W tej chwili Igor znów próbuje nawiązać łączność z bazą.

30 maja

Dziś po raz pierwszy od przeszło dwóch miesięcy nasze odbiorniki zarejestrowały słabe sygnały z wewnątrz. Znajdujemy się na siedemdziesiątym dziewiątym piętrze, 1130 metrów pod powierzchnią planety. Sygnały są tak nikłe, że o łączności nie ma prawie mowy. Za godzinę ruszamy w górę, aż do osiągnięcia całkowitego połączenia.

KONIEC ZŁUDZEŃ

Śmierć Mary głęboko wstrząsnęła uczestnikami ekspedycji międzygwiezdnej. Trudno było pogodzić się z myślą, że jej, tak czynnej, tak bardzo związanej ze wszystkimi sprawami wyprawy, nie ma już wśród żyjących.

Zgodnie z ostatnią wolą uczonej, nie wydobyto jej ciała. Tylko w miejscu rozpoczętego szybu, na zboczu lodowego wzgórza ustawiono wysoki obelisk, na którym Jaro wyrył napis:

MARY SHEELDHORN

2370–2537

„Pozdrówcie ode mnie Ziemię”

Nie łudzono się już. Zdawano sobie jasno sprawę, że obok nazwiska Mary trzeba będzie wyryć dalsze dwa nazwiska. Nikt jednak nie potrafił otwarcie wypowiedzieć tego, o czym myśleli wszyscy — że los Igora i Suzy był przesądzony…

Czuwały co prawda automaty centrali sond, nastawione na pojawienie się nowego sygnału, ale nie wyłączono ich tylko dlatego, że nikt nie mógł zdobyć się na taką decyzję.

Tak minęły dwa tygodnie od tragicznego dnia, w którym ostatnia sonda Mary wyszła na powierzchnię Urpy. Żaden sygnał nie zapalił żółtej lampki w centrali sond. Jedynie Zina, jakby na przekór faktom, trwała jeszcze w oczekiwaniu, choć oczy jej z każdym dniem stawały się smutniejsze.

Utrata trojga towarzyszy była dla ekspedycji ogromnym ciosem. Prace geologiczne zostały w poważnym stopniu sparaliżowane. Heng był raczej chemikiem i mineralogiem niż geologiem. Daisy, uczennica Mary w ostatnich miesiącach, nie miała jeszcze dostatecznego przygotowania do samodzielnej pracy na większą skalę.

Hans pomagał Daisy, jak umiał. Ale przecież swą stosunkowo dużą wiedzę geologiczną zawdzięczał tylko temu, że stale i bezpośrednio uczestniczył w pracach Mary, tak jak ona w jego pracach geofizycznych.

Stratę żony przeżywał bardzo ciężko, choć zewnętrznie usiłował to ukryć. Początkowo ogarnęła go apatia. Zamknął się w sobie, był nieczuły nawet na słowa Allana i Ast, którzy mimo że śmierć matki była dla nich wstrząsającym przeżyciem, szybciej od Hansa wracali do równowagi psychicznej. Wreszcie coś przełamało się w nim i począł szukać ukojenia w pracy. Jakże jednak trudno było po latach wspólnych badań nie wspominać przeszłości.

Te ciężkie dni rozpaczy i żałoby jeszcze bardziej zbliżyły Zoe do rodziny Hansa. Przed wyruszeniem Mary pod ziemię Zoe wróciła z Sel na Temę, gdzie wspólnie z Korą i Andrzejem opracowywała materiały zebrane w czasie poszukiwań źródła zakłóceń. Gdy nadeszła wiadomość o tragicznej śmierci Mary, starała się, jak mogła, podnieść Allana na duchu. W okresie gdy apatia Hansa poczynała budzić coraz większe obawy, skłoniła Allana, by poleciał na Urpę po ojca i siostrę. Wychodziła ze słusznego założenia, iż ożywienie panujące na Temie jak również malowniczość krajobrazu tej planety mogą wpłynąć na nich dodatnio.

Zoe nie zapomniała również o Zoi, starając się okazać jej jak najwięcej serca. W przeciwiństwie do swej córki, lekarka straciła już zupełnie nadzieję, że ujrzy kiedykolwiek Igora. Nie okazywała zewnętrznie rozpaczy, ale wszyscy czuli, ile kosztuje ją ów pozorny spokój. Tak jak dawniej całymi dniami zajęta była zbieraniem materiałów do obszernej pracy o bakteriach i wirusach Temy, czuwała nad bezpieczeństwem współtowarzyszy, brała udział w codziennych naradach roboczych. Tylko czasami milkła nagle i zamyślała się.

Po 20 maja przybył na Temę Kalina. Zoe spotkała go przy drzwiach pracowni Andrzeja.

Wład był niezwykle wzburzony.

— To jest nieludzkie! — krzyknął jeszcze od progu w stronę astronoma, stojącego w głębi pracowni.

— Już ci mówiłem — usłyszała Zoe nieco podniesiony głos Krawczyka — że nie widzę szans, przynajmniej takich, które uzasadniałyby ryzyko.

