Najbardziej prawdopodobna wydaje mi się następująca hipoteza — mówił Allan. — Przodkowie Urpian byli zwierzętami zamieszkującymi zbocza górskie, gęsto porosłe karłatowatymi drzewami zbliżonymi zewnętrznie do kosodrzewiny. Zwierzęta te żywiły się owocami oraz polowały na drobne zwierzątka buszujące wśród gęstwiny. Te niskopienne drzewa zabezpieczały Praurpian przed atakami dużych drapieżników, gdyż urpiańska „kosówka” była zbyt gęsta, aby mogły się w niej swobodnie poruszać większe istoty. Waga ciała zwierzo-urpian była nieduża, a kończyny ich miały wybitne zdolności chwytne. Prawdopodobnie były to pierwotnie zwierzęta leśne, zbliżone niektórymi cechami do małpiatek. Przeniosły się one w tereny górskie, wykorzystując zdolność skakania po gałęziach do poruszania się po owej kosówce. Nie załamywała się pod nimi, gdyż rozkładały ciężar ciała na kilka gałęzi. Były bardzo zwinne i ruchliwe. Łączyły się w stada, co dawało im w tych warunkach znaczną przewagę nad innymi zwierzętami. Jeśli nawet jakiś groźny drapieżnik zapędził się w ich teren, mógł paść ofiarą zwierzourpiań, zaplątawszy się w gęstwinie. W zdobywaniu pokarmu zasadniczą rolę odgrywały, wobec słabości szczęk, kończyny chwytne. Spośród czterech kończyn i długiego ogona funkcję tę najlepiej spełniały kończyny znajdujące się blisko głowy. Stopniowo, w miarę mijania tysiącleci, zwierzourpianie coraz częściej posługują się tymi kończynami przy zdobywaniu pożywienia, a więc i w czasie polowania w gęstwinie. Funkcję utrzymywania się na powierzchni kosówki przejmują dwie kończyny dolne oraz ogon, który nabiera coraz więcej cech kończyny chwytne j. Wreszcie ogon ten, zaopatrzony przy końcu w wyrostki kostne, wykształcił się tak dalece, że z powodzeniem spełniał rolę trzeciej nogi. Doprowadziło to do podziału funkcji kończyn na dolne, utrzymujące ciało, oraz swobodne kończyny górne, przysposobione teraz do spełniania bardziej złożonych funkcji.

— Można więc przyjąć, że w tym okresie Praurpianie przybierają postawę wyprostowaną? — wtrącił Igor.

— Powiedzmy, wpółwyprostowaną — zastrzegł Allan. — Przecież polując na małe zwierzątka wśród kosówki, sięgali łapami w dół. Stąd warunki sprzyjające wydłużeniu się kończyn górnych. W tym okresie zjawiają się prawdopodobnie pierwsze narzędzia w postaci, powiedzmy, patyków, które służą niejako do dalszego przedłużenia rąk. Praurpianie poczynają się orientować, że patyki te mogą być użyteczne w walce z osaczonym drapieżnikiem, zwłaszcza gdy bierze w niej udział wielu osobników. Tymczasem warunki klimatyczne na Urpie zaczynają się stopniowo pogarszać. W górach powstają lodowce. Chronienie się w grotach już nie wystarcza. Trzeba się cofać w dół, coraz dalej i dalej, ku dolinom. Ale w dolinach nie ma kosówki. Są za to drapieżniki polujące po stepach i lasach. Praurpianie potrafią już jednak polować w gromadzie. Ułatwia im to postawa wyprostowana oraz doskonalone stopniowo narzędzia ataku i obrony. W stepie nie porzucają już postawy pionowej, z wielką prędkością poruszają się po ziemi na trzech dolnych kończynach. W tym czasie zwiększa się też gwałtownie objętość mózgoczaszki. Ale klimat staje się coraz bardziej surowy. Praurpianie, których liczba stale rośnie, szukają schronienia nie tylko w grotach, lecz również w norach wygrzebywanych w ziemi wspólnymi siłami za pomocą prostych narzędzi. Jednocześnie udoskonalił się i rozszerzył system sygnałów porozumiewawczych, przekształcając w to, co nazywamy mową artykułowaną.

— Czy można mówić o artykułowanych dźwiękach? — zdziwiła się Rita.

— Nie powiedziałem bynajmniej, że myślę tu o dźwiękach — sprostował żywo Altan. — Sprawa systemu porozumiewania się u Urpian, jak i wielu innych zwierząt urpiańskich, nie jest jeszcze dostatecznie zbadana. Przypuszczalnie dźwięki, jakie one wydają, są zjawiskiem ubocznym, a główną rolę odgrywają tu fale elektromagnetyczne. Ale niewątpliwie — mowa Urpian istnieje — bez tego nie mogliby stać się istotami rozumnymi. Mimo poważnych różnic w przebiegu ewolucji ludzi i Urpian, podstawowe prawa przeobrażania się zwierzęcia w istotę rozumną działały tu podobnie.

