Spojrzał na zegarek. Do startu kolejnej serii rakiet detonacyjnych pozostało około 90 minut. Aż nadto na dokonanie przeliczeń.

Otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Tuż obok, w niewielkiej kabinie zainstalowany był centromat. Kalina usiadł przy ekranie zwrotnym i sięgnął po pisak. Na stoliku leżało kilka kartek pokrytych odręcznymi rysunkami i wykresami oraz taśma z rezultatami obliczeń maszynowych. Wziął jedną z kartek do ręki. Nakreślona elipsa, łącząca duże koło z punktem oznaczonym literą B, oraz kilka liczb wskazywały, że jest to wykres drogi pocisku rakietowego z Bolidu na Noktę. Widocznie Zoe próbowała opracować nowy, własny wariant ostrzelania okolic płaskowyżu w sektorze K-14. Nietrudno było jednak stwierdzić, iż ujęcie jest prymitywne i niedokładne.

Znów odezwał się w nim mentor. Jednak miał rację: Zoe musi się jeszcze sporo nauczyć.

Włączył ekran zwrotny i zaczął przekazywać maszynie rozkazy. Jarzącą się płytę wypełniały szeregi liczb i znaków przeobrażających się szybko, zgodnie z poleceniami.

W pół godziny później był już z powrotem w pracowni, trzymając w dłoni niewielki kryształ z zapisanym w jego strukturze zmodyfikowanym programem badań.

Wymieniwszy kryształy połączył się z bazą na Nokcie i przekazał sygnał wywoławczy Mary.

— No i cóż postanowiłeś? — powitała go pytaniem.

— Skorygowałem program, ale…

Zawahał się. W jej spojrzeniu wyczuł jakby niepokój.

— Ale co?

— Nie wiem, czy słusznie postępujemy…

— Domyślam się, o co ci chodzi. Ale nie sądzę, abyś potrafił dać.sobie z nią radę i lepiej będzie, jeśli przyślesz ją tu do nas. Od jakiego momentu zaplanowałeś zmianę w programie? — dała do zrozumienia, iż uważa dyskusję za zamkniętą.

— Pierwsze dwie serie według starego programu, następnie sektor S-41, zamiast K-14, dalej znów według starego. Szczegółowe dane wraz z nowym harmonogramem badań otrzymacie za chwilę.

— Dziękuję!

Twarz Mary zniknęła z ekranu. Kalina wstał z fotela i podszedł do drzwi. W progu zawahał się. Czy musi koniecznie od razu zawiadamiać Zoe, że jej żądania zostały spełnione? Za karę niech chociaż przez kilka godzin pozostanie w niepewności.

Wrócił do pracowni i już miał usiąść w fotelu, aby przejrzeć wreszcie raporty, gdy zauważył na podłodze mały srebrzysty przedmiot. Był to kryształ porzucony przez Zoe — skorygowany przez nią program.

Nachylił się i podniósł błyszczący sześcian, chwilę podrzucał go w dłoni, potem poszedł do kabiny centromatu.

Mimo skrupulatnego sprawdzania zapisu, w programie nie odnalazł błędów. Skorygowane fragmenty nie pokrywały się, co prawda, w pełni z jego własną wersją, ale i taki wariant był do przyjęcia. Pozostawione na stoliku szkice i obliczenia stanowiły tylko jakieś ćwiczenia z mechaniki nieba i nie miały nic wspólnego z opracowanym programem.

Wracając do pracowni czuł, jak wzrasta'w nim rozdrażnienie. Wiedział, że w tej sytuacji powinien porozmawiać z Zoe natychmiast, a jednak nadal szukał pretekstu, aby grać na zwłokę. Najpierw czekał, aż wystartują wszystkie rakiety detonacyjne, potem długo przyglądał się smugom gazów rozpraszających się w pustce kosmicznej. Wreszcie zadzwonił przez interkom do kabiny Zoe, aby ją wezwać do pracowni. Lecz gdy przez chwilę nic było odpowiedzi, wyłączył aparat, uznawszy, że prawdopodobnie dziewczyna śpi i nie ma sensu jej budzić.

Miał przed sobą dwie godziny do następnej serii pocisków. Pomyślał, że jeśli Zoe śpi, to i on ma prawo wypocząć. Gdy kładł głowę na poduszce usypiacza, nie był jednak pewien słuszności swej decyzji.

Obudził się wypoczęty. Obawy przed rozmową z Zoe ustąpiły miejsca pragnieniu, aby wyjaśnić sytuację i pogodzić się z dziewczyną.

Wyszedł na korytarz. Tuż przy zakręcie znajdowały się drzwi do kabiny Zoe. Odruchowo ściszył kroki nasłuchując, czy dziewczyna się nie krząta.

Zatrzymał się przy drzwiach. Przytłumione skomlenie przykuło jego uwagę. Dlaczego Ro piszczy? Czyżby Zoe wyszła gdzieś zamknąwszy psa w kabinie?