— Będziesz odpowiedzialny za ich śmierć! Rozumiesz?!

— Rozumiem. Ale jestem również odpowiedzialny za los ekspedycji i dlatego nie zgadzam się. Nie możemy sobie pozwolić na stratę jeszcze jednego człowieka, a zwłaszcza fizyka.

— To nieludzkie! — powtórzył Wład.

— Istotnie, może się to wydawać nieludzkie, brutalne, na zimno wykal-kulowane, ale niestety… Chyba nie wątpisz, że poszedłbym pierwszy, gdyby wolno mi było to uczynić.

Drzwi zasunęły się z trzaskiem tak nagle, że Zoe nie mogła się zorientować, czy guzik nacisnął Wład, czy też Andrzej.

Kalina stał przez chwilę bez ruchu, patrząc ponuro w podłogę. Oddychał ciężko. Odwrócił się wreszcie od drzwi i ruszył przed siebie nie podnosząc głowy.

Zoe zauważył dopiero wówczas, gdy ją mijał. Spojrzał na nią jakoś niepewnie.

— Uspokój się, tak nie można — powiedziała serdecznie.

— Czy ty w ogóle wiesz, o co chodzi?! — przerwał jej gwałtownie.

— Domyślam się. Słyszałam koniec waszej rozmowy.

— To nic nie wiesz! Istnieją szansę ratowania Igora i Suzy — zapalał się coraz bardziej. — Na budowę nowej Dżdżownicy nie ma oczywiście czasu, ale można przecież zbudować długi szyb, a potem chodnik. Opracowałem konkretny plan. To nie potrwa dłużej niż pięć dni.

— Co sądzi o tym Jaro? — zapytała spokojnie, zatrzymując się przy drzwiach prowadzących do pokoju Włada.

— Ach! — machnął ręką. — Z nim nie można się porozumieć. Nawet Zina stała się jakoś głupio ostrożna, chociaż tu chodzi o jej ojca. Myśli, że wystarczy czekać na sygnały, których nie ma i nie będzie…

Weszli do pokoju.

— Czy ty wierzysz, że Igor i Suzy żyją? — odezwała się półgłosem Zoe, jakby w obawie przed tym pytaniem.

— Czy ja wierzę?! Jeśli nawet istnieje jedna szansa na tysiąc, że można ich uratować, to trzeba zbudować szyb! — zawołał nie dając wyraźnej odpowiedzi.

— A jeśli nastąpi nowe trzęsienie ziemi? — zapytała znów Zoe.

— No to co z tego?! — wybuchnął. — Czy dlatego, że brak stuprocentowego bezpieczeństwa, mamy skazywać Suzy i Igora na śmierć? Czy Mary wahała się, choć najlepiej wiedziała, co jej grozi?…

— I zginęła… Pozostaliśmy bez geologów. Bo przecież Daisy trudno jeszcze przynajmniej przez rok brać w rachubę.

— Powtarzasz za Andrzejem oklepane argumenty — spojrzał na Zoe z gniewem.

— Mylisz się. Nie jestem pewna, czy on ma rację. Słyszałam zresztą, że Zina opracowuje nowy typ sondy. Coś w rodzaju robota.

— Ale przecież na to nie ma czasu! — przerwał Kalina. — Trzeba natychmiast przystąpić do budowy szybu.

— Właściwie sama nie wiem, co o tym sądzić — podjęła Zoe w zamyśleniu. — To, co mówił Andrzej, nie jest pozbawione racji. Już dość ofiar pochłonęła Urpa…

Spojrzał na nią półprzytomnym wzrokiem.

— Wiem, dlaczego to mówisz! Chodzi ci o mnie! Wiem o tym. Gdyby chodziło o kogoś innego…

— Dlaczego sprawiasz mi przykrość? Wiesz, że cię kocham, ale chyba rozumiesz, że w tych sprawach…

— Chodzi ci o mnie — powtórzył z uporem, jakby nie słysząc słów Zoe. — Nie wytrzymam… To czekanie… A ja bym wolał… śmierć. Tam!…

— Wład!

Wyrwał się z obejmujących go ramion dziewczyny i bez słowa wybiegł z pokoju.

Następne dni potwierdziły w pełni obawy Zoe: Kalina przyzywał głęboką depresję. Andrzej zakazał mu opuszczać Temę. Po dłuższej rozmowie, przeprowadzonej przy udziale Kory i Zoi, wydawało się przez pewien czas, że wrócił do równowagi psychicznej. Było jednak inaczej. Stał się zupełnie niezdolny do systematycznej pracy. Godzinami przebywał w swoim pokoju, to znów włóczył się samotnie po puszczy. Nawet kolejne zakłócenia radiowe, których sprawców pilnie poszukiwali Zoe, Nym i Dean, nie przełamały jego obojętności. A przecież nie tylko potwierdzono niezbicie, że źródłem emisji neutrino jest Toliman B, ale dokonano jakichś podobno rewelacyjnych odkryć.