To chyba wszystko, co miałem na razie do powiedzenia. Teraz proszę o za^ branie głosu Korę, jako fizjologa i psychologa — Allan skłonił głowę przed uczoną.

Kora wstała i podeszła do stolika projekcyjnego, przy którym siedziała Daisy. Naradzały się przez chwilę szeptem, po czym na ekranie ukazało się drobne, pokryte jakby szarym puchem ciało istoty o pięciu kończynach i dużej, nieco spłaszczonej głowie.

— Zajmę się przede wszystkim Urpianami i Temidami — rozpoczęła. — Wprawdzie Urpian nie ujrzeliśmy dotąd żywych i chyba nieprędko ich ujrzymy… Wprawdzie materiały dotyczące ewolucji i historii Urpian są nie mniej skąpe niż dotyczące Temidów… A jednak są oni nam bliżsi niż niejedna istota zwierzęca zamieszkująca Ziemię, mimo że ze wszystkimi zwierzętami Ziemi jesteśmy przecież bliżej lub dalej spokrewnieni.

Dlaczego oni są nam tak bliscy? Jakie jest podobieństwo między nami a Urpianami? — wskazała na ekran. — Czaszki ich są skonstruowane i wyskle-pione zupełnie inaczej niż nasze. Oni poruszają się na trzech nogach, my — na dwóch. Inna jest budowa ich szkieletów. Wiele narządów wewnętrznych jest dla nas zagadką, której rozwiązanie wymaga szczegółowych badań. Kończyny, zwłaszcza górne, mają blisko dwa razy więcej stawów niż nasze. Wzrost ich przeważnie nie przekracza metra. Nie mają nosa, uszu, ust podobnych do naszych. A jednak, nawet gdybym nie wiedziała o stworzonej przez nich cywilizacji, myślę, że i tak odczuwałabym nieodparte wrażenie, że jest w nich coś z ludzi, że mają z nami wiele wspólnego. To wspólne polega na wspomnianej już przez Allana jedności praw ”rozwoju. Chociaż formy ukształtowania się organizmów mogą być najróżniejsze, jednak prawa przyrody są te same. Stąd z różnych punktów wyjścia, różnymi drogami ewolucji powstają istoty rozumne o pewnym zespole podobnych cech. Czy to pięciopalczasta ręka człowieka, czy błonochwytna dłoń Temida, czy długie, parami przeciwstawne cztery palce Urpianina, czy jeszcze inna dłoń istoty rozumnej, różna od naszej kształtem i konstrukcją — zawsze będzie to „ręka”: organ umożliwiający wykonywanie złożonych funkcji, niezbędny do wytwarzania narzędzi i posługiwania się nimi. Podobnie niezbędne jest dla wszystkich istot rozumnych posiadanie zmysłu umożliwiającego szybką i dokładną orientację w przestrzeni. W zespole warunków, jakie panują na Ziemi, Urpie i Temie, takim zmysłem jest organ wykorzystujący zjawiska świetlne i opierający się na zasadzie camera obscura, czyli oko, wzrok, a ściślej: co najmniej dwoje oczu umożliwiających widzenie przestrzenne, stereoskopowe. W dziedzinie mowy może być większa różnorodność, byle tylko nadajniki i odbiorniki, jak też sam nośnik informacji, umożliwiały tworzenie grup sygnałów w stosunkowo prosty sposób. U ludzi i Temidów rolę nośnika spełniają fale dźwiękowe z tym, że skala i częstość drgań są tu różne. U Urpian rolę nośnika pełnią fale elektromagnetyczne. Mają oni organa wysyłające zespoły impulsów i zmysły, którymi te sygnały odbierają. Teraz kilka przykładów. Zobaczycie, jak organa, z wyglądu bardzo różne, mogą spełniać podobne funkcje.

Na ekranie poczęły ukazywać się prześwietlenia i rysunki. Kora w krótkich słowach zapoznała kolegów z dotychczasowymi wynikami prac zespołu, w którego skład wchodzili oprócz niej Renć, Zoja, Will i Daisy.

Przed zamknięciem przedpołudniowych obrad zabrała jeszcze głos Zoe, wygłaszając krótkie sprawozdanie z wyników badań przeprowadzonych w ramach programu Torus. Program ten, stanowiący kontynuację podjętych przed dwoma laty poszukiwań przyczyny cyklicznych zakłóceń łączności radiowej, uległ koniecznemu ograniczeniu po odkryciu cywilizacji urpiańskiej i koncentracji sił na badaniach podziemnych miast. Tylko trójosobowy zespół — Zoe, Nym i Zina — zajmował się metodycznie i planowo rzadkimi, ale niewątpliwymi faktami manifestowania się aktywności „pyłowców” — jak od pewnego czasu zaczęto nazywać zagadkowe twory pojawiające się w pobliżu baz ekspedycji.