Początkowo cel drugiego, tym razem pokojowego „najazdu” Urpian na Temę wydawał się zupełnie niezrozumiały. Czy była to kolejna próba osadnictwa? Zakładając, że przybysze byli potomkami okrutnych niszczycieli Temidów sprzed siedmiu wieków, trudno było przyjąć, iż kierowaliby się wyłącznie dobrem gospodarzy. Z drugiej strony — koegzystencja, z uwagi na odmienne potrzeby życiowe, była wykluczona. Próbowaliśmy jednak szukać analogii w naszej historii. Szczytowy rozwój kolonializmu przypadał na wiek dziewiętnasty. Ówcześni europejscy najeźdźcy, którzy ujarzmiali ludność podbitych krain, tak samo byliby zdolni tępić Temidów. My natomiast — właśnie siedemset lat po nich — przyjęliśmy rolę ich żarliwych, i to zupełnie bezinteresownych, obrońców. Może pomiędzy jedną a drugą falą lądowań na Temie również u Urpian nastąpiły podobne diametralne zmiany w sferze moralności społecznej i ekologicznej.

— Czy zagłada miasta na wybrzeżu Morza Centralnego — odezwał się Wład — miała jakiś związek z tymi przemianami? Chyba to był ten sam okres?

— Wiem, o czym myślisz. Ja również starałem się zbadać tę ponurą tajemnicę. Nie wiem — Szu westchnął. — Walka^jaką toczyli między sobą Urpianie, była chyba walką o prawo do wolności, o sprawiedliwość, o życie w pokoju. Wyrzutnie pocisków jądrowych skierowane były, jak wynika z obliczeń, na jedno z miast urpiańskich. Pociski te przystosowano do niszczenia miast podziemnych. Pierwszy zrywał, a ściślej; zamieniał w parę 50-metrową warstwę ziemi, następne uderzały w ten sam punkt, sięgając coraz głębiej, niszcząc dziesiątki kondygnacji podziemnej budowli. Spróbujmy odtworzyć sytuację w dniu zniszczenia miasta nad Morzem Centralnym. Na wieść, że władcy przygotowują zagładę innemu miastu, dochodzi do buntu. Może zresztą był on/ przygotowany od dawna, kto wie? W każdym razie z dzielnic naj geście j zaludnionych tłum, a może tylko większa grupa śmiałków, przedziera się do hal, w których przygotowane są już do wyrzutu śmiercionośne pociski. Tłum opanowuje i blokuje wyrzutnie. Rewolucja ogarnia całe miasto;

— A ta eksplozja? — zapytała Suzy.

— Badałem dokładnie lej. Nie wyrwała go seria pocisków rakietowych. Wydaje mi się, że eksplozja była spowodowana przez ginących władców miasta. W myśl zasady: „Po nas choćby potop”.

— Czy… czy… zginęli wówczas wszyscy mieszkańcy tych podziemi? — odezwała się Zoe.

— Chyba nie. Rozmiary eksplozji były stosunkowo ograniczone. Spowodowała ona co prawda zalanie miasta przez morze, ale niewykluczone, że znacznej liczbie mieszkańców udało się uciec. Widocznie jednak odbudowa byłaby zbyt skomplikowana, zwłaszcza wobec skażenia podziemi na długie lata pyłami radioaktywnymi. Pozostawiono je więc swemu losowi.

Zapanowało długie milczenie.

— Po tym okresie walk — rozpoczął znów Szu — zaznacza się wyraźny skok w rozwoju cywilizacji urpiańskiej. Znikają kontrasty w warunkach bytowych. Mimo pogarszających się warunków klimatycznych Urpianie zwycięsko walczą z atakującą ich przyrodą. Budują nowe miasta, przebudowują stare, tworzą wielkie podziemne hale roślinności.

— A na Temie? — wtrącił Allan.

— Z Temy wycofali się Urpianie 2500 lat temu. Z pewnością uznali zniszczenie Temidów za rzecz niegodną istot rozumnych. Następuje powolne odradzanie się biologiczne szczątków tego gatunku. Urpianie tęsknią jednak do słońca, do życia na powierzchni planety. Po pięciu wiekach od ostatnich walk, około 2100 lat temu, podejmują gigantyczne zaiste zadanie: postanawiają stworzyć sobie sztuczne słońce.

Na ekranie ukazał się obraz nieba z wielką promienną planetą-lampą pośrodku.

— Na wielkim księżycu Urpy — ciągnął Szu — który Dean nazywa Urpą B, instalują oni ogromne urządzenia energetyczne. Czerpią energię z anihilacji pierwiastków, z których zbudowany był ten księżyc, i przekształcają tę energię w promieniowanie zbliżone do światła Proximy. Potężne strugi tych promieni kierują na powierzchnię Urpy, ogrzewając w ten sposób znaczne tereny, a ściślej pasy na powierzchni globu. Roztapiają lody i wyprowadzają z powrotem życie z podziemi na powierzchnię. Widzieliście, zdaje się, wszyscy plafon w mauzoleum pod Ciemną Plamą. On właśnie przedstawia widzianą oczami artysty urpiańskiego scenę oświetlania jednej z oaz roślinności. To nie była bynajmniej fantazja malarza. Igor znalazł konkretne dowody w postaci stopienia lodowców. Taki księżyc-słońce istniał naprawdę.

