Изменить стиль страницы

Była to praca uciążliwa ze względu na szybkość, jakiej wymagało operowanie aparaturą w myśl ścisłych dyrektyw A-Cisa nieustannie napływających z Astrobolidu. Naprawą zniszczonych urządzeń zajęło się razem z Lu dwóch inżynierów bioelektroników, którzy przylecieli z nim z Ziemi. Pomoc większej liczby ludzi była zbędna.

— Czekasz na kogoś? — spytał Ber zauważywszy, że Lu co chwila zerka na zegarek.

— Nie.

— Czy obawiasz się, że nie zdążysz?

— Bardzo.

Ber zmarszczył brwi. W zdenerwowaniu machinalnie potarł dłonią czoło. Lu drgnął, jakby sobie coś przypomniał. Nie odrywając się od pracy powiedział dobitnie:

— Ludzi odeślij! Natychmiast! Po krótkiej chwili dodał:

— Niech ludzie zaraz lecą na Ziemię. Za kilka minut mogą już nie zdążyć.

— Więc sytuacja jest tak groźna? — porywczo spytał Ber.

Teraz Lu odwrócił się na moment. Oczy jego spotkały się z oczami Bera.

— To już koniec — powiedział spokojnie. Ber zmartwiał z wrażenia.

— I ty nic nie mówisz?

— Przecież mówię — odparł Lu. Zapanowała chwila kłopotliwego milczenia.

— Wyjaśnij! — rzucił Ber rozkazująco.

— Jesteśmy na wulkanie. Pod nami jezioro lawy z każdą minutą roztapia coraz wyżej położone skały. Promieniotwórczość okolicy zabójcza. Silikoki przekroczyły wał otaczający urządzenia. Za chwilę mogą być tutaj. My zostaniemy, lecz po co reszta ludzi ma zginąć? Każ im natychmiast odlecieć. Także ty odleć. Wystarczy trzech.

— Czy zdążymy uruchomić Pamięć Wieczystą? — zapytał Ber, siląc się na spokój.

— Nie wiem — odparł krótko Lu.

— Ja zostaję — powiedział twardo Ber. — Odeślę ludzi. Rozporządzaj mną wedle potrzeby.

JEDNA MINUTA

Szybkimi ruchami pięciu kończyn A-Cis zrzucił krępujący jego ruchy zewnętrzny skafander. Równocześnie aparat tłumaczący przekazał jedyne słowo Urpianina zwrócone do czterech obecnych ludzi:

— Uciekajcie!

— Zostaniemy — odpowiedział Lu.

— Zostaniemy — powtórzyli pozostali. Ber z głębokim przejęciem patrzył na Lu. Tymczasem A-Cis kontynuował:

— Bracia Ziemianie, nie jesteście m tutaj potrzebni!

W oczach Bera pojawił się niepokój. A-Cis odpowiedział, przechwytując jego myśl:

— Nie obawiajcie się! Zrobię, co będę mógł.

— Już się nie obawiam. Przepraszam cię, A-Cis — zmieszał się Ber.

— Za kilka minut nie wyjdziecie stąd żywi. Po co, skoro nic nie możecie pomóc? Ja sam zostanę. Szkoda czasu na mówienie. Tym razem musicie mnie posłuchać.

Nie sprzeciwiali się. Wiedzieli, że A-Cis ma znacznie rozleglejsze możliwości.

Urpianin pozostał sam. Zajął miejsce sparaliżowanych ogniw dyspozycyjno-kierow-niczych Pamięci Wieczystej. Włączając się w obwód wraz ze swoim dublomózgiem, mógł teraz korzystać bez ograniczeń z całej wiedzy zgromadzonej dotąd przez mido i zmagazynowanej przez Pamięć Wieczystą. A była to wiedza ogromna i bardzo zróżnicowana. Specjalnie nastawiona na zwalczanie silikoków, nie ograniczała się bynajmniej do gromadzenia tylko tych faktów, które bezpośrednio dotyczyły krzemowych mikrobów i ich potężnych mocodawców — Silihomidów.

Zasób informacji tej Pamięci Wieczystej, choć nierównie uboższy od jej pierwowzoru w Układzie Tolimana, od stuleci nieustannie rozbudowywanego przez Urpian, sięgał wszystkich dziedzin nauk przyrodniczych. Było to niezbędne, aby przedsięwziąć generalną kampanię mającą na celu, po nader szczegółowym przygotowaniu ofensywnego planu walki, doszczętne wygubienie silikoków. Zadaniem tego supermózgu miało być później także rozpracowanie Silihomidów oraz metod porozumienia się z tymi dziwnymi istotami. A-Cis bowiem, podobnie jak Bandore i Kruk, skłonny był oszczędzić ich, a nawet przetransportować na Merkurego, oddając im ten glob w niepodzielne władanie. Ale to były sprawy dalsze, wymagające uzgodnienia z Komitetem Obrony Ludzkości. Tymczasem obowiązywała walka na śmierć i życie.

Pierwsze rozpoznanie, jakie uzyskał A-Cis, nakazywało natychmiastowy powrót: skafander, w którym przybył, wcale nie chronił go przed atakiem silikoków. Cały teren był już przez nie opanowany. Wydobywały się koloniami z głębi skał, z formacji przyległych do jeziora lawy podmywającego coraz wyższe warstwy gruntu.