Po chwili wahania nacisnął guzik i drzwi otwarły się bezszelestnie. Wyskoczył zza nich Ro i niespokojnie zaczął biegać po korytarzu, węsząc na wszystkie strony.

Nie zwracając uwagi na psa, wszedł do s/pialni. Zoe nie było. Na biurku przy Tapczanie leżały rozrzucone bezładnie kartki z obliczeniami, podobne do tych, jakie znalazł w kabinie centromatu. C/eirii mogły służyć te ćwiczenia?

Gwałtowne szarpanie za but przerwało rozmyślania Włada. Ro kręcił się pod nogami, usiłując zwrócić na siebie uw>.

— Czego chcesz, Ro? Co ty wyprawiasz?

Pies przysiadł na tylnych łapach i, ckho skomląc, patrzył z wyczekiwaniem w twarz fizyka.

— Co ci się stało, Ro? — jakiś niejasny niepokój ogarnął Kaiinę. — No, co? Chcesz iść do Zoe? Gdzie jest Zoe?

Na dźwięk imienia swej pani pies podskocyył w górę, zamachał ogonem i pobiegł do wyjścia. Przy drzwiach zatrzyma! się jednak, patrząc wyczekująco na Włada.

Wyszli na korymrz. Pies pobiegł ku windzie, oglądając się co chwila, czy człowiek idzie za nim.

Czyżby Zoe nie było w Bolidzie? Przecież to niemożliwe! Wyszła na zewnątrz? Bez porozumienia się? I to teraz, ”v czasie ostrzeliwania Nokty?

Za chwilę byli już w centralnych pomieszczeniach i weszli do przedsionka śluzy. Skafander Zoe znikł. Nie ule?;ało już wątpliwości, że dziewczyna wyszła na zewnątrz.

A jeśli jej się coś stało? Jeśli znalazła się w zasięgu materii odrzutowej którejś z rakiet?

Nie chciał dopuszczać tej myśli do świadomości. Włożył pośpiesznie kombinezon i przesunął się ku ustawionym w kącie silnikom odrzutowym, zakładanym na plecy do poruszania się w próżni.

Proxima _4.jpg

Rysunek 5. Lot Zoe z Bolidu aa powierzchnię Nckty

Z trzech dużych silników plecowych, służących do krótkodystansowych lotów w przestrzeni kosmicznej, pozostał tylko jeden. To, o czym pomy^isi, wydało mu sic absurdalne.

Pies pcsz.zekiwał niespokojnie, tkwiąc!'”.?.ruchomo przy niewidzialnej ścianie poia hermetyzującego.

— Ro! Czekaj tu! — rozkazał i zamknąwszy hełm ruszył do wyjścia.

W chwilę później skoczył w czarną otchłań.

Zaczął wzywać dziewczynę przez radio. Ale odpowiadała mu tylko cisza. Nie było rady. Należało wrócić na statek i rozpocząć poszukiwania radarem. Pies siedział jak poprzednio, tuż przy śluzie. Zdawał się nie dostrzegać Kaliny, tylko wpatrywał się x oczekiwaniem w głąb tunelu, gdzie na czarnym niebie świeciły spokojnym blaskiem roje gwiazd.

— Ro, idziemy — rzekł cicho fizyk zdejmując kombinezon. Pies patrzył na niego jakby z wyrzutem. Naraz podniósł łeb w górę i zawył długo, przejmująco.

Poszukiwania radarem nie dały wyników. Po dziewczynie zaginął wszelki ślad.

Wiadomość o zniknięciu Zoe spadła jak grom na ekipę pracującą na Nokcie.

Wszyscy czworo stali teraz przed ekranem, patrząc z przestrachem w pobladłą twarz Kaliny.

— Jest niemal pewne — mówił fizyk usiłując stłumić drżenie głosu — że Zoe poleciała na Noktę zaopatrzona tylko w dwa krótkodystansowe aparaty rakietowe. Kartki z obliczeniami i wykresy pozostawione przez nią w centromacie i sypialni dotyczą prawdopodobnie planu lotu z Bolidu na planetę. Rozumiecie sami, co to oznacza. Z silnikami przeznaczonymi tylko do lotów krótko-dystansowych na orbicie lub na powierzchni planety. Niemal bez żadnych przyrządów nawigacyjnych!…

— Może jednak wystarczyło jej masy odrzutowej… — wyszeptała Daisy. Hans nerwowo zaciskał palce.

— Chyba tylko przy bardzo umiejętnym kierowaniu aparatem zapas substancji wyrzucanej przez silnik mógłby wystarczyć dla pokonania przyciągania Nokty — powiedział niepewnie.

Mary spojrzała na Włada pytająco.

— Czy z obliczeń i wykresów można wywnioskować, gdzie jej szukać? Chyba chodzi tu o sektor K-14?

— Raczej nie… Chociaż miała taki zamiar!