Obraz planety-lampy zniknął i na ekranie pojawił się lodowy krajobraz Urpy z eksplodującym księżycem.

— Ale nadszedł okres nowej próby sił, najgroźniejszej w dziejach Urpian. Ich wiedza o wszechświecie jest zadziwiająca. Potrafili oni przepowiedzieć datę przygaśnięcia Proximy. Wyznaczyli dokładnie czas i przebieg zjawiska. Stało się dla nich jasne, że sztuczne słońce już nie wystarczy do podtrzymania życia na powierzchni planety. Rozpoczynają wówczas budowę jakby ogromnych kloszy, którymi chcą przykryć niektóre oazy roślinności, zmieniając je w gigantyczne cieplarnie. Projekt ten nie został jednak zrealizowany do końca z nie wyjaśnionych dotąd przyczyn. Możliwe, że pewną rolę odegrała tu sprawa dalszych losów Urpy B. Wszak bez tego księżyca-słońca cieplarnie na powierzchni traciły sens, przemieniając się praktycznie w takie same hale roślinności jak podziemne. Może zresztą w jakiś sposób udałoby im się zwiększyć jasność sztucznego słońca, ale w tym czasie odżywa sprawa Temy. Jednak w jakże innym aspekcie. Oczywiście, niemal wszystko to, co dotąd mówiłem i będę mówił, to tylko hipotezy, ale wydaje się, że można uważać je za bardzo prawdopodobne. Przygaśnięcie Proximy oznaczało zagładę życia przede wszystkim na Temie. Urpianie potrafili bowiem zabezpieczyć się odpowiednio przed śmiertelnym mrozem kosmosu. Świadczy o tym najlepiej utrzymanie się aż do dziś w podziemnych miastach niektórych roślin i zwierząt. Urpianie jednak tęsknili za wolną, rozkwitającą swobodnie przyrodą. Dlatego z głębokim pietyzmem, a nawet kultem odnosili się do wszystkiego, co żyje. Ta tęsknota odbija się wyraźnie w ich twórczości artystycznej, począwszy od motywów liści w płaskorzeźbach, a skończywszy na dostosowaniu do warunków naturalnych architektury hal wypełnionych roślinnością. Sądzę, że straszna była dla nich świadomość, nieuchronnej zagłady ostatniego naturalnego ogniska życia w Układzie Proximy. Archeolog przerwał na chwilę.

— Czy nieuchronnej zagłady? — zapytał podnosząc nieco głos. — Otóż nie. Urpianie posiadali już wówczas tak potężne środki techniczne, że mogli i tu zwyciężyć przyrodę. Ale na to, by zmienić orbitę planety, trzeba było dysponować dostatecznie wielką masą grawitacyjną, i to krążącą możliwie blisko Temy. Takim globem o dużej masie mogła być tylko Urpa B — największy księżyc w Układzie Proximy. Urpianie postanowili poświęcić swe sztuczne słońce, swe oazy ciepła, ażeby uratować życie na Temie. O tym, w jaki sposób to osiągnęli, mówił już Dean. Istnieje tu dla mnie pewna niejasność: dlaczego planeta X po wykonaniu swego zadania uległa zagładzie? Może ktoś z was przedstawi jakąś hipotezę w tej sprawie?

— Myślę, że nie jest to zagadka zbyt trudna — odezwał się Nym. — Są dwie, a właściwie nawet trzy możliwości. Pierwsza, mniej prawdopodobna, że Urpianie celowo zniszczyli planetę X. Po przesunięciu Temy planeta X poruszała się prawdopodobnie po bardzo wydłużonej orbicie, w płaszczyźnie układu, przecinając drogi innych planet. Groziło to zderzeniem, przy czym największe prawdopodobieństwo katastrofy dotyczyło Urpy i Temy, które mają stosunkowo krótki czas obiegu. Dlatego najsłuszniej było rozbić planetę X na drobne ciała, co zresztą nie w pełni się udało. Oczywiście trzeba założyć, że dalsze pogłębianie lejów, w których przebiegły reakcje jądrowe na planecie X, było niemożliwe bez spowodowania rozpadu całej planety i Urpianie nie byli w stanie ustawić jej na dowolnej orbicie. Druga hipoteza tłumaczy katastrofę zbyt bliskim przejściem Urpy B obok Proximy, w okresie gdy skorupa planety była już poważnie nadwerężona „działalnością rakietową”. Po przeprowadzeniu tak gigantycznego eksperymentu powstały ogromne leje sięgające setek kilometrów i właściwie trudno było mówić o stałej skorupie planety. Trzecia, najprawdopodobniejsza hipoteza zakłada, że Urpianie usiłowali po zmianie orbity Temy uczynić z planety X jej księżyc. Wobec bliskości Proximy przedsięwzięcie zakończyło się niepowodzeniem: planeta X uległa zagładzie. Kora uniosła rękę.