałby się pan przecież sprowokować! Na Boga, pan wie, że ten czyn wykreśliłby pana z naszych szeregów. Chciał pan oczywiście powiedzieć „Kiedy udawałem, że zostałem sprowokowany”… Niech pan tak pisze, Żechałko! A poza tym…

– Nie – przerwał mu Popielski. – Naprawdę byłem gotów połamać mu nogi… Aby mi nie uciekł.

– Proszę to wykreślić z protokołu – Zubik znów zwrócił się do Żechałki. – I niech pan protokolant nie ujmuje już więcej tego typu wypowiedzi!

– On rzucił mi kilof i posłusznie położył nogi na beczce, abym je połamał, rozumiecie panowie? – Popielski nie zwrócił najmniejszej uwagi na protokolarne menuety Zubika. – Mówił do mnie „Zabij mnie, dzielny szeryfie”. Chciał zginąć albo przynajmniej zostać okaleczony! Moimi rękami! Z jakiegoś powodu właśnie ja miałem to zrobić!

– To typowa dążność do autodestrukcji – doktor Pidhirny zdefiniował psychologicznie zachowanie Heroda. – O niej świadczy jego przyznanie się do zabicia Henia Pytki i jego komentarz… Jak on brzmiał, panie komisarzu? Już mi pan to mówił przed naszym zebraniem… Nie chciałbym przeinaczyć…

– To było mniej więcej tak… – Popielski się zamyślił. – „Zabiłem Henia Pytkę nadaremnie. Nikt mnie wtedy nie zabił, no to zabij mnie teraz ty”. Z tych słów wynika to, co powiedziałem. On chciał popełnić samobójstwo. Moimi rękami.

– Chciał, aby go zabić po zamordowaniu Henia Pytki… – Pidhirny się zapalał. – Ale to nie wyszło… No to znów spróbował. Skądś wiedział, że komisarz Popielski ma gwałtowny charakter i że można go sprowokować. Nie udało mu się zginąć za pierwszym razem, no to…

– Dość, doktorze. – Zubik podniósł głos i uderzył lekko pięścią w stół. – Sprawa morderstwa Henia Pytki jest zakończona, a morderca Anatol Małecki popełnił samobójstwo! Wie pan, ilu wariatów dzwoniło do nas i przyznawało się do zabicia Henia?!

– Panie naczelniku! – Pidhirny aż podskoczył. – Dwa tygodnie temu we Lwowie znaleziono zwłoki zamęczonego na śmierć i torturowanego pierwej dzieciątka, a wczoraj znaleziono inne dzieciątko, również torturowane! Wybaczy pan, ale jako lekarz sądowy i psycholog mogę powiedzieć tylko jedno: jest wysoce prawdopodobne, że sprawcą tamtego mordu i tego aktu bestialstwa był jeden i ten sam człowiek! Czy się to panu naczelnikowi podoba, czy też nie, tak właśnie jest! A Małecki popełnił samobójstwo jako człowiek niewinny! Jestem o tym przekonany! I niestety – czas wrócić do sprawy Henia Pytki, czas odwiesić dochodzenie!

– Nie będzie mi pan tu mówił, co mam robić! – Zubik, rozjuszony jak byk na korridzie, buchał przez nozdrza dymem. – Pan ma głos doradczy, który mogę uwzględniać lub nie! Ponadto – uspokoił się nagle i dodał pojednawczo: – Nie zaprzeczy pan chyba, że Henio Pytka został zamordowany, a Kazio Markowski – jedynie okaleczony. To by świadczyło, że w sprawcy okaleczenia drzemią jakieś resztki człowieczeństwa, czego nie można powiedzieć o mordercy Henia. Człowiek w meloniku dokonał czynu odrażającego, ale nie zabił. A morderca Pytki to bestia w najgorszym wydaniu! Jedno zwierzę mordowało, a drugie – łamało kolana dziecku. To dwa różne typy. Ten pierwszy nie ma ludzkich odruchów, ale drugi je ma, prawda komisarzu?

– Być może je ma wobec dorosłych. – Popielski strzepnął popiół do wielkiej popielnicy, ozdobionej przycinarką do cygar. – Uprzedzając mój atak epilepsji, rozebrał mnie, abym się nie pobrudził, a w zęby wsadził mi mój własny portfel, abym nie przegryzł sobie języka. On wie, jak należy się obchodzić z epileptykami… Może sam choruje?

– Jak on w ogóle wygląda, panie komisarzu? – po raz drugi odezwał się Żechałko.

– Ma szeroką, rzekłbym, typowo słowiańską twarz – mówił wolno Popielski. – Lat około pięćdziesięciu. Żadnych znaków szczególnych oprócz małego wąsika. Ubrany niemodnie i niedbale. Czarny, znoszony płaszcz, brudne powyginane buty, palce uwalane atramentem. Z tym wszystkim kontrastuje nowiutki elegancki melonik. Wniosek: skromny urzędniczyna, którego nie stać na porządne ubranie, lecz dba o nakrycie głowy. To Polak lub Ukrainiec. Nie ma żadnych cech żydowskich ani w wyglądzie, ani w wymowie. Nie słyszałem też żadnych lwowskich dialektyzmów. Z drugiej strony nie mówi zbyt starannie… A zatem jakiś urzędnik po kilku latach gimnazjum… Semidoctus… Tak bym go określił.