Rozporządzał tylko jedną minutą. Po jej upływie skafander zostanie rozłożony przez krzemowe bakterie, które z kolei zaczną rozkładać ciało Urpianina.

Wiedział, że powinien natychmiast odlecieć. Tak nakazywała mądrość urpiańska. A jednak jakiś wewnętrzny przymus trzymał go kurczowo na miejscu.

A-Cis sześćdziesięciokrotnie przyspieszył przebieg reakcji zachodzących w jego organizmie. W ten sposób minuta dla niego wzrosła do godziny. W ciągu tej krytycz-nej minuty postanowił stworzyć ośrodek dyspozycyjny. Jeśli nie zdąży — przepadło wszystko.

W błyskawicznym tempie uruchomił za pomocą jedynego mido niezliczone agregaty precyzyjnych urządzeń, mających w sumie sprostać rozlicznym obowiązkom dyspozytora i koordynatora pracy wielkiego mózgu. Z napięciem ważył w myślach sens podjęcia walki z silikokami już teraz, z wykorzystaniem środków ataku naprędce skonstruowanych przez mido, aby przeciwdziałać groźbie wybuchu wulkanicznego, który rozsadziłby cały teren. Był pewien, że w ciągu minuty z pewnością to nie nastąpi. W tej sytuacji nie wolno było rozpraszać sił i środków. Skupienie ich na uruchomieniu Pamięci Wieczystej stanowiło rękojmię zwycięstwa.

Upływały sekundy, które dla A-Cisa były minutami. Pracował w napięciu, choć przychodziło mu to coraz trudniej. Odczuwał dojmujący ból mięśni. Tkanki jego ciała dotkliwie przeżerało wewnętrzne gorąco.

Wokół niego, już na obszarze głównych urządzeń supermózgu, zaczęły przenikać na zewnątrz przez szczeliny gazy wulkaniczne, rozpraszające się w niezmiernie rozrzedzonej atmosferze księżycowej.

A-Cis wiedział, że mógłby się jeszcze uratować. Medycyna urpiańska leczyła zgorzel silikokową. Ale wiedział też, że nie może teraz przerwać tego, co robi i wrócić na Astrobolid.

A-Cis tworzył, cierpiał i myślał jednocześnie. Tempo odbudowy zniszczonych urządzeń ośrodka dyspozycyjno-kierowniczego Pamięci Wieczystej, precyzja i sumienność w montowaniu agregatów ani trochę nie ucierpiały na tym, że A-Cis medytował również nad zagadnieniami tylko jakąś bardzo ogólną, filozoficzną więzią związanymi z obecną sytuacją.

Patrzył wstecz na swoje życie; trzeźwo i bez żadnych poetyckich upiększeń, tak trzeźwo, jak mógł to uczynić tylko Urpianin. Zdawał sobie sprawę, że żył czterokrotnie dłużej, aniżeli to było udziałem ludzi. W tym czasie dokonał nieporównanie większej pracy myślowej niż najgenialniejszy człowiek. Posługiwał się dublomózgiem, miał jakże często dostęp do Pamięci Wieczystej z zawartą w niej całą mądrością urpiańska.

Z tego, co zdołał podpatrzyć, przetrawić i nauczycie od ludzi w ciągu trwającej dwadzieścia pięć lat podróży na Ziemię, nie wywnioskował bynajmniej, aby doznania każdego ludzkiego życia zamykały się uboższą sumą wrażeń. Wrażenia te, daleko bardziej urozmaicone, na razie wydawały mu się mniej cenne od urpiańskich — zwłaszcza dlatego, że były ludzkie, a przez to samo obce, dalekie, niepojęte.

Jednak ta obcość ludzi, zwłaszcza gdy przybył do Układu Ziemi, z dnia na dzień rozpływała się jakoś, stawała się mniej istotna, a chyba nawet coraz mniej rzeczywista. Nie wyrażało się to niestety, bo nie mogło, w konkretnym, dogłębnym zrozumieniu przez A-Cisa ludzkiej psychiki. Zdawał sobie z tego sprawę i jakże często odczuwał żal, że bogaty krąg emocjonalnych wrażeń, połączony z ludzkim i tylko ludzkim widzeniem życia i świata, wszystko to, co składało się na nierozerwalny kształt kultury i intelektu, pozostanie dla niego na zawsze niezrozumiałe.

Świadomość tego pojawiła się w mózgu A-Cisa już w pierwszej fazie zetknięcia z Ziemianami. Ludzi zakochanych, ludzi marzących o wielkich odkryciach, ludzi aż do bólu tęskniących za swą kosmiczną ojczyzną oddaloną o lata świetlne, ludzi do szaleństwa roz miłowanych w wolności i każdej chwili gotowych bronić jej za cenę życia obserwował chłodno, jak obiekty eksperymentalne. Ale coś z tego osobliwego świata, obcego, niezrozumiałego, a przecież bardzo bogatego sączyło się weń powoli, nieustannie, jak woda drążąca kamień. Zaczął chwilami odczuwać jakiś skryty, niejasny niepokój, którego W jego duszy, poddanej wyłącznie dyscyplinie rozumu, nie byłoby zdolne zrodzić żadne zjawisko z urpiańskiego świata. Reakcje ludzi, ich opór w poddawaniu się urpiańskim doświadczeniom, pogłębiały ten niepokój.