– Zaraz, zaraz. – Zubik, który z powodu kiepskich postępów w językach klasycznych zakończył swoją edukację na szóstej klasie gimnazjalnej, chwycił się za głowę. – Bo się zaraz wszyscy pogubimy… Panie Żechałko, niech pan powoli podsumowuje, a my prosimy komisarza o relację z przesłuchania pijanego stróża.

– Walenty Kozik, lat czterdzieści osiem, nałogowy alkoholik, sądząc po fizjognomii. – Popielski przeglądał swoje notatki. – Względnie wytrzeźwiał pod zimną wodą na komendzie, ale trzeba by go jeszcze raz przesłuchać. Oto, co od niego wiem. Kilka dni temu, Kozik nie pamięta dokładnie, kiedy to było, Herod przyszedł do niego do fabryki i obiecał mu dać trzy ćwiartki wódki pod warunkiem, że je wypije naraz, podczas swojej porannej służby, i nic nie będzie słyszał ani widział. Herod mówił, że przyjdzie do fabryki z jakąś dziunią z Mostków. Kozik zgodził się na to bez wahania, tym bardziej że i tak właściciel miał go niedługo wyrzucić z pracy za pijaństwo. To dzisiaj była właśnie ta poranna służba. Dzień trzech ćwiartek. To tyle. Nic więcej od niego nie wyciągnąłem. Aha. – Uderzył się w czoło. – Tego nie zdążyłem zapisać. Herod dał Kozikowi kilof i kazał go pilnować jak oczka w głowie. Wciąż powtarzał, że narzędzie to kosztuje złotówkę.

– Kto by dał cokolwiek do pilnowania pijakowi? – zdziwił się Cygan.

– Może tylko na chwilę, dopóki ów się nie upije jak bydlę – odpowiedział Popielski.

– Podsumowanie, bardzo proszę, panie Żechałko. – Zubik najwyraźniej uznał dyskusję o kilofie za zbędną.

– Szukamy człowieka lat pięćdziesięciu – Żechałko odczytywał swoje pismo, które mimo szybkości zapisywania było nadzwyczaj czytelne – rasy słowiańskiej, o dłoniach powalanych atramentem, średnio wykształconego, może urzędnika, niedbale i niemodnie ubranego, choć posiadającego nowy elegancki melonik. Człowiek ten prawdopodobnie śledził komisarza Popielskiego i chciał go sprowokować do dokonania morderstwa na samym sobie, a przynajmniej do połamania mu nóg kilofem. Ma zatem skłonność do autodepresji.

– Autodestrukcji – poprawił go Pidhirny.

– Tak jest. – Żechałko starannie korygował to słowo. – Autodestrukcji. Jego wiedza na temat obchodzenia się z epileptykiem świadczy, że być może zna on z autopsji tę chorobę. To tyle.

– Dobrze. – Zubik rozparł się wygodnie w fotelu i zaczął się bawić swoim wiecznym watermanem.

Zapadła cisza. Wszyscy pogasili już papierosy, patrzyli na Zubika i trzymali w pogotowiu pióra i notesy. Znali to napięcie, po którym następowała erupcja zadań i poleceń. Ich pióra w stałym oczekiwaniu skrobały stalówkami kartki notesów i wypisywały różne esy-floresy. W swej istocie były podobne do końskich nóg, które przed startem w wyścigach niecierpliwie i nerwowo biją kopytem o ziemię.

– Moi panowie, przydzielam zadania. – Zubik pokraśniał z przejęcia. – Pójdziecie panowie z tymi informacjami, które zebrał pan Żechałko, oraz z portretem pamięciowym Heroda do… Popielski – pan, jako znany elegant, do sprzedawców meloników, aby znaleźć niedawnego klienta, panowie Kacnelson i Grabski – do dyrektorów państwowych i prywatnych firm, by odnaleźć urzędnika z palcami powalanymi atramentem, Cygan – pan poszuka epileptyka o tym rysopisie, a pan, Żechałko – psychicznie chorego. Cygan i Żechałko – po wykonaniu swojego zadania przejdą panowie na odcinek „urzędniczy” i dołączą do Grabskiego i Kacnelsona. To wszystko, moi panowie. Ach, panie Cygan, proszę wziąć od sędziego śledczego, pana Mazura, pismo w sprawie portretów przestępcy i listów gończych. Już powinno być gotowe. Z tym proszę do Drukarni Ludowej. Tylko na cito! Portrety mają jak najszybciej wisieć w całym Lwowie! Jutro u mnie odprawa – tu spojrzał z niesmakiem na Popielskiego – w samo południe. Może niektórzy zdążą się wyspać… A, i jeszcze jedno. – Twarz Zubika stężała w maskę irytacji. – Proszę go nie nazywać Herodem. Biblijny Herod zabił wiele niewiniątek, a my mamy dwa czyny popełnione przez dwie różne osoby! Rozumiemy się?